Nie możemy się zniechęcać. Rozmowa o ewangelizacji w Szwecji [MISYJNE DROGI]

Rozmowa z o. Ludwikiem Spałkiem OMI o sensie ewangelizacji w przestrzeniach bogatych europejskich miast, gdzie nie ma chrześcijan i o życiu wśród osiedli muzułmańskich w Malmö w Szwecji, gdzie muzułmanki przynoszą kwiaty do Maryi.

Marcin Wrzos OMI (MW): W Szwecji postępuje laicyzacja, jest coraz mniej osób wierzących, przybywa ludzi innych religii, np. hinduistów, muzułmanów. Katolików jest może z 1,2%. Czy mimo wszystko warto, by oblaci pracowali w tym państwie?

Ludwik Spałek OMI: – Oczywiście, że tak. Jeżeli jest laicyzacja, jeżeli jest coraz mniej katolików, jeżeli przybywa innowierców – to musi być jakaś przeciwwaga. My, oblaci, jesteśmy zawsze po stronie tych, którzy potrzebują pomocy, po stronie ubogich. Ludzie, wśród których nie ma Boga, nie mają oparcia w wartościach, są wykorzystywani, manipulowani przez innych, nie wiedzą, co jest ważne. Każda obecność, głos sprzeciwiający się takim trendom – są cenne.

>>> Kard. Arborelius po zamieszkach w Szwecji: brakuje integracji

Agata Stolarska (AS): Czyli trzeba docierać z Ewangelią do takich miejsc i ludzi. Nie zniechęcać się.

– To dzieje się nie tylko w Szwecji. Tak jest wszędzie w Europie. Widzimy, jak to wygląda teraz w Polsce. I to nie znaczy, że mamy się nagle obrażać na otaczający świat, wycofać się z pracy w Polsce i wyruszyć do Kamerunu czy na Madagaskar.

Fot. WOJCIECH ANDRZEJ MICHALECKI

MW: Był rok 1966, gdy dotarli do Szwecji pierwsi oblaci z Polski.

– Tak. Pierwsi polscy oblaci – było ich czterech – przybyli do Szwecji dokładnie 21 marca. Byli to młodzi ojcowie: Jan Kalyta, Wilhelm Imach, Tadeusz Franków i Jerzy Dulat, który potem wystąpił ze zgromadzenia. Doświadczyli tego, że ewangelizacja wśród Szwedów jest szczególnie trudna ze względu na obojętność religijną, a także materializm praktyczny i mentalność zamkniętych w sobie ludzi Północy.

MW: Odnalazłem notatkę z 1962 roku, z której wynika, że biskupem w Sztokholmie był oblat, o. John Taylor, który potem zaprosił oblatów do Szwecji.

– Byłem wówczas w seminarium. Oblaci amerykańscy przybyli do Skandynawii z powodu NATO. Byli kapelanami wojsk amerykańskich w Niemczech i Danii. Ojciec Taylor pracował wpierw wśród nich, a następnie utworzył misję na Grenlandii – która państwowo należy do Danii – i posługiwał wśród zamieszkujących ją Inuitów (Eskimosów). Gdy poprzedni biskup w Sztokholmie – Knut Ansgar Nelson OSB – odszedł ze stanowiska, nowym biskupem wybrano ojca Johna. Nasz ówczesny prowincjał Józef Kamiński był przyjacielem nominata. Wysłał życzenia, w których złożył mu gratulacje z powodu zastania biskupem. Pisał, że polscy oblaci nie są w stanie dać mu żadnego prezentu, ale jakby potrzebował księży – to nie ma problemu. Biskup Taylor odpowiedział, że to byłby największy prezent, jaki mógłby otrzymać. Od razu zaprosił polskich oblatów do Szwecji. Przygotowania do wyjazdu trwały kilka lat. Komuniści dopiero w 1966 roku zgodzili się na wyjazd pierwszych księży do Skandynawii, wśród których byli właśnie oblaci.

MW: Patrząc na czas, to prawie 60 lat obecności oblackiej. Jednak coraz mniej jest katolików w Szwecji. Można powiedzieć, że ponieśliście porażkę?

– Nie można. To setki tysięcy Komunii, spowiedzi, Eucharystii, bierzmowań. Nawrócenia. Ludzkie historie pisane ręką przez Boga.

AS: Teraz oblaci są obecni w Landskronie, Kristianstad-Hässleholm’ie, Malmö-Rosengårdzie i Ystad. Początkowo pracowali jedynie wśród Polaków, którzy wyemigrowali z PRL-u politycznie, a potem za pieniądzem?

– Zawsze pracowaliśmy dla wszystkich – od samego początku. Mówiło się, że jedziemy do Polonii, ale my ciągle pracowaliśmy wśród wszystkich ludzi. Zostałem posłany do Szwecji rok po przybyciu pierwszych braci. 25 lipca 1967 roku przyjechaliśmy tu z o. Teodorem Famułą. Jako oblaci jesteśmy, zazwyczaj, wpierw wikariuszami w szwedzkich parafiach. Można powiedzieć, że wśród Polaków zaczęliśmy pracować dopiero w Malmö, gdy było tu już nas więcej. Zaczynał to o. Rudolf Basista na początku lat 80. ubiegłego wieku.

AS: Macie w parafii jednak nie tylko msze po polsku i po szwedzku.

– W niedzielę mamy msze św. i duszpasterstwo osób mówiących po szwedzku (jedna msza św.), po polsku (dwie msze św.), ale też mamy liturgie po chorwacku, kreolsku, ukraińsku, arabsku, wietnamsku… Każdy z nas posługuje się co najmniej dwoma, a czasem i większa liczbą języków.

Fot. WOJCIECH ANDRZEJ MICHALECKI

AS: To duszpasterstwo jest bogate. To parafia wielokulturowa.

– Pod względem językowym na pewno tak. Na te msze przyjeżdżają księża, którzy posługują się tymi językami. Są odpowiedzialni za ewangelizację wśród ludzi z danego kraju i potem jeżdżą po parafiach w Szwecji, w których zbierają się dani wierni. Do niedawna mieliśmy nawet duszpasterza osób głuchoniemych, który raz w miesiącu odprawiał Eucharystię. Przeszedł na emeryturę i teraz szukamy nowego „migającego” księdza.

AS: Polacy mieszkający w Szwecji angażują się w działania Kościoła katolickiego?

– Niektórzy tak, wtedy działają przy Polskiej Misji Katolickiej. Tu w Malmö sporo dzieje się w języku polskim są chociażby Przyjaciele Misji, stowarzyszenia polonijne, ministranci. W innych miastach raz w miesiącu celebrowana jest msza św. po polsku. Polaków zaangażowanych mogłoby być jednak więcej.

MW: Rosengård (Ogród Różany), gdzie mieszkacie, to była kiedyś dzielnica katolicka w Malmö.

– Nie była katolicka. To była zwykła dzielnica, choć ze znacznie większym udziałem procentowym mieszkających w niej katolików. Budowano tu komunalne mieszkania. W tej części miasta było najwięcej biednych obcokrajowców, a więc też Polaków. Gdy przybyliśmy do Malmö, to naturalnie szukaliśmy miejsca, w którym byli Polacy. Dostaliśmy teren, na którym nic nie było – były tylko pola, łąki i mieszkania.

MW: Można zaobserwować trend, że z tych mieszkań komunalnych wyprowadzili się Polacy i inni obcokrajowcy. I teraz jest to muzułmańska część miasta, a niektórzy mówią, że ich getto. Da się tu w ogóle mieszkać, żyć?

– Żyjemy i nawet źle nam nie jest. Jesteśmy otoczeni muzułmanami. Śmiejemy się, że mamy najlepszą ochronę, bo naokoło mieszkają muzułmanie. Gdyby ktoś chciał nam coś zrobić, to do nas nikt nie przyjdzie, bo musiałby przedrzeć się przez osiedla muzułmańskie. Muzułmanie parkowali na naszym terenie, naprawiali auta, a smarkacze rzucali w nasze budynki jajkami i kamieniami dla zabawy – to raczej nie były prześladowania, a po prostu psikusy dzieciaków. Od czasu zrobienia ogrodzenia nie było żadnego incydentu.

AS: To da się pokojowo żyć obok siebie?

– Da się. Jednak to specyfika Szwecji, tutejszej mentalności. Żyjemy obok siebie, ale nie wchodzimy w relacje. Jest to swojego rodzaju symbioza, w której jednak jesteśmy w zdecydowanej mniejszości. Jestem od 1999 roku w Malmö, ale zauważam, że nie przyjaźnimy się głębiej z sąsiadami, którzy są wyznawcami islamu.

Fot. WOJCIECH ANDRZEJ MICHALECKI

MW: Chciałbym, aby było inaczej. Warto budować mosty, choć może przy mentalności zamknięcia – nie da się. Wasz sposób życia jest świadectwem, budynki kościelne, które są w samym centrum dzielnicy także. Pokazujecie, że wyznajecie wiarę w Chrystusa.

– Jeden z poprzednio pracujących tu ojców – Sebastian Stasiak – postawił przed kościołem około dwumetrową figurę Matki Bożej. I okazuje się, że muzułmanie, przechodząc obok, często się modlą przy tej figurze. Muzułmanki zostawiają kwiaty, zapalają świece. Przychodzą nawet do kościoła – gdy mają jakieś problemy małżeńskie, to zapalają świecę dla Matki Bożej. Oni czczą Maryję, jako matkę Jezusa, który dla nich jest prorokiem. Wówczas jest szansa na krótką rozmowę. Staramy się być świadectwem.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze