Śmierć starożytnych: od lęku do ufności [MISYJNE DROGI]
W starożytności obawiano się zmarłych. Urządzano z rozmachem obrzędy pogrzebowe, aby ci nie wyrządzili krzywdy żyjącym. Chrześcijanie przynieśli nadzieję i swoją troskę o przyszłość zmarłego.
Czy chrześcijanie starożytni wypracowali własny ryt pogrzebu? W zderzeniu z pogańskim formalizmem widać, że bliższy im był raczej jakiś bardzo prosty obrzęd, który – choć nie miał cech sztywnego schematu – z czasem tu i ówdzie stał się zwyczajem. Dopiero średniowiecze przyniesie ściśle określony chrześcijański ryt pogrzebowy.
>>> A czy w trumnie jest się w ubraniu? Dzieci pytają o śmierć
Pogrzeb u Rzymian
W pogańskim świecie Rzymian ceremonie żałobne uważano za konieczność. Duchy zmarłych dobrze odprawione w zaświaty stawały się bóstwami przychylnymi dla domostwa: larami i penatami. Żywi byli winni zmarłym pochówek zgodny z rytuałem oraz określony czas żałoby. Źle pożegnani przodkowie mogli szkodzić żywym, stając się złośliwymi istotami, lemurami. Umyte zwłoki namaszczano olejem i perfumowano, na głowę kładziono girlandy. Na twarz nakładano podobiznę zmarłego w postaci gipsowej bądź glinianej maski. Idąc za zwyczajem greckim, zmarłemu wkładano do ust monetę na opłatę za czekającą go w Hadesie przeprawę przez Styks. Zwłoki wystawiano na łożu przyozdobionym kwiatami. W kondukcie żałobnym na cmentarz szły płaczki. Niesiono wspomniany wizerunek zmarłego oraz podobne gipsowe przedstawienia jego przodków. Do końca II w. po Chr. na ogół ciało poddawano kremacji na wyznaczonym placu przy cmentarzu. Stos podpalał syn zmarłego lub inny krewny płci męskiej. Popiół zsypywano do urny, którą składano do grobu albo do niszy w tak zwanym kolumbarium. Kontakt ze zwłokami ludzkimi skutkował nieczystością rytualną, dlatego żałobnicy po pogrzebie myli się. Następnie składano larom w ofierze barana i zasiadano do wspólnej uczty w domu zmarłego.
>>> Śmierć i Famadihana na Madagaskarze [MISYJNE DROGI]
Prostota obrzędów chrześcijańskich
Pogrzeb chrześcijański różnił się od pogańskiego, chociaż starożytne wzmianki na ten temat są stosunkowo skąpe. Św. Jan Chryzostom (+ 407 r.) w jednej z homilii grozi ekskomuniką tym, którzy wynajmą i zaproszą płaczki do domu zmarłego. Obecność kapłana i płaczek kłóci się ze sobą. Złotousty wskazuje pośrednio na praktykę odprawiania modlitw przez kapłana w domu zmarłego. Św. Grzegorz z Nyssy (+394 r.) upomina mniszki, które zgodnie ze starym zwyczajem „conclamatio”, czyli rytualnego lamentu przy pogrzebie, zawodziły i wykrzykiwały imię Makryny, jego zmarłej siostry i założycielki klasztoru. Nakazuje, aby zamiast zawodzić, z takim samym przejęciem śpiewały psalmy. Tak też się stało: przy jej trumnie przez całą noc śpiewano psalmy. Również inne źródła potwierdzają zwyczaj nocnego czuwania przed pogrzebem, połączonego ze śpiewem psalmów i hymnów. W „Oktawiuszu”, apologetycznym dziełku Minucjusza Feliksa (II/III w.), poganin Cecyliusz wyrzuca chrześcijanom, że nie dekorują głowy zmarłego wieńcem z kwiatów, nie perfumują ciała, nie składają wieńców przy grobie. Dla Tertuliana (+ po 220 r.) i innych pisarzy wieniec był atrybutem bóstw i wiązał się z kultem bałwochwalczym. Jednak Oktawiusz uzasadnia postępowanie chrześcijan raczej filozoficznymi racjami. Po co im pochodnie i girlandy? Zmarli przecież niczego nie czują swoimi zmysłami. Jeśli są tam szczęśliwi, to niczego nie dodamy im do szczęścia przez dekoracje; jeśli są nieszczęśliwi, w niczym im nie pomożemy. Prawdziwą ozdobą na ich pogrzebie jest nasze życie, a „wieńce” i „kwiaty” wręczy im Bóg, i to takie, które będą kwitły zawsze. Inicjatywa sprawowania Eucharystii za zmarłego należała zapewne do rodziny. Wzmianki starożytne sugerują dużą elastyczność w sprawowaniu Mszy św. Odprawiano ją czy to przed, czy po pogrzebie – nawet po kilku dniach. Na przykład kanony synodu afrykańskiego – w Hipponie w 393 r. – zabraniały celebracji Eucharystii w obecności zwłok i dzielenia „cząstki świętego ciała ze zmarłym”. Być może w ten sposób chroniono duchownych przed naciskami rodziny chcącej narzucić miejsce i czas liturgii. Dodajmy, że te same kanony przypominają kapłanom o obowiązku postu w ciągu dnia, aż do sprawowania Mszy św.
>>> Dobre przygotowanie do śmierci zmienia życie doczesne
Okres żałoby
Wspomnienie śmierci bliskiego nie kończyło się w dniu pogrzebu. U Greków czczono zmarłego jeszcze trzeciego, dziewiątego i trzydziestego dnia po zgonie, u Rzymian – tylko dziewiątego. Ostatnie wspomnienie zamykało czas żałoby. U Żydów miarodajny był okres żałoby trwający trzydzieści bądź czterdzieści dni. Czterdziestu dni potrzeba było na zabalsamowanie ciała patriarchy Jakuba (Rdz 50, 2), a „Izraelici opłakiwali Mojżesza na stepach Moabu przez trzydzieści dni” (Pwt 43, 8). Źródła wczesnochrześcijańskie wzmiankują o Eucharystii sprawowanej za zmarłego w trzeci, siódmy, dziewiąty, trzydziesty czy czterdziesty dzień po zgonie. Celebracja ta wiązała się pewnie z zakończeniem żałoby, której czas trwania zależał od lokalnej tradycji czy decyzji rodziny. U Rzymian celebrowano też urodziny zmarłego w ich rocznicę. Tertulian relacjonuje, że pewna chrześcijanka złożyła ofiarę w rocznicę zgonu swego męża, dobrze łącząc dawną tradycję rzymską z duchem nowej wiary. Przynosząc prawdę o zmartwychwstaniu ciał, chrześcijaństwo tchnęło nowego ducha w cmentarną obrzędowość. Uwalniając stopniowo człowieka od niewolniczego i przesądnego podejścia do rytu, w miejsce lęku przed zmarłymi przyniosło poczucie trwałej wspólnoty i troski o nich.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |