Ostatni król Rwandy – walka o pusty tron

Zmarły jesienią ostatni król Rwandy Kigeli V Ndahindurwa został w końcu pochowany w ojczystej ziemi, ale choć ten kraj w sercu Afryki nie jest monarchią już od ponad pół wieku, w rodzinie królewskiej wybuchła wojna o sukcesję.

Kigeli V, ostatni z władców Tutsi władających królestwami położonymi w regionie afrykańskich Wielkich Jezior, zasiadał na tronie niespełna pół roku. Objął go w 1959 r. jako 23-letni młodzieniec, Jean-Baptiste Ndahindurwa. Jako mwami, monarcha, przyjął imię Kigeli V. Już w pierwszym roku panowania nowego władcy w jego królestwie doszło do zbrojnego buntu. Podnieśli go Hutu, wieśniacy stanowiący trzy czwarte ludności kraju. Lata 60. okazały się w Afryce dekadą niepodległości. Jedne po drugiej kolonie Wielkiej Brytanii, Francji i Belgii ogłaszały niepodległość. Domagali się jej także władcy Tutsi z podległych Belgii królestw Rwandy i Burundi, więc do buntu przeciwko nim Belgowie podburzyli Hutów. Na przełomie lat 1959-60 w Rwandzie doszło do pierwszych pogromów Tutsich, a Kigeli V wraz z dworem uciekł z kraju. Walki Tutsich i Hutu miały potem złożyć się na całą niepodległą historię Rwandy, a w 1994 r. doprowadzić do ludobójczych rzezi, w których zginął prawie milion Tutsich. Pod nieobecność monarchy buntownicy Hutu przejęli władzę, a w 1961 r. przeprowadzili specjalny plebiscyt, po którym obalili monarchię i głosili Rwandę republiką. Kigeli zawsze utrzymywał, że wyniki referendum – 80 proc. zagłosowało za zniesieniem monarchii – zostały sfałszowane. Rok później Belgia przyznała krajowi niepodległość. W 1966 r. obalona została także monarchia w sąsiednim Burundi, ale tam mwamiego odsunęli od władzy jego generałowie i rodacy, Tutsi, by nie dopuścić do powtórki chłopskiej rewolucji z Rwandy.

Kigeli nigdy nie wrócił już do kraju. Po ucieczce z ojczyzny osiadł w Tanganice (dzisiejsza Tanzania), skąd przeniósł się do Ugandy, gdzie azyl zaoferował mu ówczesny tyran z Kampali Idi Amin. Kiedy w 1979 r. Amina obalono, Kigeli wyjechał do Kenii, do Nairobi, gdzie co niedziela przed jednym z kin zwoływał posiedzenia swojego dworu i udzielał posłuchań rodakom. W końcu, w 1992 r., wywędrował za ocean i zamieszkał w Stanach Zjednoczonych, których rząd przyznał mu azyl polityczny.

Już w Kenii Kigeli żył skromnie, ale w USA popadł w biedę. Żył w Falls Church w Wirginii, gdzie amerykańskie władze przydzieliły mu opłacane przez rząd mieszkanie i kartki na żywność. Utrzymywał się z zasiłków, do których dorabiał, nadając za drobną opłatą rwandyjskie tytuły szlacheckie. Na uchodźstwie pielęgnował królewskie tradycje Tutsich, a samemu będąc im wierny, wyrzekł się posiadania dzieci. Stary zwyczaj Tutsich zakazuje tego przywileju królom przebywającym na wygnaniu. Mimo ubóstwa prowadził też fundację dobroczynną, świadczącą pomoc rwandyjskim uchodźcom, a zwłaszcza sierotom, które straciły rodziców w ludobójczej rzezi z 1994 r.

„Jestem afrykańskim królem” – mówił o sobie sąsiadom w Wirginii. Nigdy nie przestał myśleć o powrocie do Rwandy. Liczył na to zwłaszcza po 1994 r., kiedy po studniowej krwawej wojnie partyzanci Tutsi pokonali zajętych pogromami Hutu i przejęli władzę w Kigali. Rozczarował się jednak gorzko, bo nowy przywódca kraju, były partyzancki komendant Paul Kagame nie życzył sobie powrotu króla do ojczyzny. W latach 1994-2000 rządził faktycznie jako wiceprezydent, a od 2000 r. już jako szef państwa. Zaprowadził w Rwandzie oświeconą dyktaturę i nie życzył sobie żadnego konkurenta do władzy. Spotkał się z Kigelim i powiedział mu, że w każdej chwili może wracać do kraju, ale nie jako król, lecz zwykły obywatel. Kigeli zaś chciał, by o przywróceniu monarchii i jego powrocie jako mwamiego zadecydowali w kolejnym plebiscycie sami Rwandyjczycy. Kagame stanowczo zaprotestował.

Relacje Kigelego z Kagamem, który w tym roku będzie ubiegał się o kolejną prezydencką kadencję (w zeszłym roku usunięto z konstytucji zapis o dozwolonych jedynie dwóch kadencjach), popsuły się na dobre, gdy pod koniec lat 90. były król zaczął spotykać się z przedstawicielami nieprzyjaznych Kagamemu rządów Konga, Angoli i Namibii (Kigeli mówił, że chciał jedynie doprowadzić do przerwania wojny domowej w Kongu, gdzie Rwanda wraz z Ugandą wspierała rebelię, a Angola i Namibia rząd z Kinszasy), a w Rwandzie królewscy zwolennicy zaczęli głośno domagać się przywrócenia monarchii konstytucyjnej i powrotu mwamiego. W odpowiedzi Kagame oskarżył monarchistów o antyrządowy spisek, kilkuset z nich kazał aresztować, a wielu innych – w tym przewodniczący parlamentu i wielu wyższych rangą oficerów – uciekło z kraju. Król oskarżył wtedy Kagamego, że jest „prawdziwym dyktatorem”.

Straciwszy nadzieję na powrót do Rwandy, ostatni jej król w październiku zeszłego roku zmarł na serce w Ameryce. Żył 80 lat. Zaraz po śmierci mwamiego przewodniczący Rady Królewskiej Abiru, utrzymujący, że był najlepszym przyjacielem króla Boniface Benzinge oznajmił, że Kigeli nie chciał być pochowany w Rwandzie. „Skoro nie pozwolono mu wrócić do kraju za życia, nie chciał też wracać tam po śmierci” – oświadczył Benzinge. Zaprotestowali przeciwko temu krewni króla mieszkający w Rwandzie. Wystąpili w tej sprawie do amerykańskiego sądu, a ten przyznał im prawo do pochówku Kigelego. W zeszłą niedzielę, trzy miesiące po śmierci króla, jego szczątki przywieziono z Ameryki do rodzinnej prowincji Nyanza i złożono do grobu obok jego brata i poprzednika na tronie, mwamiego Rudahigwy. Nie pochowano go po królewsku. Nie urządzono państwowej ceremonii, na cmentarzu nie pojawił się Kagame, który wydelegował na pogrzeb swoją minister sportu i kultury Julienne Uwacu. „Tak się nie chowa króla” – sarkali żałobnicy.

Jeszcze większe kontrowersje niż kwestia pochówku wywołała sprawa wyboru nowego króla. Przewodniczący Rady Królewskiej Benzinge oświadczył, że już w 2006 r. Kigeli na swojego następcę wyznaczył bratanka, brytyjskiego obywatela Emmanuela Bushayiję, właściciela firmy ochroniarskiej, który odtąd będzie panował jako mwami Yuhi VI. W ten sposób 56-letni rwandyjski książę Tutsi został formalnie pierwszym od śmierci brytyjskiego króla Jerzego VI w 1952 r. obywatelem Wielkiej Brytanii, który został ogłoszony królem. Wyborowi nowego mwamiego kategorycznie sprzeciwiła się mieszkająca w Rwandzie rodzina królewska. Wróble w Kigali ćwierkają, że królewscy krewni z Rwandy boją się Kagamego, który chce mieć decydujący głos także w sprawach nieistniejącej monarchii.

Fot. washingtonpost.com

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze