Ghana Fot. arch. prywatne

Rafał Dąbkowski OMI z Agbenoxoe: parasol to symbol władzy w Ghanie [+GALERIA]

Żyjąc nad największym sztucznym zbiornikiem wodnym w Afryce, jeziorem i jednocześnie rzeką Volta nie sposób nie wspomnieć o rybakach, a nawet o całych wioskach rybackich, które “jak grzyby po deszczu” rozrzucone są po całej okolicy.

Czekając na zakup motocykla obchodziliśmy je wspólnie w ojcem Danielem z Senegalu pieszo, niekiedy pokonując kilkanaście kilometrów jednego dnia (w porze suchej w spiekocie dnia, a w porze deszczowej w strugach deszczu); ale warto dla radości tych ludzi, do których nierzadko pierwszy biały człowiek zawitał od powstania wioski, tak na przykład było w malutkich wioskach Kapinta Kofie czy Avega, znajdujących się po drugiej stronie wgórza, o wdzięcznej nazwie “Małpia Góra”.

>>> Rafał Dąbkowski OMI o misji w Ghanie oraz o tym, kim jest brat zakonny [PODKAST]

Niełatwe do wypowiedzenia imiona

Chodzimy tam co tydzień, początkowo budząc zdziwienie i nieufność, a teraz nawet zapraszani na mały poczęstunek, rybacy sami pytają kiedy przyjdziemy następnym razem, aby przygotować trochę gotowanych słodkich ziemniaków i podać je z rybą i chili. Oni znają nas po imieniu i my staramy się ogarnąć niełatwe do wypowiedzenia, a czasem budzące uśmiech imiona jak Happy, Joy czy Freeman.

Fot. arch. prywatne

Podstawą lokalnej gospodarki jest rybołówstwo i wszystko co z nim związane, od połowu ryb na różne sposoby, przez produkcję bambusowych pułapek – koszy, plecenie sieci, gotowanie pokarmu na połów, by w końcu wędzona, smażona, pieczona czy gotowana ryba mogła trafić na stół lub na lokalny targ. Ryba to podstawa miejscowej kuchni i praktycznie każdy posiłek musi ją zawierać, nawet śniadanie można zacząć od słodkiej bułki z rybnym nadzieniem. Smakołykiem są malutkie smażone lub suszone rybki, które tu są nazwanie „jeden tysiąc w jeden w miesiąc”, a na niedzielnym stole nie może zabraknąć gotowanej lub pieczonej tilapi.

Fot. arch. prywatne
Fot. arch. prywatne

Parasol symbolem władzy

Jak to mówią w Europie mają zegarki, a w Afryce mają czas … dlatego nasze celebracje rozpoczęły się z godzinnym poślizgiem, dla ludzi to nic nadzwyczajnego spokojnie czekali w kościele, odmawiając wspólnie modlitwy oraz śpiewając przy akompaniamencie bębnów. Na uroczystości dopisali wierni z całej
parafii, niektórzy mieli do pokonania ponad godzinny marsz z Dafor-Tornu czy z Bame. Miejscowe zwyczaje podobne jak w Polsce, a więc po mszy świętej ruszyliśmy z procesją z Przenajświętszym Sakramentem, zamiast baldachimu był wielki parasol, to symbol władzy w Ghanie, bo wszyscy królowie, królowe czy szefowie wiosek podczas oficjalnych spotkań zawsze mają tron pod takim parasolem (w Tamale w katedrze taki parasol ma arcybiskup oraz … Pan Jezus w tabernakulum).

Fot. arch. prywatne

Cztery stacje, które w Polsce określane są jako cztery ołtarze tutaj to po prostu wybudowane domy dla Jezusa Eucharystycznego, tak się składa że w Agbenoxoe mamy cztery klany, które rządzą we wiosce, stąd
każdy klan przygotował jeden „ołtarz”. Przy każdym zaś takim namiocie modliła się jedna z czterech wspólnot z parafii, mamy wszak kościół w Agbenoxoe oraz trzy kaplice stacyjne w Dafor, Dafor-Tornu oraz Fesi-Bame. To właśnie świeccy odpowiadali za prowadzenie modlitw i śpiew, a młodzież ochoczo grała na bębnach chwaląc Pana także tańcem. Pogoda dopisała, podczas całej procesji przyświecało delikatne słońce i dopiero po powrocie do kościoła rozpoczęła się ulewa, oba znaki odczytano jako błogosławieństwo, bo deszcz w porze prac na roli jest tu niezbędny i wyczekiwany. Po ponad pięciu godzinach wspólnej modlitwy z Jezusem na naszych wiejskich ścieżkach i drodze krajowej odśpiewaliśmy łacińskie „Tantum Ergo Sacramentum”. Podczas ogłoszeń wspomniano o wyróżnieniu i diecezjalnej nagrodzie dla naszego miejscowego KSM czyli CYO, katolickiej organizacji młodzieżowej.

Galeria (5 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze