Różaniec w syberyjskiej tajdze
– Uwaga! Dzisiaj mamy sobotę, a więc części radosne różańca. Kto z was chce prowadzić kolejne tajemnice? – zapytały Ela z Kamilą, uciszając gromadkę wierszyńskich dzieci. – Ja! Ja! – przekrzykiwały się jedno przez drugie, podnosząc ręce jak najwyżej. – Dobrze, tak więc Danił – tajemnica pierwsza Zwiastowanie NMP, Gala – drugą, Dominika – trzecią. – Zgoda? – Tak! Ta scenka powtarzała się niemal codziennie w czasie naszego pobytu w Wierszynie, wiosce na Syberii położonej ponad 6,5 tysiąca kilometrów od Polski.
Różaniec od pierwszego dnia stał się dla nas, wolontariuszy prowadzących półkolonie „Wakacje z Bogiem”, istnym wyjściem awaryjnym w momentach, gdy dzieci włączały tryb „łobuzerski” w wersji zaawansowanej. Na hasło „odmawiamy różaniec” uspokajały się i grzecznie szły do ponad stuletniego drewnianego kościółka, aby tam zająć miejsca w pierwszych ławkach.
Dzieci w Wierszynie modlą się po polsku, w języku swoich przodków. Na początku XX w. kilkadziesiąt rodzin, głównie z terenów dzisiejszej małopolski zaryzykowało, często sprzedając cały dobytek, i wyjechało na daleką Syberię, szukając lepszego życia. Na miejscu warunki klimatyczne okazały się o wiele bardziej uciążliwe niż te panujące w Polsce, jednak hart ducha pozwolił im przetrwać. Obecnie w Wierszynie, po wielu latach represji i trudnościach życia codziennego, żyje ponad 500 potomków polskich emigrantów. Na ponad stuletnim cmentarzu, położonym na zboczu wzgórza nieopodal kościoła, można znaleźć nagrobki z polskimi nazwiskami. Także spacerując po wiosce nietrudno usłyszeć serdeczne „dzień dobry”. Myślę, że to wszystko sprawiło, że czuliśmy się tam jak w domu. Często wieczorem siedząc na ganku, rozwialiśmy o tym, że czujemy się jak w jednej z podkrakowskich wsi. Czasami nawet kusiło, aby zatelefonować do rodziny w Polsce, zapominając, że koszty połączeń są niebotyczne.
Do Wierszyny w ramach Wolontariatu Syberyjskiego (zorganizowanego przez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski) dotarliśmy w lipcu, w pierwszą sobotę miesiąca. Wybierając termin lotu, nie połączyliśmy go z faktem, że właśnie w lipcu Matka Boża wypowiedziała tak ważne dla Kościoła i świata orędzie. Dzieci w Fatimie 13 lipca 1917 r. usłyszały od Matki Bożej „(…) przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. Wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój”. Orędzie fatimskie wciąż mocno wybrzmiewa także i tutaj, na dalekiej Syberii. Parafia w Wierszynie, w której mieliśmy okazję pracować, prowadzona jest przez ojców oblatów. Pewnego dnia ojciec Karol, tamtejszy proboszcz, oznajmił nam, że z okazji rocznicy objawień fatimskich, 13 lipca, pojedziemy na pielgrzymkę do kaplicy Karmelitów Bosych w Usolu Syberyjskim. W XIX w. został tam zesłany Rafał Kalinowski, późniejszy święty.
Dopiero podczas drogi naprawdę zrozumiałam, po co zamontowane są pasy dla pasażerów. Jest to jedyna szansa na utrzymanie ciała w pozycji siedzącej, a nie latającej pod sufit. Po dotarciu do kaplicy niepewnie wysiedliśmy z pojazdu, chwiejąc się lekko na boki, jakbyśmy właśnie zeszli ze statku po długim rejsie. Przed kościołem w Usolu przywitał nas biskup diecezji irkuckiej pw. św. Józefa, której obszar jest ponad 30 razy większy od powierzchni Polski. Otwartość księdza biskupa i wszystkich innych osób, które tam spotkaliśmy, była niesamowita. Czułam się nie jakbym poznawała kogoś nowego, a raczej jakbym miała szczęście spotkać kogoś bliskiego po długiej rozłące. Nabożeństwo fatimskie i Msza św. odprawiana była w języku rosyjskim. Dopiero tam okazało się, że nasze dzieci potrafią odmawiać różaniec tylko w języku polskim… podobnie jak my.
Po nabożeństwie nie było mowy o szybkim powrocie do domu. Syberyjskie odległości sprzyjają gościnności. W taki sposób znaleźliśmy się na poczęstunku przygotowanym przez siostry zakonne. Było gwarno, mnóstwo uśmiechniętych ludzi, księży misjonarzy, sióstr zakonnych, osób świeckich. Było nam dane zobaczyć od zaplecza ten misyjny świat, który pomimo codziennych trudności ma w sobie tyle życia i Bożej radości, że trudno było stamtąd wyjść. Szczególnie wiedząc, że przed nami kolejne cztery godziny drogi po wertepach…
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |