Rozterki młodego Jeremiasza
Niemało jest tych, którym zły duch wydziera z serca chęć nauki, aby i świeckich rzeczy nie wiedzieli i do wzniosłości duchowych nie dorośli” – pisał Grzegorz Wielki. Chrześcijaństwo inaczej definiowało młodość i starość.
W najprostszym podziale okresów życia u Rzymian po wieku dziecięcym następował młodzieńczy, następnie młodość, w końcu starość. Słowo „senectus” (starość) było dwuznaczne, bo poza dojrzałością wieku wyrażało również powagę i surowość. To rozszerzenie konotacji zdawało się nie być przypadkowe, bo starożytność pozostawała domeną ludzi starszych.
Wyznaczony przez Boga na proroka Jeremiasz wzdryga się przed przyjęciem misji, powołując się na swój młody wiek (Jr 1, 6). Podobna bojaźń powstrzymywała Mojżesza, który tłumaczył się brakiem wymowności (Wj 4, 10), a także – Izajasza, który usprawiedliwiał się nieczystością swoich warg (Iz 6, 5). Takie obawy nie są obce i współczesnym kandydatom na rzeczników Bożej prawdy. Nie chodzi tylko o powołanych do służby kapłańskiej, ale o wszystkich, którzy mają składać publiczne świadectwo wiary. W młodym człowieku pojawia się skłonność do traktowania swego wieku właśnie jako przeszkody w dawaniu takiego świadectwa.
Gdy człowiek słyszy słowo Boga – powiada św. Grzegorz Wielki (+ 604) – słusznie obawia się mówić, mając wrażenie, że brakuje mu słów. Pisarz przestrzega przed przedwczesnym zabieraniem się do nauczania. Kto lekkomyślnie skraca sobie czas przygotowania do tego, by głosić Słowo, traci to, co mógłby osiągnąć, gdyby zaczął w odpowiedniej porze. Sam Chrystus nie chciał nauczać przed trzydziestym rokiem życia. W wieku dwunastu lat spotykamy Go w Ewangelii, jak pyta nauczycieli, ale nie naucza. Grzegorz wyciąga stąd wniosek, że ktoś słaby nie powinien jeszcze nauczać. Jezus, który mógł od razu umocnić swoich uczniów, kazał im czekać w mieście, aż będą „obleczeni mocą z wysoka” (Łk 24, 49). Przebywać w mieście, to dla Grzegorza skupić się wewnętrznie „w twierdzy” swojego umysłu. Do ewangelizacji niezbędne jest odpowiednie przygotowanie, które zajmuje sporo czasu. Zależni od Boga Św. Ambroży z Mediolanu (+ 397) przeciwstawia starotestamentalnego proroka greckiemu filozofowi. Filozof wystarcza sam dla siebie, prorok słucha mądrości starszych i głosu Boga, nie przemawiając, zanim wpierw nie usłyszał. Śladami proroków podążają uczniowie Chrystusa, na przykład św. Jan ewangelista, który stał się apostołem Jezusa, najpierw w Jego bliskości poznając tajemnice Boże. Pierwsze spotkanie z Jezusem, gdy z bratem naprawiał sieci (Mt 4, 21), obrazuje dyspozycje do życia apostolskiego: poprawianie swego postępowania i postawę społeczną gotową do poświęcenia.
Wymogi misji nie powinny jednak powstrzymywać przed jej przyjęciem. Bóg zbija argumenty ludzkiej małoduszności, które każą w imię własnych obaw powstrzymać się przed przyjęciem Bożego zlecenia. Jak podkreśla św. Hieronim (+ 420), to Bóg decyduje, kogo wysłać, i należy być Mu posłusznym. Poza tym On będzie towarzyszył swemu posłańcowi, dając mu odpowiednie słowo oraz chroniąc przed trudnościami i nieprzyjaciółmi. Bóg nie ustrzeże przed wszelkim niebezpieczeństwem i utrapieniem, ale pomoże je znieść i pod nim się nie ugiąć. Tak oto dotyka ust proroka (Iz 6, 7) i wkłada w nie swoje słowo (Jr 1, 9). Dotknięcie łaski Bożej działa podwójnie: oczyszcza posłańca z grzechu, który może w przypadku młodzieńca nie jest aż tak wielki, jak stwierdza Hieronim, i uzdalnia do głoszenia słowa. Dotknięty przez rękę Bożą młodzieniec zdobywa się na śmiałość w przepowiadaniu. Nie wzdryga się przed takim dotykiem, bo przypomina mu rękę artysty, który czyni swoje dzieło uczestnikiem własnego bogatego wnętrza.
o. Leon Nieścior OMI
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |