Fot. pixabay

S. Elena Balatti: kultura afrykańska zmieniła moje podejście do życia wspólnotowego [ROZMOWA]

Wspólnotowy wymiar kultury afrykańskiej zmusił mnie do refleksji na temat więzi między ludźmi i zmienił mnie w tym sensie. Choć odpowiedzialność indywidualna nie może zniknąć albo zostać pozostawiona odpowiedzialności wspólnotowej, to jednak głęboka komunia istot ludzkich, która nas łączy, pomaga nam to zrozumieć – powiedziała s. Elena Balatti, włoska kombonianką, pracującą od wielu lat na misji w Malakalu w Sudanie Południowym.

W rozmowie z KAI przedstawiła różne strony swej działalności w tym kraju, m.in. opowiedziała o tamtejszych kobietach, którym Kościól pomaga wyjść z urazów spowodowanych wojną domową i o ich rolik w życiu miejscowego społeczeństwa.

KAI: Jakie nadzieje wiązali Południowosudańczycy z zapowiedzianą pielgrzymką Franciszka do ich kraju?

S. Elena Balatti: To była bardzo oczekiwana wizyta. Ja pracuję przede wszystkim na terenach wiejskich, dość daleko od stolicy kraju. Ucałowanie przez papieża, w geście pokory. stóp polityków południowosudańskich w Watykanie w 2019 roku w obecności arcybiskupa Canterbury Justina Welby`ego jest tutaj cały czas przypominane, i to nie tylko w środowisku kościelnym. Ludzie czekali tu na Ojca Świętego jako posłańca pokoju.

>>> Kard. Parolin do prezydenta Sudanu Południowego: liczy się tylko pokój

fot. unsplash

KAI: Jak wygląda praca Siostry na misji? Cały czas w Sudanie Południowym działają uzbrojone grupy…

EB: Każda misjonarka działa zgodnie ze swoim powołaniem, ofiarowując swoje życie innym. W przestrzeni własnego powołania można robić tysiące rzeczy i jak tak robiłam. Moje zgromadzenie przygotowało mnie do pracy w mass mediach. Najpierw pracowałam w stolicy Sudanu – Chartumie, następnie w radiu katolickim w Sudanie Południowym Sudanie. Później pracowałam w wiejskiej szkole. Po wybuchu wojny w 2013 roku, kiedy nasze radio zostało zupełnie zniszczone, pojawiła się konieczność pomocy humanitarnej.

Teraz, gdy oglądamy codziennie obrazy wojny na Ukrainie, możemy zrozumieć, czym jest ucieczka przed bombami, co to znaczy pozostawić swój dom rodzinny, jak ogromne są tego koszty, które niestety trwają w czasie. I właśnie od wybuchu wojny domowej w Sudanie Południowym zajmuję się pomocą humanitarną, o którą proszono mnie w wielu parafiach.

W czasie wojny było wiele bardzo niebezpiecznych chwil. Łatwo stracić życie, kiedy różne grupy strzelają do siebie. Wszystko mogło się wydarzyć i niestety tak było. Myślę, że teraz nie ma aż tak dużego ryzyka, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Pracuję teraz w Malakalu na północy kraju. Ludzie tutejsi bardzo szanują misjonarzy za ich pracę ewangelizacyjną, za okazywaną im pomoc humanitarną. To jest bardzo doceniane tutaj. W sprawie bezpieczeństwa oczywiście wszystko zależy od tego, jakie zadania ma misjonarz, czy będzie bardzo „widzialny”, czy będzie musiał się bardzo narażać.

KAI: Czy zdarzyło się, żeby ktoś zapytał Siostrę: po co tu jesteś?

EB: Wiele osób w Sudanie Południowym pytało mnie, dlaczego wyjechałam z Europy: przecież tam dobrze się żyje, o wiele wygodniej niż tutaj. Co cię do tego skłoniło? Chrześcijanie łatwiej rozumieją, że dla głoszenia Słowa Bożego można zostawić wszystko. Osoby innych wyznań dziwią się, że nie jestem mężatką i że nie mam dzieci. Dla nich jest to coś niezrozumiałego. Staram się im to wszystko wyjaśnić, a więc także to, że na świecie jest dużo sierot, że one mogą zostać moimi dziećmi, że możemy wspólnie tworzyć rodzinę i że w Kościele nie jest to nic nowego. Wtedy mój wybór życia zakonnego, choć może nadal nie do końca zrozumiały, jest dla nich bardziej do przyjęcia.

Fot. Krzysztof Kryza

KAI: Jako kobieta może Siostra dotrzeć do osób, do sytuacji, które pozostają niedostępne dla mężczyzn, dla misjonarzy.

EB: W niektórych sytuacjach tylko kobieta konsekrowana mogła nawiązać kontakt z drugą kobietą potrzebującą pomocy albo wsparcia. Mówił o tym nasz założyciel św. Daniel Comboni. Ale w ciągu 150 lat, jakie upłynęły od jego życia, kultura się zmieniła. Na terenach wiejskich trudno, żeby kobiety mogły uczestniczyć w jakichś działaniach publicznych. Jeśli chce się dotrzeć do kobiet, należy przygotować projekty wyłącznie dla nich. Po okresie wojny domowej w latach 2013-16 pracowałam bardzo dużo wśród kobiet po przebytych urazach, przemocy, gwałtach, dokładniej chodziło o terapię traumy psychologicznej po przeżyciu gwałtów. To bardzo delikatna sytuacja. Kobietom bardzo trudno jest opowiadać o takich bolesnych doświadczeniach. Do tego potrzebne jest miejsce wyłącznie do dyspozycji kobiet. W ramach takiej terapii staramy się, żeby takie zajęcia były prowadzone przez kobiety. W kontekście tego kraju myślę, że byłoby trudne, żeby mężczyźni mogli zajmować się czymś takim, nawet jeśli są księżmi.

KAI: Czy zapamiętała Siostra jakieś historie z tym związane?

EB: Często wracają mi w pamięci sprawy dotyczące przebaczenia. W warunkach Sudanu Południowego bardzo trudno jest przebaczyć innemu człowiekowi. Kiedy się udaje to zrobić, jest to coś niesamowitego. To przybiera wtedy wymiar powszechny. Kilka lat temu pewna kobieta opowiedziała, jak w czasie wojny domowej nagle straciła trójkę dzieci, które zginęły w czasie jakiejś strzelaniny między wojskiem a rebeliantami. Ona musiała uciec ze swojej wioski i trafiła do naszego ośrodka, w którym prowadziliśmy terapię po przebytej traumie. Gdy opowiadała nam dramatyczną historię swojej rodziny, w jej głosie nie było cienia nienawiści, chęci zemsty na tych, którzy zabili jej dzieci. Ona zupełnie otworzyła się na przebaczenie w sposób, jaki był dla niej możliwy. Myśląc o bieżących konfliktach zbrojnych na świecie, zastanawiam się, ile potrzeba przebaczenia, żeby to wszystko ogarnąć.

>>> Bp Carlassare z Sudanu Południowego: ludzie okazali mi wiele sympatii i życzliwości [ROZMOWA]

KAI: Co Siostra powiedziałaby komuś, kto chciałby pojechać na misje?

EB: W każdym miejscu na świecie ludzie potrzebują usłyszeć o Ewangelii. Chrystus przemawia do każdej kultury, do każdego narodu. Kompletuje i umacnia istniejące już tam dobro. To, co jest dobre, zawsze powstało z inspiracji Ducha Świętego. Chrystus to wypełnia. Zaprosiłabym młodych ludzi do Afryki albo w inne miejsce, tych, którzy chcą głosić Słowo Boże, którzy chcą zainwestować w swoje życie i na pewno nie będą rozczarowani taką inwestycją.

KAI: Co Afryka zmieniła w Siostrze?

EB: Nasza kultura zachodnia podkreśla rolę jednostki, jej kreatywności i jej odpowiedzialność, ale też obowiązki. To jest na pewno bardzo pozytywne. Afryka nauczyła mnie myśleć wspólnotowo. Jest takie sławne powiedzenie abp. Desmonda Tutu, który propagował filozofię ubuntu: ja jestem, ponieważ ty jesteś. Istnieje głęboka więź między nami, między wszystkimi istotami ludzkimi. Jesteśmy współzależni. I właśnie wspólnotowy wymiar kultury afrykańskiej zmusił mnie wręcz do refleksji na ten temat i zmienił mnie w tym sensie. Odpowiedzialność indywidualna nie może zniknąć albo zostać pozostawiona odpowiedzialności wspólnotowej. Jednakże głęboka komunia istot ludzkich, która nas łączy, pomaga nam to zrozumieć.

Rozmawiał Piotr Dziubak

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze