Świadkowie wydarzenia eucharystycznego: po takim doświadczeniu nie można żyć jak dawniej
Wczesnym popołudniem 24 lipca 2013 r. w kościele pw. Maryi Matki Kościoła w meksykańskiej Guadalajarze zabiły dzwony. Ci, którzy przyszli, mieli ujrzeć krwawiącą Hostię przemienioną w kawałek serca. Od tego momentu życie tych osób oraz całej parafii zmieniło się na zawsze. I to był prawdziwy cud.
Kościół pw. Maryi Matki Kościoła jest dość niepozorny. Wieża z krzyżem co prawda wybija się dość wyraźnie ponad miejscowe domy, ale z poziomu ulicy nie dostrzega się jej tak szybko. Podobnie z metra, które kursuje tutaj górą na specjalnej kładce, ta świątynia nie rzuca się w oczy. Trzeba dobrze wiedzieć, gdzie iść ze stacji Río Nilo, by do niej spokojnie dojść. Przyjechałem tam już drugi raz, ale i tak nie uchroniło mnie to przed skręceniem o jedną uliczkę za wcześnie. Pomyślałem potem, że Pan Bóg lubi objawiać swoją Obecność w miejscach niepozornych czy wręcz ukrytych. W kaplicy z wystawionym Najświętszym Sakramentem zebrało się, jak na czwartkowe przedpołudnie, dość sporo osób. To członkowie Wspólnoty Krwi Chrystusa. Od pamiętnego 24 lipca 2013 r. żyją wydarzeniem, którego – niektórzy z nich – byli wówczas świadkami.
>>> Jezus ukryty. Wydarzenie eucharystyczne, które można zobaczyć w Legnicy [REPORTAŻ]
Dlaczego dzwony biją o tej godzinie?
Tego dnia około godziny 13 ks. José Dolores, zwany księdzem Lolo, zgodnie ze swoim codziennym zwyczajem klęczał i adorował Najświętszy Sakrament. Nagle miał zobaczyć błysk i usłyszał słowa, że jest to dzień wielki, którym towarzyszył apel, by nie otwierać tabernakulum aż do godziny 15, bo wydarzyć ma się cud nazwany „Cudem Eucharystii we Wcieleniu Miłości wraz z Jego Matką i Panią”. Kapłan zaczął bić w dzwony, aby zwołać ludzi zaskoczonych ich dźwiękiem o tej godzinie. O 15 Hostia zaczęła krwawić i wiernym ukazał się fragment bijącego ludzkiego serca.
– Wczesnym popołudniem zaczęły bić dzwony aż do 15. Myślałam, że to może jakieś specjalne modlitwy. Poszłam do kościoła i zobaczyłam, że ksiądz wyjmuje Hostię, która zrobiła się różowa. Ksiądz powiedział wtedy, że to cud eucharystyczny. Nie mogłam przestać płakać i mówiłam do Pana Boga: „Jaki piękny i hojny wobec nas jesteś, Panie”. Później, gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że fragment Hostii pozostał biały, a część zamieniła się w kawałek ludzkiego ciała – opowiada Lupita. Dzisiaj w swojej małej restauracyjce, znajdującej się naprzeciwko kościoła, ma powieszony na ścianie wielki baner ze zdjęciem tamtej Hostii.
– Kiedy to zobaczyłam, to padłam na kolana – mówi z kolei Carmen. – Straciłam poczucie czasu, aż kilka osób mnie podniosło. Mówiłam wtedy do Jezusa: „Nie wiem, co chcesz nam przez to powiedzieć, ale czuję, że otwieramy Twoje rany przez tyle naszych grzechów”. Potem powiedziałam o tym moim przyjaciołom i rodzinie. Kiedy przyszli, już była ogromna kolejka do kościoła. Zaczęły się schodzić całe tłumy – wspomina kobieta.
Wydarzenie to nigdy nie zostało oficjalnie uznane jako cud. Dlatego niektórzy parafianie wolą mówić o „manifestacji”. Są jednak święcie przekonani, że to, co się wówczas stało było prawdziwe i nadprzyrodzone. Są bardzo dumni, że Bóg wybrał do tego celu właśnie ich parafię. Stworzyli wiele obrazków, wkładek, a nawet medalików ze zdjęciem przemienionej Hostii. Nawet jeśli nie możemy tu mówić ze stuprocentową pewnością o cudzie eucharystycznym, to jednak z całą pewnością wydarzył się inny cud. Cokolwiek naprawdę miało miejsce, Bóg to wykorzystał i zrodziły się piękne owoce.
Cud się dokonał w ludzkich sercach
Hostia była wystawiona na głównym ołtarzu przez kilka dni, aż przedstawiciel kurii archidiecezjalnej zabrał Ją do dalszych badań. Do dzisiaj oficjalnie nie uznano tego za cud. Wydarzenie to przyciągnęło tłumy ludzi do kościoła. Prawdziwym cudem jest to, że wielu z nich powróciło po latach do większej zażyłości z Bogiem. Nie działo się to tylko przez moment po tym wydarzeniu, co sugerowałoby zachłyśnięcie się niesamowitością zdarzenia i emocjami. Owoce trwają do dzisiaj, mimo że minęło już 10 lat.
– Największą zmianą była liczba osób przyjmujących Komunię świętą – tłumaczy Antonia, kobieta pracująca w kancelarii parafialnej. – Wcześniej wielu przychodziło jedynie na mszę, ale kolejek do Komunii nie było. Po tym wydarzeniu liczba osób przychodzących do spowiedzi i komunikujących radykalnie się zwiększyła. I to nie tylko ludzie dorośli, lecz także tę prawidłowość zauważyłam wśród dzieci, nastolatków, młodzieży. Kościół podczas mszy zaczął się wypełniać, nie tylko w niedzielę, lecz także w dni powszednie – rano i wieczorem. Wielu powróciło do Chrystusa – podkreśla kobieta. To prawda. Kiedy pojawiłem się kilka miesięcy wcześniej po poniedziałkowej mszy wieczornej w tej parafii, to byłem zaskoczony liczbą osób. Po liturgii na spotkaniu poświęconym Biblii ponownie zaskoczyło mnie zaangażowanie tak licznie przybyłych wiernych.
Antonia dodaje, że głęboka, pozytywna zmiana w życiu parafii była możliwa dzięki zmianom w życiu osobistym. Ona również doświadczyła nawrócenia. Nie była to tylko chwila spowodowana silnymi uczuciami towarzyszącymi oglądaniu tego wydarzenia eucharystycznego. Kobieta była jego świadkiem i podkreśla, że w tamtym momencie była przepełniona wdzięcznością i uwielbieniem wobec Pana Boga oraz żalem, że jest tak obrażany. Zmiana nie bazowała tylko na emocjach, lecz okazała się decyzją podjętą na stałe.
– Po tym wydarzeniu jednym z moich największych pragnień było to, by służyć lepiej w mojej pracy tutaj w kancelarii parafialnej. Służyć braciom, którzy przychodzą w różnych sprawach, z życzliwością oraz miłością, aby czuli się dobrze przyjęci. Pomóc im najlepiej jak umiem i dać odpowiednią radę, jeśli takiej potrzebują. W życiu codziennym postanowiłam dać swoim dzieciom najlepszy przykład jaki można – naśladując życie naszego Pana Jezusa. On w czasie każdej Eucharystii przychodzi do mnie w Komunii świętej oraz w swoim słowie, które mnie przemienia – powiedziała.
Rzeczywiście, Tonita, jak nazywają czule Antonię jej przyjaciele, z zaangażowaniem poświęca czas każdemu, kto przychodzi do kancelarii. Wita przybywających z uśmiechem i nikogo pospiesznie nie odprawia. Ja również poczułem się życzliwie przyjęty. Poświęciła mi dużo czasu i chętnie odpowiadała na moje pytania. – Nie jesteśmy godni takich łask, jakie otrzymaliśmy od Pana, ale On hojnie ich udziela – podsumowała ze łzami wzruszenia w oczach.
Ostatecznie uważam, że nie jest tak ważne, czy cud zaistniał w tej „sensacyjnej” formie. Nawet jeśli okazałoby się to zjawiskiem całkowicie naturalnym, to prawdziwym cudem, który Bóg uczynił, jest przemiana życia poszczególnych parafian oraz stały wzrost pobożności eucharystycznej w parafii. Świadkowie podkreślają bowiem, że po takim doświadczeniu nie można już żyć jak dawniej.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |