Wracają do codzienności [MISYJNE DROGI]
Indie. Minęło już 10 lat od śmierci o. Mariana Żelazka SVD. Sytuacja trędowatych poprawia się. Nie pozostali sami na peryferiach życia, bo są ludzie, którzy o nich się
troszczą.
W wielu czasopismach można przeczytać, historie o „trędowatych”. Nie lubię tego słowa. Nie można nikogo określać i klasyfikować na podstawie choroby. Przecież ci ludzie mają imiona. Pacjenci chorzy na trąd są odrzucani zwłaszcza w Indiach. Rodzina się od nich izoluje – są pozostawieni sami sobie. Żyją w gettach, które nazywa się „koloniami trędowatych”. Jest wiele zaraźliwych chorób,
ale akurat ta wiąże się z tak radykalnym odrzuceniem przez społeczeństwo, a nawet bliskich. Dlaczego tak jest? Nie potrafię znaleźć odpowiedzi.
Ta choroba to przekleństwo
Ojciec Marian Żelazek SVD, Polak, o którym tu pamiętamy, zaczął pracę w leprozorium (szpitalu dla trędowatych) w Puri w 1975 r. Warunki życia tych ludzi bardzo się zmieniły w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Stosunek do nich na szczęście też się poprawił. O. Marian wykonał tutaj olbrzymią pracę, ale w tym samym czasie, razem z nim, wysiłek podejmowali misjonarze i wolontariusze z indyjskiej prowincji werbistów w Odisha. Zmiany, które się dokonały, wymagały wysiłku wielu ludzi. To, że pacjentom stopniowo przywracana jest godność, jest efektem pracy wielu chrześcijańskich misjonarzy. Trzeba od razu powiedzieć, że jest to wyjątkowo trudne zadanie. Wśród rodzin hinduskich panuje przekonanie, że trąd jest rodzajem Bożej kary za grzechy z poprzedniego wcielenia. Ofiary tej choroby są więc nie tylko wykluczone społecznie, ale również religijnie. Ta choroba to przekleństwo, które kieruje chorych na peryferia braku zainteresowania i pogardy. Podczas gdy miliony ludzi z całego kraju przyjeżdżają do Puri na pielgrzymkę, osoby chore na trąd nie mają szans, aby wejść do świątyni. To coś więcej niż naznaczenie. To jednoznaczne odrzucenie, które pewnie bierze się z lęku i panujących stereotypów.
Przywrócił nam godność
Biologicznie chorzy na trąd cierpią z powodu neuropatii. W ciągu kilku lat choroba sprawia, że na skórze pojawiają się niegojące się rany i oparzenia. Częściowo tracą czucie, a rany nie goją się łatwo. Dlatego mamy pod opieką wielu stałych pacjentów, którzy od lat zmagają się z trądem. Znaczna część z nich ma amputowane ręce lub nogi. Kuleją, każdy dzień jest męczarnią. Ojciec Marian przyczynił się do uleczenia wielu chorych. Jego praca pomogła także w zmianie mentalności i świadomości hinduskiej społeczności. O. Żelazek przywrócił tym ludziom godność, pokazywał, że trzeba o nich dbać, rozmawiać, przywracać społeczeństwu. Pacjenci i obecne pokolenie może to potwierdzić. Wszyscy tutaj znamy jego zasługi i mamy szacunek dla tego, co udało mu się zrobić dzięki Bożej pomocy. Pomagał nie tylko mieszkańcom miasta Puri, ale troszczył się również o to, co dzieje się w naszym sąsiedztwie.
Mini-szpitale
Trudno powiedzieć, na ile ta choroba została usunięta z różnych obszarów i jak wiele się zmieniło dzięki działaniom rządu na terenie całego kraju. To niepokojące, kiedy procent zachorowań wzrasta. Ma się wtedy poczucie, że zbliża się kolejna fala, przed którą nie ma ucieczki. Pocieszające jest jednak to, że centrum medyczne zostało odnowione i dzięki jego funkcjonowaniu
coraz większa liczba pacjentów może otrzymywać regularną pomoc. Na terenie Indii przy oddziałach ratunkowych powstają mini-szpitale. Zwykle mogą pomieścić około dwudziestu pacjentów. Są otwierane po to, aby umożliwić chorym dostęp do bezpłatnej opieki zdrowotnej. Zazwyczaj obok jest gabinet lekarski, laboratoria oraz gabinety dentystyczne. Mini-szpital zaspokaja potrzeby między innymi pacjentów chorych na trąd z Puri i wielu sąsiednich dzielnic. Placówka zapewnia również opiekę stomatologiczną dla ludzi dotkniętych tą chorobą. Trąd niszczy układ nerwowy człowieka, w wyniku czego dochodzi do utraty czucia, owrzodzenia rąk i stóp. Stopy są najbardziej narażone na urazy i wymagają szczególnej ochrony. Warsztat obuwia ortopedycznego produkuje specjalne buty i sandały z mikroporowatej gumy, która jest w stanie nieco ulżyć chorym i ochronić ich stopy. Koszt wytworzenia takiego buta to około 140 rupii (około 6,5 złotych). Pacjenci mogą je kupić ze zniżką, w cenie 40 rupii, a najbiedniejsi mogą korzystać z dodatkowych rabatów.
Kuchnia Miłosierdzia
Chcąc wyjść naprzeciw potrzebom schorowanych i biednych w 1978 r. powstała Kuchnia Miłosierdzia. Pacjenci dostają tam trzy posiłki dziennie, odzież i opiekę zdrowotną. Głównym
zamierzeniem jest pomaganie pacjentom w taki sposób, żeby nie musieli żebrać na ulicach. Wcześniej to był ich jedyny sposób na zdobycie jakiegokolwiek jedzenia. Takie wsparcie otrzymuje
112 osób, które nie mogą pracować ze względu na niepełnosprawność fizyczną. Poza tym pomoc ma zapewnioną ponad setka dzieci. Mogą liczyć na dietę uzupełniającą, która zawiera mleko i jajka. Dzięki suplementacji dzieci mają mniejszą szansę stać się ofiarą tej samej choroby co ich rodzice.
Szkoła Beatrix
Nie mniej ważna jest edukacja. Szkoła Beatrix została założona w tym samym roku (1978 r.). Jest to placówka dla dzieci osób dotkniętych trądem. Nie tylko chorzy są wykluczani. Nawet ich dzieci muszą mierzyć się z tym piętnem. Obecnie szkoła ma dobrą renomę w mieście i najbliższej okolicy. Mieszkańcy chętnie posyłają do niej swoje dzieci. W całej placówce uczy się ponad sześćset dzieci, a do poszczególnych klas uczęszcza mniej więcej sześćdziesięcioro uczniów. W ubiegłym roku szkoła uzyskała status gimnazjum (klasy VIII–X). Program jest skonstruowany tak, aby proponować młodzieży dodatkowe zajęcia i w ten sposób zachęcać do nauki. Przedsięwzięcie było wspierane przez werbistów z Niemiec. Budowa została ukończona i teraz działa także liceum. W Odisha nie ma innej szkoły, która byłaby przeznaczona dla dzieci osób dotkniętych trądem. W Karunalaya funkcjonuje także dom dziecka, pod którego opieką znajduje się 75 dzieciaków. Ich edukacja jest wspierana przez przyjaciół i sympatyków.
Idziemy naprzód
Wiemy, że żeby efektywnie działać, musimy ciągle iść do przodu. Obecnie staramy się dużo inwestować w remonty i budowę domów. Budynki, które zostały zbudowane przez o. Mariana Żelazka SVD, są po tylu latach w opłakanym stanie. Trudno jest pomieścić nowych pacjentów, którzy wymagają pomocy. Budowa i renowacja kolejnych placówek wymaga dużych nakładów finansowych, ponieważ koszty materiałów budowlanych ciągle rosną. Bardzo leży nam na sercu również kwestia zatrudnienia. Chcemy umożliwiać pracę pacjentom i ich rodzinom. To bardzo ważne, żeby byli aktywni i czuli się potrzebni. W okolicy Puri jest kilka firm, które zajmują się drobnym przemysłem – np. produkcją lin z włókna kokosowego. Obecnie w jednej z fabryk pracuje szesnaście kobiet i trzech mężczyzn z naszego ośrodka.
Ogród nadziei
Dwa lata później, w 1980 r., powstał „Ogród nadziei” (Asha Bagicha). Zostały w nim posadzone drzewa kokosowe oraz warzywa, które zaopatrują naszą Kuchnię Miłosierdzia. W ogrodzie można znaleźć tablicę, którą przygotował o. Marian. Jest na niej napisane: „Naszym przyjaciołom, trędowatym”. Plony z ogrodu uzupełniają racje żywnościowe wydawane w kuchni. To pozwala nam redukować koszty jej prowadzenia. Od niedawna wspiera nas także mleczarnia – dostarcza świeże mleko dla naszych pacjentów. Mamy także ośrodek szkoleniowy, który jest przeznaczony do organizowania wydarzeń takich jak np. rekolekcje czy spotkania modlitewne. Rzeczywistość stawia przed nami nowe wyzwania, ale dobrze jest wiedzieć, że podejmowany wysiłek ma znaczenie. Patrząc w oczy naszych pacjentów nie mam wątpliwości, że nasza praca ma sens. Czy to są ludzie, o których możemy powiedzieć, że są potępieni? Nie. Ich choroba, to nie przekleństwo, które kazałoby nam ich marginalizować. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że „cierpienie w świecie jest po to, ażeby wyzwalało miłość”. Ich cierpienie musi uwalniać nasze pokłady chrześcijańskiej empatii i kierować z peryferii odrzucenia do centrum życia naszych wspólnot.
Joseph Philip SVD
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |