Wszyscy interesują się Polską – o Polonii w Argentynie
Odwiedzam wiele rodzin z polskimi korzeniami, w tym także jeszcze żyjących żołnierzy z Armii Andersa. Oni obawiają się o to, aby w Polsce nie doszło do wewnętrznego konfliktu – mówi o. Olaf Bochnak, bernardyn pracujący w Polskim Ośrodku Katolickim w Argentynie.
Przebywający obecnie na urlopie w Polsce misjonarz opowiada o codzienności swojej pracy duszpasterskiej, poruszających spotkaniach z argentyńską Polonią i przygodach, z jakimi spotkał się na nieznanym wcześniej kontynencie. O. Olaf bardzo lubi spotkania z wielopokoleniowymi rodzinami. Zaznacza, że choć fala emigracji z naszego kraju zakończyła się w Argentynie zaraz po II wojnie światowej, to polskość w wielu rodzinach jest ciągle mocno zakorzeniona. Odwiedzamy 600-700 rodzin rocznie, zwykle od października do grudnia. To taka nieformalna wizyta duszpasterska, podobna do polskiej kolędy. Jednak u nas jedno takie spotkanie potrafi trwać godzinami – śmieje się o. Olaf. Powód jest prosty: rodziny chcą dużo opowiadać o swojej historii. Zawsze też mogą zapukać do ośrodka prowadzonego przez polskich bernardynów. „To niezwykłe świadectwa. Żyją jeszcze Polacy, którzy walczyli w Armii Andersa. Spotkałem panie, które znalazły się w grupie „dzieci zapomnianych” (wywiezionych z Europy podczas wojny ze względu na ich „aryjski” wygląd – przyp. red.). Inne osoby przeszły przez Syberię. To niejednokrotnie niezwykła i bardzo wzruszająca lekcja historii” – mówi ze wzruszeniem o. Olaf.
Zaznacza, że w każdym domu jest polskie godło, krzyż, obraz z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. – Domownicy traktują je z wielkim szacunkiem i oddaniem. Zawsze podkreślają, że te symbole państwowe i religijne przywieźli ich dziadkowie albo pradziadkowie – dodaje bernardyn. „Wszyscy bardzo interesują się Polską, oglądają, czytają. Jednak martwią się, by nasza ojczyzna nie popadła w jakiś kolejny konflikt, także wewnętrzny” – opowiada o. Olaf. Podkreśla, że szczególnie przejmujące jest wołanie o pokój z ust żołnierzy Armii Andersa. Im szczególnie na sercu leży spokój w ojczyźnie, o której wolność walczyli, a z różnych powodów nie wrócili do kraju po zakończonej wojnie.
O. Olaf wspólnie z innymi braćmi podejmował na obiedzie w polskim ośrodku siostrę papieża Franciszka – Marię Elenę Bergoglio. „Obecnie siostra papieża jest poważnie chora. Regularnie odwiedza ją nasz współbrat, o. Jerzy. O tym, że polscy bernardyni opiekują się Marią Eleną wie zresztą papież, bo opowiedział mu o tym jeden z argentyńskich biskupów” – mówi o. Olaf. Ojcowie bernardyni znali obecnego papieża, jeszcze wtedy, gdy był metropolitą w Buenos Aires. Zdaniem o. Olafa, papieżowi Franciszkowi służy to, że jest za sterem Łodzi Piotrowej. – Widziałem go w Watykanie, oglądam w telewizji. Uśmiech nie schodzi z jego twarzy, a w Argentynie wydawał się jakiś zamknięty, może nawet zasmucony – wspomina zakonnik.
Wakacyjne wspomnienia
O. Olaf Bochnak pochodzi z Sieniawy koło Nowego Targu. Co kilka lat na urlop przyjeżdża w swoje rodzinne strony, tak, jak latem tego roku. Bernardyn czasu nie marnuje i odwiedza ważne miejsca w regionie. W Święto Ludzi Gór wszedł na Turbacz, by – według tradycji, zapoczątkowanej jeszcze przez ks. Tischnera – odprawić Mszę w tamtejszej kaplicy. Innym razem modlił się razem z abp. Jędraszewskim na uroczystej sumie odpustowej w Ludźmierzu. Wrzesień poświęci z kolei na kilka spotkań z uczniami w podhalańskich szkołach. „Bardzo miło wspominam okres dzieciństwa, choć głównie była to pomoc rodzicom w gazdówce. Mój pierwszy wakacyjny wyjazd miałem dopiero po ósmej klasie. Rodzice zgodzili się, żebym pojechał do rodziny na Mazury. Ale i tu było co robić. Pamiętam dobrze, jak z kolegami i kuzynami siedzieliśmy gdzieś na brzysku, czy na miedzy, albo stawialiśmy z badyli tzw. boniory, w których gromadziła się woda i można było się kąpać – wspomina o. Olaf. I dodaje, że w młodości, bliscy mu byli ojcowie bernardyni.
Potem trafia do Wadowic do niższego seminarium ojców bernardynów, jednak wcale po liceum nie zaczął studiów z teologii. „Targowałem się dużo z Panem Bogiem. Stwierdziłem, że to jeszcze nie teraz. Rozpocząłem służbę wojskową w jednostce nadwiślańskiej. Ale z bernardynami miałem dalej styczność. Wiele się modliłem, uczestniczyłem w pielgrzymce z Warszawy do Częstochowy, jeździłem na Krzeptówki” – wspomina ojciec. Ostatecznie młody i krzepki góral podjął decyzję, by wybrać stan kapłański. Był na trzech parafiach, prowadził – jak sam mówi – spokojne życie duszpasterskie. Wielki przełom nastąpił po sześciu latach od święceń, w 2005 r., gdy od swoich przełożonych o możliwości wyjechania do pracy w Argentynie. „Jakoś się szczególnie na tym nie zastanawiałem. Stwierdziłem, że może jakoś sobie poradzę” – wspomina.
Nie straszna bariera językowa
Kiedy zakonnik przybył do Argentyny nie znał ani słówka po hiszpańsku, który jest tam językiem oficjalnym. Z lotniska odebrał go o. Jerzy Twaróg z Nowego Targu. Zakonnicy pojechali do Polskiego Ośrodka Katolickiego w Argentynie, gdzie następnie przez 12 lat o. Olaf pełnił różne funkcje, a obecnie jest gwardianem klasztoru. Polski ośrodek mieści się w Martin Coronado i jest nazywany przez wszystkich „Maciaszkowem”. Już kilka dni po poznaniu specyfiki pracy o. Olaf zaczął dojeżdżać do kościołów objętych duszpasterstwem polskiego ośrodka, by odprawiać Msze. Oczywiście w języku hiszpańskim. „Kiedy mówiłem 'Przeprośmy Pana Boga za nasze grzechy’, to Hiszpanie zrozumieli 'Przeprośmy Pana Boga za nasze ryby’. Ależ było śmiechu! – opowiada zakonnik. – Do dzisiaj muszę uważać, aby się nie pomylić. Dobrze, że to była mała grupka.”
Jednak barierę językową szybko przezwyciężył, a wśród jego najfajniejszych i najbardziej wyrozumiałych nauczycieli były dzieci z sobotniej szkółki polskiego ośrodka. „Na zajęciach dzieci z korzeniami polskimi uczymy oczywiście języka ojczystego, ale bardziej poprzez zabawę i śpiew. To właśnie mali uczniowie często mi mówili: 'Ojcze, to nie tak się mówi, nie z takim akcentem’, 'Posłuchaj nas, powtarzaj’ – wspomina o. Bochnak.
Choć do powrotu zostało jeszcze kilka tygodni, to o. Bochnak już robi zakupy, bo uczniowie z sobotniej szkółki nie wyobrażają sobie, że po powrocie nie dostaną jakiegoś gadżetu z napisem „Polska”. Ale w walizkach zakonnika jest dużo miejsca, bo do ojczyzny jak zawsze przywiózł pełno przypraw, które są najbardziej „chodliwym” towarem w rodzinie i u sąsiadów. Z kolei najmłodsi górale szukają w bagażu zakonnika oryginalnych koszulek z napisem Messi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |