Justyna Janiec-Palczewska, prezes fundacji Redemptoris Missio: Wystarczy chcieć [ROZMOWA NA DZIEŃ POMOCY HUMANITARNEJ]
„Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć”. Czy to rzeczywiście takie proste? O działalności Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio” z prezes Justyną Janiec-Palczewską rozmawia Michał Jóźwiak.
Za każdym razem, kiedy u was jestem, praca wre. Skąd bierzecie energię? Wystarczyło jej na 25 lat i pewnie wystarczy na kolejne ćwierćwiecze.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ludzie po prostu się pojawiają i pytają, w jaki sposób mogą pomóc. Wielu wolontariuszy przy okazji naszego jubileuszu dzieli się swoimi wspomnieniami i przemyśleniami. Padają słowa, których w ogóle bym się nie spodziewała. Mówią wprost, że nasza fundacja jest ich drugim domem. Wszyscy podkreślają, że dobrze się tu czują. Między nimi często rodzą się przyjaźnie. Poza tym ich wszystkich łączy idea czynienia dobra.
Czyli z jednej strony relacje, a z drugiej wspólny cel.
Wygląda na to, że to właśnie recepta na sukces.
Najlepszym przykładem są włóczkersi, którzy co jakiś czas spotykają się i dziergają czapeczki dla dzieci z Afganistanu.
Nie tylko z Afganistanu. Wysłaliśmy już 40 tys. czapek do wielu krajów na całym świecie. Po włóczkersach widać olbrzymie zaangażowanie. Cieszy mnie też to, że dla wielu z nich jest to forma aktywizacji i terapii. W dużej mierze to osoby starsze, które szukają jakiegoś celu i u nas go znajdują.
Nad wejściem do fundacji jest cytat z o. Mariana Żelazka: „Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć”. To rzeczywiście takie proste?
Uwielbiamy te słowa. Są proste i dotykają sedna sprawy. Cóż takiego jest w byciu dobrym? Wystarczy chcieć i rzeczy dzieją się same. Te słowa towarzyszą nam właściwie od samego początku. Ojciec Żelazek wypowiedział je do wolontariuszy w Puri, którzy do niego pojechali. To było zaraz na początku naszej działalności.
Właśnie. Jak to się zaczęło?
Jeden z misjonarzy pracujący w Zambii zmarł na malarię. Nikt jej u niego wcześniej nie rozpoznał. Pojawił się pomysł, żeby położyć większy nacisk na informowanie misjonarzy o chorobach tropikalnych i zagrożeniach, z którymi mogą się zetknąć. W tym samym czasie doszło do pierwszej wyprawy koła studenckiego do Puri w Indiach, a do Poznania przyjechała dr Wanda Błeńska. To ludzie ze środowiska, które było bardzo mocno związane z Kliniką Chorób Tropikalnych i Pasożytniczych. Zorganizowano tam tydzień medycyny tropikalnej. Wtedy powstała idea, że potrzebna jest fundacja, która stworzy profesjonalne zaplecze medyczne dla polskich misjonarzy. Później wszystko się działo od wydarzenia do wydarzenia – od jednej zbiórki do drugiej.
Dzisiaj też bardzo blisko współpracujecie z misjonarzami.
Tak, oni działając na miejscu najlepiej znają potrzeby ludzi z danego regionu. Chcę też podkreślić, że pomagamy nie tylko w krajach najuboższych, bo biedni ludzie są przecież wszędzie, także w bogatych państwach. Pomagamy wszędzie tam, skąd spływają do nas prośby. Działamy na przykład na Białorusi, gdzie wysłaliśmy tony opatrunków. Byliśmy na miejscu i mieliśmy wielką radość, widząc, jak służą one ludziom pozostawionym właściwie bez opieki.
Misjonarze sami się do was zgłaszają?
Najczęściej pierwsze informacje o nas dostają w Centrum Formacji Misyjnej, bo tam jeżdżą lekarze z kliniki i szkolą przyszłych misjonarzy. Mówią o zagrożeniach, ale także o naszej działalności. Dlatego co jakiś czas dostajemy maile z prośbą o konkretne wsparcie i według tych danych pakowane są paczki z pomocą. Rocznie wysyłamy ich kilkanaście tysięcy. Wspieramy łącznie około dwustu ośrodków misyjnych w różnych krajach. Wielką zasługę mają tutaj nasi wolontariusze. Do tej pory wysłaliśmy dokładnie 196 osób.
Jedni pomagają tutaj na miejscu a inni wyjeżdżają?
Niekoniecznie. Czasem zdarza się tak, że jakiś wolontariusz przygotowuje paczki w siedzibie fundacji, a za chwilę wyjeżdża na misje i odpakowuje je na drugim końcu świata. Jeden z wolontariuszy opowiadał mi kiedyś, że transport, który sam przygotowywał, dotarł w dniu jego urodzin.
Na długo wyjeżdżają?
Wiadomo, że dla nas im dłużej, tym lepiej. Wtedy można więcej zrobić, zorganizować jakieś szkolenia na miejscu. Ale musimy pamiętać, że lekarze specjaliści (a to właśnie ich głównie wysyłamy) mają bardzo dużo pracy w Polsce. Nie mogą sobie pozwolić na wyjątkowo długie wyjazdy. Mają też swoje prywatne sprawy i musimy to szanować.
Będziecie świętować 25-lecie?
Naturalnie! 23 kwietnia jest koncert w auli uniwersyteckiej – zagra dla nas Wojskowa Orkiestra Reprezentacyjna Sił Powietrznych. Można u nas zamówić bilety – cegiełki na to wydarzenie (tel. 61 8621 321). 4 czerwca zostanie odprawiona Msza św. w poznańskiej katedrze i mamy w planach wydanie książki ze wspomnieniami 25 naszych wolontariuszy. Ponadto organizujemy wyprawę chirurgów do Kamerunu i to jest dla nas najlepszy sposób na świętowanie jubileuszu naszej działalności. Jesienią planujemy też wyprawę kardiologów do Tanzanii. Powstaje nawet specjalny stetoskop, który będzie przesyłał dane z Afryki do Polski – to umożliwi szybszą i bardziej trafną diagnozę.
Stetoskop działający na odległość?
Zgadza się. Zgłosił się do nas człowiek z Gdańska, który zaproponował skonstruowanie takiego stetoskopu na potrzeby tej wyprawy. Dr Maria Wieteska nie jest w stanie przebywać cały czas w Tanzanii, więc pielęgniarka będzie przykładać stetoskop do klatki piersiowej pacjenta, a sygnał będzie odbierać pani doktor. Mamy nadzieję, że to się sprawdzi i wielu ludzi zostanie przebadanych.
Jak Afrykańczycy reagują na lekarzy? Nie mają obaw przed tym, czego nie znają?
Większość z nich chodzi do szamanów i to uznają za lepszą pomoc. Mają też zupełnie inną mentalność. Są bardzo pogodzeni z tym, co ich spotyka. Nawet jeśli jest to choroba czy śmierć.
Nie mają tak silnego instynktu przetrwania?
Chyba tak. Tym właśnie bardzo różnią się od nas, Europejczyków. Wychodzą z założenia, że skoro coś złego ich spotyka, to tak ma być i nie ma sensu szarpać się z życiem. Trudno mi się zgodzić z tym podejściem. Mówią: dziecko było słabe, więc zmarło. Nie szukają sposobów, żeby zapobiegać takim sytuacjom na przyszłość. Próbujemy ich jednak przekonywać, że pomoc medyczna jest potrzebna.
Dlatego planujecie budowę kolejnych ośrodków zdrowia.
Jeszcze w tym roku chcemy zacząć budowę nowego skrzydła szpitala w Kenii, a w przyszłym roku chcielibyśmy wybudować tam szkołę. Myślimy też o wybudowaniu przychodni na Madagaskarze. To będą duże przedsięwzięcia, ale po to działamy.
fot. Redemptoris Missio
Galeria (9 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |