fot. pexels

Zaczęło się od Wrocławia. ŚDM 2016 [MISYJNE DROGI]

Nigdy nie spodziewałem się, że pojadę na Światowe Dni Młodzieży do Polski – kraju, o którym nie wiedziałem absolutnie nic. To była podróż życia.

Nie podjąłbym się takiego przedsięwzięcia sam. To prawda, że w grupie zawsze jest raźniej i bezpieczniej. Uzbieraliśmy czternastoosobowy zespół katolików ze Sri Lanki i ruszyliśmy do Krakowa. Wcześniej wylądowaliśmy jednak we Wrocławiu na oblackim spotkaniu młodych, które było częścią obchodów dwusetnej rocznicy założenia zgromadzenia przez św. Eugeniusza de Mazenoda. Spędziliśmy tam sześć dni. Uczestniczyliśmy w konferencjach związanych z przeżywaniem wiary i przeróżnych spotkaniach. Wieczorny Festiwal Narodów przyciągnął sporą publiczność także z okolicznych bloków. Uczestnicy, w tym także my, przedstawiali w olbrzymim skrócie swoją kulturę. Wszystko w lekkiej i przystępnej formie, która pomagała przełamać ewentualną nieśmiałość. Dzięki tym dniom bliższa stała mi się tak mocno popularyzowana postać bł. Józefa Cebuli OMI, który zginął w obozie koncentracyjnym podczas II wojny światowej. Otrzymał zakaz sprawowania jakichkolwiek czynności kapłańskich. Nie podporządkował się temu. Odprawiał Msze św. i spowiadał w nocy, za co spotkała go kara ciężkich robót, tortur, a ostatecznie męczeńska śmierć. Już wiem, że to właśnie od niego będę się uczył bezwzględnej odwagi.

Wadowice zamiast Krakowa

W końcu przyszedł czas na Kraków. To tam czekało na nas najwięcej atrakcji. Początkowe założenie było takie, że wszyscy będziemy w Krakowie, ale okazało się, że znaczna liczba pielgrzymów została przekierowana do okolicznych miast. Wyglądało na to, że nasz udział w Światowych Dniach Młodzieży ograniczy się do oglądania transmisji na żywo. Zamieszkaliśmy w Wadowicach. Niewiele wiedzieliśmy o tej miejscowości, ale jedno wiedzieliśmy na pewno – to tam urodził się Jan Paweł II. Po rejestracji nasza grupa rozdzieliła się i poszliśmy każdy do przydzielonej nam rodziny. Gospodarze uczulali nas, żeby mieć cierpliwość i wyrozumiałość dla organizatorów. Przedsięwzięcie było przecież ogromne – tłumy ludzi, którzy różnie radzą sobie z językami obcymi i orientacją w terenie. Wolontariusze mieli mnóstwo pracy. Pierwszy dzień był dosyć chaotyczny. Trzeba było się ze wszystkim zapoznać. Mieliśmy problem z systemem kuponów na posiłki. Nie wiedzieliśmy co i jak, ale z czasem wszystko się wyjaśniło. Wieczorem w centrum Wadowic odbył się koncert. Byli wykonawcy różnych gatunków muzycznych, ale na mnie największe wrażenie zrobił występ polskiego rapera – Tau. Chyba zostanę jego fanem. Po powrocie do domu na pewno więcej uwagi poświęcę polskiej muzyce.

Chodzi o spotkanie

Kolejne trzy dni były do siebie bardzo podobne. Od rana katechezy, a w godzinach popołudniowych Msza św. Wszelkie specjalne wydarzenia w Krakowie były transmitowane na telebimie, a koncerty i inne atrakcje odbywały się w godzinach wieczornych. Mieliśmy możliwość zwiedzenia zabytków w rejonie Kalwarii Zebrzydowskiej, a także Krakowa. W ostatnim dniu, widząc ogromną grupę wybierającą się do Krakowa, zdecydowaliśmy się zostać w Wadowicach i na odległość uczestniczyć w tym wydarzeniu. Stwierdziliśmy, że to nie dla nas – trudno było się gdziekolwiek dostać – tłumy były ogromne. Jednak odległość nie przeszkodziła nam w dobrym przeżyciu wydarzeń w Brzegach. W Wadowicach zostało wielu młodych. Jeśli miałbym wskazać jakąś dużą wadę, to były nią właśnie tabuny ludzi i kłopoty z transportem. Z drugiej jednak strony o to właśnie chodziło – o spotkanie. Już we Wrocławiu mieliśmy szansę poznać młodzież z różnych zakątków świata – z Kanady, USA, Wielkiej Brytanii i Rumunii, a nawet z bardziej egzotycznych miejsc, takich jak Suazi. Te niby zwykłe spotkania są czymś niesamowitym. Można nawiązać rozmowę z kimś z drugiego końca świata, mając świadomość, że prawdopodobnie nigdy bym się z nim nie spotkał, gdyby nie Światowe Dni Młodzieży. Duchowo najbardziej przeżywałem modlitwy poranne w Wadowicach, drogę krzyżową, a także czuwanie i Mszę św. w Brzegach. Dotarło do nas, że jako chrześcijanie mamy być ludźmi miłosierdzia, co jest ważne w naszej starganej wojną ojczyźnie.

Święty ze Sri Lanki

Mam wielki szacunek dla pierwszego papieża z Ameryki Południowej. Podoba mi się jego nacisk na sprawy ludzi biednych i marginalizowanych. Nasz naród jest wdzięczny Franciszkowi za kanonizację pierwszego świętego ze Sri Lanki, św. Józefa Vaza w 2015 r. podczas jego wizyty w naszym kraju. Kościół na Sri Lance ma swoje problemy – pojawiają się coraz liczniejsze grupy chrześcijańskich fundamentalistów, ale wspólny udział tysięcy wiernych we Mszy św. kanonizacyjnej utwierdził mnie w przekonaniu, że nadal jesteśmy jednością. Jako przedstawiciel młodego pokolenia doceniam też troskę Ojca Świętego o środowisko naturalne. Ignorancja i egoizm nie mogą dłużej napędzać degradacji środowiska, które jest przecież dziełem samego Boga. Poprzedni papieże nie przywiązywali do tego aż takiej wagi – Franciszek pod tym względem się wyróżnia.

fot. pixabay

Jesteśmy gościnni

Patrząc na mój pobyt w Polsce, muszę przyznać, że istnieje wiele podobieństw między Polską a Sri Lanką. Oba narody słyną z gościnności. Dochody z turystyki zagranicznej stanowią znaczną część naszego produktu krajowego brutto. Na naszą korzyść z pewnością działa także klimat. W Polsce pogoda aż tak nie sprzyja podróżowaniu, choć myślałem, że będzie jeszcze chłodniej. Spotkaliśmy się jednak z ogromną otwartością i życzliwością. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, chociażby pytając o drogę, oferowali nam pomoc mimo bariery językowej. Nie spodziewałem się, że język będzie aż takim problemem. Przyjechałem do Polski z przeświadczeniem, że w krajach europejskich mówi się płynnie po angielsku do tego stopnia, że będziemy w stanie komunikować się z bez trudności. Uśmiech nadrabia jednak wszelkie braki w porozumieniu. Często się nim posługiwaliśmy i zawsze spotykaliśmy się z odwzajemnieniem życzliwości.

Podobieństwa

Co jeszcze nas łączy? Chyba to, że nasze kraje za bardzo skupiają się na przeszłości. Podczas gdy Polska była ofiarą nazistów w czasie II wojny światowej, a później została poddana komunistycznemu reżimowi, Sri Lanka była rozdarta przez wojnę domową. Trwała 25 lat i pochłonęła dziesiątki tysięcy ludzkich istnień po obu stronach barykady. Jednak te ciemne dni są już za nami. Polska wyznaczyła i nadal wyznacza kierunek zmian wielu krajom – w tym także Sri Lance. Imponuje mi u was poziom bezpieczeństwa i wolności. Widać to po waszej tolerancji do różnych kultur i sposobów życia. Nawet ubiór podkreśla panującą u was swobodę. Konflikt w naszym kraju zakończył się zaledwie siedem lat temu. Wciąż wyczuwana jest niepewność. Dużo nam jeszcze brakuje do stabilności społecznej i ekonomicznej. Uderzające jest jednak to, że w Polsce na każdym roku stoją pomniki religijne i krzyże. Na Sri Lance chrześcijanie są najmniejszą grupą wyznaniową obok buddystów (69%), muzułmanów (7,5%) i hinduistów (7%). Chrześcijańskie kościoły pojawiają się więc tylko w niektórych częściach kraju, a polski krajobraz jest zdominowany przez katolickie budynki i symbole.

Pierwszy raz w Europie

Kiedy przed wyjazdem oglądałem w Internecie filmiki o Polsce, dowiedziałem się, że jedną z waszych tradycyjnych potraw są pierogi. Już na ekranie wyglądały apetycznie. To jedna z pierwszych rzeczy, jakie tu zjedliśmy – pycha! Z tego, co wiem są przygotowywane na kilka sposobów i z różnymi farszami. Żałuję, że nie spróbowałem wszystkich, ale może jeszcze kiedyś to nadrobię.

To była moja pierwsza podróż do Europy. Byłem bardzo ciekaw jak wygląda codzienne życie na waszym kontynencie. Cieszę się, że mogłem uczestniczyć w tej podróży i mam ogromną wdzięczność dla tych, dzięki którym była ona możliwa. Boża pomoc była tutaj niezbędna. Moje horyzonty bardzo się poszerzyły. Zobaczyłem tę cześć świata w zupełnie nowym świetle. Wróciłem do kraju przepełniony dobrymi wspomnieniami i silniejszy wiarą. Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócę.

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze