Zdjęcie poglądowe fot. PAP/Wojtek Jargiło

„Na liturgii wcześniej było 400 wiernych, teraz jest 800”. W Polsce przybywa grekokatolików 

Grekokatolicy są największą mniejszością religijną w Ukrainie. Stanowią około 8,5% wszystkich wiernych w tym kraju i w zdecydowanej większości mieszkają w jego zachodniej części. Niektórzy z nich przyjechali teraz do Polski. Przed duchownymi grekokatolickimi (a także rzymskokatolickimi) pojawiają się nowe wyzwania. Duszpasterskie i organizacyjne.  

Liczba wiernych Kościoła greckokatolickiego w Polsce – według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego – szacowana jest na około 150 tysięcy (niecałe 0,5% wszystkich wiernych w Polsce). Po wybuchu wojny u naszych wschodnich sąsiadów i po przyjeździe wielu Ukraińców do Polski te liczby na pewno wzrosną. Trzeba jednak pamiętać, że już te bazowe dane (sprzed agresji Rosji na Ukrainę) często były niedoszacowane i nieprecyzyjne, co w rozmowie z misyjne.pl przyznaje o. Jan Kuszka z najstarszej greckokatolickiej parafii w Warszawie (pw. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Miodowej). – W parafialnych kartotekach mamy mniej zarejestrowanych ludzi niż jest w niedzielę na nabożeństwach. Dane nie odzwierciedlają rzeczywistości. Od końca lat 90. migracja zarobkowa Ukraińców bardzo przyspieszyła i większość naszej parafii stanowią migranci zarobkowi. Teraz – po 24 lutego – to się jeszcze mocno zmieni – przyznaje o. Kuszka. Duszpasterze podejmują próbę uaktualnienia kartotek, robią to najczęściej w czasie wizyt domowych w okresie świąt Bożego Narodzenia. To jednak pozwala tylko na częściowe uzupełnienie parafialnych dokumentów.  

o. Jan Kuszka, fot. Maciej Kluczka

Wszystkie miejsca zajęte 

Wzrost liczby wiernych widzą już wszyscy duszpasterze greckokatoliccy w Warszawie. W samej stolicy są cztery parafie greckokatolickie. Najstarsza jest wspomniana parafia ojców bazylianów przy ul. Miodowej. Jest też parafia pw. bł. Mikołaja Czarneckiego przy ul. Domaniewskiej, parafia pw. Opieki NMP przy ul. Stanów Zjednoczonych oraz parafia Zwiastowania NMP przy ul. Myśliborskiej. Parafia greckokatolicka znajduje się również w podwarszawskim Piasecznie. – Ludzi jest więcej, widzimy to. W jedną niedzielę były takie tłumy, że wszystkie miejsca były zajęte, nawet w salce obok, którą otworzyliśmy – podkreśla jezuita o. Marek Blaza, wykładowca teologii na Akademii Katolickiej w Warszawie i na Katolickim Uniwersytecie we Lwowie. O. Blaza jest trirytualistą, to znaczy że może sprawować sakramenty w trzech obrządkach. W tej sytuacji duchowny obrządku łacińskiego otrzymuje pozwolenie na jeden lub dwa obrządki wschodnie. Pozwolenia takiego udziela Kongregacja ds. Kościołów Wschodnich (w przypadku jezuitów takiego pozwolenia udziela generał zakonu). 

o. Marek Blaza, fot. YouTube

Na wagę złota 

Można powiedzieć, że tacy księża jak o. Blaza są teraz na wagę złota, są bardzo potrzebni. – Wiernych jest więcej, a księży nie – przyznaje jezuita. Pytam, czy myśli się o tym, by poprosić greckokatolickich duchowych z Ukrainy, by przyjechali do Polski – wraz z uchodźcami. – Ze względu na wiek poborowy mogą nie zostać wypuszczeni z Ukrainy. Prosić księży emerytów? Starych drzew raczej się nie przesadza… Może uda się znaleźć księży tu na miejscu, w Polsce? Może znajdą się ci, którzy tak jak ja chcieliby przyjąć trirytualizm? – pyta o. Blaza. Pyta i może inspiruje? Kościół w Polsce staje przed nowym wyzwaniem duszpasterskim.  

>>> Kijów: w podziemnym schronie w metrze księża greckokatoliccy sprawowali Boską Liturgię

Wnętrze cerkwi pw. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Miodowej w Warszawie, fot. Maciej Kluczka

O. Blaza przyznaje, że nie chce też ściągać ukraińskich duchownych do Polski, bo oni tam – w czasie wojny – też są bardzo potrzebni. – Są na „wojennym zapleczu”. Niosą sakramenty, duchowe wsparcie. Pomagają humanitarnie, pracują w szpitalach polowych. Nie chciałbym zabierać tego walczącym Ukraińcom – tłumaczy jezuita. O. Blaza sprawuje nabożeństwa m.in. w warszawskiej parafii bł. bp. Mikołaja Czarneckiego przy ulicy Domaniewskiej. To stosunkowo młoda parafia, która funkcjonuje przy katolickiej parafii NMP Matki Kościoła. W dolnym kościele na nabożeństwach gromadzą się właśnie grekokatolicy. I tak, jak przed wybuchem wojny na niedzielnych nabożeństwach było ich trzystu, niekiedy może czterystu, tak teraz około jest ich 600. A była niedziela, że przyszło nawet 800 osób.  

Nowa sytuacja  

Może – jeśli wiernych będzie coraz więcej – rozwiązaniem byłoby zwiększenie liczby nabożeństw albo celebrowanie liturgii także przy innych katolickich parafiach? – Jest to jakiś pomysł, ale trzeba tu pamiętać o przyzwyczajeniach grekokatolików. Oni bardzo rzadko chodzą na niedzielne nabożeństwo popołudniu albo wieczorem. Są przyzwyczajeni do niedzielnej liturgii w godzinach popołudniowych – tłumaczy o. Marek Blaza. Wynika to jeszcze z przedsoborowych rozwiązań, gdy wieczornych i popołudniowych liturgii po prostu nie było. Choć – jak przyznają duchowni – w nowej sytuacji możliwe, że te przyzwyczajenia będzie trzeba nieco zmienić. A tworzenie wspólnot przy innych katolickich parafiach? – Sprawa jest rozwojowa, myślimy o tym – przyznaje o. Blaza, choć od razu dodaje, że do tego jednak trzeba mieć więcej księży. Miejsce jest ważne, ale też osoba, która będzie mogła odprawiać nabożeństwo. Takie rozmowy trwają już też na „wyższych” szczeblach. Biskup Włodzimierz Juszczak – greckokatolicki ordynariusz wrocławsko-koszaliński – spotkał się w tej sprawie z biskupem bydgoskim Krzysztofem Włodarczykiem. – Widzę rozwój oraz potrzebę tworzenia nowych wspólnot, zwłaszcza w dużych miastach, do których przybywają wierni naszego wyznania – mówi bp Juszczak. – Przed wybuchem wojny w niedzielę we Wrocławiu przeżywaliśmy jedną liturgię, na którą przychodziło do 150 osób. Dzisiaj są to cztery liturgie, gdzie za każdym razem świątynia jest wypełniona wiernymi – dodaje duchowny.  

fot. EPA/MAXIM SHIPENKOV

Dodatkowej niedzielnej liturgii „nie wciśnie się” już w warszawskiej parafii przy ul. Miodowej. Tam grafik niedzielny jest szczelnie wypełniony. Jest sześć liturgii, w tym jedna w języku białoruskim.  Duchownych jest trzech (proboszcz i dwóch wikariuszy). Pomagają im ojcowie z klasztoru bazylianów, który jest obok parafii.  Czy to wystarcza? – W ciągu roku tak, ale w Wielkim Poście zaczyna nam brakować spowiedników. W tym czasie liczba wiernych, którzy przychodzą do cerkwi  zwiększa się prawie o 100 procent. Bywa bardzo tłoczno, ale na szczęście mamy nagłośnienie w ogrodzie, a pogoda też zaczyna sprzyjać, więc część wiernych może tam uczestniczyć w liturgii – mówi o. Jan Kuszka z parafii pw. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny. Migracja z Ukrainy spowodowana wojną jest masowa, fakt ten od razu znajduje odzwierciedlenie w liczbie osób przychodzących do cerkwi. Trzeba jednak mieć świadomość, że do tej pory – wśród migrantów zarobkowych – spora część Ukraińców nie była związana z parafią, rezygnowała z praktyk religijnych. – W stolicy i w warszawskiej aglomeracji jest około 400 tysięcy Ukraińców, a z naszymi parafiami (także tymi w podwarszawskich miejscowościach) związanych jest około 10 tysięcy Ukraińców. Różnica jest więc duża – wyjaśnia o. Kuszka.  

Zasady pomocniczości  

Na początku marca przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski przypomniał zasady Dyrektorium Ekumenicznego, które mówi o możliwości korzystania przez nie-katolików z trzech sakramentów w Kościele katolickim pod określonymi warunkami. Grekokatolicy już wcześniej uzyskali od polskich biskupów rzymskokatolickich w różnych polskich diecezjach możliwość sprawowania liturgii grekokatolickiej w kościołach rzymskokatolickich, jeśli istniała taka potrzeba. Takie rozwiązanie jest możliwe także „w drugą stronę” (dla rzymskich katolików w kościołach grekokatolickich). O. Jan Kuszka przyznaje, że w ostatnich tygodniach spotkał się z katolikami, którzy w geście solidarności wobec zaatakowanych przez Rosję Ukraińców przychodzili do cerkwi i razem z nimi uczestniczyli w liturgii. 

fot. EPA/NEIL HALL

Zgodnie z Dyrektorium grekokatolicy tam, gdzie nie ma duszpasterstwa greckokatolickiego mogą uczestniczyć we mszach św. i przyjmować sakramenty w kościołach rzymskokatolickich. To prawdopodobnie nie będzie przypadek Warszawy, ale taka zasada może być bardzo przydatna w mniejszych miejscowościach, gdzie do najbliższej cerkwi grekokatolickiej droga może być długa. Duchowni, z którymi rozmawiałem przyznają, że te zasady mogą być bardzo pomocne, jednocześnie podkreślają, by jednak tam gdzie to możliwe grekokatolicy korzystali z liturgii w ich obrządku. – Tak, by nie tracić tej naszej, jednak odrębnej, tożsamości i tradycji – podkreślają.  

Trudne rozmowy, ważne spotkania 

Między sprawowaniem nabożeństw a organizowaniem życia parafii w nowej rzeczywistości grekokatoliccy duszpasterze wysłuchują też tego, co mają im do powiedzenia nowi parafianie. – Nie inicjujemy takiej rozmowy, chyba że ktoś sam tego chce. Wtedy trzeba wysłuchać, nie wypytywać, każdy uchodźca powinien móc powiedzieć tyle, ile sam chce – wyjaśnia o. Marek Blaza. Z kolei o. Jan Kuszka podkreśla, że są to raczej rozmowy krótkie i w konkretnych potrzebach. – Na dłuższe i bardziej prywatne przemyślenia Ukraińcy zdobywają się w czasie sakramentu pokuty. – Takie sytuacje wymagają serdeczności i wsparcia. Spotykam się z sytuacją, kiedy muszę wyjaśnić, co jest grzechem a co nie. Ukraińcy boją się, że ich często trudne emocje są grzechem. Tłumaczę wtedy, że z emocji nie należy się spowiadać. Emocje nie są złe, są moralnie neutralnie. Pojawia się pytanie, co my z nimi dalej zrobimy, jakie podejmiemy działania, jaką przyjmiemy postawę wobec świata, wobec drugiego bliźniego – tłumaczy o. Jan Kuszka.  

fot. EPA/NEIL HALL

Przed grekokatolikami i wszystkimi chrześcijanami w Ukrainie i w Polsce stoi więc sporo wyzwań. Zarówno logistycznych, jak i duszpasterskich. We współpracy i z Bożą pomocą na pewno uda się im sprostać.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze