Fot. Anna Gandecka/Poradnia Carissima

Najważniejsze jest, by być przy ich bólu, milczeniu, łzach i tym, co chcą powiedzieć [ROZMOWA]

– Szalenie ważne jest przeżycie żałoby po stracie dziecka. Do poradni przychodzą z jakąś trudnością kobiety, które straciły dziecko kilkanaście, czasem i  dwadzieścia lat temu. Okazuje się, że kiedyś straciły dziecko, ale nie przeżyły straty – mówi Anna Gandecka z Poradni Carissima, która wspiera kobiety po stracie dziecka.

Anna Gandecka jest pedagogiem i pedagogiem specjalnym. Ukończyła także psychotraumatologię i jest w trakcie specjalizacji z psychoterapii. Prowadzi poradnię Carissima.

Fot. Anna Gandecka/Poradnia Carissima

Justyna Nowicka: Strata dziecka to bardzo trudny temat. Czego tak naprawdę potrzebują rodzice przeżywający taką sytuację?

Anna Gandecka: – Najważniejsze jest, aby znaleźć spokojne miejsce, w którym mogą być usłyszani. Usłyszani w tym, że bardzo często milczą i nic nie mówią, w tym, że płaczą. Czy też w którym mogą być usłyszani, kiedy chcą powiedzieć o bólu, który przeżywają. Najważniejsze jest wysłuchanie tych rodziców, ich potrzeb. Niektórzy potrzebują, żeby wsłuchać się w ich milczenie, inni, żeby właśnie być przy nich w ich łzach, a dopiero na późniejszym etapie będą w stanie cokolwiek powiedzieć.

I taka jest idea poradni. Pierwsze spotkanie jest zawsze interwencyjne. Ktoś przychodzi prosto ze szpitala, albo tez niedługo po stracie. Na takim spotkaniu czas nie jest limitowany. Chociaż zamyka się to w półtorej godziny, ponieważ ludzie nie są stanie dłużej wytrzymać, a i moja percepcja ma swoje ograniczenia. Pierwsze spotkanie w naszej poradni zawsze jest pro bono. Bardzo często jest tak, że na tym pierwszym i jednym spotkaniu się kończy, bo nie każda strata domaga się wejścia w proces terapeutyczny, ale każda wymaga zaopiekowania.

Po pierwsze, ważne jest, by nie kwestionować tego, w jaki sposób przeżywają, jak opowiadają o swoim bólu. Także o intymnych szczegółach, które mogą być niezrozumiałe. A po drugie, by być przyjętym z pytaniami, które często się pojawiają. Choćby z tymi o winie – „czy to z mojej winy?” – zwłaszcza gdy mówimy o poronieniu czy stracie okołoporodowej. Te pytania mogą się czasami wydawać absurdalne – np. czy byłoby inaczej, gdyby matka nie piła kawy albo gdyby spała na prawym boku. I z perspektywy czasu, kiedy kobieta później przychodzi jeszcze porozmawiać, to widać, że te pytania były absurdalne. Ale wtedy, w pierwszym momencie, one mają ogromnie, istotne znaczenie – i ważne, żeby one także były przyjęte.

>>> Pleszew: proboszcz zorganizował pogrzeb dzieci utraconych, które nie zostały odebrane ze szpitala

Fot. Anna Gandecka/Poradnia Carissima

Czasami mówi się, że to, co normalnie jest nienormalne, w sytuacji nienormalnej staje się normalne. A czy są takie sygnały alarmowe, które mówią o tym, że potrzebna jest pomoc z zewnątrz?

– Jeśli chodzi o interwencję kryzysową, która ma miejsce w niedługim czasie po stracie, to nie miałabym odwagi powiedzieć, czy cokolwiek można by nazwać nienormalnym. Wszystko, co jest wyrazem tego, co się przeżywa jest normalne. Każdy może robić to inaczej.

Na pytanie o to, kiedy coś wymaga na przykład terapii powiedziałabym, że wtedy, kiedy ból jest bardzo przytłaczający i przeciągający się. Ale też kiedy najbliższe otoczenie nie jest w stanie już tego wytrzymać. Kiedy osoba pogrążona w rozpaczy nie jest w stanie sama ze sobą wytrzymać. Są to takie pierwsze, najbardziej intuicyjne sygnały.

Fot. Anna Gandecka/Poradnia Carissima

W jaki sposób otoczenie może wspierać?

– Jestem przekonana, że gdybyśmy uczyli się wzajemnego wspierania przez najbliższe otoczenie – to często nie potrzebowalibyśmy innych źródeł pomocy i wsparcia. Nasze najbliższe środowisko jest jednak najczęściej zaangażowane emocjonalnie w to, co przeżywamy i czasami trudno im przyjąć to, w jaki sposób wyrażane są emocje. Czasami bliscy mówią słowa, które są sypaniem soli na ranę: „ogarnij się”, „przestań płakać”. W odniesieniu do śmierci małych padają np. słowa: „w ogóle po kim ty płaczesz”, a czasami i „po czym ty płaczesz”. Jeśli matka jest młoda , to może usłyszeć: „urodzisz sobie kolejne”, „może lepiej, że się tak stało”. Ludzie, którzy kierują te słowa intencjonalnie chcą dobrze, ale to nie jest moment, to nie jest przestrzeń na wyrażenie takich słów. Ważne jest, żeby po prostu towarzyszyć.

Czasami ludzie dzwonią, co mnie bardzo cieszy, z pytaniem o to, co mają zrobić, ponieważ koleżanka w pracy straciła dziecko. Pytają, jak mają się zachować. Tak naprawdę nie trzeba nic robić, a jedynie dać sygnał, że jest zauważona. Naprawdę wystarczy podejść i powiedzieć: „wiem o twoim bólu”, „wiem o twojej stracie” albo „wiem o tym, co się stało, jak będziesz chciała porozmawiać – to jestem”.

Bywa tak, że osoby dotknięte stratą same komunikują, że bardzo dziękują, ale nie chcą, żeby ktoś z pracy uczestniczył np. w obrzędach pogrzebowych, ponieważ jest to wydarzenie rodzinne i bardzo osobiste. Bywa, że znajomi z pracy nie do końca to rozumieją, ale jeśli ktoś tego właśnie potrzebuje – to ma do tego prawo. Ostatecznie to środowisko pracy i można chcieć je rozdzielić od życia prywatnego.  

Fot. Anna Gandecka/Poradnia Carissima

A jeśli kobiecie czy rodzicom nie uda się znaleźć takiego wsparcia?

– Szalenie ważne jest przeżycie żałoby po stracie dziecka. Do poradni przychodzą z jakąś trudnością kobiety, które straciły dziecko kilkanaście, czasem i  dwadzieścia lat temu. Okazuje się, że kiedyś straciły dziecko, ale nie przeżyły straty, bo „kiedyś były inne czasy”. I okazuje się, że ta trudność wynika z tego, że nie miały w tamtym momencie przestrzeni na płacz, na mówienie, na krzyk i żałobę.  Jeśli nie mamy możliwości wyrażenia bólu i straty, to żałoba „zatrzymuje się” i z tego na przyszłość wynikają rozmaite konsekwencje.

W tym kontekście szalenie ważna jest dla mnie nazwa poradni, czyli Carissima, co oznacza po włosku „najdroższa”. Przy jej powstawaniu mieliśmy burzę mózgów, takich miejsc nie tworzy się przecież w pojedynkę. Na początku miałam pomysł, by nazwać ją „face to face”, bo lubię takie rozmowy twarzą w twarz. Nazwę Carissima zaproponował ks. Oskar Nejman, który wtedy był w naszej parafii. Najdroższa, bo najdroższa jest kobieta. W sytuacji, kiedy kobieta nie jest w stanie wydać na świat żywego dziecka, wydać na świat nowego życia – całkowicie traci poczucie własnej wartości. Przez ciążę rusza cały proces hormonalny, który nastawia kobietę – całą jej psychikę – do tego, by dawać. I kiedy dziecko umiera, kiedy ona nie może tego zrealizować, to wówczas kwestionuje swoją wartość. Dlatego mówię, że kobieta, nawet jeśli straciła swoje dziecko, to zawsze pozostaje matką.

Oczywiście kobiety są różne i mogą to przeżywać inaczej. Trafiają do nas także takie, które dokonały aborcji, wtedy często ich spojrzenie jest inne. Bo warto podkreślić, że mogą przyjść do Carissimy osoby z różnymi historiami, bo ból i cierpienie dotyczy konkretnych osób, a nie światopoglądu. Najpierw najdroższa jest kobieta, ale także cała rodzina, której dana sytuacja dotyczy.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze