fot. materiały prasowe wydawnictwa

Nowa powieść przygodowa Adama Michejdy z historią w tle

Słynny reporter śledczy Rafał Pilny powraca! Po rozwiązaniu zagadki „Skarbu Getta”, dziennikarz i jego młodzi pomocnicy stają przed kolejnym wyzwaniem – rozwikłania tajemnicy kradzieży słynnego obrazu.

Z warszawskiego Zamku Królewskiego znika dzieło Bernarda Bellotta, zwanego Canalettem. Na zlecenie New York Times’a Pilny rozpoczyna niezwykłe śledztwo, w czasie którego trafi m.in. do Włoch na najpiękniejszy wyścig świata – rajd Mille Miglia.

Razem z nim czytelnicy wyruszą śladem klasycznych samochodów, zagubią się na górzystych szlakach i popędzą wraz z pościgiem wśród najpiękniejszych zabytków Rzymu.

Nikt nie spodziewa się co odkryje reporter.

Autor powieści. Fot. Anna Michejda

FRAGMENT

Słońce zaczynało wychodzić nad horyzontem, a ja wychodziłem właśnie z lasu w piękną, otoczoną wzniesieniami dolinę, na której końcu rozpoczynają się pierwsze zabudowania Hańczowej, gdy na nadgarstku poczułem wibrowanie sportowej opaski. Na jej wyświetlaczu pojawił się długi numer telefonu rozpoczynający się od 001 212… to jak nic nowojorski Manhattan. O tej porze? Przecież tam jest środek nocy. Wyjąłem z kieszeni telefon i nacisnąłem ikonkę z zieloną słuchawką.

Mr. Pilny? Nie wiem, czy mnie pan pamięta, Arnold Stern z „New York Timesa”.

Czy pamiętam? Oczywiście, że pamiętałem. To on pierwszy zadzwonił do mnie zaraz po rozwiązaniu zagadki „Skarbu getta”. To dzięki niemu najpierw w nowojorskich mediach, a następnie całych Stanach pojawiły się informacje o naszych poszukiwaniach pamiątek po Januszu Korczaku i jego wychowankach.

Ale to było kilka miesięcy temu, w ostatnie wakacje. Dlaczego dzwonił dziś i to o tej porze?

Ralph, mogę tak mówić do ciebie po starej znajomości, prawda?

Głupio by było odmówić. Sterna znają w Nowym Jorku wszyscy. To miłe, że uważa mnie za swojego „starego znajomego”.

Dzwonię z prośbą. Wiem, że u was jest wczesny ranek, ale nie chciałem czekać. Nie wiem, czy już słyszałeś o tym obrazie w Warszawie. Moja redakcja uznała, że zuchwała kradzież tak ważnego dzieła jest świetnym tematem na artykuł. Początkowo chcieliśmy na szybko wysłać do Polski jednego z naszych reporterów śledczych, ale podpowiedziałem im inny pomysł. Nie wiem co ty na to, ale może chciałbyś zrobić dla nas materiał o kradzieży? Widziałem twoje poprzednie artykuły, masz naprawdę imponujący dorobek. Poza tym znasz Warszawę, ludzi. Wiesz o polskich realiach więcej niż nasz cały dział zagraniczny. No i już przecież współpracowaliśmy. Może coś powęszysz, popytasz, znajdziesz więcej niż można wyczytać w oficjalnych komunikatach policji i muzeum. Jak, Ralph? Jesteś zainteresowany? Daj mi odpowiedź dziś do końca dnia, okej?

No pewnie, że okej! To naprawdę wielka rzecz: reporterskie śledztwo dla jednej z najważniejszych gazet na świecie. Ale z drugiej strony, to nie jest redakcja, którą można zadowolić byle czym. Codziennie publikują tam najwybitniejsze pióra naszych czasów. Laureatów najważniejszej dziennikarskiej nagrody ‒ Pulitzera ‒ jest tam chyba więcej niż laureatów Oscara w całym Hollywood! Czy podołam takiemu wyzwaniu? Czy zdołam znaleźć coś naprawdę ciekawego? Czy nie ośmieszę się w ich oczach?

Dokładnie tymi rozterkami dzieliłem się zaraz po śniadaniu z Tomaszem. Nikt inny nie był w stanie pomóc mi podjąć tej ważnej dla  mnie zawodowej decyzji.

Ale czym tak naprawdę ryzykujesz? ‒ Tomek, jak zwykle, zaczął od odwołania się do elementarnego rozsądku. ‒ Jeśli znajdziesz coś ciekawego, masz szansę błysnąć w jednej z największych gazet na świecie. Jeśli nie, cóż, trudno-świetnie ‒ użył jednego ze swoich ulubionych powiedzonek. ‒ Nie będziesz miał artykułu w „New York Timesie”. Ale dotąd też chyba nie miałeś, więc akurat w tej kwestii zmieni się niewiele. Dlatego nie zastanawiaj się, spróbuj. Tak się składa, że mam bardzo fajny kontakt w Zamku Królewskim. Umówię was od razu, na jutro. Przecież i tak mieliście wracać do Warszawy dziś wieczorem.

Tomek nastawił jeszcze jeden dzbanek kawy i wyciągnął argument ostateczny:

Rafale, kilka lat temu dałbyś się pokroić za taki temat. Teraz dostajesz go na tacy, a do tego chce ci za niego zapłacić redakcja marzeń każdego rasowego reportera. Kradzież obrazu… I to jakiego obrazu?! Wiesz, że dopiero niedawno został odzyskany nakładem dużych sił i ogromnych środków z państwowej kasy?