Fot. Ryszard Pomin

Fot. Ryszard Pomin

Nawet na Księżycu było więcej osób niż zimą na szczycie Karakorum

Pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięczników Gaszerbrum I i Broad Peak, Adam Bielecki, nie zrealizował jeszcze swojego największego marzenia – zdobycia zabójczej góry K2 zimą. Ostatni raz, gdy był już blisko, podjął decyzję o ratowaniu dwójki alpinistów: Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza. Sportowiec nie poddaje się jednak w realizacji swojego planu.

Urodził się 36 lat temu w Tychach. W jego rodzinie nie było osób, które zawodowo zajmowały  się wspinaczką. Jak sam mówi, jego rodzice byli „tylko wytrawnymi turystami”. Gdy miał 8 lat, wpadł na pomysł, by zostać alpinistą. Za pierwsze kieszonkowe kupował czasopisma alpinistyczne. Czytając je, zainspirował się polskimi legendami alpinizmu – Kukuczką, Kurtyką czy Wandą Rutkiewicz. „Ta dziewczynka to jestem ja” – mówił żartobliwie Adam Bielecki, pokazując swoje zdjęcie z dzieciństwa z Andrzejem Zawadą podczas spotkania z Murowanej Goślinie*. 

Fot. Ryszard Pomin

Fot. Ryszard Pomin

Uprzęż z używanych pasów samochodowych

Jako młody chłopak, pokonywał kolejne bariery. Zdobywanie kolejnych gór było dla niego kwestią czasu. Choć z początku jego styl wspinania nie był profesjonalny: uprzęże Adama składały się z… używanych pasów samochodowych, a za buty do wspinaczki służyły korkotrampki. Jak sam stwierdza – to, że się wtedy nie zabił, „było cudem”. Adam Bielecki, już w wieku 17 lat, jako najmłodszy na świecie, dokonał samotnego wejścia w stylu alpejskim na Chan Tengri (7010 m n.p.m.). Dziesięć lat później zdobył swój pierwszy ośmiotysięcznik, bez używania tlenu. Wraz z Arturem Hajzerem i Tomaszem Wolfartem Adam wspiął się na Makalu (8481 m n.p.m.). Z kolei już 9 marca 2012r., około godziny 08:30 czasu lokalnego Adam Bielecki i Janusz Gołąb dokonali pierwszego zimowego wejścia na Gaszerbrum I (8068 m n.p.m.) w Karakorum, w Pakistanie, bijąc tym samym rekord wysokości osiągniętej przez człowieka zimą w Karakorum. Oczywiście, rekord bez użycia tlenu. Zdobycie tego szczytu okazało się „wiatrem w żagle” programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”. Po udanym zimowym ataku szczytowym w Karakorum zaczęli pojawiać się kolejni sponsorzy.

>>> 30 lat tat od śmierci Jerzego Kukuczki 

Życie poniżej – 60 stopni Celsjusza

„To co przeżyłem zimą na Karakorum jest trudne do opowiedzenia, bo nie ma czegoś na ziemi, do czego można by porównać zimno, które tam panuje” – opowiadał Adam Bielecki. „Poniżej – 60st. zimno przestaje być elementem dyskomfortu, które możemy sobie wyobrazić, ale kolejnym czynnikiem, który chce cię zabić” – komentował Bielecki, pokazując zdjęcia, na których do nosa przyklejony ma ogromny sopel lodu. Jak się okazało, był on najmniejszym problemem, z jakim musiał się wtedy uporać. Dowodem okazał się jeden z filmików, który nakręcił Adam Bielecki. Prócz porywistego wiatru słychać na nim oddech Adama, kilkanaście razy szybszy niż na poziomie morza. I to bez żadnego wysiłku wspinacza…

Marzenie o K2

Po sukcesie zdobycia zimowego Gaszerbrum I w Karakorum, na horyzoncie pojawiło się marzenie zdobycia zabójczej góry K2. Zabójczej, ponieważ na nią nie można wejść, tylko trzeba się całkowicie wspiąć (co według definicji oznacza ręce zawsze powyżej poziomu głowy). Marzenie udało się zrealizować, jednak Adam Bielecki zdał sobie sprawę, że letnie wejście na K2 wcale nie jest szczytem jego marzeń. W głowie pojawiła się pierwsza myśl, by pokonać tę górę… zimą.

Dramat na Broad Peak

Sukces programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010–2015” trwał w najlepsze. Szybko pojawiły się kolejne propozycje wypraw, m.in. na Broad Peak (8047 m n.p.m.). Adam Bielecki wziął udział w wyprawie, razem z Maciejem Berbeką, Tomaszem Kowalskim oraz Arturem Małkiem. Berbeka i Kowalski pozostali tam jednak na zawsze. Po tej tragedii, na zlecenie Polskiego Związku Alpinizmu został opracowany „Raport Zespołu Wypadkowego”. Komisja uznała, że Bielecki i Małek, poprzez nadanie własnego tempa i zostawienie partnerów bez kontaktu wzrokowego, postąpili wbrew zasadom etyki w górach i wytycznych Polskiego Himalaizmu Zimowego. Wnioski zespołu wypadkowego podzieliły jednak środowisko wspinaczy. „Takie oskarżenia nas wspinaczy zawsze bardzo bolą. Etos Braterstwa Liny to jest coś, co jest dla nas przecież najważniejsze” – komentował Bielecki. Jakby jednak takowej krytyki było mało, krótko po tym dramacie, Artur Hajzer, czyli twórca i szef programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010–2015”, który również spotkał się z ostracyzmem po tragedii na Broad Peak, wyrusza na Gaszerbrum I. „To wyglądało, jakby chciał uciec od całego medialnego zgiełku po tej tragedii” – dodawał Bielecki. Niestety, Artur Hajzer zginął tam w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach. Do tego chwilę później pod Nanga Parbat miał miejsce zamach terrorystyczny, w którym zginęło 10 wspinaczy.

>>> Polscy księża odprawią Mszę św. za zmarłych himalaistów pod Mount Everest 

Szansa z Denisem Urubko

„To był czas, w którym coś we mnie pękło” – mówił Adam Bielecki. Odwołał najbliższe wyprawy, by przeżyć żałobę i trochę przystopować. Po jakimś czasie nieoczekiwanie w skrzynce mailowej pojawiła się wiadomość od Denisa Urubko. Wspinacz proponował, by wyruszyć na Kanczendzongę. „Nie wyobrażacie sobie, jakie emocje mną targały, gdy zobaczyłem tę wiadomość. Uważam, że Denis Urubko jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, współczesnym wspinaczem górskim” – komentował Adam. Po wielu perypetiach, szczyt ten zdobył tylko Denis Urubko. Rok później Adam Bielecki także wziął udział w, niestety nieudanej, zimowej wyprawie na Naga Parbat.

„To nie był wyczyn”

Po złej passie, po tragedii na Broad Peak, w końcu nadarza się okazja by zdobyć zimowy szczyt K2. M.in. Adam Bielecki i Denis Urubko biorą udział w kilkudziesięcioosobowej „Narodowej Zimowej Wyprawie na K2”. Nie jest podobna do tych, w których udział brał wcześniej Bielecki. To niezwykle duże przedsięwzięcie. Samo rozbijanie obozów i dotarcie do bazy wiąże się z ogromną wędrówką himalaistów i kilkuset lokalnych tragarzy. Aklimatyzowanie i poręczowanie trasy trwało kilka tygodni. Adam Bielecki wiedział, że w tym samym czasie Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz są w trakcie ataku szczytowego na Nanga Parbat. Gdy tylko ta wiadomość dotarła do bazy polskich himalaistów – Adam nie zastanawiał się długo z podjęciem decyzji.

– Jeżeli o mnie chodzi to nie było tutaj kompletnie żadnej dyskusji. W tej samej sekundzie, w której usłyszałem, że utknęli, wiedziałem, że jesteśmy w tej chwili jedynymi ludźmi na świecie, którzy mogą cokolwiek zrobić. Na świecie jest chyba tylko kilka osób, które są w stanie wejść zimą na 7 tysięcy metrów, na Nanga Parbat. A z tych ludzi, którzy w ogóle byli wtedy zaaklimatyzowani, było tylko kilku: ja, Denis i może jeszcze ze trzech z naszej bazy. Nie można było tam rzucić śmigłowca, bo śmigłowce tak wysoko po prostu nie latają – komentował podjęcie decyzji Bielecki.

Jak się wkróce okazało, łatwiej w tamtej sytuacji było ściągnąć astronautę z orbity okołoziemskiej, niż ściągnąć himalaistę, który utknął podczas ataku szczytowego na 8 tysiącach metrów.

Fot. Ryszard Pomin

Fot. Ryszard Pomin

– Gdy zgłosiliśmy chęć pomocy, rozpoczął się cały szereg zbiegów dyplomatycznych, by umożliwić w ogóle to, żebyśmy mogli pod tę Nangę podlecieć. Te śmigłowce mają pułap maksymalny 6 tysięcy metrów [nad poziomem morza – przyp. red.]. Cicho liczyłem na to, że ten śmigłowiec wysadzi nas na pułapie 6,700 metrów n.p.m. choć bardziej możliwy był desant w okolicach obozu pierwszego. Tak też się stało. Dzisiaj wiemy, że gdyby wysadzono nas niżej, w bazie, nie zdążylibyśmy z pomocą – mówił Adam.

Gdy Adam i Denis wsiedli do śmigłowca, dowiedzieli się dopiero, z taką sytuacją mają do czynienia. Pilot nie wiedział nawet, gdzie jest Nanga Parbat. – Pilot podał mi swój tablet z mapą konturową i spytał mi się: „No, to gdzie jest ten Nanga Parbat” – komentował żartobliwie Bielecki.

Wtedy właśnie zaczęła się cała akcja. Czasu było niezwykle mało, za kilkanaście minut zachodziło słońce. Bielecki wspomina, że nie mieli z Denisem ze sobą prawie nic, prócz dodatkowych rękawiczek, kilku produktów spożywczych i… kilkumetrowego ortalionu.

Fot. Ryszard Pomin

Fot. Ryszard Pomin


– Moje uczucie wchodzenia na 4-kilometrową ścianę, na kilka minut przed zmrokiem, nie mając ze sobą praktycznie nic, pamiętając, że wcześniej odpadłem z tej samej ściany, spadając prawie 30 pięter w dół, na domiar złego wspinając się po starych i niesprawdzonych poręczówkach – mówiąc delikatnie, nie sprawiało dobrego uczucia.

>>> Dreamland Macieja Berbeki oczami jego najbliższych [RECENZJA]

Wspinanie się po starych poręczówkach wygląda tak, że wybiera się linę, która wygląda najlepiej i nią się asekuruje. – Po 20 metrach okazuje się zazwyczaj, że ta lina oberwała kamieniem i swobodnie wisi sobie w powietrzu. Tak wpinaliśmy się na Nanga Parbat, ratując Elisabeth Revol, w całkowitej ciemności. To była rosyjska ruletka – wspominał Adam Bielecki.

W końcu, po kilku godzinach „biegu” Adama Bieleckiego i Denisa Urubko, usłyszano głos Elisabeth.

To, jak historia potoczyła się dalej, wie już każdy z nas…  

 

*za uczestnictwo w spotkaniu z Adamem Bieleckim w Murowanej Goślinie dziękuję Stowarzyszeniu „Dzieje”.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze