Nie miała dobrego męża. Założyła zakon, została świętą
Był rok 1630. Wirginia została sama w kamienicy, w której mieszkała od lat. Jej dwie, dorosłe już córki, powychodziły za mąż. Teściowa zmarła jakiś czas temu, męża pochowała ponad 20 lat wcześniej. Była sama. Założyła zakon i została świętą.
Jak każdego dnia, siedziała w swoim pokoju, dziękując Bogu za kolejny dzień i prosząc za wszystkich, których spotkała, którym mogła pomóc. Z modlitewnego skupienia wyrwał ją niespodziewany płacz dziecka. Wirginia wybiegła na zewnątrz i zobaczyła małą, zmarzniętą dziewczynkę. Wkrótce w domu Wirginii schronienie znalazło 15 dziewcząt.
>>> Adwent to styl życia [FELIETON]
Taki był początek. A właściwie naturalna konsekwencja pragnień, które dojrzewały najpierw w dziewczynce, a potem w młodej dziewczynie Wirginii Centurione Bracelli, żyjącej w Genui na przełomie XVI i XVII wieku.
Pragnienia
Wirginia urodziła się 2 kwietnia 1587 r. w Genui. Pochodziła z zamożnej rodziny arystokratycznej. Od dzieciństwa, dzięki matce i pod duchowym kierownictwem kapelana rodziny, była bardzo religijna i uduchowiona. Rodzice chcieli dać dziewczynce takie wykształcenie, by w przyszłości mogła czytać dzieła literackie. Uczyła się pod okiem kapelana rodziny wraz z bratem, Franciszkiem. Była bardzo uważna i pilna, stopniowo opanowała język łaciński, prawie do perfekcji, dzięki temu mogła swobodnie czytać Pismo Święte.
Kiedy jeszcze była dzieckiem, powtarzała matce, że chciałaby wstąpić do zakonu, tak jak jej kuzynki. Kobieta wydawała się rozumieć pragnienia dziewczynki, ale powtarzała jej konsekwentnie, że to jeszcze nie czas. „Kiedy skoczysz 20 lat, sama zaprowadzę cię do klasztoru” – mówiła. Niestety, wkrótce matka Wirginii zmarła, a ojciec miał wobec córki zupełnie inne plany. Kiedy miała 15 lat przystrojono ją pięknie i zaprowadzono na ceremonię zaślubin. Na przyszłego męża ojciec dziewczyny wybrał zamożnego – ale cieszącego się niezbyt dobrą opinią – arystokratę Gaspara Bracellego.
Żona i matka
W dniu ceremonii Wirginia pobiegła do domowej kaplicy, upadła na kolana i zaczęła płakać. Miała wrażenie, że Chrystus robi jej wyrzuty. Wydało jej się, że słyszy z krzyża głos: „Zostawiasz mnie dla mężczyzny?”. Wybuchła płaczem. Bo nawet jeśli to były jedynie jej wewnętrzne wątpliwości, to jak najbardziej prawdziwe. Od zawsze przecież chciała wstąpić do zakonu, nie tak to miało wyglądać. Płakała, chlipała cichutko i znów płakała. Bardzo szybko macocha i inne kobiety zauważyły nieobecność Wirginii. Kiedy znalazły ją zalaną łzami pod krzyżem, zaczęły pocieszać i tłumaczyć, że przecież małżeństwo jest sakramentem, że i w ten sposób można służyć Bogu i ludziom. Tak przecież żyła jej matka, to również dzięki niej i świadectwu życia rodziców w dziewczynce dojrzewało pragnienie bycia z Bogiem i poświęcenia Mu wszystkiego. Wirginia otarła łzy i… zrobiła to, czego wszyscy od niej oczekiwali. Została żoną Gaspara.
Niestety, bardzo szybko na własnej skórze doświadczyła, dlaczego za jej mężem ciągnęła się tak niepochlebna opinia. Wracał późno do domu, czas spędzał na polowaniach i zabawie, nie stronił od hazardu. I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem. W końcu nadszedł rok 1606. Mężczyzna zapadł na ciężką chorobę płuc. Nie pomogli lekarze, nie pomógł wyjazd kuracyjny. Choroba postępowała i w pewnym momencie nie było już wątpliwości, że dla Gaspara nie ma ratunku. Na ratunek dla jego duszy – o co modliła się Wirginia nieustannie – zostało więc niewiele czasu. Mężczyzna raz po raz „odmawiał” przyjęcia księdza. Nagle jednak, być może dzięki modlitwom żony, a być może z innych powodów, coś w nim pękło. Modlitwy Wirginii zostały wysłuchane – Gaspar odbył spowiedź generalną, oddał długi, i przez resztę życia modlił się szczerze, tęskniąc za Bogiem.
Wirginia została wdową, gdy miała 20 lat. Może przypomniała sobie słowa matki, że dopiero w tym wieku będzie mogła spełnić swoje pragnienie. Po śmierci męża miała uklęknąć przed krzyżem i powiedzieć: „Panie, chcę służyć Tobie, który nie możesz umrzeć”. I mimo że ojciec próbował po raz kolejny wydać ją za mąż, tym razem nie uległa. Złożyła ślub czystości, ale przepychanki z ojcem trwały jeszcze dwa lata.
Chrystus w ubogich
Był rok 1614. Wirginia nagle zerwała się z lóżka, a w uszach brzmiał jej jeszcze głos: „Wirginio, nie jest moim pragnieniem, abyś gromadziła pieniądze, lecz abyś Mi służyła w biednych”. Z dnia na dzień słowa te coraz bardziej w niej pracowały. Pieniędzy jej nie brakowało. I mimo że bogatym trudniej jest wejść do Królestwa (por. Mk 10,23), jej serce od zawsze wrażliwe było na ludzką biedę. Wraz z teściową rozdały połowę majątku biednym. Wirginia zaczęła się też interesować kształceniem dzieci, wspierała ubogie rodziny. Podczas wojny pomagała uchodźcom, całkowicie poświęciła się opiece nad osieroconymi i porzuconymi, chorymi i osobami w podeszłym wieku.
Wspomniane wydarzenia z roku 1630, kiedy w jej domu zamieszkało 15 dziewcząt, były początkiem poszukiwań kolejnych miejsc, w których schronienie mogli znaleźć potrzebujący. Rok później udało się jej i 40 dziewczętom zamieszkać w klasztorze na Górze Kalwarii. Trzy lata później prowadziła już trzy domy, w których znajdowało schronienie ok. 300 podopiecznych. Niebawem zajęła się też reformą lazaretu. W ubogich i opuszczonych widziała Chrystusa.
Oprócz oczywistej pomocy w najpotrzebniejszych potrzebach, Wirginia zawsze chciała powierzonych jej ludzi prowadzić do Boga. Sama zorganizowała odpowiednią religijna opiekę, zarówno katechetyczną, jak i modlitewną, sama też modliła się za swoich podopiecznych, a z czasem zaczęła myśleć o jakimś stałym, konkretnym miejscu dla osób, którymi się zajmowała. W 1642 r. grupa dziewcząt przyjęła habit tercjarek franciszkańskich. Nazwały się Córki Naszej Pani z przytułku na Górze Kalwarii. W 1827 r. sześć sióstr zostało wezwanych do Rzymu i zamieszkało w domu zakonnym przy bazylice Świętej Maryi od Aniołów, a w 1833 r. z woli papieża Grzegorza XVI siostry założyły drugą rodzinę zakonną, pod nazwą Córki Naszej Pani z Góry Kalwarii (Figlie di Nostra Signora al Monte Calvario).
Kalwarianki
Wirginia zmarła w swym rodzinnym mieście 15 grudnia 1651 r. Po jej śmierci zgromadzenie nadal się rozwijało i działa do dzisiaj. Córki Naszej Pani z Góry Kalwarii, nazywane kalwariankami, są zgromadzeniem z prawie czterowiekową tradycją, a od 1993 r. w Polsce przy swoim domu w Krakowie prowadzą dom rekolekcyjny, przedszkole i bursę studencką. Siostry zajmują się pracą wychowawczą i pastoralną. Zatrudnione są w szkołach, przedszkolach, sierocińcach, szpitalach, sanatoriach, leprozoriach oraz w domach opieki dla osób z upośledzeniem intelektualnym i dla osób starszych, katechizują w parafiach, niosą pomoc więźniom i najuboższym, szczególnie w krajach misyjnych. Wirginię Centurione Bracelli beatyfikował w Genui Jan Paweł II, 22 września 1985 r., a kanonizowana została w Rzymie 18 maja 2003 r.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |