Nie pomagaj żebrakom

Nie dawaj pieniędzy, nie odpowiadaj „tak”, gdy proszą o drobne na zakupy – do takiego zachowania namawiają turystów i mieszkańców władze Gdańska. Kampania informacyjna została przygotowana na Jarmark świętego Dominika, który „rozbił się” na gdańskiej starówce (potrwa do 20 sierpnia). W mieście nie sposób nie zauważyć plakatów (jest ich kilkaset) odradzających wspieraniea żebraków. 

Miejscy urzędnicy rozdali plakaty nie tylko gościom, ale i handlującym na Jarmarku. Można tam przeczytać: „Okaż serce… nie dawaj pieniędzy osobie żebrzącej na ulicy, bo tam zostanie”. Jak podkreślają autorzy kampanii to apel o mądre pomaganie. Wywołało to jednak dużą i gorącą dyskusję, także wśród odwiedzających stolicę Pomorza. Niektórym nie podoba się takie namawianie do niepomagania. Warto jednak zauważyć, że na ulotkach i plakatach jest też rozwinięcie i wskazówka, co zrobić dalej. Biedny nie ma być zostawiony sam sobie na ulicy. Łatwo znaleźć tam informację o tym, że pomoc można otrzymać między innymi w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie oraz w innych instytucjach czy organizacjach pozarządowych.  

Mądre pomaganie?  

Urzędnicy – odpowiadając na wątpliwości mediów – mówią, że to w interesie samych żebrzących. – Jeśli ktoś rzeczywiście potrzebuje pomocy, a jednocześnie każdego dnia otrzyma pieniądze, które pozwolą mu zakupić jedzenie (niekiedy też alkohol), to on na tej ulicy po prostu zostanie i nigdy nie dotrze do nas czy innych organizacji – mówi Robert Klimczak z gdańskiego MOPRu. Akcja jest prowadzona nie tylko z tego powodu. Także dlatego, że żebractwo to niestety dzisiejsza forma niewolnictwa: wykorzystywane są do tego dzieci, osoby słabsze. Przybiera to niekiedy formę mafijną. Ulotki dotarły także do właścicieli restauracji, hoteli, pubów.  

W Gdańsku od kilku tygodni działa też świetlica, w której opiekę mogą opiekę znaleźć zmuszani do żebractwa. – Każdego dnia przybywa kilkoro nieletnich – przyznaje Sylwia Ressel z gdańskiego MOPRu. Do korzystania ze świetlicy zachęcają terenowi pracownicy Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek. Pierwsze efekty kampanii – jak przyznają gdańscy strażnicy miejscy – już są. Mniej widać osób, które sięgają po portfele, by pomóc żebrzącym i mniej dzieci, które chodzą po ulicach z kubeczkami na monety.  

Inni się przyglądają  

Bieda i życie na ulicy to nie tylko problem Gdańska, ale i innych dużych miast w Polsce. Do Poznania co roku turystów przyciąga inny Jarmark – Świętojański. Turystów jest tu jednak mniej i problem ma nieco mniejszą skalę. Radny miejski Mateusz Rozmiarek, wiceszef komisji kultury w Radzie Miasta mówi, że żebractwo to niepokojące zjawisko, choć do samej gdańskiej kampanii ma nieco wątpliwości. – Czy akcje informacyjne na temat żebractwa powinny być organizowane de facto pod hasłem: „nie dawaj pieniędzy osobie żebrzącej”? – pyta Rozmiarek. – Wsparcie finansowe osób potrzebujących jest indywidualną kwestią każdego z nas, a tego typu sformułowania mają bardzo negatywny wydźwięk – mówi radny Rozmiarek. I dodaje, że najlepszym sposobem na przeciwdziałanie biedzie jest aktywne, skuteczne promowanie organizacji zajmujących się wyciąganiem ludzi z biedy. W Poznaniu to Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, od lat pokazywana na świecie jako wzór spółdzielczości. Tam przysłowiową rybę daje się tylko na początku, tym najbardziej potrzebującym Później jednak dostają wędkę – oferty zatrudnienia, terapii. A ci, którym „Barka” pomogła i wciągnęła na swój pokład, pomagają później innym, kolejnym potrzebującym.  

Za turystą idzie żebrak  

Bardzo sceptycznie do gdańskiego pomysłu pochodzi Błażej Strzelczyk, na co dzień dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, ale w tej sprawie – co istotne – współtwórca akcji pomocy dla głodnych i ubogich pod hasłem „Zupa na Plantach”. Zupę gotuje się dla biednych, głodnych. Przyjść może każdy, bez zapisów, bez tłumaczenia. 

– Żyjemy w kulturze, w której są biedni i musimy się zgodzić z tym, że zawsze będą. Jako społecznik nie mam ambicji, by wyciągać tych ludzi za włosy z miejsca, w którym żyją i wsadzić ich do strzeżonego osiedla. Nie mam bowiem wcale pewności, że jak będzie żyć poza ulicą, to będzie szczęśliwszy – mówi Błażej Strzelczyk.  

Nie przekona mnie żadna kampania 

Według Strzelczyka wychodzenie z bezdomności jest bardzo trudne i albo się obrazimy na tę sytuację, albo po prostu będziemy pomagać. – Daję im pieniądze i wiem, na co wydają. Kupują jedzenie, kupują ubrania. Żadna kampania nie przekona mnie do tego, by nie pomagać. Strzelczyk narzeka, że przy tego typu akcjach przemawia paternalizm „ja wiem lepiej wiem, że nie mogę dać mu pieniędzy” i dodaje: – Dopóki mamy w kraju sytuację, w której niektórzy muszą szukać pieniędzy na leki albo jedzenie, to robienie podobnych akcji zachęcających do niedzielenia się na ulicy (bo są żebracy-oszuści) jest strasznie krzywdzące, bo „nie dawaj żebrakom” znaczy nie tylko „nie dawaj żebrakom oszustom”, ale też „nie dawaj żebrakom, którzy naprawdę potrzebują” – martwi się wydźwiękiem całej akcji krakowski społecznik i dziennikarz.  

Redakcja Misyjne.pl zapytała też urzędników z Krakowa odpowiedzialnych za promocję miasta, jak ta sytuacja wygląda z ich perspektywy. Stolica Małopolski przez większość ekspertów branży turystycznej jest oceniana jako miasto najchętniej odwiedzane przez gości z kraju i zagranicy. A im więcej turystów, tym (przynajmniej teoretycznie) więcej żebraków. – U nas, podobne jak w Gdańsku, akcje zwracające uwagę na to, że dawanie pieniędzy na ulicy osobom żebrzącym nie rozwiązuje problemu, prowadzone były kilka lat temu. Miasto poprzez streetworkerów stara się dotrzeć do tych osób i zachęcić je do korzystania ze wsparcia organizacji i instytucji oferujących pomoc – mówi rzecznik Urzędu Miasta Jan Machowski i dodaje, że żebractwo nie jest w mieście Kraka postrzegane jako problem. Co może – ale też oczywiście nie musi – oznaczać, że dotychczasowe działania przyniosły właśnie taki efekt (można powiedzieć sukces). Jan Machowski dodaje: – Grupą docelową kampanii byli mieszkańcy Krakowa, pasażerowie komunikacji miejskiej, a więc ci, którzy dają pieniądze na ulicy. Odrębną kwestią jest „penetrowanie” środowisk osób żebrzących i bezdomnych przez specjalistów działających na zlecenie MOPS. Tego typu działania to działania codzienne, prowadzone bez rozgłosu – mówi rzecznik krakowskiego magistratu 

Zapytaj, porozmawiaj, poświęć chwilę  

Do takiego zachowania i takiej formy pomocy zachęca ksiądz Mateusz Napierała. Pracował w Caritas archidiecezji poznańskiej, obecnie w Dziele Nowego Tysiąclecia, które wspiera biedną, ale zdolną i ambitną młodzież. Nie przekonuje go hasło, które sprowadza się do: „nie pomagaj, odeślij do organizacji, która mu pomoże”. – Jeśli ktoś prosi o jedzenie, kup mu coś. Jeśli mówi, że nie ma na leki, idź z nim do apteki. Poświęć mu tę chwilę, porozmawiaj, a nie odsyłaj gdzie indziej – mówi ksiądz Napierała. I przypomina sytuację z ostatnich zakupów w supermarkecie. Widział kobietę, która miała torbę z napisem: „Witajcie uchodźcy”, a jednocześnie bez zainteresowania przeszła obok człowieka, który siedział na chodniku i wyciągał ręce z prośbą o kilka drobnych. – Coś tu się gryzło. Coś tu ze sobą nie współgrało. Swoją drogą modny napis, a zupełnie inną drogą pomoc tu i teraz, człowiekowi, który nas o to prosi – mówi ksiądz Mateusz. Ksiądz pochwala fakt, że w gdańskiej akcji jest też wątek systemowego pomagania, ale według niego nie powinno to zwalniać nas z czysto ludzkiego odruchu serca.

Człowiek to nie przypadek  

Można się uśmiechnąć. Wszak jedna, wydawałoby się, prosta akcja, która ma na celu pozytywny skutek, a tyle wątpliwości, kontrowersji i różnych punktów widzenia. Nie jest to jednak przysłowiowe szukanie dziury w całym. Mówimy bowiem o ludziach: bezdomnych, ubogich, ale cały czas ludziach. A w takich sytuacjach urzędnikom, ale i zwykłym mieszkańcom i turystom łatwo zakwalifikować ich jako „problem do rozwiązania”, „przypadek, z którym trzeba sobie poradzić”, „niezręczną i niewygodną sprawę”. A to ciągle ludzie, którzy żyją wśród nas i którzy cały czas zasługują na szacunek. Trzeba walczyć z biedą i żebractwem, które z biedy nie wyciąga. Nie można jednak walczyć z człowiekiem widzianym tylko jako problem. I znowu nasuwają się słowa: po owocach ich poznamy. Gdańską akcję również. Oby przyniosła pozytywne efekty – nie dla mieszkańców Trójmiasta i turystów, ale przede wszystkim dla ubogich i bezdomnych. 

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze