Nie wrzucać strychniny do studni [FELIETON]
Ilekroć w dzieciństwie czytałam „Anię z Zielonego Wzgórza”, moją uwagę zwracały proroctwa Małgorzaty Linde na temat sieroty z przytułku, która może spalić dom lub wrzucić strychninę do studni. Nie miałam pojęcia, czym była owa strychnina, ale intuicja podpowiadała mi, że to coś strasznego, czego lepiej w studni nie mieć. Intuicja nie zawiodła. Dziś bez trudu można znaleźć w internecie informacje, że strychnina to organiczny związek chemiczny o właściwościach toksycznych, który używany jest np. przeciw szczurom. Śmierć następuje wskutek uduszenia.
>>> Impra w Kanie i akcja z Łazarzem, czyli slangowa Ewangelia [FELIETON]
Jaki związek mają powyższe rozważania z wiarą i Kościołem? Większy niż można sądzić! Wszak papież Jan XXIII powiedział, iż „parafia podobna jest do studni stojącej na środku wioski, każdy może do niej podejść i się napić”. Jakże wymowne porównanie – zwłaszcza w kontekście sakramentu chrztu. To właśnie wspólnota parafialna powinna być miejscem, w którym dołączają do Kościoła nowi członkowie. Nie chodzi o piękniejszy wystrój, lepsze oświetlenie, złotoustego kapłana czy wygodniejsze ławki – nie one są kryterium wyboru parafii, w której dziecko przyjmie swój pierwszy sakrament. Ważniejsi są ludzie, którzy już w chwili przyjęcia sakramentu modlą się za nowego brata czy siostrę i jego bliskich, i będą to robić podczas kolejnych mszy świętych. Parafianin to nie klient, a nasz Pan jest jeden i to Jego wola ma być pierwsza – jako w niebie, tak i na ziemi.
Parafia jak studnia
Parafia jest podobna do studni i każdy może podejść i się napić – i rzeczywiście w naszych wspólnotach nie brak ludzi, którzy z radością przystępują do tego źródła. Szczególnie chętnie przychodzą ci, którzy są spragnieni „wody tryskającej ku życiu wiecznemu” obiecanej przez Jezusa (zob. J 4,14). Czy jednak nie zdarzają się i tacy, którzy zaspokajają tam własne pragnienia, nie bardzo licząc się z tym, jakiej jakości wodę zostawią innym? Ba! Powiedziałabym, że wśród przychodzących do tej studni zdarzają się i posiadacze strychniny. W mediach społecznościowych, w dyskusjach „w realu” i przy wszelkich możliwych okazjach obrażają i oczerniają Kościół, ale kiedy dopadnie ich pragnienie (np. sakramentu małżeństwa lub pierwszej Komunii dzieci) to prędko znajdują się przy parafialnej studni…
>>> Sumienie, czyli ja ciebie (siebie) nie potępiam [FELIETON]
Gdyby jakość naszych parafialnych studni zależała tylko od Jezusa, to woda by była krystalicznie czysta. Jednak troska o nie została powierzona i nam. Jednocześnie, strzegąc źródła, nie możemy zakazać innym czerpania z niego, bo przecież w każdym spragnionym przychodzi Chrystus. Cóż zatem mamy robić? Na zatrucie strychniną odtrutką są barbiturany. W Kościele dla tych, którzy mu szkodzą, odtrutką mamy być my – jego członkowie. Proces uzdatniania wody w parafialnej studni zaczynajmy od siebie – przez sakramenty, modlitwę, lekturę Biblii. Owoce tych działań powinniśmy wydawać na co dzień w naszych środowiskach. Jak w domach i w pracy korzystamy z butelek z filtrami, dzbanków czy systemów odwróconej osmozy, tak wszędzie, gdzie jesteśmy, dawajmy świadectwo i nie zgadzajmy się na mówienie źle o Kościele, bo to obrażanie nas samych. Ale i sami nie miejmy za uszami okruchów strychniny, która zagrozi czystości wody, gdy pochylimy się nad studnią. „Strzec wiary ślubujemy, w niej żyć, umierać chcemy” – śpiewamy, wspominając nasz własny chrzest. Niech będzie to szczera deklaracja, a nie… wodolejstwo!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |