(Nieświęty) Ebenezer Scrooge. Patron na Boże Narodzenie
Jeśli ktoś zna się trochę na świętych, to pewnie już wertuje Internet, poszukując informacji o św. Ebenezerze Scroog’u. „Jeszcze o takim świętym nie słyszałem!”. I słusznie, bo Ebenezer Scrooge nie jest święty, to przecież główny bohater „Opowieści wigilijnej”. Ale Ebenezer Scrooge to też… Ty i ja.
Trudno znaleźć osobę, która nie znałaby „Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa. To przecież lektura, którą omawia się w szkole. I która też została wykorzystała przez popkulturę – któż z nas nie zna jakiejś filmowej lub bajkowej wersji tej historii. I bardzo dobrze, bo opowieść o życiu Ebenezera Scrooga to po prostu mądra historia o przemianie.
Kiedyś
Ebenezer Scrooge, bogaty i zgorzkniały przedsiębiorca, spotyka w sumie trzy duchy – swojego zmarłego przed laty wspólnika i trzy duchy „czasowe” – przeszłych, obecnych i przyszłych świąt Bożego Narodzenia. Dzięki duchowi minionych świąt Bożego Narodzenia Ebenezer ma okazję przypomnieć sobie przeszłość i decyzje, które podjął. Decyzje, dzięki którym znalazł się w swoim obecnym położeniu. Decyzje, przez które jego nastawienie do ludzi i do świata stało się takie negatywne. I choć to tylko postać literacka, to już jej spotkanie z tym duchem powinno wzbudzić w nas niepokój. Przeżywamy Boże Narodzenie. Ale czy na pewno przeżywamy je tak, jak byśmy tego naprawdę chcieli?
Jakość tych świąt jest uzależniona od miliona naszych decyzji – czasem bardzo drobnych, a czasem bardzo dużych. I na pewno jest wśród nich mnóstwo błędów. Lubimy ckliwość i słodycz tych świąt, ich cukierkowatość. A może warto choć przez moment spojrzeć na swoją przeszłość i zobaczyć, że przez nią w jakiś sposób te święta – choć możemy sobie z tego nie zdawać sprawy – są wypełnione goryczą. Może byli w naszym życiu przyjaciele, których za łatwo i za szybko sobie odpuściliśmy? Może były sytuacje, w których komuś nie pomogliśmy, bo brakowało nam czasu, chęci, cierpliwości…? Może były sytuacje, których po prostu żałujemy i które wciąż powodują jakieś wyrzuty sumienia? To wszystko to duch minionych świąt Bożego Narodzenia. To głos, który mówi:
„To już się wydarzyło. Tego nie zmienisz. Ale przez to te święta nie są do końca pełne i idealne. Masz z tego wyciągnąć wnioski”.
Teraz
Święta często celebrujemy zamknięci w czterech ścianach swoich domów. Najczęściej w gronie rodzinnym. Wśród wielu strachów, które mogą pojawić się w naszym życiu, na pewno jednym z większych jest samotność. Zwłaszcza samotność w święta. Co czuł bogaty i egoistyczny Ebenezer Scrooge, gdy duch obecnych świąt Bożego Narodzenia pokazywał mu szczęśliwe rodziny? Szczęśliwe po prostu z tego powodu, że są razem – i to pomimo często ogromu przytłaczających je problemów. Często nie potrafimy cieszyć się po prostu z obecności drugiego człowieka. Potrzebne nam bodźce dodatkowe. Jesteśmy w tym jak Ebenezer. I to prowadzi do… samotności. O tyle gorszej, że to samotność w tłumie. A nawet we wspólnocie.
Potrafimy być razem, a jednak osobno. Zamiast cieszyć się z radości innych – to my cieszymy się, gdy drugiemu coś nie wyjdzie. Oj, myślę, że ten duch miałby co pokazywać każdemu z nas. Jesteśmy mistrzami w pielęgnowaniu swojego egoizmu i nawet nie zauważamy, że przez to zostajemy sami. A przecież, pomimo naszego zgorzknienia, jest w nas pragnienie bycia razem, tworzenia wspólnoty – domowej, przyjacielskiej, rodzinnej, narodowej… Niekomfortowe są te wizyty duchów, bo burzą nasz ułożony porządek, każą się zatrzymać, podjąć refleksję i zawrócić. Niekomfortowe to uczucie, ale zbawienne.
>>> Mistyczka, która widziała Boże Narodzenie na własne oczy
Potem
Czasem się zastanawiam, co usłyszałbym, gdybym mógł być świadkiem własnego pogrzebu? Czy to byłyby miłe, ciepłe wspomnienia, którym towarzyszyłyby łzy? Czy też bardziej byłyby to słowa typu: „Niby o zmarłych nie mówi się źle, ale wiesz, on to za życia…”, po których nastąpiłaby litania moich kolejnych przewin. Bardzo chciałbym, by wersja pierwsza okazała się prawdziwa, ale moje dotychczasowe życie na pewno przynosi wiele „błędów”, którymi skrzywdziłem niejedną osobę. Czy ktoś po mnie zapłacze? Ebenezer dzięki duchowi przyszłych świąt Bożego Narodzenia zobaczył konsekwencje swoich działań. Widzi choćby żałobników opłakujących Tima, syna swojego pracownika. Owszem, Ebenezer go nie zabił. Ale to nie znaczy, że nie odpowiada za tę śmierć. Przyczynił się do niej. Bohater trafia też na swój grób. Wcześniej słyszy, z jaką lekkością opowiada się o jego śmierci…
A do czego prowadzą moje działania? To pytanie, które warto zadać sobie w tym świątecznym czasie. Kierunek, w którym zmierza nasze życie ma wpływ na innych. Nie jesteśmy samotnymi wyspami, żyjemy w społeczeństwie. Dlatego to od nas zależy, jak potraktujemy drugą osobę. Czy dzięki nam będzie miała siłę do życia czy tez ją jakoś „zabijemy”. Jesteśmy mistrzami takiego „zabijania” drugiego człowieka, gaszenia go – złośliwością, nieżyczliwością, pogardą, niecierpliwością, brakiem wrażliwości… Wybór broni bardzo urozmaicony.
Bądź jak Ebenezer
Adwent zachęcał nas do zmiany. Ale nie możemy jej ograniczyć tylko do tych minionych już czterech tygodni. Musimy wciąż się zmieniać – na lepsze – także w tym czasie bożonarodzeniowym. I także po nim. Dickens stawia na drodze Ebenezera duchy – i dzięki spotkaniom z nim nieczułe, pełne lodu serce bogacza kruszeje i staje się na nowo sercem czułym (jak bardzo to współgra z myślą z Księgi Ezechiela!).
I tak samo nas ten czas ma skłonić do refleksji i do zmiany. Nie mamy poprzestać na cukierkowatych, ckliwych świętach z barankami i osiołkami. Już nie. Mamy zobaczyć głębię tych dni. Chodzi o to, by betlejemska grota nie była daleko, kilka tysięcy kilometrów od nas. Ale żeby była w naszym sercu – to w nim ma się wydarzyć Boże Narodzenie. I dlatego trzeba nam przejść w tym czasie bolesną, ale potrzebną i finalnie pokrzepiającą drogę Ebenezera Scrooga. To nasz (nieświęty) patron na Boże Narodzenie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |