O. Andrzej Koprowski: człowiek dialogu, współtwórca mediów katolickich w Polsce
Dziś odszedł do Pana o. Andrzej Koprowski SJ, historyczna postać wśród jezuitów, znany duszpasterz, były prowincjał, a przede wszystkim człowiek oddany z pasją misji budowania mostów między Kościołem a mediami. Twórcę redakcji katolickich w polskich mediach publicznych a później dyrektora programowego Radia Watykańskiego wspomina Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny KAI.
„Tej nocy stan zdrowia o. Andrzeja Koprowskiego SJ, przebywającego na oddziale covidowym w Szpitalu Praskim w Warszawie, raptownie pogorszył się i dziś około godz. 11-tej ojciec Andrzej zmarł. Odszedł do Pana w 81. roku życia, w 60 roku zakonnego powołania i 52. kapłaństwa” – napisali jezuici na swojej stronie.
Budowanie mostów
Blisko zaczęliśmy współpracować, kiedy w 1993 r. powstawała Katolicka Agencja Informacyjna. Odpowiedzialni za jej tworzenie biskupi Józef Życiński i Jan Chrapek, poprosili Koprowskiego, aby był rodzajem kościelnej „szarej eminencji”, która na co dzień będzie nam towarzyszyć i doradzać. Przyznać trzeba, że choć robił to w sposób naprawdę dyskretny, to jego rady bardzo pomogły w tworzeniu linii programowej KAI. Przede wszystkim stawiał na profesjonalizm i tego od nas, jako młodych dziennikarzy, wymagał. Podkreślał uniwersalizm agencji i ostrzegał, aby przypadkiem nie wiązała się z żadnym z partykularnych nurtów w ramach Kościoła w Polsce, ale pozostawała zawsze, jak mawiał: „w służbie Kościołowi powszechnemu na ziemi polskiej”. A za główny cel agencji uważał „budowanie mostów” ze skomplikowanym światem mediów świeckich i prowadzenie z nimi dialogu w imieniu Kościoła.
Jednocześnie bliskie więzi łączyły go z ówczesnym sekretarzem generalnym Episkopatu, bp. Tadeuszem Pieronkiem, którego był także głównym doradcą medialnym. W ten sposób przyczynił się bardzo do wypracowania nowej strategii w podejściu Kościoła w Polsce do mediów – otwarcia na nie i nieustannego dialogu w duchu szczerej i przyjacielskiej rozmowy. Zjednywało mu to sympatię mediów, także tych mocno krytycznych wobec Kościoła, co z kolei owocowało wzrostem publicznego zaufania do Kościoła i traktowania go jako instytucji niezbędnej dla zachowania ładu aksjologicznego demokracji. Linia ta bardzo sprawdziła się w okresie 5-letniej „wojny o Konkordat” z postkomunistyczną lewicą. Rezultatem było pełne zwycięstwo Kościoła.
>>>Papież: polaryzacja i konflikty dotykają także media katolickie
Jan Paweł II na herbacie
Andrzeja Koprowskiego łączyły też bliskie więzi z Janem Pawłem II, z którym dobrze poznali się w Rzymie. Któregoś dnia pokazał mi swą bogatą korespondencję z papieżem, w której dzielił się różnymi uwagami czy niepokojami na temat Kościoła w Polsce, a Jan Paweł II bardzo mu za to dziękował. Bywał też częstym gościem w Nuncjaturze Apostolskiej w Warszawie. Był na tyle dyskretnym dyplomatą, że do śmierci tych listów nie opublikował, a z pewnością mogą się one stać cennym materiałem źródłowym dla historyków.
Wraz z bp. Chrapkiem, Andrzej Koprowski odegrał olbrzymią rolę przy organizacji pielgrzymek Jana Pawła II do Polski w 1997 i 1999 r. Choć formalnie był odpowiedzialnym za obsługę prasową, to wypełniał znacznie poważniejszą rolę. Wraz z bp. Chrapkiem pracował nad spójną koncepcją programową tych pielgrzymek, tak aby ich przesłanie było dobrą odpowiedzią na aktualne wyzwania stojące przed Kościołem w Polsce, nadając mu jasny kierunek. Wiem, że sugestie wysyłane przez ten „duet” do Rzymu, były poważnie brane pod uwagę przez Jana Pawła II.
Jednocześnie Andrzej bardzo troszczył się o to, aby dziennikarze w trakcie pielgrzymek byli jak najbliżej Jana Pawła II i mogli mieć z nim bezpośredni kontakt. Jednym z tego przykładów był pobyt Jana Pawła II wigierskim klasztorze w czerwcu 1999 r. w trakcie pielgrzymki do Polski. Już grubo po północy Andrzej dzwoni na moją komórkę, a nocowałem w pobliskim motelu, że na 6-tą rano mam ściągnąć pod kościół do Suwałk „elitę dziennikarstwa polskiego”. Problem w tym, że niemal wszyscy znani dziennikarze pojechali do Warszawy, gdyż ogłoszono, że Ojciec Święty musi odpocząć i żadnego kontaktu z nim nie będzie. W środku nocy wyciągałem ich z domowych łóżek, a oni wsiadali do samochodów i taksówek, pędząc do Suwałk, nawet nie wiedząc co się ma wydarzyć. O świcie przed kościołem czekał na nas Andrzej wraz z generałem BOR-u, który miał nas dalej poprowadzić. Z olbrzymią prędkością zaczęliśmy pędzić w nieznane po piaszczystych, wąskich drogach Suwalszczyzny. W pewnym momencie nadszedł rozkaz zatrzymania się i zjechania w krzaki. Po chwili w tumanach kurzu wyminęła nas papieska kolumna. Zaczęliśmy pędzić za nią. Po kilku kilometrach papież zatrzymał się przed zwykłym drewnianym domem w Leszczewku. Witała go zdumiona rodzina państwa Milewskich, prostych tamtejszych rolników. Ich zdumienie było tym większe, że pół godziny wcześniej przyjechał do nich miejscowy proboszcz, aby szybko ubierali się, bo przyjedzie „jakiś biskup zza granicy”. W ślad na Janem Pawłem II udało nam się wejść do środka. Papież został poczęstowany kubkiem herbaty, bo nic innego nie mieli i przez ponad pół godziny toczyła się przy stole prosta, zwykła rozmowa o miejscowych problemach, o rodzinie, o wierze, której od pokoleń byli wierni. Jako dziennikarze staliśmy dosłownie metr dalej, beż żadnej specjalnej ochrony.
>>>List adwokatów w obronie św. Jana Pawła II [DOKUMENT]
Pielgrzymka papieża Benedykta XVI do Polski
Kolejny okres naszej bliskiej współpracy to pielgrzymka Benedykta XVI do Polski w 2006 r. Największym jej organizacyjnym problemem okazała się wizyta w obozie w Auschwitz. A skoro jej głównym punktem miało być Birkenau, to miejscowy biskup Tadeusz Rakoczy zaplanował na terenie rampy kolejowej – gdzie Żydzi byli wyprowadzani wprost do komór gazowych – Mszę świętą dla całej diecezji z licznymi chórami i orkiestrami. Nie chciał tego ani papież, ani strona żydowska, ale trudno było to komukolwiek tutaj wytłumaczyć. Jeździłem kilkakrotnie w tej sprawie do Rzymu, gdzie moim rozmówcą był właśnie Andrzej. Dzięki jego zdolnościom dyplomatycznym udało się rzecz rozwiązać. Do Polski przybył wówczas w orszaku papieskim. Był wówczas już ciężko chory, świeżo po przebytych kilku poważnych operacjach. Z trudem chodził o lasce, ale wszystkie obowiązki jako dyrektora papieskiej rozgłośni wykonywał.
Mógł zgłębiać tajniki Biblii
W ostatnich latach miałem okazję Andrzeja Koprowskiego odwiedzać w kolegium na Rakowieckiej już jako emeryta, po jego powrocie z Rzymu, gdzie przez 9 lat, aż do 2015 r. był dyrektorem programowym Radia Watykańskiego. Mimo bardzo wątłego stanu fizycznego, godzinami spowiadał w miejscowym sanktuarium, a przez pozostały czas tkwił przy komputerze w swej celi. Zajął się tłumaczeniem poważnych dzieł z zakresu biblistyki. Mówił, że nadrabia zaległości z przeszłości i że wreszcie może zagłębić się we wszystkie tajniki Biblii. Tłumaczył, że nigdy wcześniej „jako wysoki aparatczyk kościelny” nie miał na to czasu. Dodawał, że inaczej „kompletnie staruszek by zwariował, bo nie znosi lenistwa”. Tłumaczenie biblijnych komentarzy traktował też jako rodzaj „odtrutki” – jak sam mawiał – wobec problemów Kościoła w Polsce, które tu w Warszawie z całą ostrością do niego docierały. A rozmawiając ze mną dziwił się, że jestem w stanie zachować tak daleko posunięty optymizm.
Odszedł dziś, po kilkutygodniowych zmaganiach z koronawirusem. Kościół w Polsce traci w nim kolejnego wielkiego człowieka dialogu, znakomicie rozumiejącego problemy współczesności.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |