Fot. sanjaytirkey/cathopic

O. James Martin: Jezus nie boi się naszych grzechów, wyprowadza nas z grobu

Amerykański jezuita o. James Martin jest autorem książki „Come Forth: The Raising of Lazarus and the Promise of Jesus’ Greatest Miracle” (Wychodźmy: Wskrzeszenie Łazarza i obietnica największego cudu Jezusa) wydanej przez Libreria Editrice Vaticana (LEV) poświęconej postaci Łazarza, brata Marty i Marii oraz przyjaciela Jezusa.

W domu trzech braci, w Betanii, Jezus często przebywał. Historia wskrzeszenia Łazarza to opowieść o wielkim cudzie. Przedmowę do niej napisał papież Franciszek. O książce z ojcem Martinem rozmawia Radio Watykańskie (RW) i portal Vatican News (VN).

RW/VN: Skąd wzięło się jego zainteresowanie Łazarzem?

O. James Martin: Zaczęło się od włoskiego reżysera Franco Zeffirellego, autora filmu „Jezus z Nazaretu”. Kiedy byłem młody, obejrzałem jego słynny film, a jedną z najbardziej dramatycznych scen było wskrzeszenie Łazarza. Jest tam ujęcie człowieka wyłaniającego się z grobu, gra muzyka orkiestry i wszyscy padają na kolana. To sprawiło, że pomyślałem, kim jest ta osoba, kim jest ten Łazarz? Dlaczego niewiele o nim wiem? Kim są te siostry, które podchodzą do Jezusa w tak bezpośredni i szczery sposób? Rozpoczęłam więc trwające całe życie poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, kim był ten człowiek.

Był ojciec w miejscach, w których miały miejsce wydarzenia ewangeliczne. Jak ważne jest uświadomienie sobie, że Ewangelia nie jest teorią ani powieścią, ale czymś, co wydarzyło się w konkretnym okresie naszej historii, w konkretnym miejscu?

– Teologowie nazywają to skandalem partykularności: Ewangelie wydarzyły się w konkretnym czasie, w konkretnym miejscu i z konkretnymi ludźmi, a kiedy idziesz do miejsc, w których rozgrywają się fragmenty Ewangelii, lepiej rozumiesz tę historię. Dla mnie bardzo ważne było udanie się do grobu Łazarza i było to również bardzo poruszające doświadczenie duchowe, kiedy odwiedziłem go po raz pierwszy w Betanii. Zszedłem do grobu, bardzo ciemnej i wilgotnej dziury. I pomyślałem: „Co powinienem tutaj modlić?”. Użyłem trochę ignacjańskiej kontemplacji i powiedziałem: „Mogę modlić się o te rzeczy, które chcę zostawić w grobie. Jakie rzeczy sprawiają, że nie jestem wolny, uwiązany lub zniewolony? Jak mogę usłyszeć Boży głos zapraszający mnie na świeże powietrze? To było dla mnie bardzo mocne przeżycie. Później przyprowadziłem pielgrzymów w to samo miejsce i zaprosiłem ich do tej samej medytacji. Co możemy zostawić za sobą w grobie?

Historia Łazarza jest nam bliska. Dotyczy jednego z nas. Jezus wzywa nas w każdej chwili dnia i prosi, abyśmy wyszli do nowego życia i zostawili za sobą wszystko, co nas nie wyzwala. W mojej książce przedstawiam pewną analogię, która moim zdaniem pochodzi od teologa Raymonda Browna. Kiedy Jezus wychodzi z grobu w Niedzielę Wielkanocną, zostawia za sobą swoje grobowe ubranie i całun. Nie będzie ich już potrzebował. Z drugiej strony, kiedy Łazarz wychodzi z grobu, nadal ma na sobie bandaże i całun. Będzie ich potrzebował ponownie, ponieważ znowu umrze.

>>> Franciszek: z Jezusem zwycięża życie, zostają pokonane śmierć i grzech

Inną osobliwością tego cudu jest to, że znamy imię zmartwychwstałego człowieka, podczas gdy nie znamy imienia syna wdowy z Naim ani córki Jaira. W przypadku Łazarza znamy jego imię, wiemy, kim była jego rodzina i gdzie mieszkał. Jakie to ma znaczenie?

– Badacze Nowego Testamentu twierdzą, że kiedy znamy imię osoby spoza grona dwunastu apostołów, oznacza to, że byli to ludzie znani wczesnemu Kościołowi. Interesujące jest to, że w Ewangelii Łukasza znajdują się historie Marty i Marii goszczących Jezusa, a ich postacie są bardzo podobne w Ewangelii św. Łukasza. Marta jest bardziej aktywna, Maria bardziej kontemplacyjna. A w Ewangelii św. Jana, kiedy dowiadujemy się o wskrzeszeniu Łazarza, co robi Marta? Pędzi pierwsza na spotkanie z Jezusem, podczas gdy Maria zostaje w domu. Ich osobowości i charaktery prześwitują w obu ewangeliach, co jest znakiem ich historyczności.

Fot. Cathopic/Jovo Jovanovic

Ważnym aspektem jezuickiej duchowości, który widzimy również w homiliach papieża Franciszka, jest utożsamianie się ze scenami ewangelicznymi…

– Nie tylko my modlimy się w ten sposób. Można powiedzieć, że zaczęło się to od św. Franciszka z Asyżu. Fundamentalne znaczenie ma przyznanie, że Bóg może działać poprzez naszą wyobraźnię. Wyobrażamy sobie siebie we fragmencie Ewangelii, modlimy się nad nim „widząc” siebie jako część sceny i biorąc pod uwagę intuicje, emocje, wspomnienia, pragnienia, a nawet słowa i frazy: to jest Boży sposób mówienia do nas. Kiedy byłem jezuickim nowicjuszem, mój kierownik duchowy powiedział mi: „Cóż, teraz nauczę cię jezuickiego sposobu modlitwy”. I wyjaśnił mi ten sposób wyobrażania sobie siebie w Piśmie Świętym. Odpowiedziałem: „Czy nie wymyślasz sobie czegoś w głowie?”. Byłem bardzo podejrzliwy. Powiedział: „Cóż, pozwól, że zadam ci pytanie: czy myślisz, że Bóg działa poprzez sakramenty? Że Bóg działa poprzez naturę i muzykę? Że Bóg działa poprzez relacje?”. Odpowiedziałem z przekonaniem „oczywiście!” na każde pytanie. Dodał: „Dlaczego więc Bóg nie może działać poprzez twoją wyobraźnię? To sposób na bliższe spotkanie z Bogiem. Czasami mówię, że kiedy słyszysz fragment Ewangelii w kościele, już go sobie wyobrażasz. Kiedy słuchamy przypowieści, na przykład o synu marnotrawnym, wyobrażamy sobie, jak będzie wyglądał jego powrót do domu. To bardzo naturalne i bardzo ludzkie. Musimy uczynić ewangeliczną historię „naszą własną”. Tak więc, kiedy ja modlę się nad historią Łazarza, może pojawić się coś innego niż kiedy ty modlisz się nad historią Łazarza. Słowo Boże jest żywe, sugeruje nam różne rzeczy w różnych momentach naszego życia. Od czasu do czasu możemy identyfikować się z jedną lub drugą postacią opisaną w scenie.

Wyobraźnia to nie fantazja. Nie odbywamy podróży mentalnej. Mamy precyzyjny tekst, precyzyjne słowa. Scenę już opisaną. Musimy uczynić ją naszą własną, sprawić, by wydarzyła się dla nas w teraźniejszości.

– Tak, i musimy ufać, że Duch Święty działa. To coś innego niż czytanie powieści. W Biblii Duch Święty działa. Kilka lat temu rozmawialiśmy z kardynałem Thimothy Dolanem w jego programie radiowym i opowiedział on o doświadczeniu, które miał, gdy modlił się przy szopce. Jezuicki kierownik duchowy poprosił go, aby „wszedł w to” swoją wyobraźnią i był to pierwszy raz, kiedy to zrobił. Wyobraził sobie, jak Maryja podaje mu Dzieciątko Jezus, a on bierze je w ramiona. Powiedziałem mu: „Założę się, że kiedy następnym razem przeczytasz ten fragment Ewangelii, będzie on wyglądał inaczej”. Odpowiedział: „Dokładnie tak”. To zmienia sposób, w jaki spotykamy się z Ewangelią, personalizujemy ją dzięki Duchowi Świętemu.

Czy właśnie dlatego potrzebne są książki takie jak ta, którą napisał ojciec? Sposób na ponowne odkrycie tego wielkiego cudu, który miał miejsce. Nadzieja dla nas, dla naszego życia wiecznego?

– Istnieją dwa sposoby patrzenia na tę historię. Pierwszym z nich jest wiara w to, że Jezus jest zmartwychwstaniem i życiem. Jest to rodzaj teologicznego odczytania: wierzę, że Jezus daje życie ludziom i wierzę, że On da życie mnie. Ale jest też pewien duchowy sposób odczytywania tego, co to oznacza w moim codziennym życiu. Co ta historia, która wydarzyła się 2000 lat temu, oznacza dla mnie w moim codziennym życiu? Nauczanie jest takie, że wszystko, co przeszkadza nam w swobodniejszym słuchaniu Słowa Bożego, musi zostać pozostawione w grobie, abyśmy mogli wejść w nowe życie. W każdej chwili dnia Bóg mówi do nas: „Wyjdź”.

>>> Ks. prof. Wacław Hryniewicz: przywyknięcie do podziału to wielki grzech chrześcijan [ROZMOWA-PRZYPOMNIENIE]

Nie ma sytuacji, grzechów, zepsucia, w których jesteśmy zamknięci, a które byłyby nieprzeniknione dla łaski. Nie ma sytuacji, w których spojrzenie Jezusa nie mogłoby czegoś zmienić. Czy to jest przesłanie strony Ewangelii opisanej w książce?

– Nie ma w nas niczego, co by śmierdziało i na co Jezus nie chciałby spojrzeć. Dlatego jednym z najpiękniejszych fragmentów tej historii jest moment, w którym Jezus przybywa do grobu i mówi: „Odsuńcie kamień”. Marta mówi: „Już cuchnie”, a ja lubię przypominać ludziom, że jest w nas tak wiele rzeczy, które uważamy za zgniłe, śmierdzące, brzydkie lub jakiekolwiek inne słowo, którego chcesz użyć. Wstydzimy się pokazać je Jezusowi, wstydzimy się mówić o nich w modlitwie. Wstydzimy się rozmawiać o nich nawet z kierownikami duchowymi lub podczas spowiedzi. Ale Jezus nie boi się tego smrodu. Nie boi się usunąć kamienia z naszych grobów i przywrócić nas do życia.

——-
Jezuita o. James Martin jest amerykańskim autorem bestsellerów i autorem jezuickiego magazynu „America”, który jest szczególnie znany ze swojego zaangażowania duszpasterskiego na rzecz społeczności LGBT. Bierze również udział w obecnym Synodzie Biskupów na temat synodalności, którego druga sesja odbędzie się w Watykanie w październiku br.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze