człowiek męzczyzna

Fot. pixabay

O sensie bycia człowiekiem

Zdawać by się mogło, że w warunkach największego zniewolenia, poniżenia, znękania drugiego człowieka niemożliwe było bohaterstwo. By się na nie zdobyć, trzeba mieć choć trochę wolnej przestrzeni i własnej siły. A jednak nawet w tych warunkach było ono możliwe i w piekle, jakim był obóz, okazała się też cała wielkość człowieka (A. Kępiński, Rytm życia).

Jeszcze żyją ci, którzy przeszli przez obozy koncentracyjne. Byli świadkami największych okrucieństw XX wieku, ale jednocześnie ich doświadczenia pokazują ostateczną niepoznawalność człowieka i tego kim jest. Stanięcie wobec śmierci swojej czy innych jest sytuacją graniczną. Dopóki człowiek tego nie doświadczy, może wyobrażać sobie, jak się zachowa, jakby chciał się zachować. Ale dopiero w momencie spotkania z rzeczywistością ostateczną – wie, co naprawdę zrobi. Nic więc dziwnego, że z jednych obozowe piekło czyniło niemal „zwierzęta” gotowe zrobić wszystko – również przejąć rolę oprawców – za kromkę chleba, a w innych – paradoksalnie – wyzwalało pokłady nadziei i miłości, o której być może nie mieli pojęcia. Wielu obozowych bohaterów znamy z imienia, wielu też na zawsze pozostanie anonimowych.

>>>Czy życie ma sens, skoro występuje w nim zło i śmierć?

KZ Syndrom

Antoni Kępiński, krakowski psychiatra, przekonał się o tym na własnej skórze. Sam był więźniem obozu, niejedno widział, niejedno przeżył. To wszystko, czego doświadczył podczas wojny, co zaobserwował, sprawiło, że w swojej pracy, już jako psychiatra, zajmował się między innymi pomocą osobom zmagającym się z obozowymi traumami. Napisał wiele książek – na pierwszy rzut oka poświęconych tematyce lekarskiej, psychiatrycznej, a tak naprawdę dotyczącej człowieka i jego natury. W kilku z nich próbował opisać obozową rzeczywistość. Jego prace starają się m.in. zdefiniować i zrozumieć tzw. KZ Syndrom (czyli syndrom poobozowy); role, jakie przyjmowali więźniowie obozów oraz ich wybory dokonywane w obozowej rzeczywistości, jak i potem (jeśli udało im się przeżyć). Szczególnie interesowały go sytuacje, w których więźniowie „wychodzili” poza swoje ograniczenia, poza głód, zmęczenie i wyniszczenie. Zamiast myśleć o sobie, starali się być „aniołami” dla innych, potrafili oddawać swoje – i tak nędzne – racje żywieniowe, z narażeniem życia pomagali najbardziej wycieńczonym, dawali nadzieję… Okazywało się, że ta nadzieja, nie tylko dla innych, ale dla nich samych, była ważniejsza i bardziej krzepiąca, niż codzienna kromka chleba…

(…) Byli tacy, którzy nie zdążyli wyjść z oszołomienia wywołanego nagłym przeniesieniem w piekło obozu, a już przychodził kres ich życia. Inni szli ku śmierci z fatalistycznym przeświadczeniem o nieodwracalności losu. Jeszcze inni chcieli przeżyć za wszelką cenę (…), byli też tacy, którzy mimo głodu, pragnienia, zimna, bólu, poniżenia godności ludzkiej potrafili jakby oddalić się od swojego cierpienia i nie myśleć tylko o tym, by zdobyć coś do jedzenia, by przestało być zimno czy gorąco, by nie bolało znękane ciało (A. Kępiński, Rytm życia).

>>>Dlaczego cierpisz? Jaki to ma sens? Posłuchaj ks. Dominika Chmielewskiego [WIDEO]

fot. PAP/Jacek Bednarczyk

Sens, który leczy

Spostrzeżenia Kępińskiego zbiegają się z obserwacjami austriackiego psychiatry i psychoterapeuty, Viktora Emila Frankla, który również przeszedł przez obozowe piekło. Jego koncepcja „logoterapii”, czyli terapii sensem – uświadamiania ludziom, że w każdej sytuacji można znaleźć coś, co może mieć znaczenie. Frankl pokazuje, że nic człowieka tak nie ocala, jak poczucie sensu, że ówczesna i współczesna alienacja wynika właśnie z braku zaspokojenia tej bodaj najważniejszej potrzeby człowieka. Czy w obozie można było znaleźć jakiś sens? Z obserwacji i rozmów badaczy wynika, że ci, którym się to udało, mieli większe szanse na przeżycie. Nie ulegali tzw. zmuzułmanieniu, czyli upadkowi moralnemu, zniszczeniu fizycznemu, egoistycznej walce o byt i wyniszczeniu, również wewnętrznemu, które w konsekwencji prowadziło do śmierci. „Muzułmanin” w obozowej rzeczywistości to człowiek, który – mimo pozornej walki o każdą okruszyn chleba – nie miał już w sobie woli przeżycia. Poddał się. Moralnie, fizycznie. Śmierć była nie tyle wyzwoleniem od cierpienia, ile po prostu „koleją rzeczy”. Więźniowie umierali jakby z beznadziei, bez myśli, bez czucia. Ci, którzy we współwięźniach nie przestawali widzieć ludzi, których stać było na skromny gest przyjaźni, braterstwa – który w tamtych warunkach często urastał do heroizmu – mieli (co może brzmieć paradoksalnie) większe szanse na przetrwanie.

My, którzy żyliśmy w obozach koncentracyjnych, pamiętamy ludzi, którzy chodzili po barakach, pocieszając innych, oddając ostatni kawałek chleba. Być może było ich niewielu, ale są oni wystarczającym dowodem na to, że człowiekowi można zabrać wszystko za wyjątkiem jednej rzeczy: ostatniej z ludzkich wolności – wyboru swojej postawy w każdych okolicznościach, wyboru swojej drogi (V.E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu).

>>>Papież: Pan pomaga nam otworzyć oczy i sprawia, że rozpoznajemy to, co nadaje sens

Auschwitz

Zdjęcie: obóz Auschwitz, fot. pixabay

Skąd brali siłę?


Trudno uogólniać. Jedni z wiary, inni z pamięci o rodzinie, jeszcze inni z przekonania, że choćby nie wiem co, to pozostają ludźmi. Można ich zewnętrznie zniewolić, zamknąć w baraku, próbować zastraszyć, ale o wewnętrznej wolności będą decydować sami. Czy mieli świadomość, że ocalając innych ocalają siebie? Pewnie nie. Czy możliwość wykraczania poza granice wytrzymałości dawała owo niezbędne do życia poczucie sensu – być może tak. To wiedzą tylko ci, którzy przeżyli obozowe piekło.

Dla tych co obóz przeżyli, wspomnienia z tego okresu są nie tylko koszmarem, są też dowodem, że w warunkach najstraszniejszych potrafili zachować swoje człowieczeństwo, że wytrzymali ogniową próbę pytania: „jaki ja naprawdę jestem” (A. Kępiński, Rytm życia).

>>>Boliwia. Nauczyłam się, że towarzyszenie ma głęboki sens [ROZMOWA]

Człowieczeństwo

Nam, żyjącym w czasach pokoju (przynajmniej w naszej okolicy), pozostaje mieć nadzieję, że to, co wydarzyło się podczas II wojny światowej, już nigdy się nie powtórzy.  Ale warto się zastanowić – nad sobą, nad życiem, nad tym, kim jest człowiek. Skoro zachowanie człowieczeństwa było możliwe i ocalające w tamtych ekstremalnych warunkach, to pozostaje takie w każdej sytuacji. „Im bardziej zapominamy o sobie – oddając się sprawie, której pragniemy służyć, bądź też osobie, którą pragniemy kochać, tym głębsze jest nasze człowieczeństwo i tym bardziej urzeczywistniamy swój potencjał” –  pisał Frankl.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze