fot. pixabay

„Odchodzę z Kościoła”

Tak powiedział do mnie ostatnio znajomy. W luźnej rozmowie powiedział o tym, że jedzie do rodziców po akt chrztu. Zapytałem, dlaczego? Może się żeni? Może zostaje ojcem chrzestnym?

Okazało się, że po to, by dokonać aktu apostazji. Zasmuciłem się. Każdy by się zasmucił. Każdy katolik, każdy wierzący, który usłyszałby, że Wspólnotę wiary chcę opuścić jego brat czy siostra. Jeszcze bardziej zasmuciłem się, gdy poznałem powód tej decyzji. To ostatnie gorące dyskusje o grzechu pedofilii w Kościele w Polsce i na świecie. Mój znajomy to osoba niepraktykująca, już od jakiegoś czasu z obrzeży Kościoła. Smutne i dramatyczne doniesienia (w części poparte raportem zaprezentowanym ostatnio przez Konferencję Episkopatu Polski) tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Poprosiłem, by to jeszcze przemyślał, byśmy (jeśli będzie chciał) o tym pogadali. Bez nauk i wykładów, broń Boże. Po prostu, po ludzku, po kumpelsku. Stwierdził, że może wierzyć bez potrzeby przynależności do Kościoła. Czytając różne internetowe dyskusje widzę i słyszę, że podobne kroki deklarują też inni.

fot. unsplash

Kilka pytań…

Chciałbym ich o coś zapytać. I, co podkreślam bardzo bardzo mocno, nie robię tego z pozycji autorytetu, bo do takiej roli się nie poczuwam. Nie chcę też tego robić w klimacie moralizatorskim albo typowo polskim… pod hasłem: „wiem lepiej”. Po prostu, po ludzku i trochę po dziennikarsku pytam:

  1. Wierzyłeś/wierzyłaś a może nadal wierzysz?
  2. Czy byłeś/byłaś w Kościele bez przymusu, nie dla samej tradycji, nie dlatego, że „rodzice kazali”, nie z przyzwyczajeni,a ale z własnej woli?

    Jeśli na oba pytania odpowiedź brzmi „tak”, to zadaję kolejne:

  3. To dla kogo byłeś w Kościele? Dla księdza? W kogo wierzyłeś/wierzyłaś/wierzysz? W Boga? Czy księdza?

    Może powiecie, że sprowadzam to do zbyt prostej opozycji. Myślę jednak, że w większości przypadków jednak tak jest. Mam na myśli osoby, których na szczęście wykorzystanie seksualne bezpośrednio nie dotknęło. Dotknęło ich to, co stało się przyczyną dramatu innych ludzi.

Niech ten grzech nie będzie przyczyną twojej niewiary

W Kościele jesteśmy dla Niego – dla Chrystusa, dla Boga w Trójcy Jedynego. Nie dla księdza. Jeśli grzech księdza/księży (tak, zgadza się – obrzydliwy, bardzo ciężki, wymagający stanowczego potępienia i wielkiego zadośćuczynienia) sprawia, że przestajesz wierzyć w Boga, to ta wiara była źle ukierunkowana, miała złe podstawy. Wiem, wiem… tu pada argument, że „do wiary nie jest potrzebny Kościół, instytucja, że Bóg jest przecież wszędzie”. Tę dyskusję już nie raz prezentowaliśmy na naszym portalu, niedługo sam też chcę o niej wspomnieć przy okazji lektury książki ks. Grzegorza Strzelczyka „Po co Kościół” (gorąca do lektury tego tytułu namawiam). Otóż to w Kościele Chrystus uobecnia się najbardziej, najpełniej. To w Kościele jest obecny pod postacią Chleba i Wina, codziennie w Eucharystii.

Chcąc walczyć z problemem i grzechem wykorzystywania seksualnego – to nie paradoks – zrobimy to najlepiej w środku Kościoła. Właśnie tam. Zrobimy to wykorzystując warunki dobrej Spowiedzi świętej. Prawo świeckie swoją drogą, ale pełną naprawę win, pełne zadośćuczynienie i nawrócenie – czyli to, co człowieka uzdrawia – może dokonać się w Kościele. Może dokonać się w Miłości Chrystusa. On przecież – co przypominamy sobie w czasie Wielkiego Postu – umarł za nasze grzechy, to On nas od nich wybawił.

fot. unsplash

Zadanie. Dla wszystkich

Wczoraj w czasie Drogi Krzyżowej usłyszałem takie słowa: „niech mój grzech nie będzie przyczyną twojej niewiary”. O tak, oby tak się stało. Choć nie oszukujmy się, taki scenariusz nieraz może się w tych dniach zrealizować. Nadzieją naszą jednak może być to, że odpowiedzią Chrystusa wobec człowieka zawsze jest miłość. On zawsze czeka i z otwartymi ramiona przywita tego, który wróci. Odpowiedzią naszą – Kościoła – nie może być jednak samo czekanie. Naszą odpowiedzią musi być działanie – Kościoła, jego struktur, jego ludzi (czyli nas wszystkich), by ten grzech zminimalizować tak bardzo, jak ludzkimi siłami da się to zrobić. A przy całej reszcie, gdzie ludzkie siły nie wystarczają, prosić o pomoc Boga. W Wielkim Poście taka modlitwa – błagalna i wynagradzająca –jest i konieczna, i potrzebna.

Sytuacja, z którą się spotkałem, dobitnie pokazuje, jak wiele złego robi i może zrobić grzech pedofilii. Jego skutki dosięgają nie „tylko” bezpośrednie jego ofiary. To tragedia nas wszystkich – wszystkich tworzących Kościół. Jego hierarchów, duchownych, wiernych świeckich. Módlmy się i swoim przykładem zróbmy wszystko, by ludzie wątpiący zobaczyli w Kościele nie kapłanów grzesznych, ale Chrystusa – Największego i Najlepszego Kapłana.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze