Ołeh Biłecki: wojna zawsze jest gdzieś w tle [ROZMOWA]
Wojna zawsze jest gdzieś w tle. Gdy na przykład mówimy o wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, to oczywiście ich wynik będzie mieć znaczenie dla przebiegu naszej walki o niepodległość. To samo możemy powiedzieć o krajach europejskich. Śledziliśmy zmianę rządu w Słowacji. Premierem został tam Roberta Fico, który nie chce pomagać Ukrainie – mówi Ołeh Biłecki rozmowie z Maciejem Kluczką.
Ołeh jest ukraińskim dziennikarzem, który współpracuje także z polskimi redakcjami. Jego relacje z różnych regionów Ukrainy można zobaczyć m.in. na antenie TVN24. Gdy rozmawiamy, jest akurat w Kijowie.
Dziś – 24 lutego 2024 roku – mijają dwa lata od wybuchu pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Pełnoskalowej, bo agresja Rosji trwa w tym kraju o wiele dłużej. Wojna w Ukrainie trwa nieprzerwanie od 2014 roku. To wtedy Rosjanie i „zielone ludziki” zaatakowały w Donbasie i zajęły zbrojnie Krym. Ale to 24 lutego 2022 roku świat zmienił się naprawdę.
Już w 2021 roku Rosja zaczęła gromadzić żołnierzy oraz sprzęt wojskowy wokół granic z Ukrainą. W ocenie wielu ekspertów był to blef, a Rosja chciała po prostu wymuszenia na demokratycznym Zachodzie i NATO potwierdzenia tego, że nie będą one wspierały ambicji krajów Europy Wschodniej, które, tak jak Ukraina, chciały dla siebie przyszłości innej niż ta polegająca na związaniu z Moskwą. Rosyjskiego sprzętu i samych żołnierzy wciąż jednak przybywało i atak stawał się bardziej prawdopodobny.
Trzy dni przed inwazją, 21 lutego 2022 roku, Władimir Putin podpisał dekret o uznaniu suwerenności separatystycznych Republik Ludowych w ukraińskim Donbasie – Donieckiej i Ługańskiej – okupowanych od 2014 roku przez Rosjan właśnie.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Czy po dwóch latach pełnoskalowej wojny ukraińskie społeczeństwo się zmieniło?
Ołeh Biłecki (ukraiński dziennikarz): – Trudno generalizować, bo każdy jest inny, każdy ma też inną sytuację, każdego w nieco inny sposób dotknęła trauma wojny. Na pewno to, co nas zmieniło, to duże uzależnienie od wiadomości. Jeśli ktoś wcześniej mógł sobie pozwolić na to, by nie śledzić wszystkich doniesień, nie oglądać mediów informacyjnych, to teraz wygląda to inaczej. Prawie każdy śledzi informacje na temat przekazywanej Ukrainie broni (szczególnie systemów przeciwrakietowych). Od tego przecież zależy nasze życie, nasze przetrwanie.
Najtrudniejsza sytuacja jest na wschodzie Ukrainy, gdzie bombardowania są najbardziej intensywne. Czy miejscowości przy wschodniej granicy Ukrainy są w większości opuszczone? Ludzie wyjechali stamtąd, ratując swoje życie?
– Tak jest na przykład w miejscowości Orichiw w obwodzie zaporoskim. Przed wojną mieszkało tam ponad 14 tysięcy ludzi, teraz zostało tam około tysiąca z nich. I każdy ma swój powód, by tam zostać. To głównie ludzie starsi. Tak samo jest w Awdijiwce, która jest okupowana przez Rosję. Przed wejściem Rosjan do miasta nie każdy chciał się stamtąd ewakuować. Starsi ludzie mówili, że mają tam groby swoich rodziców i że to ich ziemia – i że chcą tam zostać. Mniejsze wsie najczęściej zostały doszczętnie zniszczone, nie ma tam gdzie mieszkać. Tak jest nie tylko na wschodzie, ale i na południu Ukrainy.
>>> Tęsknota za zwyczajnością. Dwa lata wojny [FELIETON]
Czy dziś, w Twojej pracy, w doniesieniach ukraińskich mediów pojawiają się też inne tematy niż wojna i sytuacja na froncie?
– Wojna zawsze jest gdzieś w tle. Gdy na przykład mówimy o wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, to oczywiście ich wynik będzie mieć znaczenie dla przebiegu naszej walki o niepodległość. To samo możemy powiedzieć o krajach europejskich. Śledziliśmy zmianę rządu na Słowacji. Premierem został tam Roberta Fico, który nie chce pomagać Ukrainie. Są też tematy o „próbach powrotu do normalności” – tak je nazywamy. To reportaże o tym, że mimo wojny trzeba starać się żyć normalnie. Bohaterem takiego materiału był mężczyzna, który swój biznes prowadził na wschodzie kraju, a teraz przeniósł go na zachód Ukrainy. Ale i w tym temacie wojna jest w tle, bo przecież zmiany, które zaszły w jego życiu zawodowym i prywatnym, zostały spowodowane wojną.
Dwa lata temu dużo się mówiło o tym, że wojna zjednoczyła naród ukraiński. Wcześniej część mieszkańców wschodnich regionów była prorosyjska i chciała bliższej współpracy z Rosją. Mieszkańcy Kijowa czy zachodu Ukrainy chcieli za to integracji europejskiej. Po wybuchu pełnoskalowej wojny te różnice się zatarły, wszyscy chcieli niepodległości Ukrainy i niezależności od Rosji. Czy nadal tak jest?
– Nie widzę podziału na wschód czy zachód, bo wiele osób ze wschodu czy południa wyjechało do Ukrainy centralnej, np. do Kijowa, czy na zachód – do Łucka, Równego, Iwanofrankowska, do Lwowa. Nasze wewnętrzne społeczności – można powiedzieć – się wymieszały. Nie widzę więc osobnych narracji wschodniej i zachodniej, ale niestety mamy inne problemy i podziały, które są spowodowane zmęczeniem dwuletnią ciężką wojną. Są podziały między tymi, którzy wyjechali z Ukrainy na Zachód i tymi, którzy zostali nawet wtedy, gdy Rosjanie otaczali Kijów. Część z tych, którzy zostali, uważa się za większych bohaterów. To jednak toksyczna dyskusja, bo każdy ma inną sytuację i nie wszyscy, którzy uciekali nie chcieli pomagać walczącej Ukrainie. Często pomagali, tylko na inne sposoby.
>>> Ks. Stefan Batruch o pierwszych chwilach wojny w Ukrainie: to był chaos, zaskoczenie, złość
Dwa lata temu, w tym strasznym, ciemnym i niepewnym czasie, gdy nie było wiadomo, jak bardzo silna jest Rosja i jak bardzo w pomoc Ukrainie zaangażuje się Zachód, wielu Ukraińców mocno wierzyło, że ta wojna będzie dla Ukrainy wygrana. I że – prędzej czy później – będą częścią Zachodu. I dużo w tej sprawie się stało: Ukraina nadal odpiera atak Rosji, weszła też na drogę integracji z Unią Europejską. Dziś sekretarz generalny NATO powiedział, że przyszłość Ukrainy jest w NATO. Z drugiej jednak strony – Rosja nadal jest silna i ciągle atakuje Ukrainę. Czy myślicie o tym, kiedy wojna może się zakończyć? Pojawiają się jakieś terminy, prognozy?
– Raczej nie prognozujemy, tylko staramy się patrzeć na najbliższą przyszłość. Wiemy, że taktyka wroga polega też na tym, by nas zmęczyć, byśmy się w końcu poddali. My wiemy jedno – będziemy walczyć, bo chcemy wolnej i niepodległej ojczyzny. Potrzebujemy do tego wsparcia politycznego i pomocy militarnej. Zachód przekazuje nam broni tyle, byśmy nie mogli przegrać. A my potrzebujemy jej tyle, byśmy mogli w końcu przełamać ataki wroga i tę wojną wygrać. I na tym polega klucz do zatrzymania tego terroru i zakończenia ciemnego czasu.
***
Poniżej zdjęcia z Odessy – skutki ataku rosyjskiego drona. Rosja zaatakowała Odessę minionej nocy, (fot. PAP/Alena Solomonova)
Galeria (5 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |