zdjęcie poglądowe, fot. cathopic/amor santo

Osoby konsekrowane – życie tracone, ale nie zmarnowane 

Młodzi i starsi, siostry zakonne i bracia, ojcowie, świeckie osoby konsekrowane. Wszyscy szczelnie wypełnili kościół ojców karmelitów na Wzgórzu Wojciecha w Poznaniu. Dla nas, świeckich, to wciąż trochę niezbadany grunt, ich życie jest jakby tajemnicze i może czasami trochę niezrozumiałe. 

– Jezus patrzy na nas, na taki Kościół, i mówi: „proszę cię śpiewaj, uwielbiaj mnie, bądź takim czytelnym znakiem, bądź znakiem, którego świat potrzebuje, bądź znakiem marnowania drogocennego olejku”. I myślę, że dziś świat niekoniecznie widzi w nas taki znak. Mamy kłopot, że ten znak się bardzo zabrudził – w tym kontekście mówił w Poznaniu bp Artur Ważny. 

Narzędzie i znak 

Życie konsekrowane ma wymiar osobisty, czyli poświęcenie się Bogu, ale także wymiar wspólnotowy, czyli włączenie się w misję Kościoła, pomaganie w jej realizacji. Można powiedzieć, że oba wymiary się przenikają. 

– Papież Franciszek zaprasza nas w 2023 roku do tego, byśmy na nowo odczytali dokumenty Soboru Watykańskiego II. W pierwszym rozdziale Konstytucji o Kościele czytamy, że Kościół jest „jakby w Chrystusie” i jest „jakby sakramentem”, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego. I taka jest misja życia konsekrowanego w misji Kościoła – być znakiem i narzędziem zjednoczenia ludzi z Bogiem i między sobą – mówił biskup Artur Ważny. 

Ten znak jest dziś często nieczytelny ze względu na odmienny cel, na odmienny sens od tego, w jaki sposób świat, nazwijmy go – pozazakonny, definiuje sens życia. 

>> Nie tylko siostry zakonne i zakonnicy, czyli formy życia konsekrowanego w Kościele

– Dzisiaj, kiedy się słucha świata, to ten świat mówi o tym, że życie trzeba skalkulować, wycenić, zarobić, że trzeba mieć jakieś cele. A my odkrywamy, że życia się nie da skalkulować. Jesteśmy tymi, którzy ofiarują życie po to, żeby być znakiem i narzędziem w Kościele, w Chrystusie, dla tego świata. Dla kogoś może to być banał, może być to śmieszne, a dla nas jest to istota. Ważne jest, by być znakiem czytelnym – kontynuował biskup Ważny. 

Hierarcha nazwał „po imieniu” także inny czynnik, który może sprawiać, że życie konsekrowane nie jest tak czytelnym znakiem, jakim być powinno. 

– Jezus patrzy na nas i niekoniecznie widzi piękno. Są różnego rodzaju skazy, zmarszczki, zazdrość, gorycz, złośliwość, gniew, nieprzebaczenie, nienawiść. Ale Jezus patrzy na nas, na taki Kościół, i mówi: proszę cię śpiewaj, uwielbiaj mnie, bądź takim czytelnym znakiem, bądź znakiem, którego świat potrzebuje, bądź znakiem marnowania drogocennego olejku”. I myślę, że dziś świat niekoniecznie widzi w nas taki znak. Mamy kłopot z tym, że ten znak się bardzo zabrudził – powiedział duchowny. 

Mówił także o tym, że w historii zawsze było tak, że Kościół nie wiedział, co zrobić z grzesznikami. Były pomysły, by ich schować, żeby ludzie myśleli, że jesteśmy takim idealnym znakiem – ale to nie jest rozwiązanie. 

Czasami grzech sprawia, że psują się także struktury – i dlatego ciągle potrzebujemy nawrócenia. Jezus nie daje za wygraną. To jest pocieszające, że Jezus z nas nie rezygnuje.  

fot. EPA

Tożsamość 

Biskup Artur Ważny zwrócił uwagę na to, że do bycia skutecznym narzędziem ewangelizacji konieczne jest odkrycie na nowo swojej tożsamości – jako chrześcijanina i odkrycie na nowo tożsamości zgromadzenia. Jako przykład takiego odkrycia „na nowo” opowiedział historię krakowskich nazaretanek. Mówił, że kiedy przed laty poszukiwali miejsca, w którym mogliby spotykać się z duszpasterstwem małżeństw niepłodnych, to wówczas właśnie nazaretanki użyczyły im miejsca. Po jakimś czasie, kiedy zmieniła się siostra prowincjalna, duszpasterstwo zapytało nową przełożoną o zgodę. Ona wówczas powiedziała, że dzięki temu, że duszpasterstwo spotyka się w tym miejscu, zgromadzenie mogło na nowo rozpoznać swój charyzmat, poszerzyć go i odczytać w kontekście współczesnych czasów. Siostry dostrzegły, że do tej pory nie wiedziały, że jest to tak znaczący problem. Ostatecznie opiekowały się tymi małżeństwami, duchowo je adoptowały i omadlały, zostawały duchowymi matkami dzieci, które się pojawiały na świecie. – Dzisiaj Kościół mówi, między innymi ustami papieża Franciszka, że każda wspólnota, każdy chrześcijanin powinien rozeznać, jaką drogą powinien kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana. Wyjść z własnej wygody i zdobyć się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferie świata, które potrzebują światła i Ewangelii – mówił w Poznaniu bp Ważny. 

>>> Klaryska s. Elżbieta Sander: Chrystus niczego nie zabiera [ROZMOWA]

Dlatego tak ważne jest przemyślenie sposobów komunikacji w obrębie poszczególnych struktur zakonnych – tak, by służyły właśnie ewangelizacji.  

Nie bierzcie torby, sandałów i nikogo nie pozdrawiajcie 

Tym, co powstrzymuje nas w ewangelizacji są najczęściej trzy pokusy, na które Jezus wskazuje w Ewangelii wtedy, kiedy posyła uczniów, by głosili Ewangelię i nie zabierali ze sobą w drogę ani torby, ani sandałów. I mówi też, by nikogo w tej drodze nie pozdrawiali. 

– Jezus mówi do uczniów: „Idźcie i nie bierzcie ze sobą ani torby, ani sandałów i z nikim w drodze nie gadajcie”. I te trzy pokusy nam nieustannie towarzyszą – żeby się zabezpieczyć materialnie. To nas często zatrzymuje w ewangelizacji, kiedy się troszczymy o to, żeby się zabezpieczyć materialnie na przyszłość, zastanawiamy się, skąd wziąć pieniądze. Nie tylko dotyczy to zgromadzeń, ale także różnych innych wspólnot kościelnych. Po drugie, kiedy Jezus mówi, że mamy nie ubierać sandałów, to chce przez to powiedzieć, że nie mamy szukać wygody. W tamtych czasach i w tamtych okolicach pewnym przywilejem było chodzenie w sandałach. I czasami możemy tak bardzo się do naszej wygody przyzwyczaić, że nie chcemy z niej wyjść. I po trzecie, kiedy Jezus mówi, żebyśmy nikogo w drodze nie pozdrawiali, to wskazuje na problem w relacjach. Czasami jesteśmy tak przywiązani do ludzi, do miejsc, do pewnych urzędów, godności, że trudno nam wyjść i być narzędziem ewangelizacji. I wtedy przegrywamy – mówił biskup. 

Na nowo przemyśleć relacje 

Biskup mówił też o tym, że między nami jest wiele konwenansów i pewnych naleciałości, które sprawiają, że w naszych kontaktach czasami brakuje odwagi i bezpośredniości. Trudno wówczas tworzyć wzajemne relacje w sposób służący kreatywności. – Chodzi o skracanie dystansu między kapłanami i świeckimi, biskupami i osobami konsekrowanymi. Ja wiem, że to nie jest łatwe – mówił biskup. 

fot. unsplash / Kelix Koutchinski-

Opowiedział historię ze spotkania z bierzmowanymi. Swoim świadectwem przed kandydatami do bierzmowania dzielił się młody człowiek z Malezji. Tańczył, śpiewał. Młodzi go słuchali z zainteresowaniem, byli weń zapatrzeni. W trakcie przerwy grupa młodych ludzi podbiega do księdza biskupa, mówią, że chcą zdjęcie. Podają mu telefon. Biskup pomyślał, że chcą sobie zrobić z nim selfie. Tymczasem chodziło o to, by biskup zrobił im zdjęcie z chłopakiem z Malezji. – Ja już od tego czasu wiem, jakie jest moje miejsce w Kościele – powiedział biskup. 

Dla kogo żyję 

Kluczowe wydaje się w życiu konsekrowanym, ale też po prostu w życiu każdego z nas, pytanie o sens życia, o sens działania. – Chodzi o to, by być takim świadectwem, bym wiedział, kim jestem, ale też po co żyję. Jak powie papież Franciszek: wiem, dla kogo żyję – mówił biskup Ważny.  

Duchowny powiedział także o tym, że samo pytanie o tożsamość, chociaż jest czymś ważnym, to jednak dla chrześcijanina za mało. Bóg mówi do Jezusa w czasie chrztu w Jordanie, że jest umiłowanym Synem, ale umrze. I podobnie my jesteśmy synami i córkami Boga, a naszym przeznaczeniem jest umieranie. Nie zawsze chodzi o przelew krwi, ale o zaparcie się siebie, o ofiarowanie swojego życia – każdego dnia – w małych rzeczach. Odejście od skoncentrowania się na sobie i na pytaniu o swoją tożsamość, a ukierunkowanie się na to, by odnaleźć sens tego, kim jestem. 

>>> Życie konsekrowane w Polsce. Coraz więcej jest dziewic i wdów konsekrowanych oraz pustelników [STATYSTYKI]

Gość poznańskiego spotkania mówił także o tym, że relacje z ludźmi zaczyna się zmieniać na lepsze, naprawiać je, od pragnienia bycia dla innych prawdziwymi ojcami i matkami. A to może mieć tylko jedno źródło – modlitwę. Papież Franciszek mówi o tym, że kiedy idziemy do kaplicy na modlitwę, to możemy prosić Boga, by każdego dnia pokazał nam ludzi, których dzisiaj mamy kochać, których nam dziś stawia na drodze. I mamy modlić się za osoby, które spotykamy codziennie, za nowe osoby, które się pojawiają, a zwłaszcza za te, które nas irytują.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze