Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie są katolikami drugiej kategorii
Pierwsze spotkanie dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych zorganizował w 2000 r. Był wtedy proboszczem parafii w zabytkowym kościele św. Krzyża w Krakowie. – Wyobraziłem sobie, że gdy mocno rozświetlę wnętrze tego starego, gotyckiego kościoła to tym samym pokażę piękno Kościoła i zachęcę ludzi, którzy są na jego obrzeżach albo poza nim do powrotu, do wejścia do środka – mówi ks. dr Jan Abrahamowicz, obecnie proboszcz krakowskiej parafii Miłosierdzia Bożego na Wzgórzach Krzesławickich i diecezjalny referent duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych.
To była jedna z wielu sytuacji, w której ks. Jan przekonywał się, że w tej duszpasterskiej posłudze często jest odwrotnie, niż to sobie człowiek zaplanuje. Myślimy, że jakieś rozwiązanie jest dobre, a po czasie okazuje się, że lepiej będzie na odwrót. Tak właśnie było ze światłem w kościele. Okazało się bowiem, że nikt nie chciał wejść do tak rozświetlonej świątyni. – Brakowało pięciu minut do rozpoczęcia naszego spotkania, a w kościele ani jednej osoby. Przyszło mi wtedy do głowy, że trzeba zrobić dokładnie odwrotnie. Wygasiłem wszystkie światła i tylko jedno skierowałem na krzyż przy ołtarzu. Kościół szybko się wypełnił, weszli do niego ci, którzy dotąd stali na zewnątrz. Ośmielili się tym, że w ciemności można pozostać anonimowym – wspomina ks. Abrahamowicz.
>>> Ks. Artur Stopka: trudne słowo „inkluzywny”
Towarzyszenie
Na pierwsze rekolekcje przyszło aż 400 osób. Ks. Jan wiadomość o naukach starał się przekazać w wielu mediach. Sprawie pomógł też telewizyjny wywiad z bp. Tadeusz Pieronkiem, który zachęcał do przyjścia na te rekolekcje. Rozpoczynając tę posługę ks. Jan myślał, że zbuduje jeden uniwersalny model pomocy, zgodnie z którym będzie mógł służyć wszystkim osobom przychodzącym do duszpasterstwa. Szybko okazało się, historia każdej pary jest inna, a więc potrzeba indywidualnego podejścia. Krakowskie duszpasterstwo niesakramentalnych związków jest jednym z pierwszych tego typu w Polsce. Wcześniej ten temat podejmowano jedynie okazjonalnie w kazaniach czy podczas rekolekcji. Ks. Abrahamowicz podkreśla, jak ważne w tym duszpasterstwie jest stałe towarzyszenie. – To często mozolna praca, która nie przynosi od razu efektów, ale jednocześnie jest to droga najbardziej skuteczna, która przynosi najlepsze owoce – mówi w rozmowie z misyjne.pl.
>>> Wy też jesteście w Kościele. Sytuacja osób rozwiedzionych
Potrzebny duszpasterz
Krakowskie duszpasterstwo zaczęło działać w 2000 r., wcześniej podobne powstało w Warszawie. Zainicjował je jezuita, ks. Mirosław Paciuszkiewicz. Od 1986 r. był on moderatorem Stowarzyszenia „Przymierze Rodzin”, a później został duszpasterzem osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Chodząc po kolędzie spotykał osoby, które czuły się jakby były poza Kościołem, bo nie mają ślubu. Postanowił tych ludzi zaprosić do kościoła. Zgodnie z wydaną przez Jana Pawła II adhortacją Familiaris consortio chciał wyjść im naprzeciw. – W tamtych czasach ze strony księży więcej było napominania niesakramentalnych z ambony niż towarzyszenia im. A tu przecież chodzi o towarzyszenie człowiekowi na jego drodze, by zbliżył się do Boga – mówi ks. Jan i podkreśla, że Chrystus przyszedł do wszystkich ludzi i wszystkim przyniósł odkupienie. – Chciałbym, aby ta prawda znalazła swój wyraz w moim poszukiwaniu tych osób. Poczułem się do tego wewnętrznie wezwany – mówi w rozmowie z misyjne.pl. Duchowny przyznaje, że w Kościele dużą wagę przykłada się do opieki nad rodzinami, przygotowuje się młodych do małżeństwa, organizuje dla nich formację na kolejnych etapach życia. – Musimy myśleć także o innych. To nie są tylko związki niesakramentalne. Dostałem np. sygnał, że nie mają opieki duszpasterskiej ci, którzy zostali opuszczeni przez swojego współmałżonka. Żyją samotnie po rozwodzie lub w separacji. Mogą przyjmować Komunię świętą, ale mają cały szereg innych problemów i rozterek. I też potrzebują duszpasterza – mówi proboszcz krakowskiej parafii.
Przemiana
Pytam ks. Jana o to, w czym tkwi istota duszpasterskiego prowadzenia ludzi w takiej życiowej sytuacji. Patrząc z boku można bowiem pomyśleć, że jest to „przyklepywanie” sytuacji, która oznacza zgodę na grzech. Ewangelia i dekalog wzywają nas przecież do wyzbywania się okazji do grzechu, a gdy zgrzeszyć się zdarzy, to najlepiej jak najszybciej się tego grzechu pozbyć. W sytuacji tworzenia związku niesakramentalnego jest to niemożliwe. Ks. Jan tłumaczy, że takie myślenie jest błędne. Podkreśla, że duszpasterstwo to wejście na drogę duchowego rozwoju. – Oni sami stwierdzają, że w ich życiu dokonuje się przemiana, a u niektórych to nawet przełom – dodaje.
Nie ograniczajmy Boga
Często tym osobom towarzyszy poczucie, że są katolikami drugiej kategorii, że nikt się nimi nie interesuje. – Tymczasem to nie prawda! Kościół się nimi zajmuje, Chrystusowi na nich zależy! – podkreśla z mocą duszpasterz. – My im towarzyszymy, staramy się rozeznać sytuację, aby odnaleźć w niej miejsce na Boże działanie – mówi ks. Abrahamowicz. Zaznacza, że jeżeli trafiają do duszpasterstwa, to znaczy, że mają tęsknotę za Bogiem i wiedzą, że coś w ich życiu jest nie w porządku. Boli ich to, że nie mogą przyjmować Komunii świętej. Przede wszystkim jednak są ochrzczeni, mają więc swoje obowiązki, ale też możliwości płynące z sakramentu chrztu. Nie można się koncentrować wyłącznie na ich życiowej niekonsekwencji, ale trzeba rozbudzać w nich to, co dobre – podkreśla nasz rozmówca. Na spotkaniach duszpasterstwa ks. Jan zachęca, by te pary szukały kontaktu z Bogiem także na drodze pozasakramentalnej. – Sakramenty to bardzo ważny kontakt z Bogiem, ale przecież nie jedyny. Bóg udziela się na wiele różnych sposobów, jest nieograniczony. Tak więc może działać jak chce, a my nie możemy Jego działania ograniczać i pomniejszać – dodaje ks. Jan. Duszpasterz przypomina, że spotkania z Chrystusem można doświadczyć w słowie Bożym, w liturgii eucharystycznej, także przez uczynki miłosierdzia świadczone bliźnim, czy też przez solidne wychowywanie dziecka w wierze. – Oni to wszystko mogą robić. Dekalog to nie tylko szóste przykazanie, ale bez niego nie ma dekalogu. I w tym cały problem – podsumowuje nasz rozmówca.
Ścieżki życia
Czy z biegiem czasu bywa tak, że ludzie, którym towarzyszy ks. Jan, mają szansę na zawarcie sakramentu małżeństwa? Czy Bóg te ścieżki prostuje? – Bywa że sytuacja zmienia się samoistnie, gdy umiera niesakramentalny towarzysz drogi. Takich przypadków nie jest wiele, ale zdarzają się. Częściej jednak to oni sami dojrzewają do podjęcia jakiejś radykalnej decyzji w swoim życiu – tłumaczy ks. Abrahamowicz. Osoby bez związku sakramentalnego, mieszkające razem na sposób małżeński żyją w bliskiej okazji do grzechu bądź w grzechu. – Wtedy możliwością zmiany tej sytuacji jest tzw. białe małżeństwo, czyli zrezygnowanie z relacji przynależnych małżonkom sakramentalnym – mówi dalej ks. Jan. Nie idzie jednak o to, aby automatycznie osiągnąć cel: Komunię świętą. – To byłoby instrumentalne traktowanie sakramentu. Chodzi o porządkowanie swoich spraw z Panem Bogiem. Po pierwsze, stawiamy na uczciwość wobec sakramentalnego małżonka. Powrót do wierności może później otworzyć kolejne drogi – np. drogę do sakramentalnej spowiedzi i później sakramentu Komunii świętej – mówi duchowny. Zaznacza jednak przy tym, że przyjęcie sakramentu nie może być zgorszeniem w środowisku, w którym te osoby żyją, aby nie wprowadzać zamętu co do nauki Kościoła na temat nierozerwalności sakramentu małżeństwa.
>>> Telefon zaufania dla małżeństw w kryzysie – pomoc bezpłatna i anonimowa
Owoce, na które trzeba poczekać
Ks. Jan Abrahamowicz wspomina, że czuł się smutny, a wręcz zawiedzony, gdy na początku działalności duszpasterstwa nie od razu zauważalne były efekty spotkań. – Pierwszy dobry owoc pojawił się po pięciu latach funkcjonowania duszpasterstwa. To nie są łatwe sprawy, one wymagają czasu – dopowiada rozmówca misyjne.pl. Czy w takim razie bywa tak, że pary się niecierpliwią i rezygnują z tej duszpasterskiej opieki? – Jeśli ktoś by przyszedł tu tylko po to, by szybko załatwić te sprawy, to byłaby to pomyłka – mówi ks. Jan i dodaje, że nawet teraz (już po wielu latach od powstania grupy) papież Franciszek w adhortacji Amoris laetitia podkreśla, że w tych sprawach czas potrzebny na rozeznanie nigdy nie jest krótki. – To proces, który obejmuje całe życie człowieka, jego decyzje, uczucia, przemyślenia – dodaje ksiądz proboszcz. I podkreśla, że musi to być proces dobrowolny i – co równie ważne – powinien obejmować obie osoby, „bo one przecież na siebie oddziałują”. – A więc nie prowokować coraz trudniejszych sytuacji, ale też lepiej rozumieć, do czego zdążamy, kogo na nowy sposób wybieramy na przewodnika. Wypada, by w sposób wolny i świadomy powiedzieć: „Panie, Ty jesteś dla mnie ważniejszy niż to, czym jest moje ciało i czym jest cielesność w związku. Ciebie stawiam na pierwszym miejscu. Ty prowadź moje życie” – mówi ks. Jan Abrahamowicz.
Ks. Jan przypomina, że papież wydał zalecenie, by w każdej diecezji istniało takie duszpasterstwo. W Polsce, do tej pory, nie każda diecezja takie ma. Bywa że wydział duszpasterstwa rodzin danej diecezji organizuje rekolekcje albo dni skupienia, ale nasz rozmówca kolejny raz podkreśla, że w takich sytuacjach najważniejsze jest nieustanne towarzyszenie. – Dopiero w towarzyszeniu dokonuje się przemiana. Przemiana do tego, by umocnić się w wierności i miłości Jezusa – mówi ks. Jan Abrahamowicz.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |