fot. unsplash

Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie są katolikami drugiej kategorii

Pierwsze spotkanie dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych zorganizował w 2000 r. Był wtedy proboszczem parafii w zabytkowym kościele św. Krzyża w Krakowie. – Wyobraziłem sobie, że gdy mocno rozświetlę wnętrze tego starego, gotyckiego kościoła to tym samym pokażę piękno Kościoła i zachęcę ludzi, którzy są na jego obrzeżach albo poza nim do powrotu, do wejścia do środka – mówi ks. dr Jan Abrahamowicz, obecnie proboszcz krakowskiej parafii Miłosierdzia Bożego na Wzgórzach Krzesławickich i diecezjalny referent duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych.  

To była jedna z wielu sytuacji, w której ks. Jan przekonywał się, że w tej duszpasterskiej posłudze często jest odwrotnie, niż to sobie człowiek zaplanuje. Myślimy, że jakieś rozwiązanie jest dobre, a po czasie okazuje się, że lepiej będzie na odwrót. Tak właśnie było ze światłem w kościele. Okazało się bowiem, że nikt nie chciał wejść do tak rozświetlonej świątyni. Brakowało pięciu minut do rozpoczęcia naszego spotkania, a w kościele ani jednej osoby. Przyszło mi wtedy do głowy, że trzeba zrobić dokładnie odwrotnie. Wygasiłem wszystkie światła i tylko jedno skierowałem na krzyż przy ołtarzu. Kościół szybko się wypełnił, weszli do niego ci, którzy dotąd stali na zewnątrz. Ośmielili się tym, że w ciemności można pozostać anonimowym – wspomina ks. Abrahamowicz

>>> Ks. Artur Stopka: trudne słowo „inkluzywny”

fot. unsplash

Towarzyszenie 

Na pierwsze rekolekcje przyszło aż 400 osób. Ks. Jan wiadomość o naukach starał się przekazać w wielu mediach. Sprawie pomógł też telewizyjny wywiad z bp. Tadeusz Pieronkiem, który zachęcał do przyjścia na te rekolekcje. Rozpoczynając tę posługę ks. Jan myślał, że zbuduje jeden uniwersalny model pomocy, zgodnie z którym będzie mógł służyć wszystkim osobom przychodzącym do duszpasterstwa. Szybko okazało się, historia każdej pary jest inna, a więc potrzeba indywidualnego podejścia. Krakowskie duszpasterstwo niesakramentalnych związków jest jednym z pierwszych tego typu w Polsce. Wcześniej ten temat podejmowano jedynie okazjonalnie w kazaniach czy podczas rekolekcji. Ks. Abrahamowicz podkreśla, jak ważne w tym duszpasterstwie jest stałe towarzyszenie. To często mozolna praca, która nie przynosi od razu efektów, ale jednocześnie jest to droga najbardziej skuteczna, która przynosi najlepsze owoce – mówi w rozmowie z misyjne.pl

>>> Wy też jesteście w Kościele. Sytuacja osób rozwiedzionych

Diecezjalny referent duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych, ks. Jan Abrahamowicz, fot. Maciej Kluczka

Potrzebny duszpasterz 

Krakowskie duszpasterstwo zaczęło działać w 2000 r., wcześniej podobne powstało w Warszawie. Zainicjował je jezuita, ks. Mirosław Paciuszkiewicz. Od 1986 r. był on moderatorem Stowarzyszenia „Przymierze Rodzin”, a później został duszpasterzem osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Chodząc po kolędzie spotykał osoby, które czuły się jakby były poza Kościołem, bo nie mają ślubu. Postanowił tych ludzi zaprosić do kościoła. Zgodnie z wydaną przez Jana Pawła II adhortacją Familiaris consortio chciał wyjść im naprzeciw. W tamtych czasach ze strony księży więcej było napominania niesakramentalnych z ambony niż towarzyszenia im. A tu przecież chodzi o towarzyszenie człowiekowi na jego drodze, by zbliżył się do Boga – mówi ks. Jan i podkreśla, że Chrystus przyszedł do wszystkich ludzi i wszystkim przyniósł odkupienie. Chciałbym, aby ta prawda znalazła swój wyraz w moim poszukiwaniu tych osób. Poczułem się do tego wewnętrznie wezwany – mówi w rozmowie z misyjne.pl. Duchowny przyznaje, że w Kościele dużą wagę przykłada się do opieki nad rodzinami, przygotowuje się młodych do małżeństwa, organizuje dla nich formację na kolejnych etapach życia. Musimy myśleć także o innych. To nie są tylko związki niesakramentalne. Dostałem np. sygnał, że nie mają opieki duszpasterskiej ci, którzy zostali opuszczeni przez swojego współmałżonka. Żyją samotnie po rozwodzie lub w separacji. Mogą przyjmować Komunię świętą, ale mają cały szereg innych problemów i rozterek. I też potrzebują duszpasterza – mówi proboszcz krakowskiej parafii.  

fot. unsplash

Przemiana  

Pytam ks. Jana o to, w czym tkwi istota duszpasterskiego prowadzenia ludzi w takiej życiowej sytuacji. Patrząc z boku można bowiem pomyśleć, że jest to „przyklepywanie” sytuacji, która oznacza zgodę na grzech. Ewangelia i dekalog wzywają nas przecież do wyzbywania się okazji do grzechu, a gdy zgrzeszyć się zdarzy, to najlepiej jak najszybciej się tego grzechu pozbyć. W sytuacji tworzenia związku niesakramentalnego jest to niemożliwe. Ks. Jan tłumaczy, że takie myślenie jest błędne. Podkreśla, że duszpasterstwo to wejście na drogę duchowego rozwoju. – Oni sami stwierdzają, że w ich życiu dokonuje się przemiana, a u niektórych to nawet przełom – dodaje. 

>>> Bp Śmigiel: małżeństwo nie jest magicznym zaklęciem, ale zaproszeniem Boga do wspólnej drogi [ROZMOWA]

Nie ograniczajmy Boga  

Często tym osobom towarzyszy poczucie, że są katolikami drugiej kategorii, że nikt się nimi nie interesuje. Tymczasem to nie prawda! Kościół się nimi zajmuje, Chrystusowi na nich zależy! podkreśla z mocą duszpasterz. – My im towarzyszymy, staramy się rozeznać sytuację, aby odnaleźć w niej miejsce na Boże działanie – mówi ks. Abrahamowicz. Zaznacza, że jeżeli trafiają do duszpasterstwa, to znaczy, że mają tęsknotę za Bogiem i wiedzą, że coś w ich życiu jest nie w porządku. Boli ich to, że nie mogą przyjmować Komunii świętej. Przede wszystkim jednak są ochrzczeni, mają więc swoje obowiązki, ale też możliwości płynące z sakramentu chrztu. Nie można się koncentrować wyłącznie na ich życiowej niekonsekwencji, ale trzeba rozbudzać w nich to, co dobre – podkreśla nasz rozmówca. Na spotkaniach duszpasterstwa ks. Jan zachęca, by te pary szukały kontaktu z Bogiem także na drodze pozasakramentalnej. Sakramenty to bardzo ważny kontakt z Bogiem, ale przecież nie jedyny. Bóg udziela się na wiele różnych sposobów, jest nieograniczony. Tak więc może działać jak chce, a my nie możemy Jego działania ograniczać i pomniejszać – dodaje ks. Jan. Duszpasterz przypomina, że spotkania z Chrystusem można doświadczyć w słowie Bożym, w liturgii eucharystycznej, także przez uczynki miłosierdzia świadczone bliźnim, czy też przez solidne wychowywanie dziecka w wierze. Oni to wszystko mogą robić. Dekalog to nie tylko szóste przykazanie, ale bez niego nie ma dekalogu. I w tym cały problem – podsumowuje nasz rozmówca.  

fot. cathopic

Ścieżki życia 

Czy z biegiem czasu bywa tak, że ludzie, którym towarzyszy ks. Jan, mają szansę na zawarcie sakramentu małżeństwa? Czy Bóg te ścieżki prostuje? – Bywa że sytuacja zmienia się samoistnie, gdy umiera niesakramentalny towarzysz drogi. Takich przypadków nie jest wiele, ale zdarzają się. Częściej jednak to oni sami dojrzewają do podjęcia jakiejś radykalnej decyzji w swoim życiu – tłumaczy ks. Abrahamowicz. Osoby bez związku sakramentalnego, mieszkające razem na sposób małżeński żyją w bliskiej okazji do grzechu bądź w grzechu. Wtedy możliwością zmiany tej sytuacji jest tzw. białe małżeństwo, czyli zrezygnowanie z relacji przynależnych małżonkom sakramentalnym – mówi dalej ks. Jan. Nie idzie jednak o to, aby automatycznie osiągnąć cel: Komunię świętą. To byłoby instrumentalne traktowanie sakramentu. Chodzi o porządkowanie swoich spraw z Panem Bogiem. Po pierwsze, stawiamy na uczciwość wobec sakramentalnego małżonka. Powrót do wierności może później otworzyć kolejne drogi – np. drogę do sakramentalnej spowiedzi i później sakramentu Komunii świętej – mówi duchowny. Zaznacza jednak przy tym, że przyjęcie sakramentu nie może być zgorszeniem w środowisku, w którym te osoby żyją, aby nie wprowadzać zamętu co do nauki Kościoła na temat nierozerwalności sakramentu małżeństwa. 

>>> Telefon zaufania dla małżeństw w kryzysie – pomoc bezpłatna i anonimowa

fot. unsplash

Owoce, na które trzeba poczekać 

Ks. Jan Abrahamowicz wspomina, że czuł się smutny, a wręcz zawiedzony, gdy na początku działalności duszpasterstwa nie od razu zauważalne były efekty spotkań. Pierwszy dobry owoc pojawił się po pięciu latach funkcjonowania duszpasterstwa. To nie są łatwe sprawy, one wymagają czasu – dopowiada rozmówca misyjne.pl. Czy w takim razie bywa tak, że pary się niecierpliwią i rezygnują z tej duszpasterskiej opieki? Jeśli ktoś by przyszedł tu tylko po to, by szybko załatwić te sprawy, to byłaby to pomyłka – mówi ks. Jan i dodaje, że nawet teraz (już po wielu latach od powstania grupy) papież Franciszek w adhortacji Amoris laetitia podkreśla, że w tych sprawach czas potrzebny na rozeznanie nigdy nie jest krótki. To proces, który obejmuje całe życie człowieka, jego decyzje, uczucia, przemyślenia – dodaje ksiądz proboszcz. I podkreśla, że musi to być proces dobrowolny i co równie ważne – powinien obejmować obie osoby, „bo one przecież na siebie oddziałują”. – A więc nie prowokować coraz trudniejszych sytuacji, ale też lepiej rozumieć, do czego zdążamy, kogo na nowy sposób wybieramy na przewodnika. Wypada, by w sposób wolny i świadomy powiedzieć: „Panie, Ty jesteś dla mnie ważniejszy niż to, czym jest moje ciało i czym jest cielesność w związku. Ciebie stawiam na pierwszym miejscu. Ty prowadź moje życie” mówi ks. Jan Abrahamowicz  

Ks. Jan przypomina, że papież wydał zalecenie, by w każdej diecezji istniało takie duszpasterstwo. W Polsce, do tej pory, nie każda diecezja takie ma. Bywa że wydział duszpasterstwa rodzin danej diecezji organizuje rekolekcje albo dni skupienia, ale nasz rozmówca kolejny raz podkreśla, że w takich sytuacjach najważniejsze jest nieustanne towarzyszenie. Dopiero w towarzyszeniu dokonuje się przemiana. Przemiana do tego, by umocnić się w wierności i miłości Jezusa – mówi ks. Jan Abrahamowicz. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze