Ostatnia w Europie wioska dla chorych na trąd
To ostatnia w Europie wioska dla chorujących na trąd. Każdy, u kogo pojawiło się podejrzenie choroby, z dnia na dzień był siłą wyciągany z domu i wywożony na odludzie. Do Tichilești, w Rumunii. O tym miejscu i mieszkających tam ludziach opowiada film dokumentalny „Koniec świata w Dolinie Łez”.
Film swoją światową premierę miał podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Nowe Horyzonty” we Wrocławiu. A jego reżyser – Jarosław Wszędybył – na antenie TOK FM mówił, że praca nad tym filmem zajęła dobrych kilka lat. Najpierw pojechał tam sam, by to miejsce poznać. Nie wiedział bowiem, czy uda mu się wejść do środka i zrealizować dokument. Koniec końców – udało się. Jak podkreśla, to miejsce ma swój niezwykły klimat. – Jest tam bardzo spokojnie, niewiele się dzieje. A jednocześnie to miejsce otacza piękna przyroda. To wioska zatopiona w rumuńskich lasach – mówi.
Miejsce wręcz nierealne
Wioska trędowatych to miejsce nieoczywiste, wręcz odrealnione. W Polsce jako pierwsza napisała o niej w 2007 roku Agnieszka Skieterska na łamach „Gazety Wyborczej”. O Tichilești najdonośniej wybrzmiał głos rumuńskiego dziennikarza Filipa Brunea-Foxa pod koniec 1926 roku. Opublikował reportaż pt. „Pięć dni wśród trędowatych”, poświęcony tematowi strasznych warunków życia w tej wiosce. Pisał o prowizorycznych chatach, o tym, że zimą trędowaci palą drewniane krzyże z cmentarza, bo brakuje im opału. To wstrząsnęło opinią publiczną. Władze obiecały wtedy, że miejsce zostanie przebudowane i przekształcone w szpital, a mieszkańcami, którzy dotąd byli pozostawieni sami sobie, zaopiekują się lekarze i zapewnią im godne warunki. Jednak prawda o tym miejscu wciąż była zamiatana pod dywan.
Bohaterowie filmu „Koniec świata w Dolinie Łez” to ośmioosobowa grupa. To ludzie, którzy chorowali na trąd i trafili do tego miejsca. Są przedstawicielami większej grupy, która zamieszkiwała tę wioskę przez dziesięciolecia. Bywały okresy, że w tym miejscu mieszkało nawet kilkuset ludzi. Wszyscy Rumuni, u których stwierdzono trąd, byli przymusowo wysyłani do tej kolonii. Często byli wyrywani ze swoich miejscowości, odłączani od rodzin i bliskich.
Trąd to nie kara za grzechy
Trąd przez wiele lat był uznawany za karę za grzechy, a trędowaci byli nazywani „dziećmi diabła”. Trzymano ich na uboczu, pozbawiano wszelkich praw. Dopiero w ostatnich latach stosunek do nich i do choroby się zmienia. Wiele w tej sprawie przez lata zrobiły misjonarski miłości w Indiach (i św. Matka Teresa z Kalkuty) oraz Ośrodek Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya (także w Indiach), w którym od 30 lat pracuje świecka misjonarska dr Helena Pyz.
>>> W Indiach otwarto muzeum założyciela ośrodka Jeevodaya
– Rumuńska wioska Tichilești przez dłuższy czas była miejscem cierpienia i śmierci. Jego istnienie – w czasie rządów komunistycznego reżimu Ceausescu – było nawet zatajane. Przez wiele lat wyjazd z tej wioski był niemożliwy. W wiosce założono cmentarz. Dla trędowatych był to znak, że jedyną drogą opuszczenia wioski jest śmierć – mówi reżyser „Końca świata w Dolinie Łez”. Jednak nawet wtedy, gdy wynaleziono lek na trąd i wyjazd z wioski był możliwy, nie wszyscy korzystali z tej sposobności. Niektórzy – po wielu latach spędzonych w izolacji – bali się kontaktu ze światem zewnętrznym. Swoje miejscowości często opuszczali jako naznaczeni straszną chorobą. Bywali wyszydzani i wytykani palcami. I nawet jeśli już wyzdrowieli, mogli mieć problem z powrotem do normalności. – W wiosce potrafili być samowystarczalni. W tej małej społeczności zdarzały się także śluby, zakładano rodziny, próbowano jakoś ułożyć sobie życie w tych warunkach – dodaje Jarosław Wszędybył.
Umieralnia
Jedna z bohaterek filmu do obozu trafiła w wieku 18 lat. Tamten czas pamięta jako najczarniejszy okres w swoim życiu. A wioskę porównuje do piekła i umieralni. – Wspomina ten moment jako dzień, w którym wyrwano ją od rodziny i wywieziono w środek lasu, gdzie mogła tylko wyć jak wilk z rozpaczy – opisuje reżyser dokumentu. Wszędybył i cała filmowa ekipa musieli zdobyć zaufanie mieszkańców wioski. Jak jednak podkreśla reżyser, w czasie rozmów nie użalali się nad sobą, nie roztkliwiali się. – Nie było rozdzierania szat. Traktowali to jako swój los, byli raczej z nim pogodzeni – mówi reżyser. Dodaje, że nie chciał analizować całego ich życia i śledzić całej ich historii. – Chciałem dowiedzieć się, jak żyją tu i teraz, obserwowałem ich. Wspomnienia były tylko tłem – tłumaczył w Radiu TOK FM.
„Koniec świata w Dolinie Łez” to także szersze spojrzenie na kwestię wykluczenia, bo trąd przybiera różne postaci. Można być trędowatym z bardzo wielu przyczyn – niekoniecznie z powodu samej choroby o takiej nazwie. Tytułowy koniec świata i dolina łez to miejsce, które można spotkać nie tylko w Rumunii, tysiąc kilometrów z Polski. Do takich miejsc można trafić znacznie bliżej.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |