fot. Noxos – Freepik

Pani z Domu Pogrzebowego: codziennie mówię „dzień dobry” śmierci [ROZMOWA] 

Nie boję się mojej pracy, bo wiem, że zmarli potrzebują kogoś, kto się nimi zaopiekuje. I ja od tego jestem – mówi Agnieszka, która pracuje w zakładzie pogrzebowym i prowadzi znany na Instagramie profil „Pani z Domu Pogrzebowego”. W rozmowie z Zofią Kędziorą mówi o śmierci, o tym co się dzieje z ciałem aż do pogrzebu i… o korzystaniu z życia.  

Zofia Kędziora (misyjne.pl): Skąd pomysł na taki zawód?  

Agnieszka (prowadząca profil „Pani z Domu Pogrzebowego”, chce zachować anonimowość): Ja od zawsze interesowałam się tematem śmierci. Nie wzbudzało to mojego lęku. Zamiast tego była ciekawość. W momencie mojego życia, w którym odeszło dużo bliskich mi osób, poczułam, że chcę to robić. Właściwie od zawsze chciałam to robić, ale wiesz, nie zawsze wychodzi. Wiadomo, to nie jest praca, którą można się pochwalić. Jak człowiek jest młody, to lepiej powiedzieć, że pracuje się w korporacji niż w zakładzie pogrzebowym. To, że jestem tutaj sprawił tak naprawdę przypadek. To jest codzienna praca ze śmiercią. I nie tylko ze śmiercią, ale również z różnymi jej obliczami. Spotykam rodzinę, spotykam się z różnymi obliczami choroby. To zarówno osoby młodsze, jak i starsze. Codziennie mówię „dzień dobry” śmierci.  

Kuprevich – Freepik.com

Gdy chciałyśmy się umówić, to okazało się, że masz dwa razy więcej pracy. To przez epidemię koronawirusa? Masz styczność ze zmarłymi zarażonymi koronawirusem? 

Generalnie nie mam. Te osoby umierają w szpitalu i już tam umieszczane są w workach sanitarnych. Prędzej spotkam się z rodziną tej osoby, niż z nią samą. Jeżeli panowie jadą na eksportację po ciało i mają informację, że to osoba, która chorowała na Covid-19, to oni oczywiście są ubrani w odpowiednie stroje i ta osoba niestety zostaje potem transportowana w tym worku. Ze względu na rozporządzenie, które weszło w życie 3 kwietnia, ja już nie mogę żadnych czynności podjąć przy tym ciele. Zauważyłam, że w tym roku październik jest dużo gorszy i umiera dużo starszych osób. Więc nie, nie jest to spowodowane akurat koronawirusem 

>>> Ukazało się kompendium pastoralne o tym, jak pomóc przeżyć żałobę po stracie dziecka 

Boisz się ciał, którymi się zajmujesz? 

Nie boję się zmarłych, bo wiem, że oni się nie obudzą. Zawsze to podkreślałam, że zmarli, to są najspokojniejsi ludzie na świecie, nie ma spokojniejszych. Wiesz, oczywiście śmierć bardzo zmienia ludzkie ciało i twarz, już nawet w pierwszych minutach po śmierci. A co dopiero po kilkunastu godzinach w chłodni. Zazwyczaj tych godzin mija kilkadziesiąt do pogrzebu. Oczywiście, w dniu pogrzebu, lub gdy przygotowuję tę osobę, to widzę oznaki śmierci na ciele, czyli plamy opadowe na uszach, na plecach, posiniałe koniuszki palców, zapadnięte gałki oczne, wyostrzone rysy, nos mocniej zaznaczony.  

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Każdy z nas wie, że śmierć przychodzi zawsze nie w porę. Potrafi zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie. Ludzie umierają w różnych sytuacjach, w szpitalu, na ulicy czy w domu. Dziś skupimy się na tej ostatniej. Kiedy odchodzi na naszych oczach ktoś bliski, nie jest łatwo zmierzyć się z tą sytuacją. Tracisz możliwość racjonalnego myślenia, nie wiesz co robić, jak zareagować. Emocje, które towarzyszą człowiekowi w takiej chwili to ból i strach. Pierwsza rzecz, jaką należy zrobić to zadzwonić po lekarza, aby stwierdził zgon. Tutaj pojawia się pierwszy schodek, bo nigdy nie wiesz ile będziesz czekać na jego przyjazd. Szczerze? Bywa różnie czasami czekasz 2 godziny, a czasem 9. Kiedy lekarz wystawi już kartę zgonu należy zadzwonić po zakład pogrzebowy, ten który sami wybraliście. (Nikt nie powinien Wam narzucać danej firmy) Podczas oczekiwania na lekarza, rodzinom przychodzą do głowy różne pomysły. Z pewnością są one spowodowane dużym stresem i paniką. Rozumiem, nie łatwo jest przebywać ze zmarłym w jednym pomieszczeniu. Opiszę teraz, kilka przykładów różnych sytuacji, z którymi spotykają się panowie przyjeżdzający po ciała do domów. *zaklejanie ust taśmą żeby się nie otwierały *podwiązywanie bandażem twarzy * przykrywanie ciała kołdrą *pozostawienie zmarłego na twarzy lub boku * zwiększanie ogrzewania w pomieszczeniu (zima) To nie są dobre pomysły, ponieważ w dużej mierze, wygląd zmarłego zależy od pierwszych czynności, jakie się przy nim wykonało. Pierwszą czynnością, którą dobrze zrobić to zamknąć oczy, obrócić głowę i tułów na wznak, ciało ułożyć wyżej (zapobiegnie to wyciekom), ręce ułożyć w naturalnej pozycji, najlepiej na brzuchu. Następnie przykryć cienkim prześcieradłem. Zimą wyłączyć grzejnik i otworzyć okno, i nie przykrywać kołdrą. Wysokie temperatury przyśpieszają proces rozkładu. To tylko kilka przykładów, które się często powtarzają. Każda czynność ma znaczenie i dla nas, jako osób przygotowujących ciała do pochówku, jak i dla Was, osób które będą chciały się pożegnać.

Post udostępniony przez Pani z Domu Pogrzebowego (@pani_z_domu_pogrzebowego)

Jest coś, co Ci w tej pracy pomaga? 

Psychicznie pomaga mi w tej pracy to, że mówię do zmarłych. Opowiadam im co robię, witam się z nimi na wejściu, mówię im, co będę robić, jaki jest cel mojej wizyty, jakie wykonuję czynności, po co je robię, a czasami coś tam zażartuję. Wtedy mam wrażenie, że wypełniam ten pokój jakąś energią, i nie jest to takie bardzo puste. Do końca moich czynności traktuję tę osobę tak, jakby ona tam ze mną była. Niejednokrotnie mam wrażenie, że ta dusza, która opuszcza ciało, czuwa nad tym ciałem do końca, czyli do tej ostatniej chwili, kiedy wkręcany jest ostatni gwoździk do trumny. Trzeba być w tej pracy ludzkim do końca. W każdej pracy, czy to z osobami żywymi czy zmarłymi, bardzo pomaga, gdy szanujemy drugiego człowieka. Tak jest zawsze.  

Noxos – Freepik.com

Jesteś optymistką? Dla wielu spotykanie się ze śmiercią na co dzień byłoby przytłaczające. 

W mojej pracy bardzo dużą rolę gra empatia. Tę empatię mam od dziecka, zawsze byłam osoba współczującą i rozumiejącą. Dużo też w życiu przeszłam, to były wzloty i upadki. Wspominałam też o tym, że w ciągu jednego roku odeszło 5 bliskich mi osób. I to chyba dało mi dużego kopa do życia i wtedy zrozumiałam, że nic nie jest nam dane raz na zawsze. Jestem osobą wesołą, pozytywną, ze mną można się śmiać do łez. Jednak z drugiej strony rozumiem to, że życie jest jakie jest. Jestem realistką. Praca ze zmarłymi daje to poczucie, że chce się żyć, że chce się korzystać z tego życia, czerpać z niego jak najwięcej. Ta praca daje mi to, że chcę iść po pozytywnych falach życia, szybciej ucina się złe relacje, szybciej wybacza, zapomina. Bo się wie, że to życie jest tak krótkie, że nie ma sensu się złościć i płakać. Tylko trzeba mieć świadomość, że jeśli jest dobrze to jest dobrze i nie zawsze tak będzie. Jak jest źle to jest źle i też nie zawsze tak będzie. Moja praca uczy mnie pokory, ale również optymizmu, że zawsze jest jakieś wyjście i że będzie dobrze. Jeśli się czuje, że można zadzwonić do mamy, to trzeba do niej dzwonić. I kiedy Nie wiem nawet, jak to ubrać w słowa, bo to są tak bardzo wewnętrzne przeżycia. Życie czasami daje nam coś, a my z tego rezygnujemy. Praca ze zmarłymi daje to, że można się otworzyć na możliwości i korzystać z życia z uśmiechem na ustach. Chcę żyć najlepiej, jak umiem. 

>>> Po co żałoba, skoro jest życie wieczne? 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze