Papieros nie zamyka drogi do świętości [FELIETON]
Zbliża się 1 listopada, a więc uroczystość Wszystkich Świętych. Więcej teraz myślimy, piszemy, rozmawiamy o świętości właśnie. Dziś w drodze do pracy pomyślałem, że święci są dla nas prezentem od Boga. A konkretniej nawet – to ich życiorysy są tym prezentem.
Mam taką małą tradycję modlitewną, już pewnie od kilkunastu lat. A może i dłużej? Codziennie rano odmawiam parę modlitw. A na końcu proszę kilku bliskich mi świętych o opiekę nade mną. To moi patroni ze chrztu i bierzmowania, a także kilku innych świętych – których gdzieś tam w trakcie swojego życia jakoś bardziej polubiłem. I choć nie ma we mnie jakiegoś szczególnego kultu świętych (a tym bardziej ich relikwii), to ta drobna tradycja mocno się we mnie zakorzeniła. Jakoś podskórnie czuję, że ci wezwani z rana święci czują się trochę zobowiązani do tego, by gdzieś tam się o mnie w ciągu dnia zatroszczyć. Czasem pewnie na mnie zerkną z nieba – czy wszystko jest okej.
Papieros i fajka
Ostatnio znajoma miała ciekawą myśl dotyczącą świętości. Nawiązała do zdjęcia pewnego błogosławionego, w którego ustach był papieros. I do drugiego zdjęcia – jego bohater miał fajkę, i też jest błogosławionym. I koleżanka powiedziała, że jak zobaczyła te fotografie, to poczuła, że i dla niej jest nadzieja na świętość. Wszak sama jest palaczką. Przyznam, że ta refleksja dała mi sporo do myślenia. Mi akurat daleko jest do palenia papierosów i czegokolwiek innego. I pewnie jako nie-palacz często patrzyłem (a pewnie i patrzę) z wyższością na palaczy. Bo faktycznie, palenie nie kojarzy mi się pozytywnie. Ale przecież ono nie determinuje całego człowieka – to tylko jakaś jedna przywara danej osoby. Wada, która nie neguje dobrych stron danego człowieka! Przecież moja znajoma palaczka to cudowna osoba. Co z tego, że robi jedną rzecz, która mi akurat bardzo nie odpowiada? A ile ja mam takich wad, które mogą wnerwiać innych i też ich negatywnie nastawiać do mnie? Zapewne sporo! Ale znowu – te wady nie negują moich dobrych stron. Bo wiem, że takie też mam – i naprawdę nie ma ich mało. To że mamy większe i mniejsze wady, i że popełniamy mniejsze i większe grzechy (albo i bardzo wielkie), nie zamyka nam drogi do świętości. Ba, ci wszyscy święci są świętymi jakby pomimo tego, że byli zwyczajnie grzeszni. Bo każdy święty – i ten oficjalnie za takowego uznany, i ten, który po prostu świętym jest – miał swoje za uszami.
Święci w prezencie
Takie mamy dni okołolistopadowe, że więcej teraz myślimy, piszemy, rozmawiamy o świętości właśnie. W drodze do pracy pomyślałem dzisiaj, że święci są dla nas prezentem od Boga. A konkretniej nawet – to ich życiorysy są tym prezentem. Takim podarunkiem od kochającego Ojca. Bo w historiach życia świętych dzieje się wszystko. Bywa że robili rzeczy naprawdę straszne. Oczywiście, wiele jest w nich też dobra – ale na nie najczęściej się wskazuje, wiec dziś nie na dobru chcę się skupić. Bowiem dzisiaj, jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, to zło, grzeszność obecne w życiorysach świętych są dla mnie znakiem nadziei. Bo zobaczcie – Kościół pomimo tego uznał ich za świętych. Czyli za tych, którzy mają już zapewnione miejsce na stałe przy Bogu – przy Jego miłości. Franciszek lubi mówić o świętych z sąsiedztwa, o bliskich nam osobach, które – choć nie są oficjalnie beatyfikowane czy kanonizowane – to jesteśmy przekonani, że są święte. Znaliśmy ich, żyli obok nas i mogliśmy widzieć na co dzień, jak dobrymi są ludźmi. Dlatego są naszymi prywatnymi świętymi. Ale przecież, znając ich, na pewno widzieliśmy też ich niedoskonałości. Kochająca babcia pewnie nieraz kłóciła się z dziadkiem. Ktoś inny, choć na co dzień dobry i troskliwy, to zdarzało mu się zarwać noc i wrócić do domu pijanym. A ulubionej kuzynce pokiereszowało się życie i musiała ułożyć je na nowo w związku niesakramentalnym – ale za to poświęciła się pracy społecznej i robiła mnóstwo dobrych rzeczy. Święci, oficjalni i nie, dają nam nadzieję, że wady, niedoskonałości, grzechy nas nie przekreślają. Papieros nie zamyka drogi do świętości.
Happy end jest możliwy
Lubię otrzymywać prezenty. Wymyślać i dawać upominki zresztą też – ale to akurat nie temat na dziś. I fajnym odkryciem przed 1 listopada jest właśnie dla mnie ta myśl, że święci są dla nas prezentem od Boga. Możemy w swojej duchowości poświęcać im mniej lub więcej czasu – to nie ma wielkiego znaczenia. Ale jak już pomyślimy o jakimś konkretnym świętym (tym oficjalnym, ale i tym bardziej prywatnym) – to zobaczmy, że jej czy jego życiorys to naprawdę podarunek od Boga. Kochający Ojciec chce nam pokazać różnorodne życiorysy, pełne wzlotów i upadków, czasem wypełnione goryczą i naprawdę poważnymi grzechami, które „kończą się” dobrze. Cudzysłów – bo przecież ich historia wcale nie ma żadnego końca! Happy end jest więc możliwy i w Twojej, i w mojej historii. Ci święci, których proszę o opiekę codziennie rano też zresztą niejedno pewnie mają za uszami – a świętymi zdecydowanie są! I tak jak warto zobaczyć, że pomimo różnego zła życiorysy świętych dają ostatecznie nadzieję – tak też w swoim życiu dostrzeżmy dobro, skupmy się na nim – a nie na swoich wadach, niedoskonałościach i grzechach. Bo robimy naprawdę sporo dobra. A jeśli nie robimy – to zacznijmy! Kiedyś to i my możemy być dla kogoś „świętym z sąsiedztwa”. Być może nawet i z papierosem w ustach.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |