Philippa Rath

fot. Philippa Rath OSB

Philippa Rath OSB: chcemy pokazać, że nasz Kościół w tym strasznym kryzysie zaufania jest gotów do odnowy i zmiany …

– Jestem głęboko przekonana, że nastąpiła pełnia czasu dla dopuszczenia kobiet do wszystkich stanowisk, a także do święceń – mówi w rozmowie z Konradem Schneiderem benedyktynka s. Philippa Rath OSB – delegatka Drogi Synodalnej i uczestniczka forum synodalnego „Kobiety w służbie i urzędach Kościoła”.

Konrad Schneider: Siostra jest delegatką Drogi Synodalnej, uczestniczką forum synodalnego „Kobiety w służbie i urzędach Kościoła, członkinią komisji opracowującej studia o wykorzystaniu w biskupstwie Limburg. Użycza Siostra swojej twarzy dla globalnej kampanii Voices of faith, jest też teolożką, historykiem i politologiem, a od 30 lat też benedyktynką w opactwie St. Hildergard. Przepraszam, ale znajduje Siostra wogóle czas na spanie?

Philippa Rath OSB: Mimo wszystko znajduję i Bogu dzięki także znajduję czas na modlitwę. Matka Teresa kiedyś powiedziała: „Kto dużo pracuje, musi się także dużo modlić. Wszystkie zadania, które Pan wymienił spadły na mnie bez mojej chęci czy udziału. Dlatego też musiałam kilka obowiązków klasztornych odłożyć na dalszy plan. Najważniejsze, że moja wspólnota za mną stoi i tak jak dotąd nadal biorę aktywny udział w życiu klasztornym, w myśl benedyktyńskiej zasady ora et labora

Przed wstąpieniem do klasztoru pracowała Siostra w mediach.  

Tak, zgadza się. Z zawodu jestem dziennikarką i lektorką. Po studiach zrobiłam wolontariat w katolickiej agencji informacyjnej (Katholische Nachrichtenagentur) w Bonn. Potem pracowałam przez pewien czas w radiu (Deutschlandfunk). Następnie działałam osiem lat w wydawnictwie Herdera we Freiburgu jako lektorka i redaktorka w różnych czasopismach. W 1990 r. wstąpiłam do klasztoru.  

>>> Niemiecka Droga Synodalna pod krytyką biskupów Skandynawii 

Przed rokiem biskupi z Ukrainy (w tym jeden z oblackich biskupów) napisali list otwarty do swoich niemieckich kolegów w biskupstwie, w którym ich ostrzegali przed Drogą Synodalną jako furtką do schizmy. Pytam teraz w imieniu tych, którzy sami są zaniepokojeni i niepewni tego, co mają o tym ruchu myśleć: jak to się stało, że w Niemczech rozpoczęto Drogę Synodalną? 

Najpierw chciałabym wytłumaczyć genezę Drogi Synodalnej. Kościół niemiecki przeżywa od ponad dziesięciu lat straszny kryzys utraty wiarygodności i zaufania, który spowodował masowe wystąpienia wiernych ze wspólnoty kościelnej. Głównym powodem są liczne przypadki nadużyć, a konkretnie gwałty dokonywane przez duchownych i osoby zakonne oraz powiązane z tym wieloletnie przypadki tuszowania tych zbrodni. Została powołana  komisja, która przedstawiła swoje badania w naukowym, interdyscyplinarnym opracowaniu (tzw. MHG-Studie), w którym przedstawiono i systematycznie zbadano przypadki 3677 ofiar molestowania, a 1670 sprawców zostało zidentifikowanych. W wyniku tego opracowania doszliśmy do wniosku, że za tymi przestępstwami nie stoi tylko osobista wina wielu księży czy zakonników, ale istnieją także tzw. systemowe przyczyny tylu form przemocy seksualnej. To był początek procesu reformy, tak się zaczęła nasza Droga Synodalna. Cały Kościół, a więc biskupi i świeccy, podjęli wysiłek, żeby zająć się systematycznymi uwarunkowaniami nadużyć seksualnych. Oni musieli sobie wspólnie odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób należałoby zmienić nasze struktury, żeby w przyszłości uniknąć podobnych skandali, a nawet nie dopuścić do możliwości ich popełnienia. Chodzi tu przecież o nic innego jak o przyszłość naszego Kościoła. 

Zebranie biskupów niemieckich, fot. arch. EPA/RONALD WITTEK

Według powyższego opracowania wyodrębniono cztery wielkie bloki tematyczne, które postanowiono razem rozpracować  w ramach spotkań Drogi Synodalnej. Są to: „Władza i podział władzy  w Kościele – wspólne współuczestnictwo i współudział w posłaniu przepowiadania”, „Formy życia kapłańskiego”, „Kobiety w służbach i urzędach Kościoła” oraz „Zycie w udanych związkach – przeżywanie miłości w seksualności i partnerstwie”. 

Cały proces Drogi Synodalnej będzie trwał przynajmniej do 2022 r. i składa się on z pracy wielu podzespołów i grup doradczych. Na szczycie znajduje się Zgromadzenie Synodalne, do którego należy 240 osób: 70 biskupów z 27 niemieckich diecezji, ale także wielu księży i przedstawicieli laikatu. Do tego grona zostało powołanych także 12 osób zakonnych. W całej grupie jest 70 kobiet W ten sposób tworzymy barwną zbieraninę duchownych i świeckich, którzy razem szukają dróg i sposobów, żeby na nowo odzyskać zaufanie i wiarygodność naszego Kościoła. Wymieniamy się myślami, jaki będzie Kościół niemiecki w przyszłości. Oprócz Zgromadzenia Synodalnego  istnieją tzw. fora, czyli podzespoły liczące po około 40 członków skupionych wokół jednego z bloków tematycznych, które opracowują materiały bedące potem podstawą do głosowań. Niestety, konkretna praca została silnie zahamowana przez pandemię koronawirusa, ponieważ nie możemy się więcej spotykać osobiście, tylko w sposób zdalny i wówczas osobista wymiana myśli nie jest możliwa w pełnym wymiarze.  

Wiele polskich katolików obawia sie kolejnej reformacji, kolejnego rozłamu Kościoła. 

Jeśli chodzi o temat rozłamu Kościoła to chciałabym powiedzieć, że papieżowi Franciszkowi synodalność leży bardzo na sercu, ciągle zresztą sam o tym mówi. W zeszłym roku napisał do nas, niemieckich katolików, list, w którym nam dodawał odwagi w kroczeniu Drogą Synodalną. Warto nadmienić, że niedawno nakazał on kościołowi we Włoszech, żeby podjął wysiłek podobnej Drogi Synodalnej, jaka jest w Niemczech. A i tak Kościół w Ameryce Południowej nas wyprzedził, powołując Synod Amazoński. Myślę, że jest to właściwa droga. Przecież musi wreszcie wytworzyć się normalne współżycie i współdziałanie między duchownymi a świeckimi, między biskupami i księżmi a normalnym ludem Bożym. Przez sakrament chrztu św. my wszyscy jesteśmy Kościołem, nie tylko purpuraci, ale także każda katoliczka i każdy katolik! Jestem przekonana, że tylko wspierając się wzajemnie mamy jakąś przyszłość. Musi odbyć się jakaś uczciwa wymiana myśli, musimy nauczyć się współdziałania w naszym Kościele. Przecież chrześcijanie w naszym kraju stają się mniejszością. To jest trend widoczny gołym okiem. Jeśli nie będziemy potrafili razem zbudować przyszłości naszego Kościoła, to po prostu znikniemy, nasza wiara wyparuje! I dlatego jestem absolutnie przekonana, że nasz Synod nie ma nic wspólnego ze schizmą czy rozłamem. Wręcz przeciwnie! Chodzi o to,  aby doszły do głosu bogactwo, różnice i różnorodności powiązane z poszczególnymi regionami oraz żeby wzmacniać Kościoły lokalne Przecież „katolicki” znaczy uniwersalny, obejmujący wszystko. Od wieków pod dachem naszego Kościoła znajdował miejsce cały wachlarz wielorakich tradycji czy nawet liturgii. I to w żadnym wypadku nie oddziela nas od miłości i wierności papieżowi.  

>>> Kard. Koch: synod to nie parlament 

Wspomniała Siostra list papieski z poprzedniego lata. Dla wielu konserwatywnych katolików był on jednak pogrożeniem palcem przez następcę św. Piotra. I dlatego sporo katolików w Polsce ma teraz obawy, czy nie będziecie odtąd chcieli iść własną drogą, w oderwaniu od reszty. A jak odebraliście Wy ten list: jako sygnał ostrzegawczy czy jako potwierdzenie Waszych dążeń? 

Przeważająca większość uczestników Drogi Synodalnej odebrała go jako potwierdzenie. Bo nie chodzi o to, żeby wybrać jakąś szczególną drogę, ale sprawa rozbija się o to, żeby przedstawić pozycję Kościoła w Niemczech wobec obecnej sytuacji. Chcemy pokazać, że nasz Kościół w tym strasznym kryzysie zaufania jest gotów do odnowy i zmiany. I chodzi też o to, żeby przepracować wysunięte propozycje; gdzie i w których miejscach należy zdefiniować na nowo niektóre zagadnienia, a gdzie są konieczne reformy. Głosy Drogi Synodalnej stanowią kolejną cegiełkę dla przemyśleń całego Kościoła co do wspónej przyszłości. Podobną cegiełkę dołożyły głosy Synodu Amazonii. Zyczyłabym sobie, żeby możliwie dużo lokalnych Kościołów przeszło podobną drogę i ze swojej strony wypracowało propozycje reform. 

EPA/ARMANDO BABANI

Proszę pozwolić mi na jeszcze jedną refleksję: wspomniał Pan, że wielu katolików w Polsce ma obawy. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że strach jest zawsze złym doradcą. On wiedzie nas do ciasnoty umysłowej i zakrzepnięcia w swoich przekonaniach. Jeśli chcemy zachować radość płynącą z wiary, to potrzebujemy wciąż na nowo odnowy i zmiany. To nigdy nie straciło nic ze swojej aktualności: ecclesia semper reformanda. Kościół musi się ciągle reformować. To nie znaczy wcale, że ma się tanio dopasować do aktualnych trendów. On musi jednak zauważać obecne prądy myślowe i nie może zatrzymywać się w miejscu. U nas w Niemczech straciliśmy już młode i młodsze pokolenie. Bardzo wielu wierzących, a przede wszystkich kobiety, odwraca się plecami do Kościoła. A przecież tu chodzi o naszą przyszłość, tu chodzi o Dobrą Nowinę. Pragniemy przekazać przyszłym pokoleniom piękno Ewangelii i piękno wiary, a to nawołuje nas, żeby wyjść na zewnątrz i zacząć na nowo. Dlatego pytam się teraz Pana, czy to nie dotyczy także pańskiego kraju? Mam wielu przyjaciół w Polsce, którzy mi opowiadają, że ogólna sytuacja rozwija się w podobnym kierunku jak u nas. Dlatego chciałabym Was zachęcić, żebyście razem z nami ruszyli w drogę. I muszę przyznać, że jestem ogromnie ciekawa, co przyniosłaby taka Droga Synodalna w Polsce? 

W swoich wywiadach podkreśla Siostra znaczenie pojęcia kairos w sensie pełni czasu, momentu korzystnego do konkretnych posunięć. Jak Siostra myśli, do jakich kroków dojrzeliśmy już jako Kościół – dopuszczenia kobiet do akolitatu? Czy może święceń diakonatu 

Jestem głęboko przekonana, że nastąpiła pełnia czasu dla dopuszczenia kobiet do wszystkich stanowisk, a także do święceń. Dzisiaj nie można, przynajmniej w Niemczech, żadnej kobiecie wytłumaczyć, że tylko z powodu swojej płci nie wolno jej pełnić poszczególnych urzędów. Żyjemy w społeczeństwie, w którym kobiety mają równe prawa z mężczyznami. To jest zagwarantowane w naszej konstytucji. I jeśli rzeczywistość kościelna w stosunku do kobiet stoi w zupełnej sprzeczności z normalnym życiem – no to coś tu nie gra! Właściwie to ta sprawa została zaniedbana od kilkudziesięciu lat. A teraz kobiety już nie mają zamiaru tego milcząco przyjmować i pozwalać się tak traktować. One podnoszą teraz głos: albo konkretnie poprzez wystąpienie z Kościoła, albo organizując się w stowarzyszenia. Tworzą i podtrzymują inicjatywy, które popierają udostępnienie urzędów kościelnych dla kobiet. I to nie są jakieś zgorzkniałe, wojujące niewiasty. To są kobiety Kościoła, które od dziesięcioleci dźwigają na swych barkach ciężar pracy w parafiach i udzielają się na wielu polach, w różnych stowarzyszeniach religijnych. Do tego należy także wiele sióstr zakonnych. Z czasem powstał w naszym Kościele wielki ruch kobiecy, który nie zrzesza w sobie mniejszości, tylko wręcz przeciwnie. Warto dodać, że także większość mężczyzn uważa, że czas wreszcie dojrzał. Myślę, że w tym temacie potrzebujemy obecnie nowego soboru albo przynajmniej synodu biskupów. I jeśli już, to takiego, na którym kobiety będą miały takie same prawa głosu. 

>>> Niemcy: czy papież rzeczywiście jest „dramatycznie zaniepokojony” Drogą Synodalną? 

Zachowawczy katolicy w Polsce dostrzegają w Drodze Synodalnej niebezpieczeństwo, że doktryna kościelna zostanie rozwodniona i straci na swej ostrości. Co by Siostra na to powiedziała? Które fundamenty zostaną nienaruszone?  

W tym wypadku radziłabym, żeby dobrze rozeznać. Nasza wiara, Ewangelia, orędzie Jezusa – one wogóle nie mają prawa być rozwodnione. Tu nie ma żadnej dyskusji. Ale przecież chodzi o to, żeby słowa Jezusa z nową intensywnością, z nową wiarygodnością przepowiadać światu. Niestety, zbyt często fundamenty wiary mylimy ze zwykłymi przepisami  prawnymi, które z biegiem wieków zostały wprowadzone w nasze religijne życie. Sam papież Franciszek przed kilkoma dniami zmienił w prawie kościelnym mały akapit, w którym oficjalnie pozwolił kobietom czytać w czasie mszy św. i rozdawać Komunię. Ale przecież w Niemczech (i w innych krajach podobnie) robią to już od ponad 40 lat, to jest normalny stan rzeczy. Po tym możemy poznać, że prawo kościelne może i powinno zostać zmienione. Ono nie zostało wykute w skale, to nie jest objawione słowo Boże. To nie są kamienne tablice Mojżesza, tylko zwykłe prawne rozporządzenia, które można też napisać inaczej. I to potwierdził papież Franciszek. Właśnie wczoraj powołał pierwszą kobietę jako sekretarza synodu biskupów w Rzymie. To jest taka mała rewolucja, ponieważ zwykła zakonnica ma teraz taki sam głos jak każdy biskup. W ten sposób papież dołożył kolejny kamyczek do kościelnej mozaiki. Jestem przekonana, że Franciszek świadomie wybrał metodę małych kroków, żeby powoli zmieniać świadomość wiernych, a przez to doprowadzić do zmian strukturalnych. On stawia znaki na tej drodze, co dla mnie oznacza, że rozpoznał wagę kwestii kobiecej i nie da się teraz bez tego przejść do  porządku dnia. Ale podobnych regulacji prawnych nie wolno pomylić z orędziem Jezusa. Nikt nie może ruszyć Ewangelii. W żadnym wypadku! Ale warto popatrzeć, jak Jezus obchodził się z kobietami, ile z nich powołał do pójścia za Nim. Przecież to nie był przypadek, że pod krzyżem zostały kobiety, i że to kobieta Maria Magdalena – była pierwszym świadkiem Jego zmartwychwstania.

Konferencja biskupów Niemiec EPA/ARMANDO BABANI

A jak odbiera Siostra przy tym swoich biskupów? Jakby nie było, muszą oni oddać część swojej władzy. 

Bardzo cieszy mnie fakt, że w międzyczasie dołączyło do nas wielu księży, którzy wraz z ludem Bożym udali się na wspólne pielgrzymowanie, w czasie którego chcą zmienić Kościół. Także wśród delegatów synodalnych jest wielu zwykłych kapłanów. Są oni bardzo otwarci, nawet, gdy poruszamy sprawy kobiet w strukturach kościelnych czy też kwestię wspólnego sprawowania władzy w parafii. Nie mają oni nic przeciwko zmianom w kształceniu kleryków. Ci księża są gotowi na dopuszczenie do święceń świeckich, tak kobiet jak i mężczyzn. Odnoszę wrażenie, że na samym dole hierarchii panuje bardzo duża otwartość. Ale także wielu biskupów uważa, że zmiany są konieczne, nawet jeśli nie wypowiada tego publicznie. Dobrym przykładem świeci tu przewodniczący niemieckiej konferencji biskupów, bp Georg Bätzing czy też jego poprzednik, kard. Reinhard Marx. 

Siostra wspomniała, że nie wszyscy biskupi niemieccy są jednego zdania. Biskup Vorderholzer z Ratyzbony wyraża bardzo głośno swój przeciw! 

Zgadza się. Bp Vorderholzer jest protagonistą wszystkich, którzy wobec zmian stoją krytycznie albo je wprost odrzucają. On wyraża rzeczywiście bardzo głośno i zdecydowanie swój sprzeciw i przez to media go ponad miarę cytują. Ale wśród wielu innych biskupów występuje wystarczająco dużo głosów, które reprezentują inny sposób myślenia. Każde posiedzenie kończy się anonimowym głosowaniem i zawsze jestem ciekawa, do jakich konkluzji udało nam się dojść. Myślę, że wśród konferencji biskupów istnieje ogromny rozstrzał poglądów. I niech tak będzie! I tak liczy się to, co wcześniej powiedziałam: „Strach nigdy nie jest dobrym doradcą, żeby kroczyć w przyszłość”.  I te strachy są bardzo różnego rodzaju. To nie chodzi tylko o strach związany z utratą władzy. Do tego dochodzi strach przed kobietami, przed znakomicie wykształconymi teolożkami, przed charyzmatycznymi i pełnymi pasji kobietami czynnymi w duszpasterstwie. I to są często podświadome obawy. Ale widzę też całkiem innych biskupów. Oni dodają mi odwagi i pozwalają z nadzieją kroczyć naprzód. Bycie katoliczką oznacza dla mnie posiadanie wielkiego serca. W naszym Kościele musi się znaleźć miejsce dla różnorodnych pomysłów na życie wiarą. Różnorodność jest dla mnie piękna i ubogacająca. Znajduję w niej codziennie dużo radości i dziękuję Panu Bogu za nią. Dlatego nie martwię się o przyszłość i nie boję się jej. Nie zapominajmy: Bóg jest zawsze większy od naszego serca! 

Niemiecki kanclerz Helmut Schmidt powiedział kiedyś: „Jak ktoś ma wizje, to się powinien leczyć”. A o czym Siostra marzy? 

Bardzo szanowałam byłego kanclerza Helmuta Schmidta, ale w tym poglądzie w ogóle się z nim nie zgadzam. Moja klasztorna patronka, św. Hildegarda z Bingen, również doświadczała wizji. Głosiła ona wiarę w czasach bezbożnych oraz upominała Kościół i jego hierarchów do większej wiarygodności i wierności Ewangelii. To była bardzo twarda, silna, zaangażowana kobieta Kościoła, prawdziwy przykład dla naszych czasów. Akurat przed kilkama dniami, 2 lutego, papież Franciszek wpisał ją do kalendarza liturgicznego. Moja wizja wygląda tak, że my wszyscy, tak mężczyźni, jak i kobiety, odbudujemy nasz Kościół. Razem tworzymy, żyjemy i przeżywamy naszą wspólnotę; wspólnie rozwijamy nasze charyzmaty. Jeśli dane nam zostało kierownictwo, to bez względu na talenty czy zdolności, bez względu na płeć czy święcenia, przekładamy je na służbę Kościołowi, żeby on stał się znowu bardziej żywy, pełen nadziei i patrzący w przyszłość. Jestem za tym, żebyśmy pełni radości w sercu i z wiatrem Ducha Św. w żaglach wspólnie głosili Ewangelię i nią żyli, abyśmy „zarażali” nią możliwie wielu ludzi. Nie wolno nam się chować w okopach – bez względu na to, jakie by one nie były. Tak jak już papież Franciszek wiele razy powtarzał – mamy pójść na opłotki, iść do ludzi, aby zanieść im miłość Chrystusa i sprawić, żeby jej doświadczyli. Taka jest moja wizja. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze