Fot. unsplash

Karolina Binek: pielgrzymka, która zmienia życie [REPORTAŻ] 

Są takie chwile, które zmieniają życie. I są też takie pielgrzymki, po których na wiele rzeczy patrzy się inaczej. Na kilku z nich były Marta i Małgorzata, które o swojej wędrówce po szlakach opowiedziały Karolinie Binek. 

Marta – z Maryją na szlaku 

 Od kiedy pamiętam w domu rodzinnym zawsze gościli pielgrzymi, którzy wędrowali do Matki Bożej Częstochowskiej. Jako mała dziewczynka wychodziłam do samej granicy miejscowości, aby sprawdzić, czy już idą. Pamiętam jako dziecko, że dni, w których przebywali u nas pielgrzymi były niezwykłe. Uwielbiałam patrzeć na tych ludzi, którzy niosą radość. Uwielbiałam patrzeć im w oczy. Nie dziwi więc, że gdy sama zaczęłam poszukiwać siebie (a zaczęło się to o dziwo już w gimnazjum), to poprosiłam moją kuzynkę, aby zabrała mnie na pielgrzymkę. Miałam 14 lat, gdy wyruszyłam pierwszy raz na maryjny szlak. Z tej pielgrzymki nie pamiętam nic oprócz ogromu pęcherzy i łez. Pamiętam, że pierwsze pęcherze pojawiły się już po przejściu 15 kilometrów. Byłam załamana, że przede mną jeszcze całe 150 km. Postawiłam na różaniec i całą drogę zawierzałam się Maryi. Po kilku dniach na pielgrzymce każdy jakby zdejmuje maskę. Zaczyna się trud fizyczny, który trochę wpływa na to, jak się czujemy podczas trasy. Jak przeżywamy poszczególne dni, jak odnosimy się do brata i siostry obok.  Gdy takie dni, tzw. kryzysowe, przychodziły to ustawały jakby pielgrzymkowe pieśni, okrzyki  i następowało to, co pamiętam do dziś: czas na relację w prawdzie. Uwielbiałam odcinki, podczas których kapłan niósł Najświętszy Sakrament, albo kiedy odmawialiśmy różaniec czy po prostu milczeliśmy. Dla mnie osobiście było to przytulenie się do Jezusa, czas na rozpoczęcie relacji. Jestem ja, mój trud, skwar z nieba i Jezus. Do tych chwil wracałam później wiele razy w ciągu całego roku, do tej intymnej relacji z Jezusem. Do drogi z Nim, podczas której nie udajesz, nie zgrywasz super ekstra sportsmenki, ale polegasz tylko na Nim. Tylko ufność i łaska z nieba sprawiają, że przechodzisz kolejny odcinek.  

>>>Turystyka i pielgrzymowanie. Czy to da się pogodzić?  

pielgrzymka

Fot. cathopic

Wyruszając na pielgrzymi szlak, miałam kilka małych intencji, intencje od bliskich i jedną taką intencję najważniejszą. Pamiętam, że najmocniej dotknęła mnie pielgrzymka, podczas której prosiłam o miłosierdzie dla mojego zmarłego taty. Jakby tego było mało, w czasie tej pielgrzymki przeżyłam pierwszą modlitwę uwolnienia od historii rodziny i modlitwę przebaczenia wszystkim, którzy mnie skrzywdzili i których ja też skrzywdziłam. Dziś po latach widzę, że było to przeżycie nawet terapeutyczne, ponieważ od tego wydarzenia trochę inaczej zaczęłam patrzeć na historię mego życia, która mimo że od dziecka była trudna, to jest piękna i okazuje się darem. 

Pielgrzymki nauczyły mnie nie skupiać się na swoim trudzie, ale cieszyć się z przejścia nawet najmniejszych odcinków, a przekładając na życie – cieszyć z rzeczy, które mam na co dzień. Planować życie małymi etapami. Bo pielgrzymka to nie tylko czas, kiedy kroczymy do Maryi, ale to nasze życie. Na pielgrzymce odkrywałam swoje powołanie, uczyłam się swojej kobiecości, pomogły mi w tym liczne konferencje na temat życia Maryi, na temat rodziny. Uwielbiałam ten czas przebywania z Maryją na szlaku, a później w Jej w domu na Jasnej Górze. Razem z przyjaciółmi czekaliśmy do 15 sierpnia. I zawsze, gdy już wyjeżdżaliśmy, miałam w sobie ogromny smutek, że muszę opuścić to miejsce. Przy Maryi odczuwałam wielki pokój w sercu i wolność. Dziś nie chodzę na pielgrzymki, ponieważ mieszkam w Częstochowie, a żeby było ciekawiej – mieszkam niecałe 300 m od Jasnej Góry. Odwiedzam Maryję codziennie, albo co drugi dzień. Nie są to już tak wzniosłe chwile, jak na pielgrzymce, dziś uczę się odkrywać Maryję i dbać o naszą relację w codzienności. Dosłownie w codzienności, czyli wtedy, gdy idę do pracy, by wejść do Matki Bożej oddać dzień, odwiedzić po drodze, gdy idę na zakupy. Myślę, że to jak teraz wygląda moje życie to owoce modlitwy podczas pielgrzymek. Dziękuje Panu Bogu, że mimo ciężkich czasów daje mi łaskę ciągłego trwania przy wartościach i Kościele.  

>>>Justyna Nowicka: święte marnowanie [FELIETON]

fot. unsplash

Małgorzata – sławna pielgrzymka salezjańska 

 Jestem związana z Salezjańską Pielgrzymką Ewangelizacyjną od 2006 r. Byłam na 6 całych pielgrzymkach. Czasami też, chociażby ze względu na pracę, tylko bywam i przyjeżdżam, kiedy mogę. Salezjańska pielgrzymka stara się ewangelizować w drodze, na postojach rozmawiamy z gospodarzami i bawimy się z dziećmi, wieczorami odbywają się również ewangelizacje w punktach, miejscach centralnych danej miejscowości czy wsi. Na sam koniec jest czas wyciszenia i czuwania, dzielenia się świadectwami. SPE jest też „sławna”, gdyż przygotowuje czuwania na Jasnej Górze w wigilię Wniebowzięcia NMP.  

Także wybór SPE jako pierwszej pielgrzymki nie był trudny, gdyż pielgrzymka ta przechodzi przez moje miasto rodzinne. Już po pierwszym dniu zachwyciłam się młodymi ludźmi, ale wówczas starszymi ode mnie (miałam 14 lat). Pielgrzymi dzielili się ciężkimi chwilami w życiu, w rodzinie, uzależnieniami – pokazując i mówiąc, jak Bóg przyszedł do ich życia i pomaga im to wszystko poukładać.  

Uwielbiałam ten czas ciszy i skupienia po intensywnym dniu, kiedy mogłam powierzyć intencje, w których idę. Wieczory spędzaliśmy u gospodarzy, których nie sposób zapomnieć. Pielgrzymka uczy wdzięczności, że dostajesz z serca, w nadmiarze, a w ogóle ci się nie należy. Obecnie na SPE idzie młodzież studencka, uczniowie szkół średnich i podstawowych. Jako osoba pracująca mimo wszystko wpadam na jeden, dwa dni, by spotkać przyjaciół i by poczuć ducha pielgrzymki oraz ofiarować trud pielgrzymowania. 

>>>Sebastian Zbierański: w pielgrzymce czasem droga staje się celem [FELIETON]

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze