fot. unsplash / Bethany Laird

Pismo Święte. Dialog, który trwa przez tysiąclecia [ROZMOWA] 

Od 14 do 20 kwietnia obchodziliśmy kolejny, już XVI Tydzień Biblijny. Wydaje się, że – dla człowieka wierzącego – czytanie i rozważanie Pisma Świętego  jest codzienną rzeczywistością. Jak to wygląda w praktyce – każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Wyróżnienie szczególnego czasu na rozmowy o Piśmie Świętym i modlitwę nim – jak mijający tydzień – mogą być dobrą okazją do doświadczenia, że to są słowa Boga skierowane do nas. Ale byłoby szkoda, gdybyśmy tylko na tym jednym w roku tygodniu poprzestali.  

Jak żyć Pismem? O tym z dr Danutą Piekarz, italianistką, biblistą, pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz seminariów dominikanów i paulinów rozmawiają Beata Legutko i Joanna Peplińska. 

Beata Legutko i Joanna Peplińska: Jaki sens ma świętowanie Tygodnia Biblijnego? 

Dr Danutą Piekarz: – Cóż, ja bym powiedziała, że w życiu chrześcijańskim powinien być nie tydzień, a rok biblijny. A nawet każdy rok powinien być rokiem biblijnym. Każdy dzień jest doskonałą okazją do przeżywania słowa. I jeśli się organizuje coś takiego jak Tydzień Biblijny czy Niedzielę Słowa Bożego, to tylko po to, żeby przekonać nieprzekonanych. Ci, którzy są przekonani, doskonale wiedzą, że Pismo Święte jest pokarmem, bez którego trudno żyć. Dlatego trzeba się nim karmić codziennie, a nie tylko w ciągu Tygodnia Biblijnego. Jeśli chodzi o samą akcję, to mam wrażenie, że ludzie teraz najbardziej oczekują, żeby im prostym językiem, przystępnym dla nich, bez górnolotnych terminów, wyjaśniać sens tekstów biblijnych. Tego chyba najbardziej brakuje i ludzie tego najbardziej potrzebują – myślę, że to byłby dobry pomysł na świętowanie Tygodnia Biblijnego.   

A gdybyśmy chcieli zrobić sobie taki prywatny tydzień czy miesiąc biblijny i poświętować go w domu, w rodzinie

– Byłoby pięknie, jakby rodzina mogła się spotkać w takim tygodniu raz, dwa razy – bo pewnie codziennie się nie uda – i przeczytać wspólnie jakiś fragment i porozmawiać o tym, jak go rozumiemy, jak go przeżywamy. Zauważono, że ludzie bardzo rzadko mają okazję, żeby z kimś rozmawiać o swojej wierze, nawet w rodzinie. Rozmawia się raczej o tym, co będzie na obiad, kiedy się zrobi porządki, a nie o tym, jak się przeżywa wiarę, jak się rozumie dany tekst biblijny. Dla wielu rodzin mogłoby być zaskakującym odkryciem, jak współmałżonek, dziecko, mama, tato rozumieją dany tekst. 

I możemy tak to robić w dowolnym gronie? Nie ma ryzyka błędnej interpretacji? 

– Na pewno można spotkać się i dzielić, choć mówi się, że czasem to może być trochę niebezpieczne, gdyby ktoś bardzo zaczął „odpływać” od tekstu biblijnego. Nie jest to jednak powód, żeby nie robić takich spotkań. Przecież to samo niebezpieczeństwo grozi w prywatnej lekturze tekstów biblijnych. Czytając prywatnie, też mogę mieć pomysły interpretacyjne, które mają niewiele wspólnego z myślą autora. 

fot. unsplash/nicholas-safran

Mamy też opracowania, którymi można sobie pomóc, żeby nie błądzić w interpretacji. 

– Teraz jest naprawdę dużo możliwości, wielu kaznodziejów co niedzielę przygotowuje komentarz do czytań. Są strony biblijne, gdzie można znaleźć wiadomości o najnowszych odkryciach archeologicznych. W zasadzie tylko trzeba uważać na to, jakie jest źródło takiej strony, czy nie wygląda ona podejrzanie lub dziwnie, czy wydaje się wiarygodna. Wtedy znajdzie się to, czego szukamy. 

Biblia jest natchniona czy objawiona? 

– To są dwa zupełnie różne pojęcia. Objawienie to jest działanie ze strony Boga, gdy Bóg daje się poznać człowiekowi. Może być kosmiczne, kiedy Bóg daje się poznać człowiekowi przez stworzenie, i może być takie, kiedy Bóg nawiązuje najpierw dialog z narodem wybranym, a potem objawia się w Chrystusie w sposób niedościgniony. Natomiast natchnienie to jest działanie Boże wobec człowieka, który spisuje Boże działania. Natchnienie jest pojęciem, które nadal jest niezdefiniowane, mówi się w biblistyce, że nie mamy pełnej definicji natchnienia. Na przykład zastanawiamy się, czy natchnienie jest tylko ograniczone do autora, czy nie obejmuje też czytelnika, na którego działa Duch Święty. Możemy mieć pewność co do tego, że te księgi, które mamy w Piśmie Świętym, powstawały pod natchnieniem Ducha Świętego. 

Czy to znaczy, że Pismo Święte należy czytać literalnie, tzn. dosłownie? 

– Biblia jest zapisem dialogu, który trwa przez tysiąclecia. To nie jest tak, że ona spadła z nieba jako gotowiec, już w ostatecznej formie. Jeżeli poznajemy przyjaciela, to pierwsze wyobrażenia o nim budujemy na podstawie wyglądu, potem poznajemy go głębiej i głębiej. Trochę podobnie jest z Biblią, która jest zapisem tego, jak naród wybrany rozumiał, odczytywał Boga na przestrzeni wieków. Bóg nie wymaga od narodu wybranego od razu cudów, wiedząc, że do niektórych rzeczy nie są jeszcze zdolni. Żyją w określonym kontekście, wśród ludzi mających określone prawa i trudno powiedzieć Mojżeszowi, że ma ludowi stawiać takie wymagania, jakie ponad tysiąc lat później będzie stawiać nam Chrystus. Do tego trzeba dorosnąć, to jest pewien etap. Dlatego tak ważne jest, na ile to możliwe oczywiście, żeby znać całe Pismo Święte i nie wyrywać zdania z kontekstu. Może się bowiem okazać, że wyrwaliśmy jakieś zdanie sprzed wieków, które później zostało skorygowane w samym tekście biblijnym, ponieważ lepiej zrozumiano to Boże działanie.  

>>> Grzegorz Czerwicki: to w więzieniu nabrałem odwagi, by klęknąć i się pomodlić [ROZMOWA]

fot. unsplash/Marek Tlethuman

W jakim czasie powstawały księgi Pisma Świętego? 

– Mówimy o księgach, ale księgi też są zapisem dużo wcześniejszych tradycji. Na przykład sam Pięcioksiąg zasadniczo kształtuje się dość późno w swojej formie, są to czasy po wygnaniu, czyli w VI wieku przed Chrystusem. Ale wiadomo, że były tam zebrane pewne opowiadania, pieśni, tradycje sprzed wielu wieków wcześniej. Pytanie więc, czy mówimy o pewnej tradycji, czy o spisaniu konkretnej opowieści. Najstarsze teksty spisane, na przykład jeden z psalmów, są z XII wieku przed Chrystusem. Dochodzimy, jeśli chodzi o czas samego spisywania, do końca I wieku po Chrystusie, wtedy powstają Ewangelie. Czyli praktycznie można powiedzieć, że jest to trzynaście wieków. 

Czyli księgi Biblii nie są ułożone chronologicznie? 

– Oczywiście nikt nie był przy stworzeniu świata, którego opis swoją drogą nie jest najstarszym fragmentem Pisma Świętego – i nie powinniśmy tak o nim myśleć tylko dlatego, że jest na początku. Ten opis nie jest wcale najstarszą tradycją biblijną i też jest ciekawe, dlaczego w ogóle Izrael umieszcza go na początku. Pięcioksiąg kształtuje się w okresie wielkiego zawirowania, kiedy wydaje się, że wszystkie nadzieje Izraela się rozpłynęły – przecież mieli żyć na zawsze w swoim kraju, dynastia miała być wieczna, a nagle są na wygnaniu. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, że fundamentalną kwestią w rozumieniu Biblii jest pozytywne spojrzenie na historię, w tym także na własną historię. Jeśli powiemy sobie, że na początku było wszystko bardzo dobre, a tak jest w opisie stworzenia świata, to potem możemy czytać całą resztę. Co więcej, nie każdy szczegół musi być zgodny z realiami historycznymi, nie każdy bohater musi być bohaterem historycznym. Nie przeszkadza to w rozumieniu znaczenia danej księgi. Musimy pamiętać, że wiele opowieści biblijnych ma nam wyjaśnić, skąd się wzięły pewne zjawiska na świecie, a nie opowiedzieć, co po kolei miało miejsce. W świecie semickim jest inne myślenie, mniej skupione na chronologii historycznej. 

Powinniśmy wiedzieć, co jest faktem historycznym, a co metaforą? Jest jakiś klucz? 

– Dlatego właśnie wspomniałam o zalecanej znajomości całości, żeby zrozumieć pewną logikę Boga, pojąć fakt, że Bóg sobie nie przeczy. Im lepiej poznajemy Boga w różnych księgach, tym lepiej będziemy wiedzieć, że różne rzeczy trzeba rozumieć metaforycznie, że autor nie chciał nam powiedzieć tego dosłownie. Dlaczego na przykład Stary Testament tak lubi obraz Boga Wojownika, który nam się dzisiaj mało podoba? Wytłumaczeniem jest fakt, że oni cały czas żyli w zagrożeniu ze strony innych narodów i zdecydowanie mniej przekonujący w tamtym kontekście byłby obraz Boga jako kochającego Tatusia. Przekonujący jest za to obraz Boga, który może nas obronić. W tamtejszym świecie Bóg jest potężny, jeśli może obronić swój lud. Obrazy Boga, które się zmieniają, związane są z tym, czego najbardziej od Niego potrzebujemy. Dzisiaj potrzebujemy miłosierdzia i obrazem przemawiającym do nas jest obraz miłosiernego Boga Ojca. A przecież oba obrazy wyrażają prawdę o Bogu, podkreślając różne aspekty: On jest równocześnie potężnym Obrońcą i miłosiernym Ojcem. 

fot. cathopic/Alen Jeousha

Jak wyglądało samo spisywanie Ewangelii? 

– Ewangeliści zaczynają pisać po dwóch bardzo ważnych wydarzeniach – doświadczeniu śmierci i zmartwychwstania Jezusa i po zesłaniu Ducha Świętego. Kiedy Jezus mówił „On Wam przypomni” – nie oznacza to wcale, że apostołowie mają sklerozę i wszystkiego zapomną, ale że On pomoże zrozumieć wszystko we właściwym świetle. Będziecie umieli zinterpretować to, czego nie potrafiliście zinterpretować jeszcze teraz. Tak naprawdę pierwsze Ewangelie, jakie znamy, powstają 30 lat po wydarzeniu paschalnym, czyli po roku 60 naszej ery. Pisma Janowe to jest koniec I wieku. Wiadomo, że wcześniej były jakieś zapiski – sam Łukasz na początku swojej Ewangelii pisze, że wielu próbowało już spisać to, co się wydarzyło. 

Którzy z ewangelistów towarzyszyli Jezusowi osobiście i byli świadkami Jego życia? 

– Mateusz i Jan byli apostołami. Marek być może był tym człowiekiem, który widział Jezusa w Getsemani, choć nie mamy pewności. Łukasz prawdopodobnie nie spotkał go wcale. Ale i tak ich świadectwa są wspaniałe. 

Jak Kościół decydował, które spisane księgi wejdą do kanonu, a które pozostaną apokryfami? 

– Mówimy tu o kryteriach kanoniczności. Od góry jest natchnienie, ale Bóg uzdalnia Kościół, żeby wyczuć to natchnienie. Jeśli chodzi o Nowy Testament, to pierwszym kryterium było pochodzenie od apostoła lub jednego z jego uczniów. Po drugie była to zgodność z tym, w co Kościół wierzy. Jeśli księgi były powszechnie przyjmowane, to ta powszechność również świadczyła o tym, że księga jest natchniona. Fundamentalnym wydarzeniem był Sobór Trydencki, który stwierdził ostatecznie, które księgi Kościół przyjmuje. 

Księgi czy zwoje? 

– Najpierw faktycznie wszystko było zapisane na zwojach, ale Kościół dość szybko przeszedł do formy kodeksu, Żydzi natomiast nadal w Synagodze nie uznają kodeksu jako formy liturgicznej, obowiązkowo musi to być zwój. Natomiast chrześcijanie dość szybko przyjęli kodeksy, również ze względów misyjnych, gdzie praktycznie łatwiej było z nich korzystać. 

Jak czytać Pismo Święte? 

– Kiedy mnie ktoś pyta, jak czytać Pismo  Święte, to daję taką trochę głupią odpowiedź: jak ktoś jest głodny, to drogę do ust zawsze znajdzie. Największy problem to jest poczuć głód. Z głodem mamy problem, nie z trafieniem do ust, bo jeżeli  już czujemy głód, to znajdziemy też jakiś sposób, żeby się karmić.  Wiadomo, że Kościół proponuje różne metody. Teraz jest piękne to, że wrócono do tej starej, monastycznej metody lectio divina, kiedy się właśnie zaleca, żeby najpierw tekst wielokrotnie przeczytać, oczywiście po wstępnej modlitwie. Przeczytać, następnie przemedytować, czyli na przykład szukamy jakichś odniesień do innych ksiąg. Dlatego im lepiej znamy tekst biblijny, tym lepiej możemy sobie wypracować całą siatkę skojarzeń i powiązań. To mi się oświeca z tym, tamto sie łączy z tamtym, i w ten sposób tekst nam szerzej mówi, nie zaskakują nas pewne stwierdzenia. Później się wyciszyć na modlitwie i tak trwać przed Panem Bogiem. 

fot. unsplash/Clark Undersonwood

A jeśli ktoś – myślę tu o osobach, które czują głód, ale nie są pewne, jak to robić – naprawdę nie wie, od czego zacząć, od której księgi, czy Nowy, czy Stary Testament,  czy od początku, czy równolegle – to miałaby Pani kilka takich złotych rad ze swojego doświadczenia? 

– Radziłabym zacząć od Ewangelii, zwłaszcza jeśli to jest ktoś, kto już ma jakieś pojęcie o chrześcijaństwie. Bo gdyby to był ktoś taki spoza grona wierzących, który nie ma o niczym pojęcia, to spotkałam kiedyś ciekawą radę, żeby polecić takiemu komuś księgi mądrościowe, bo w nich znajdzie takie konkretne rady, na przykład: „nie przestawaj z takim człowiekiem”, „nie mów za dużo” i tak dalej. Natomiast jeśli ktoś już rzeczywiście szuka Boga, to proponowałabym zacząć od Ewangelii. Najlepiej zacząć do Ewangelii Marka, bo ona jest najprostsza. Po przestudiowaniu Ewangelii można spróbować rozważania listów Pawłowych, ale dobrze mieć jakąś pomoc, „kluczyk” do ich rozumienia. Potem bym radziła wchodzić w Stary Testament. Zawsze dobrze jest mieć jakąś wiedzę o tle historycznym danej księgi. Uważam, że tego dzisiejszemu człowiekowi najbardziej brakuje, mimo że mamy katechizację. Pamiętam, jak spodobało mi się przedwojenne wydanie Nowego Testamentu, które podarowała mi znajoma: wstęp zawierał wyjaśnienia, których dziś trudno szukać w wielu wydaniach. 

Kościół nam sie kojarzy z łaciną, ale to wcale nie było tak, że Pan Jezus mówił po łacinie. W jakich językach spisane były księgi biblijne? 

– Języki oryginałów to hebrajski i grecki, z pewnymi fragmentami aramejskimi. Oczywiście idealnie by było, gdybyśmy znali te języki i mogli czytać oryginał, bo żaden przekład nie jest w stu procentach dobry, każdy jest w takim czy innym aspekcie niedoskonały. Gdybyśmy więc mogli czytać oryginał, byłoby cudownie. Ale nawet czytanie oryginału nie rozwiązałoby wszystkich problemów. Czasem są takie miejsca – wtedy mamy w przypisie wyrażenie „tekst skażony” – gdzie po prostu sami nie wiemy, o co w tym tekście oryginalnym chodziło. Czasem zdania hebrajskie są w taki sposób zbudowane.  

Czyli nawet gdybyśmy doskonale znali język hebrajski, to i tak pewnie, nie będąc Żydem żyjącym w tamtych czasach, mielibyśmy problem z interpretacją? 

– Tak, dokładnie. Jedno słowo może mieć wiele różnych znaczeń i naprawdę nie mamy pewności, że znaleźliśmy to właściwe. Podsumowując, Stary Testament spisany był po hebrajsku, niektóre księgi też po grecku, a niektóre fragmenty po aramejsku. Ewangelie zaś spisane były po grecku, choć prawdopodobnie nieznana nam pierwsza wersja Ewangelii Mateuszowej była hebrajska czy aramejska. 

Mijają wieki i rodzi się św. Hieronim – zaczynają się tłumaczenia Biblii. 

– Tłumaczyć na łacinę zaczęto już przed Hieronimem (IV/V w.), a zadaniem Hieronima było uporządkowanie już istniejących wersji łacińskich, zgodnie z poleceniem papieża. On nie tylko jednak uporządkował, ale zabrał się za gruntowne dzieło przekładu. Warto też wspomnieć, co się działo od IV w. przed Chrystusem, a był to proces przekładu Starego Testamentu na grecki, czyli powstawała tzw. Septuaginta, tak zwana Biblia Siedemdziesięciu, dlatego czasem zapisuje się ją jako łacińską liczbę LXX. Jest taka piękna legenda, która mówi, że władca Egiptu ściągnął do Aleksandrii Żydów z Ziemi Świętej, bo chciał mieć w swojej bibliotece wszystkie najważniejsze księgi różnych narodów. W Septuagincie znajdziemy wiele ciekawych różnic w porównaniu z tekstem hebrajskim i zobaczymy, że pewnymi fragmentami robi jakby krok w kierunku chrześcijaństwa. Mamy ten przekład dostępny w tzw. Biblii Pierwszego Kościoła. 

Jaki był pierwszy polski przekład Biblii? 

– Zaczęło się od psałterzy. Natomiast znany pierwszy przekład całości to tzw. Biblia Leopolity, ks. Jana Nycza. Najlepiej znany i najpiękniejszy był przekład księdza Jakuba Wujka. Wcześniej były to dosłowne tłumaczenia z łaciny, takie trochę nieporadne, co zarzucali nam, jako katolikom, protestanci. Jednak co do Biblii ks. Wujka nawet protestanci przyznali, że jest to piękny przekład. 

Obecnie najczęściej korzystamy z Biblii Tysiąclecia, ale przekładów jest wiele. 

– Zastanawiam się, czy najlepszą metodą jest mnożenie przekładów. Może lepszym pomysłem byłoby stworzenie bardzo przystępnych pomocy przydatnych w zrozumieniu tekstów biblijnych. Mnogość przekładów raczej w tym nam nie pomoże, bo dalej nie będziemy wiedzieć, co zrobić z danym tekstem. 

Czym jest egzegeza, a czym teologia biblijna? 

– Egzegeza polega na tym, żeby zgłębić tekst słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Komentarze zawierają egzegezę. Badamy, co mówi tekst i wyjaśniamy to po kolei. Natomiast teologia biblijna chce uchwycić zagadnienia tak, jak są przestawione w całym tekście biblijnym, w jednej księdze albo grupie ksiąg. Introdukcja natomiast, czyli wprowadzenie, wstęp, zawiera informację o kontekście historycznym, zagadnieniach literackich, sensach itd. 

fot. unsplash/Sarah Noltner vom Tier

Jak to się stało, że zajęła się Pani Biblią naukowo? 

– Stoi za tym św. Paweł, mój ukochany autor, prawie na równi ze św. Janem. Odkąd poznałam Pawła, zakochałam się w nim i do tej pory mi nie przeszło. Lubię również wykładać Apokalipsę – księgę, którą większość ludzi odkłada, bo czują, że jej nie rozumieją. A tymczasem wystarczy pół godziny, żeby dobrać dobry klucz do Apokalipsy. Wydałam też różne książki o uczuciach w Piśmie Świętym, o lęku, o gniewie, o zazdrości. Z języków biblijnych studiowałam przez pewien czas hebrajski i grekę. Z wykształcenia jestem italianistką, znajomość włoskiego i łaciny idzie naturalnie ze sobą w parze.  

Ma Pani swój ulubiony fragment? 

– Jeślibym miała komuś ukazać, czym jest chrześcijaństwo, to byłby to zdecydowanie hymn z Listu do Efezjan (Ef 1,3-14). Zawiera w sobie piękne podsumowanie tego, w co my tak naprawdę wierzymy. 

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec  

Pana naszego Jezusa Chrystusa,  
On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym  
na wyżynach niebieskich w Chrystusie.  
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,  
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.  
Z miłości przeznaczył nas dla siebie  

jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,  
według postanowienia swej woli,  
ku chwale majestatu swej łaski,  
którą obdarzył nas w Umiłowanym.  
W Nim mamy odkupienie przez Jego krew –  
odpuszczenie występków,  
według bogactwa Jego łaski.  
Szczodrze ją na nas wylał  
w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia,  

przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli  
według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął  
dla dokonania pełni czasów,  
aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie:  
to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.  
W Nim dostąpiliśmy udziału my również,  
z góry przeznaczeni zamiarem Tego,  
który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli,  
po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu –  
my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie.  
W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy,  
Dobrą Nowinę waszego zbawienia,  
w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego,  

który był obiecany.  
On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie,  

które nas uczyni własnością [Boga], ku chwale Jego majestatu (Ef 1,3-14). 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze