Fot. archiwum oblackie

Polscy oblaccy kandydaci na ołtarze 

Uroczystość Wszystkich Świętych to szczególnie radosny dzień. Wspominamy wtedy tych, którzy razem z Bogiem złączeni są już na wieki. Bo tym jest niebo – byciem złączonym z Bogiem już bez żadnych granic i na zawsze. Pamiętamy wtedy o wszystkich świętych, którzy zostali wyniesieni na ołtarze. W gronie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej są to: św. Eugeniusz de Mazenod, założyciel zgromadzenia, bł. Józef Gerard, bł. Józef Cebula oraz błogosławieni męczennicy z Hiszpanii i z Laosu.  

1 listopada wspominamy jednak również tych, którzy cieszą się niebem, choć Kościół oficjalnie tego nie ogłosił. Są też i ci, których określamy mianem kandydatów na ołtarze. Mowa o osobach, które wierni po śmierci otaczają kultem i w przypadku których został rozpoczęty proces beatyfikacyjny, ale ich świętość nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona. W przypadku polskich oblatów mowa jest o 3 osobach. 

Czcigodny brat Antoni Kowalczyk OMI  

Urodził się w Dzierżanowie 4 czerwca 1866 roku jako szóste z dwanaściorga dzieci. Gdy miał 20 lat, udał się do Hamburga, żeby rozpocząć pracę w hucie. Było mu tam ciężko i musiał zmagać się z ciągłymi prowokacjami ze strony niektórych współpracowników. Następnie udał się do Kolonii, która leży w bardziej katolickim regionie Renu. Na obrzeżach miasta znalazł to, na co czekał z utęsknieniem: katolicką rodzinę Prummenbaum, która go przyjęła. Poznał także ich syna, który uczył się w niższym seminarium misjonarzy oblatów w Valkenburgu w Holandii. Tam też dowiedział się, że może zostać misjonarzem, nie będąc kapłanem. Wstąpił do nowicjatu w St. Gerlach w Holandii i rok później złożył pierwsze śluby zakonne. Od 1892 do 1896 r. brat Antoni pracował w junioracie św. Karola w Valkenburgu. Pragnął jednak wyjechać na misje. Z czasem pojawiła się pilna potrzeba i Antoni został wysłany do północno-zachodniej Kanady. 

Udał się najpierw do Lac-La-Biche w Albercie, 200 km na północ od Edmonton, gdzie oblaci założyli szkołę dla młodzieży. Pracował tam wśród Kri i Metysów. Pomagał również przy budowie szkoły w Saddle Lake. Pełnił funkcje mechanika, kierowcy, portiera i ogrodnika. Pracował także w warsztacie. Po roku pracy w tym miejscu miał poważny wypadek, który spowodował konieczność amputacji prawego przedramienia. Br. Antoni wyzdrowiał i wrócił do pracy z protezą wykonaną ze skórzanego rękawa i metalowego haka. W 1897 roku został wysłany do misji w Saint-Paul, Alberta, a 2 lata później złożył śluby wieczyste. 

W tamtym okresie w Edmonton otwarto St. John’s College, w którym kształcono przyszłych misjonarzy. Brat Antoni przebywał tam od 1911 roku do końca swojego życia. Oprócz pracy fizycznej był też godnym podziwu przykładem zakonnego stylu życia. Był pokorny, oddawał się całkowicie służbie i poszukiwaniu Boga. Zawsze był do dyspozycji młodych, aby się pomodlić lub dodać im otuchy. Jego największą radością było obserwowanie ich rozwoju i wytrwałości. Kiedy jakieś zadanie stawało się trudne, br. Antoni padał na kolana, aby odmówić modlitwę „Zdrowaś Maryjo”. Wielu studentów nazywało go „Bratem Ave”. 

Zmarł 10 lipca 1947 roku w St. Albert w Kanadzie w wieku 81 lat. Ani jego imię, ani pamięć o nim nie zniknęły z serc tysięcy ludzi, którzy modlą się przy jego grobie. Jest pochowany na cmentarzu oblackim w St. Albert. Powszechne przekonanie o jego świętości przyczyniło się, pięć lat po jego śmierci, do otwarcia w 1952 roku w Edmonton diecezjalnego procesu beatyfikacyjnego. 27 marca 2013 r. papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót br. Antoniego Kowalczyka. Od tego momentu przysługuje mu tytuł czcigodny sługa Boży. W praktyce oznacza to, że jego proces beatyfikacyjny został zakończony. Jednak do beatyfikacji potrzeba jeszcze stwierdzenia udokumentowanego cudu. 

br. Antoni Kowalczyk OMI, fot. Archiwa oblackie 

Sługa Boży ojciec Ludwik Wrodarczyk OMI  

Urodził się 25 sierpnia 1907 r. w górniczej rodzinie w Radzionkowie, gdzie też ukończył szkołę podstawową. Następnie rozpoczęła się jego droga z oblatami: najpierw w niższym seminarium duchownym w Krotoszynie, a następnie w nowicjacie w Markowicach, gdzie 17 sierpnia 1927 roku złożył pierwsze śluby. Później wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Obrze, gdzie też złożył śluby wieczyste, a 10 czerwca 1933 r. otrzymał święcenia kapłańskie.  

Swoją kapłańską posługę rozpoczął od funkcji wikariusza w Kodniu, a następnie pracował w oblackim junioracie w Markowicach u boku bł. o. Józefa Cebuli OMI. W 1939 roku został skierowany do nowo utworzonej parafii w Okopach na Ukrainie i pozostał tam w czasie okupacji sowieckiej. Okopy leżały w środku polsko-ukraińskiej i rzymsko-prawosławnej linii podziału. Ojciec Wrodarczyk poświęcił się wszystkim potrzebującym. W czasie wojny nie wrócił do Polski. 

Na początku grudnia 1943 r. wtargnęły tam wojska ukraińskie, mordując tych mieszkańców wsi, którzy nie zdążyli ukryć się w lesie. Ojciec Wrodarczyk pozostał ze swoimi wiernymi. Pojmano go przed ołtarzem w kościele parafialnym w Okopach, gdy bronił Najświętszego Sakramentu przed profanacją. Następnie przewieziono go do Karpiłówki, 7 kilometrów od Okopów, gdzie później był torturowany i zamordowany w bestialski sposób. Miało to miejsce  8 grudnia 1943 roku. Miejsca pochówku nie udało się ustalić. Nabożeństwo do tego oblackiego kapłana jest wciąż bardzo żywe w sercach wiernych. Na tamtejszym cmentarzu oblaci postawili krzyż z napisem: „Z okazji 100. rocznicy urodzin o. Ludwika Wrodarczyka OMI (1907-1943), który zginął tu śmiercią męczeńską, pozostając do końca wierny swemu powołaniu”. Od 11 maja 2016 roku trwa jego proces beatyfikacyjny. 

Ludwik Wrodarczyk OMI jako młody chłopiec, fot. Archiwa oblackie 

Sługa Boży kleryk Alfons Mańka OMI  

Przyszedł na świat 21 października 1917 roku w Lisowicach koło Lublińca (Polska) w katolickiej rodzinie. Jako dziecko pomagał rodzicom w pracach w polu. Miał wiele darów. Lubił grać na skrzypcach i malować, a także pielgrzymować do sanktuariów Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie i Piekarach. Po szkole podstawowej poszedł do gimnazjum w Lublińcu. Gdy poczuł, że Chrystus powołuje go do swojej służby, wstąpił do oblackiego Niższego Seminarium Duchownego w Lublińcu. Po zdaniu matury rozpoczął nowicjat w Markowicach, gdzie spotkał się ze sługą Bożym Ludwikiem Wrodarczykiem OMI, a bł. Józef Cebula OMI był jego przełożonym. 

Jako nowicjusz pragnął ze wszystkich sił osiągnąć cel życia – świętość. Ta wewnętrzna walka odbiła się na jego zdrowiu, tak że przez ponad miesiąc musiał poddawać się zabiegom pod okiem lekarzy. Po złożeniu pierwszych ślubów udał się do scholastykatu w Krobi, gdzie rozpoczął studia filozoficzne. Pod koniec sierpnia 1939 roku wraz z innymi zakonnikami przybył do Markowic. Gdy zaczęły zbliżać się tam wojska niemieckie, wraz z innymi współbraćmi udał się do Kodnia. Niestety dom kodeński był przepełniony, w wyniku czego musiał wracać do Markowic. Dzień po powrocie, 5 października, wraz z całą wspólnotą zakonną został objęty aresztem domowym, zmuszono go do pracy w pobliskich gospodarstwach niemieckich. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, 8 grudnia 1939 r., niemiecki zarządca Markowic rozkazał oblatom burzyć przydrożne kapliczki i figury Matki Bożej. Alfons, wraz ze współbraćmi, odmówił wykonania tego haniebnego rozkazu, co w normalnych okolicznościach wiązało się z konsekwencją ciężkiego pobicia, a nawet śmierci. Sprawa zakończyła się jednak dość nieoczekiwanie. Oblaci tego dnia zostali zwolnieni z pracy. Nazwano to „cudem Niepokalanej”. 

W sobotę 4 maja 1940 r. Alfons Mańka wraz z 15 innymi oblackimi nowicjuszami i scholastykami został wywieziony przez gestapo furgonetką do obozu rozdzielczego dla więźniów w Szczeglinie koło Mogilna. Podczas pierwszych „ćwiczeń” został tak pobity, że ledwo mógł się poruszać. Po trzech dniach przewieziono go wraz z innymi w bydlęcych wagonach do obozu koncentracyjnego w Dachau. Od 9 maja do 2 sierpnia przebywał tam na kwarantannie, będącej rodzajem przygotowania do życia w obozie koncentracyjnym. Następnie został deportowany do Mauthausen-Gusen, obozu zwanego „piekłem na ziemi”. W Dachau otrzymał numer 9348, a w Mauthausen-Gusen 6665. Swoją czystą duszę oddał Bogu 22 stycznia 1941 roku, mając zaledwie 23 lata. Jego ciało zostało spalone w obozowym krematorium. 

„Umarł jak święty. Wyczerpany głodem, między biciem i strasznymi mękami, nie wypowiadając żadnego lamentu. Zawsze miał na ustach modlitwę. Zawsze był w skupieniu. To, co zobaczyliśmy po jego śmierci, to szkielet z anielskim spokojem na twarzy” – opisują świadkowie. 

Kiedy rodzina odebrała jego rzeczy z Markowic, znalazła wśród nich kartkę, na której czytamy: „Będę wierny Bogu aż do śmierci!”. I tak właśnie się stało. Kleryk Alfons Mańka pozostał wierny Bogu aż do swojej męczeńskiej śmierci. 27 listopada 2021 r. w Poznaniu miało miejsce rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego na etapie diecezjalnym. 

Alfons Mańka, fot. Archiwa oblackie 
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze