Fot. arch. prywatne

Polski ksiądz w Norwegii: czasem trzeba czekać na pług, żeby dojechać do kościoła na mszę [ROZMOWA]

Norwegia to kraj, który fascynuje wielu Polaków. Piękne i monumentalne pejzaże. Do tego noce polarne łączące się z wysokimi zarobkami i szansą na życie na lepszym poziomie.  Jest to też państwo o tradycji protestanckiej. Czy jest tam miejsce dla Kościoła katolickiego?

O Kościele w Norwegii, norweskim społeczeństwie, a także… o odśnieżaniu rozmawiałem z ks. Rafałem Ochojskim MSF, Misjonarzem Świętej Rodziny, który od dwóch lata pracuje w Norwegii. Obecnie pełni funkcję proboszcza w katolickiej parafii pw. Chrystusa Króla w Narwiku.

>>> Misjonarz fiordów [MISYJNE DROGI]

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Narwik jest miejscowością silnie związaną z historią Polski i Polakami.

Ks. Rafał Ochojski MSF: – Zgadza się. Wszyscy chyba kojarzą bitwę o Narwik, w której uczestniczyli Polacy. Jest tutaj cmentarz, na którym znajduje się pomnik upamiętniający Polaków oraz obecna kwatera polskich żołnierzy, którzy poginęli w Narwiku. Jest i miejsce, w którym został zatopiony polski okręt GROM. Jest jeszcze miejsce desantu polskich żołnierzy.

Uroczystości upamiętniające obronę Narwiku w czasie II Wojny Światowej Fot. arch. prywatne

Myślę, że Kościół w Norwegii jest właśnie Kościołem imigrantów – Polaków, Filipińczyków i nie tylko.

– Kiedy przyjechałem dwa lata temu do Norwegii to pierwszy rok spędziłem w Tromsø, dlatego że jest tam nasz dom zakonny. Nasze prawo zakonne stanowi, że w miejscach naszej pracy powinien być dom zakonny. Tromsø jest też stolicą diecezji. Po roku trafiłem do Narwiku. Tutaj w parafii pw. Chrystusa Króla zarejestrowani są ludzie ponad 40 narodowości. Myślę, że dominują rzeczywiście Polacy i Filipińczycy, lecz również Litwini, Erytrejczycy, Tamilowie (ze Sri Lanki), Rwandyjczycy i wiele innych. Społeczność filipińska jest dość duża. Głównie są to kobiety, które przyjechały tutaj i wyszły za Norwegów. Chociaż są również cale filipińskie rodziny. W Tromsø mam takich przyjaciół. Jak będą to czytać za pomocą translatora Google (śmiech), to ich serdecznie pozdrawiam!

Fot. arch. prywatne

A jak to jest z konwersjami wśród Norwegów? Czy jeżeli poślubią Filipinkę, to interesują się religią swojej żony?

– Jest różnie. Są Filipinki, które przychodzą do kościoła same, a są takie, które przychodzą z mężami. Są różne sytuacje. Ja jeszcze nie znam na tyle tutejszych ludzi. Połowa mojego pobytu w Norwegii to był czas pandemiczny. Zdarzają się konwersje, ale w dużej mierze są to małżeństwa mieszane. Protestantyzm jest tutaj religią narodową.

A czy ten protestantyzm jest „żywy”, zaangażowany? Raczej religijność skandynawska się z tym nie kojarzy.

– Na pewno protestantyzm Norwegów wynika z tradycji i narodowości. Religia jest obecna w przestrzeni publicznej. Zaskakuje mnie czasem, że w kraju tak liberalnym światopoglądowo, nierzadko w telewizji, wiadomościach są odwołania do religii. Kiedy wydarza się jakaś tragedia, to zupełnie naturalne jest mówić o modlitwie, zapytać jakiegoś pastora, dość swobodnie im to przychodzi, bo luteranizm jest wpisany w kulturę norweską. Nie wiem, jaka jest kondycja duchowa i religijna luteran, o tym trzeba byłoby porozmawiać z nimi. Jeśli są jakieś konwersje, to właśnie do Kościoła katolickiego. Powody są różne. Czasem są to osobiste doświadczenia, ale w wielu wypadkach jest to dbałość o doktrynę i naukę w kwestiach moralności i rodziny w Kościele katolickim. W licznych wyznaniach protestanckich jest to bardzo rozwodnione. W USA na przykład każdy może założyć swój kościół, nazwać go chrześcijańskim i wykładać to, co jemu wydaje się za słuszne. Norwescy konwertyci często powołują się na „zdroworozsądkowe” spojrzenie na człowieka i seksualność w Kościele. Jeżeli człowiek jest szczery i otwarty na prawdę, to szuka, patrzy i znajduje. To wynika z mojego doświadczenia.

Fot. ks. Rafał Ochojski MSF

Mam taki dosyć zabawny przykład jeśli chodzi o religijne zaangażowania norweskich protestantów. Na sylwestra odwiedził mnie mój współbrat i zaobserwował w trakcie spacerów, że w Narwiku jedynie nasz kościół katolicki jest zawsze odśnieżony. Tak jakby kościoły protestanckie nie miały takiego parcia wewnętrznego, żeby ludzi zgromadzić i się modlić. Później też nad tym myślałem, że jest to dla mnie jakiś taki symbol, że Jezus, który jest w Kościele jakoś promieniuje na zewnątrz. Sprawia to, że jest życie i dynamika, która ukazuje się chociażby przez głupie odśnieżanie.

W krajach skandynawskich całe wspólnoty przechodziły z pastorami do Kościoła katolickiego.

– Mam nawet taką sytuację w mojej parafii. Kilka lat temu pastor protestancki wraz z żoną przeszli na katolicyzm, potem dołączyła także ich córka. Obecnie jest szefem rady parafialnej, bardzo gorliwy, bardzo wierzący i z bardzo głęboką duchowością.

Jak katolicy są postrzegani w społeczeństwie norweskim?

– Trudno mi powiedzieć. Jeżeli chodzi o społeczny odbiór Kościoła katolickiego, to trzeba pamiętać, że my tu jesteśmy małym procentem. Zakładam, że w wyobrażeniu niektórych norweskich protestantów, takich „z dziada pradziada”, my możemy być kimś w rodzaju sekty chrześcijańskiej. W samym Narwiku jest kilka różnych Kościołów różnych wyznań. Jeżeli ktoś nie jest trochę bardziej zaangażowany w życie religijne, to widzi zapewne, że jest sobie jakiś duchowny i grupka ludzi, która czasem przychodzi do świątyni.

Parafia w Narwiku Fot. ks. Rafał Ochojski MSF

Jeżeli chodzi o relacje z ludźmi i władzami, to nie ma raczej jakichś większych trudności. Ledwo przyjechałem do Narwiku, to były obchody związane z historią II wojny światowej. Byli ambasadorowie, politycy i ja – jako proboszcz parafii katolickiej. Mogliśmy się spotkać i rozmawiać. Nie było żadnego problemu. Pewnie byłem też zaproszony z tego względu, że w bitwie o Narwik zginęło wielu katolików, a ja sam jestem Polakiem. W każdym razie jako parafia katolicka jesteśmy uznaną częścią tej społeczności.

Myślę też sobie, że jako przyjezdni księża katoliccy mamy trochę łatwiej w stosunku od księży norweskich, jakkolwiek by to dziwnie zabrzmiało. My z samego faktu bycia obcokrajowcami nie jesteśmy u siebie. Oczywiście, czuję się jak u siebie, ale de facto nie jestem u siebie. Pochodzę z Polski silnie związanej z katolicyzmem. Natomiast katolicki ksiądz Norweg jest u siebie i jednocześnie jest swoistym outsiderem, bo stoi w opozycji do głównego nurtu społeczeństwa norweskiego. Jest im pewnie jeszcze trudniej, bo będąc w swoim kraju, bywa przez wielu ludzi, zwłaszcza zaangażowanych i walczących antyklerykałów, traktowany jak nie swój.

Fot ks. Rafał Ochojski MSF

Jak sobie ksiądz radzi z językiem?

– Mówienie nie sprawia mi wielkich trudności, dużo trudniej czasem jest zrozumieć, co inni mówią. Zresztą, tu jest mnóstwo dialektów. Norwegowie mówią, że czasem sami nie rozumieją osób z innych rejonów Norwegii. Najgorzej jest przez telefon. Jest tu takie prawo, że wystarczy ustna deklaracja do zawarcia umowy, wiec jak ktoś do mnie dzwoni to wyraźnie mówię, że na nic się nie zgadzam i proszę o przesłanie maila z ofertą. Tego nauczyli mnie współbracia.

Jak żyje parafia w Narwiku?

– Specyfiką pracy w Norwegii jest to, że rozmawiam z ludźmi głównie w niedzielę, bo wtedy przychodzą na mszę świętą. W tygodniu na Eucharystii jestem sam. Święci i aniołowie, którzy są obecni na mszy mają dużo miejsca w ławkach w dni powszednie, bo parafianie nie przychodzą (śmiech). Często mówię moim parafianom, że są msze w tygodniu, na które zapraszam. Niektórzy się dziwią, że ja codziennie odprawiam msze świętą. Wprowadziłem też w poniedziałki adorację w ciszy po wieczornej mszy. Tłumaczę, czym jest, i przypominam o niej co jakiś czas. No i się modlę sam w tym kościele. Czasami ktoś tam rzeczywiście zaglądnie. Kiedyś była taka sytuacja, że sam adorowałem Pana Jezusa w kościele i ktoś wszedł. Tak sobie pomyślałem, co się musiało zadziać w sercu i umyśle tego człowieka, kiedy wszedł do kościoła i zobaczył samego jednego „biednego” księdza, który modli się przez Najświętszym Sakramentem. Wydaje mi się, że to był katolik, bo uklęknął i przeżegnał się wodą święconą. Podejrzewam więc, że to był jeden z turystów, który akurat zwiedzał Narwik. To są takie podstawowe rzeczy, do który ja jestem powołany i przekonany. Tu mi się przypomina św. Jan Maria Vianney oraz jego wytrwałość. Przez długi czas siedział sam w kościele i modlił się za swoją parafię. Ludzie w pewnym momencie zaczęli przychodzić. Odprawianie mszy, spowiadanie, adoracja – to są najprostsze, ale moim zdaniem najbardziej efektywne środki, które jako kapłan otrzymałem w momencie święceń i muszę, ale przede wszystkim chcę je wykorzystać.

Fot. arch. prywatne

Działalność misyjna to także katecheza. Przygotowuję dzieci do 1 Komunii Świętej czy do bierzmowania. Katechezy odbywają się raz w tygodniu na plebanii. Są oczywiście w języku norweskim, mimo ze dzieci, albo raczej rodzice, pochodzą z różnych stron świata.

Msze świętą odprawiam nie tylko w Narwiku. Jest kilka kościołów, do których muszę dojechać, jednak to nie jest wcale takie oczywiste. Zwłaszcza zimą istnieje duże ryzyko, że z powodu śnieżycy albo lawiny droga jest po prostu zamknięta. Czasami w newralgicznych miejscach, gdzie zawiewa najbardziej jest tzw. kolonnekjøring – czyli samochody ustawiają się jeden za drugim i czekają na pług. Kiedy on podjeżdża, to wszystkie samochody jadą za nim i to dość blisko i sprawnie. Trzeba się spieszyć, bo już po kilku minutach droga jest z powrotem nieprzejezdna. W inne zaś miejsca nie da się dotrzeć inaczej jak tylko promem.

Fot. ks. Rafał Ochojski MSF

Czy nie czuje się ksiądz czasem samotny?

– Raczej nie. Po pierwsze – mam dużo pracy. Pan Bóg dał mi różne zdolności. Potrafię sobie zorganizować czas i podzielić odpowiednio swoje obowiązki. Mam też umiejętności graficzne, więc projektuje dla współbraci czy na jakieś akcje loga i grafiki. Ostatnio także siostry nazaretanki poprosiły mnie o pomoc w zaprojektowaniu loga dla wydarzenia, które organizują Po drugie – dzisiaj są możliwości techniczne. Media społecznościowe i internet sprawiają, że, będąc w Narwiku, mogę rozmawiać z przyjaciółmi i znajomymi z Polski. To bycie samemu tutaj to dla mnie dobry czas do modlitwy, ciszy. To jest więc bardzo rozwijające.

Czy Norwegia boryka się z jakimiś problemami społecznymi, na które Kościół może odpowiedzieć?

– Nie ma tutaj takich wielu „klasycznych” problemów społecznych, ponieważ poziom życia jest bardzo wysoki. Akcje społeczne są głównie ukierunkowane na uchodźców albo na inne kraje.  Natomiast jest widoczny duży głód duchowy. Łatwo wejść w niszczący materializm. Jeżeli dochodzę do momentu, kiedy mam wszystko, co oferuje mi świat, to są dwie drogi: poszukiwać zaspokojenia swojego głodu duchowego albo uznać, że to wszystko nie ma sensu i daję sobie spokój. Tym bardziej, że klimat północnej Norwegii jest taki bardzo depresyjny. W Tromsø jest na przykład bardzo duży współczynnik samobójstw wśród młodzieży, bo ile można żyć w rytmie „praca od poniedziałku do piątku i weekend na rauszu”. W niedzielę wieczorem przychodzi myśl, czy takie życie w ogóle ma sens. Słyszałem od znajomego, że problem narkotyków jest też dość mocno obecny.

Fot. ks. Rafał Ochojski MSF

To św. Augustyn mówił, że niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu. On miał to wszystko przepracowane, to nie był urobiony gościu, który od dziecka dorastał w Kościele. Przeciwnie, wszystkiego skosztował i w pewnym momencie stwierdził, że tylko w Bogu można znaleźć spełnienie. I ja się pod tym podpisuję.

Fot. arch. prywatne
Fot. ks. Rafał Ochojski MSF
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze