Polski ksiądz ze Lwowa: być dziś tu Polakiem to prawdziwy honor
– Być dziś Polakiem we Lwowie to prawdziwy honor; to budzi wielki szacunek, a wdzięczność Ukraińców jest wszechobecna. Zmiany w relacjach naszych narodów są widoczne, mam też wielką nadzieję, że będą stałe – mówi ks. Jacek Kocur z parafii św. Michała Archanioła we Lwowie-Sichowie.
„Z drugiej strony Polacy dziękują Ukraińcom za to, że bronią Polski, że ukraińscy żołnierze giną także za Polaków. To działa w dwie strony” – wskazuje kapłan. Ksiądz Kocur od pierwszych dni rosyjskiej inwazji angażuje się w pomoc ludziom uciekającym przed wojną. Działające przy kościele przedszkole oraz pokoje parafii zostały udostępnione ukraińskim rodzinom, sam ksiądz natomiast niezmiennie od miesięcy organizuje pomoc materialną, zapewnia wsparcie duchowe oraz poszukuje dla uchodźców tymczasowych mieszkań i pokojów w Polsce.
„Bezpośrednio po rozpoczęciu agresji ruch był największy. Każdej nocy przybywało kilkadziesiąt osób, a najczęściej przyjeżdżali w nocy. Wolontariusze odbierali ich z dworca i rozwozili do różnych punktów, w tym do nas. Gościliśmy ludzi z całej Ukrainy” – wspomina ks. Kocur.
Działania
„Gotowaliśmy im jedzenie, do pomocy zgłaszali się nasi parafianie. Przez pierwsze dni wojny dziennie po siedem godzin rozmawiałem przez telefon z osobami oferującymi pomoc: ze znajomymi i osobami, których nie znałem, z księżmi i osobami świeckimi. Naprawdę bardzo wielu księży w Polsce zaangażowało się w pomoc, przeznaczali na nią swoje pieniądze, organizowali zbiórki w swoich kościołach” – opowiada kapłan. „To było naprawdę budujące” – przyznaje.
Mówiąc o początkach inwazji rozmówca wskazuje, że parafia była wówczas „punktem pobytu tymczasowego dla zmierzających do Polski uchodźców”. „Ludzie z Polski dzwonili do nas i oferowali możliwość przyjęcia pod swój dach uciekających przed wojną rodzin. Później uchodźców było tak wiele, że niemożliwe stało się kierowanie ich do konkretnych rodzin; mówiłem wtedy swoim przyjaciołom, żeby jechali na granicę i ściągali do siebie wszystkich jak leci” – wspomina ksiądz.
>>> Odessa: dzieci potrzebują pomocy
Wsparcie nie słabnie
Zaznacza, że zainteresowanie udzielaniem Ukraińcom wsparcia nie słabnie. „Nie tak dawno temu, gdy jeżdżąc po Polsce zbierałem środki na pomoc, podeszło do mnie małżeństwo mówiąc, że sami nie mogą mieć dzieci i chcieliby zaadaptować dziecko, które w wyniku wojny straciło rodziców; poprosili mnie o pomoc” – mówi kapłan. Dziś na parafii ks. Kocura mieszka siedem rodzin. Znajduje się wśród nich na przykład babcia z wnukami, których ojciec najprawdopodobniej służy w armii rosyjskiej, a matka jest narkomanką. „Ich babcia poprosiła nas nawet o to, żebyśmy jej wnuki ochrzcili. Codziennie przychodzą na mszę, będą też chodzić na zajęcia do naszego przedszkola” – mówi rozmówca PAP. Na parafii udostępniono także salę, w której wolontariusze przyjmują spływającą do Lwowa pomoc humanitarną, sortują ją, a następnie rozwożą według potrzeb po całym terytorium Ukrainy. „Najodważniejsi jeżdżą nawet na wschód czy na pierwsze linie frontu” – zaznacza ks. Kocur.
Kapłan przywołuje zbiórkę, którą w jego kościele zorganizowano z okazji święta św. Krzysztofa – patrona kierowców. „Chcieliśmy zebrać pieniądze na zakup auta dla armii lub do rozwożenia pomocy. Po mszy podszedł do mnie parafianin i zaoferował busa, którego używa prowadząc firmę. Auto trafi na front, gdzie będzie rozwozić to, czego żołnierze potrzebują najbardziej” – mówi ksiądz.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |