Pomagamy w przeżywaniu macierzyństwa, czyli co to znaczy pro life
Mimo że mamy jeszcze listopad, to powoli zaczynamy myśleć o grudniowych wydarzeniach: Adwent, odwiedziny św. Mikołaja i oczywiście Boże Narodzenie. Siłą rzeczy, również ze względów atmosferycznych, to też czas, kiedy naturalnie wyostrza nam się wrażliwość na potrzeby ludzi i ich różną, czasem bardzo trudną sytuacje życiową.
Możemy pomagać „na własna rękę” albo szukać akcji bardziej zorganizowanych. W konkretną pomoc, na różnych płaszczyznach, włączają się przeróżne fundacje – możemy więc wspierać potrzeby misyjne, zaangażować się w świąteczne paczki, zakupić prezenty dla dzieci z domów dziecka, wspierać hospicja, i wiele innych. Możliwości jest naprawdę dużo, organizacji, które starają się pomagać – również. Należy do nich niewielka liczebnie, ale złożona z ludzi o wielkich sercach, Fundacja „Bezcenni” – założona kilka lat temu w Krakowie. Z Joanną Schmidt, pracownikiem Fundacji i osobą na pierwszej linii frontu w kontakcie z potrzebującymi, rozmawia Beata Legutko.
Beata Legutko: Jak to się stało, że robi Pani to, co robi?
Joanna Schmidt: – Współpracowałam wcześniej z Fundacją jako wolontariuszka, zajmowałam się Facebookiem, innymi mediami społecznościowymi, przygotowywaniem tekstów, kontaktem z darczyńcami. W pewnym momencie – kiedy moje życie prywatne się ustabilizowało, bo dzieci podrosły – mogłam się bardziej zaangażować. Wtedy prezeska Fundacji znalazła dla mnie przestrzeń… i naprawdę mam co robić.
>>> Papież do rodziców: pozwólcie dzieciom odkryć piękno życia
Może powiedzmy kilka słów o samej Fundacji.
– Fundacja „Bezcenni” powstała oficjalnie w 2019 roku – to jest data naszego wpisu do KRS – ale już ok. rok wcześniej założyciele – Magda i Wojtek Larysiowie – podejmowali działania pomocowe kierowane do kobiet. Magda i Wojtek są małżeństwem zaangażowanym w Kręgi Domowego Kościoła, i na drodze swojej formacji, takiego a nie innego patrzenia na świat i rozeznawania co jest potrzebne, postanowili zagospodarować niszę, jaka była tu, w Krakowie. Zaczęli organizować pomoc dla kobiet, w trudnej sytuacji rodzinnej. Jesteśmy fundacją pro life, która pomaga kobietom w godnym i radosnym przeżywaniu macierzyństwa, od samego początku. Mamy sytuacje związane z aborcją – zgłasza się do nas kobieta, która jest w ciąży i często też w tzw. kleszczach aborcyjnych – czyli jest namawiana do usunięcia ciąży przez środowisko, rodzinę i lekarzy – ale gdzieś jeszcze w sercu znajduje pragnienie walki o siebie i dziecko. Zajmujemy się też kobietami w różnych kryzysach – mamy pod opieką ofiary przemocy domowej, nastoletnie mamy, dziewczyny, które wychodzą z kryzysu bezdomności, czy z różnych nałogów. O pomoc proszą też dziewczyny, które macierzyństwo w jakiś sposób przerasta. Czują się samotne, potrzebują wsparcia innych kobiet, poczucia, że ktoś je wysłucha, że jest przy nich. Czasem to nie są jakieś tragiczne sytuacje, ale taka zwykła bezradność, chwilowy kryzys.
Jaką pomoc zapewniacie?
– W ostatnim czasie mamy dużo zgłoszeń po pomoc typowo materialną, wynikających ze zwykłego ubóstwa, z tego, co się dzieje gospodarczo w Polsce i na świecie. Ale zapewniamy też pomoc prawną, psychologiczną, opiekę duchową, wspieramy w rozwoju kompetencji wychowawczych, w byciu z dziećmi, w małżeństwie. Uczymy też te mamy takiego zwykłego życia. Zdarza się, że wychodzą z dysfunkcyjnych środowisk, w których nikt im nie pokazał, jak być gospodynią, jak być mama, jak planować domowy budżet, jak robić zwyczajne czynności domowe. Czasem organizujemy dla nich proste warsztaty, szkolenia z gotowania, sprzątania czy robienia zakupów. Tydzień temu Magda – prezeska Fundacji – prowadziła szkolenie z planowania domowego budżetu. Naprawdę często są to codzienne rzeczy, domowe sprawy.
Ojcowie i mężowie są z nimi?
– Bardzo różnie. Najczęściej są to samotne mamy. Ale zdarza się też, że cała rodzina znalazła się w kryzysie i potrzebuje wsparcia. Mamy też pod opieką dwóch tatusiów. Jeden ma żonę, a zgłosił się po pomoc, bo był już w takiej desperacji, że stwierdził, że to już nie jest wstyd i dyshonor prosić o pomoc. Drugi z nich jest samotnym tatą. Zgłosił się do nas w sytuacji, w której jego żona, będąc w ciąży, umierała na raka. Został postawiony w trudnej sytuacji straty żony i narodzin wcześniaczka – dziecka.
Czy da się powiedzieć, dlaczego kobiety, które się do Was z zgłaszają, pomyślały o aborcji?
– Bardzo niewielki procent to przypadki, w których stwierdzono jakąś wadę dziecka. Było też tak, że jedna mam została postraszona, że dziecko będzie chore – zastanawiała się, czy nie usunąć ciąży – a dziecko urodziło się zdrowie. Takie mamy doświadczenie w Fundacji. Ale, powtarzam, wady prenatalne to maleńki procent. Najczęściej są to sytuacje, w których ciąża była nieplanowana, ojciec dziecka stwierdził, że dla niego to za dużo i uciekł, a mama została sama jak palec i nie widzi przyszłości. Staramy się odzierać kobiety z czarnych myśli i niedowiarstwa, zaczynamy im pokazywać: „Popatrz, masz to i to, takie i takie zasoby, i masz ludzi wkoło. My ci pomożemy nie tylko wtedy, kiedy jesteś w ciąży”. Wspieramy mamy do trzeciego roku życia dziecka albo do momentu, w którym ona sama da nam znać, że już takiej pomocy nie potrzebuje. To jest niesamowite, ale nie mamy pod opieką rodzin dzieci trzyletnich. Wszystkie „nasze” mamy, do tej pory przynajmniej, w okolicach jak dziecko miało rok, półtora, stanęły na nogi i zaczęły sobie radzić w życiu. Często same zostają wolontariuszkami, nastolatki kończą szkoły, podejmują pracę, żeby wyjść z domów samotnej mamy. Super te dziewczyny się ogarniają, bo na początku, gdy widzą wynik testu ciążowego, są przerażone i przekonane, że nie dadzą sobie rady.
Zdarzyło się Wam, że nie udało się pomóc?
– Do końca nie wiemy. Zdarza się czasem, że rozmawiamy z kobietą, proponujemy jej pomoc, działamy i nagle kontakt się urywa. Nie wiemy, co się z nią dalej dzieje. Było raz tak, że po roku ciszy mama nam przysłała zdjęcie dzidziusia i bardzo dziękowała – jej wystarczyła jedna rozmowa z nami. Najczęściej jednak jest tak, że nie wiemy, co się wydarzyło.
Czy przychodzą potrzebujące mamy ze starszymi dziećmi?
– Tak. Przychodzą np. z rocznym dzieckiem i w kolejnej ciąży, i boją się, że sobie nie poradzą. Mamy też pod opieką mamę, która miała już czwórkę dzieci, prawie nastolatków, i okazało się, że jest w bliźniaczej ciąży. Czyli żyła z perspektywą, że za kilka miesięcy urodzi się jej piąte i szóste dziecko. Czuła się totalnie przerażona i jej pierwszą myślą była aborcja. Pomagamy też rodzinie, która miała już jedno dziecko i pragnęli mieć kolejne. Udało się, tylko okazało się, że ta kobieta nosi pod sercem trojaczki. To ich emocjonalnie przerosło. Nie ukrywajmy, to jest wyzwanie, tym większe, jeśli kobieta od początku słyszy od lekarzy: „Proszę się nie nastawiać, może z tego nic nie być, proszę się nie przywiązywać, bo może się żadne nie urodzić…”.
Urodziły się?
– Tak. Piękne, zdrowe trojaczki. Mają teraz półtora roku.
>>> Rodzinny dom dziecka: nasza misja – dać dzieciom prawdziwą rodzinę i miłość
Ile rodzin macie pod opieką?
– W tym momencie taką regularną pomoc otrzymuje ok. 15 rodzin. Co najmniej drugie tyle to rodziny, czy mamy, które przyjęły pomoc jednorazową albo kilka razy w roku, bo pojawiają się jakieś nagłe wydatki. Poza tym pomagamy mamom z Domu Matki i Dziecka przy zakładzie Karnym w Grudziądzu. Jest to jedna z dwóch placówek w Polsce, w której więźniarki mogą donosić ciążę, urodzić i spotykać się z tymi dziećmi podczas odsiadywania kary. Ten projekt jest niedofinansowany, brakuje środków na wiele rzeczy, i nie jest też pierwszym wyborem darczyńców. Dlatego kilka razy w roku wysyłamy pieluchy, kosmetyki dla dzieci, proszki, ubranka, akcesoria dziecięce, kocyki ręczniki, wszystko to, co jest tam potrzebne, oraz to, co zgłasza tamtejszy koordynator.
Skąd potrzebujący o Was wiedzą?
– Najczęściej jest to poczta pantoflowa i informacje z drugiej ręki. Nie zawsze kobieta jest gotowa, żeby usiąść do internetu i poszukać, gdzie może znaleźć pomoc. Czasem ktoś podpowiada, informacje o nas można znaleźć na grupach facebookowych. Dziewczyny dowiadują się od osób ze swojego otoczenia, koleżanki czy rodziny, że jest taka Fundacja i można się do niej zgłosić, wymieniają się informacjami między sobą: „Wiesz, jestem pod opieka takiej Fundacji, możesz do nich napisać”. Nie jesteśmy gigantyczną organizacją, nie mamy środków, żeby się szeroko promować. Ale też widzimy, że jak ktoś ma się dowiedzieć, to się dowie, i do nas trafi.
Pomagają wolontariusze?
– Mamy dwie – powiedzmy – kategorie wolontariuszy. Pierwsza to najczęściej kobiety, mamy rodzin, z ustabilizowanym życiem, które na stałe pomagają. Profil działania Fundacji generuje duże obciążenie emocjonalne, dlatego muszą to być osoby, które rozumieją temat aborcji, kryzysów emocjonalnych i przemocy. Trzeba być na tyle emocjonalnie poukładanym i stabilnym, żeby sobie poradzić. To jest pierwszy rodzaj wolontariuszy. Ale mamy też wolontariat wśród młodzieży, typowo akcyjny. Młodzi do nas przychodzą, kiedy trzeba zrobić coś większego. Przy akcjach jest dużo takiej mrówczej pracy, choćby podziękowań dla darczyńców czy przygotowania magazynów. Funkcjonowanie Fundacji ma też zaplecze, którego nie widać – tygodnie przygotowań, planowania i organizacji, a potem, już po akcji – ogarniania wszystkiego.
Ktoś chce do Was dołączyć – co ma zrobić?
– Najprościej skontaktować się z nami bezpośrednio. Wszystkie dane, mail i numery telefonów są na naszej stronie internetowej fundacjabezcenni.org. Mamy profil na Facebooku i Instagramie, można się zapisać na newsletter i co miesiąc otrzymywać informacje o naszej działalności. Na pewno powiemy, czego potrzebujemy. Jesteśmy bardzo elastyczni i z wolontariusza wyciągniemy zawsze coś, co najlepiej potrafi, lubi i chce robić. Pomagają nam mamy, które są w domu z małymi dziećmi i nie są w stanie przyjechać do Fundacji, ale tworzą grafiki czy pracują z tekstami, można to nazwać wolontariatem zdalnym. Są mamy, które angażują się w konkretne akcje, bo nie mogą inaczej. Jest wiele możliwości.
A gdyby ktoś chciał Was wesprzeć finansowo?
– To bardzo potrzebne. Wiadomo, że trudno jest mówić o pieniądzach, ale prawda jest taka, że możemy pomagać i działać dzięki darczyńcom. Jesteśmy organizacją pozarządową, nie mamy dofinansowania od państwa, ani od Kościoła, nie piszemy grantów, bo mamy specyficzny sposób działania. Nasze mamy potrzebują pomocy na bieżąco, a na rozpatrzenie podania o grant trzeba czekać kilka miesięcy – nie mamy tego czasu. Nie powiemy przecież potrzebującej kobiecie: „Proszę czekać, napiszemy wniosek, poczekamy, może nam ktoś przyzna pieniądze”. Polegamy tylko na darowiznach indywidualnych, a ludzie to rozumieją. Jeśli jesteśmy w stanie im pokazać, że te pieniądze dają dobro, że naprawdę są wykorzystane do pomocy tym rodzinom – by dzieci mogły przychodzić na świat, a mamy mogły cieszyć się z macierzyństwa – to ludzie są naprawdę hojni. Bywa trudno, ale nigdy nam nie brakowało. Raz, że Pan Bóg błogosławi, a sługa Boży Wenanty Katarzyniec, nasz patron w niebie, się o nas troszczy, a po drugie – ludzie są dobrzy. Na stronie internetowej jest podany nasz numer konta, możemy zbierać 1,5% podatku dochodowego. Dzięki temu wszystkiemu nie musimy się martwić. I jak zadzwoni do nas mama w przeddzień porodu – a i tak się zdarzyło – to możemy jej zaraz zakupić i wysłać wyprawkę.
Oprócz stałej pomocy rodzinom prowadzicie też konkretne akcje.
– Tak. Patrząc od początku roku szkolnego, wygląda to następująco. Na przełomie listopada i grudnia organizujemy „Paczkę dla Bezcennych”. To jest ta akcja okołoświąteczna, która ma dwa wymiary. Z jednej strony są to zbiórki – w szkołach, instytucjach, kościołach, parafiach – chemii kosmetycznej i akcesoriów dla dzieci: pieluch, smoczków, butelek oraz wszystkiego, co jest niezbędne do zrobienia wyprawki przed porodem. Ale jest też drugi wymiar – pomoc konkretnej rodzinie. Zbieramy listę potrzeb od każdej rodziny – najczęściej są to upominki dla dzieci, żywność potrzebna do przygotowania świąt. Można sobie wybrać konkretną rodzinę i przygotować dla nich paczkę. Mamy nigdy nie proszą o rzeczy dla siebie, zawsze myślą o dzieciach, dlatego ja zawsze podpowiadam darczyńcom, żeby dorzucili jakiś drobniutki upominek czy choćby kartkę świąteczną. Zdarza się, że potem dostajemy kartki od mam z podziękowaniem i życzeniami. „Paczka dla Bezcennych” jest po to, żeby te rodziny mogły w sposób bezpieczny i godny przeżyć święta. Ten czas jest dla nich szczególnie trudny, również emocjonalnie. Często brakuje kogoś przy stole. Mamy się martwią – w materialnym wymiarze – że dzieci nie będą miały prezentów, a wszyscy w szkołach i przedszkolach coś dostaną, albo po prostu, że będzie biednie podczas świąt.
W lutym, z okazji Walentynek, mamy „Serducha dla malucha”. Jest to zbiórka funduszy na rzecz Fundacji, podczas której rozprowadzamy piernikowe serca. W Dzień Świętości Życia (25 marca), zachęcamy do podejmowania duchowej adopcji dziecka poczętego. Mamy też wykłady, jeździmy do wspólnot, szkół, przedszkoli – by zachęcać do takiej modlitwy. Wtedy też można wesprzeć Fundację finansowo. Chronologicznie następnie obchodzimy Dzień Mamy – wtedy chcemy podziękować wszystkim naszym mamom, że podejmują codzienny trud, że nie dały się namówić na aborcję, że codziennie pracują nad sobą. Obdarowujemy je laurkami, zawsze mamy jakiś drobny upominek, dziękujemy im, że są takimi dzielnymi mamami.
A Dzień Taty?
– Zawsze tym naszym dwom tatusiom robimy jakąś niespodziankę. Obchodzimy też Dzień Dziecka. Wtedy modlimy się za wszystkie dzieci znajdujące się pod opieką Fundacji. Mamy przy Fundacji diakonię modlitewną, czyli grupę osób, która modli się we wszystkich potrzebnych sprawach, za dzieci i mamy, za rodziny. W wakacje teoretycznie jest luźniejszy czas, ale tylko teoretycznie. A potem kolejna akcja jest w październiku – „Różaniec za dzieci”. Zachęcamy, by dorośli podejmowali modlitwę różańcowa za swoje dzieci, za chrześniaków, za wnuki, ale też za te dzieci, za które nikt się nie modli. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele jest dzieci, o których nikt nie pamięta. Akcja różańcowa jest też okazją do finansowego wsparcia Fundacji.
To na koniec pytanie, które może powinno być pierwszym. Fundacja „Bezcenni” – skąd nazwa?
– Stąd, że każde życie jest bezcenne. Życie tego dzieciątka, które kobieta nosi pod sercem, ale też życie tej mamy. Namawiamy ludzi, żeby mieli w sobie postawę pro life – wobec każdego. Walka przeciw aborcji jest ważna, ale ważne jest też kształtowanie tej postawy wobec wszystkich. Jeśli mówię o sobie, że jestem pro life, czyli „za życiem”, to na każdego człowieka patrzę jak na bezcenny dar, z miłością, serdecznością, z otwartością. Dlatego, że jest stworzeniem Bożym, dzieckiem Bożym i nieważne, czy jest maleńkie, jeszcze pod sercem mamy, czy jest trudną młodzieżą, czy jest starszym człowiekiem. Na każdego patrzę, jak na bezcenny dar.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |