Postulator Generalny: wiem, że Bóg już czyni cuda przez wstawiennictwo tych ludzi
O procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Czy potrzebujemy oblatów wyniesionych na ołtarze? Co inspiruje w życiu kandydatów na ołtarze?
O nowym Słudze Bożym, kleryku Alfonsie Mańce OMI – z Postulatorem Generalnym Zgromadzenia, o. Diego Saezem OMI, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.
Paweł Gomulak OMI: Jest Ojciec Postulatorem Generalnym, czyli zajmuje się sprawami ewentualnych procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych oblatów. Ile takich procesów się toczy lub jest w przygotowaniu?
Diego Saez OMI: – Przede wszystkim są różne rodzaje procesów. Generalnie toczy się jedenaście procesów dotyczących oblatów, ale mamy jeszcze dwa, które wprawdzie dotyczą oblatów Maryi Niepokalanej, ale nie podlegają wprost odpowiedzialności Zgromadzenia. Zostały otworzone na prośbę lokalnych biskupów, dotyczy to na przykład kardynała Cooray z Kolombo. Był oblatem Maryi Niepokalanej, ale otwarcie procesu było inicjatywą lokalnych biskupów, a ja jestem postulatorem. Tak więc podlega on postulacji generalnej, ale nie Zgromadzeniu. Podobnie na początku wyglądała sprawa dotycząca Bastiampillai Anthonipillai Thomasa. Ten proces został otworzony przez Zgromadzenie Różańcowe, ale teraz my go prowadzimy, ponieważ tamta rodzina zakonna nie jest w stanie go kontynuować.
Tak więc obecnie, razem ze sprawą Alfonsa Mańki, mamy trzynaście takich przypadków. Będziemy mieli zatem czternaście procesów dotyczących beatyfikacji i kanonizacji.
>>> Oblaci mają być „specjalistami od Słowa Bożego”. Pierwsi misjonarze uczyli się Biblii na pamięć
Mamy procesy oblatów współczesnych, ale są również sprawy, które dotyczą niemalże pierwszych oblatów, tak jest w przypadku chociażby ojca Albiniego?
– Albini otrzymał tytuł Czcigodnego Sługi Bożego, jego proces jest zakończony. Czekamy teraz na cud potrzebny do jego beatyfikacji. Tak zresztą wygląda sytuacja w większości naszych procesów. Zakończone jest badanie ich życia, cnót i duchowości – nie tylko na poziomie Zgromadzenia, ale także poziomach diecezjalnych oraz instancji rzymskiej. Teraz, kiedy Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych zatwierdziła, albo mówiąc bardziej precyzyjnie – zarekomendowała Ojcu Świętemu do potwierdzenia heroiczny styl życia tych ludzi, a Ojciec Święty wydał dekret, mówiący o tym, że ci oblaci rzeczywiście żyli w sposób heroiczny życiem chrześcijańskim – to jest to ostatni krok przed cudem. Wtedy dana osoba jest nazywana Czcigodnym Sługą Bożym i czekamy na potwierdzenie od Boga, że On sam pragnie by ten człowiek był wzorem i orędownikiem. Stąd większość naszych spraw oczekuje na ten znak od Boga.
Tak przy okazji, pragnę dodać: wiem, że Bóg już czyni cuda przez wstawiennictwo tych ludzi. Nie czekamy na cud w sensie, że Bóg nie czyni cudów przez ich wstawiennictwo. Na przykład w przypadku procesu Józefa Gerarda – zdarza się wiele cudów każdego roku. Podobnie jest w przypadku sprawy Albiniego – wiemy, że wciąż czyni wielkie cuda, choć przede wszystkim są to mniejsze znaki. To są też przypadki kilku innych oblatów – ludzie mówią na przykład o wstawiennictwu brata Kowalczyka. Czynią wiele cudów, ale potrzebujemy ich nie w sensie ogólnym, ale konkretnego znaku, który może być udokumentowany: jaka była sytuacja przed rozpoczęciem modlitwy przez wstawiennictwo Albiniego, Kowalczyka, czy kogokolwiek innego; jaka jest sytuacja obecnie oraz jak możemy wyjaśnić tę zmianę. Potrzebujemy dowodów. Potrzebujemy zatem kilku oblatów, którzy poświęcą czas, aby rozwijać dane sprawy: szukać dokumentów, badań medycznych w przypadku uzdrowień, zbierać je, aby przekazać do Rzymu w celu przedstawienia ich Stolicy Apostolskiej.
Tak zatem wygląda sytuacja dotycząca procesów. Mamy wielu Czcigodnych Sług Bożych, mamy kilku błogosławionych: Gerard, męczennicy z Hiszpanii, męczennicy z Laosu, Cebula. Ale potrzebujemy udokumentowanych cudów, aby ruszyć dalej w ich sprawach.
>>> Oblackie czytanie: kleryk Alfons Mańka i św. Eugeniusz de Mazenod
Jakie znaczenie ma rzeczywistość świętości dla naszego Zgromadzenia? Czy potrzebujemy oblatów, którzy są wynoszeni na ołtarze?
– Kilka tygodni temu odwiedziłem miejsce związane z jednym z naszych kandydatów na ołtarze – ojcem Albinim. Byłem na Korsyce. Spotkałem tam polskiego oblata – o. Grzegorza Skickiego, który jest obecnie superiorem lokalnej wspólnoty. Wypowiedział słowa, które można odnieść do całego wysiłku związanego z kandydatami na ołtarze i pomagają nam zrozumieć, dlaczego potrzebujemy tych kandydatów. Powiedział: „Ojciec Albini jest konkretnym przykładem dojrzałego oblata, który był szczęśliwym z bycia oblatem”. Osiągnął w swoim życiu to, czego św. Eugeniusz oczekiwał od nas, zrealizował marzenie Założyciela – żeby być świętym, ale świętym w specyficznym wymiarze, jako człowiek apostolski. Życie ojca Albiniego było wyraźnym wypełnieniem marzenia Eugeniusza o człowieku apostolskim. Podobnie jest na przykład z ojcem Gerardem – stu procentowym misjonarzem.
Albini jest zatem przykładem dojrzałego oblata, który był zawsze radosny z faktu, że jest oblatem. W swoich listach, w życiu, w świadectwach ludzi, którzy go znali, widzimy, że pozostawał radośnie wierny swojemu powołaniu. Pomimo tego, że doświadczał wielu trudności w swoim życiu. Pozostawał nie tylko wierny swojemu powołaniu, ale czynił to w sposób radosny. Myślę, że to samo możemy powiedzieć o wszystkich naszych kandydatach do beatyfikacji czy kanonizacji. Potrzebujemy ich, ponieważ chcemy widzieć konkretny przykład spełnionych oblatów, którzy jednocześnie są radosnymi oblatami.
Podobnie, kiedy spojrzymy na oblatów z Hiszpanii, młodych ludzi – nawet nie mieli czasu, aby dokończyć swoją drogę powołania, podobnie jak teraz Alfons Mańka. Z drugiej strony mamy opracowania o. Fabio Ciardiego i ostatniego kongresu: „Oblacja i powołanie”, który odbył się dwa lata temu w Pozuelo. Podstawowym celem tego kongresu było ukazanie, że męczeństwo jest najdoskonalszą oblacją. Zatem nawet tak młodzi oblaci jak Mańka czy hiszpańscy oblaci, którzy nie mieli wystarczająco czasu, aby osiągnąć cele formacji – wyjechać na misje, by głosić Ewangelię, czy chociażby skończyć pierwszą formację – byli jednocześnie dojrzałymi oblatami. Byli też radosnymi oblatami, stałymi i wiernymi aż do końca. Hiszpańscy oblaci pomagali sobie wzajemnie w więzieniu, troszczyli się o siebie. W każdym położeniu chcieli być razem, pozostać jako wspólnota.
Dlaczego prowadzimy procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne? Ponieważ potrzebujemy bardzo konkretnych przykładów oblatów – dojrzałych i radosnych, wiernych aż do końca.
Spośród oblatów, których procesy się toczą, którzy są Ojcu najbliżsi?
– Wszyscy są mi bliscy. Oczywiście w zależności od mojej osobistej sytuacji, patrzę na nich w inny sposób. Kiedy szukałem inspiracji, jak być misjonarzem zagranicznym – byłem misjonarzem w Turkmenistanie przez trzy lata i jedenaście lat na Ukrainie – spoglądałem na Gerarda jako źródło inspiracji. Gdyby był na moim miejscu, w nowej sytuacji, kraju – na przykład gdy byłem w Turkmenistanie – gdyby był tutaj, co mógł by zrobić na moim miejscu? Kiedy myślę o trudnościach w przeżywaniu powołania, zmaganiach i napięciach życia wspólnotowego, patrzę na oblatów hiszpańskich, ponieważ zawsze pozostawali razem, we wspólnocie. Kiedy poszukuję inspiracji w przekraczaniu granic, na przykład granic kulturowych, patrzę na Wrodarczyka, który był zdolny służyć różnym środowiskom, bez względu na przynależność narodową czy religijną.
Kocham ich wszystkich – to nie są puste słowa. Im bardziej ich poznaję, tym bardziej zaczynam kochać ich w różnych wymiarach. Święty Augustyn mówi nam, jest to ujęte w modlitwie brewiarzowej: „Nie miłuje się tego, czego wcale się nie zna. Jeśli się zaś miłuje to, co się zna, to ta miłość sprawia, iż można to poznać coraz lepiej i coraz pełniej”. Im bardziej zatem poznaję tych kandydatów na ołtarze, tym bardziej ich kocham i odkrywam nowe rzeczy, które mnie inspirują.
Stąd pragnę zachęcić i taki jest mój cel jako postulatora, żeby coraz bardziej ich ukazywać, ponieważ jestem pewien, że mogą dawać inspiracje wielu innym oblatom na świecie, w przeróżnych okolicznościach, jakim stawiamy czoła każdego dnia.
>>> Papież Jan Paweł II i oblaci [MISYJNE DROGI]
27 listopada rozpocznie się proces beatyfikacyjny Alfonsa Mańki. Czym on może inspirować?
– Alfons Mańka był bardzo młodym człowiekiem. Nie dane mu było ukończyć pierwszej formacji. Ludzie nie pozwolili mu, aby wiódł normalne życie. Jednocześnie w trudnych okolicznościach walczył, aby być radośnie wiernym swojemu powołaniu – nawet w obozie koncentracyjnym.
W Mauthausen, gdzie umieszczono Alfonsa, nie było dostępu do księży, było natomiast dużo zakonników – jeśli się nie mylę, 15 innych nowicjuszy i scholastyków. Alfons Mańka był jednym z najstarszych. W III niedzielę adwentu przewodniczył nabożeństwu. Niektórzy świadkowie, nawet oblaci, którzy z nim byli, którzy przeżyli obóz koncentracyjny, mówili, że właśnie dzięki kazaniu scholastyka Alfonsa mogli pozostać wiernymi do końca wierze w Jezusa Chrystusa.
Co Alfons Mańka może nam powiedzieć dzisiaj? Być świadomym swojego powołania. Dokonał wyboru i pozostał mu wierny nawet w najgorszych okolicznościach. Pomagał też innym w świadomym i radosnym pozostaniu wiernym powołaniu. Był bardzo młody, kiedy zginął.
Bycie świętym, nawet bycie oblatem, to nie pytanie o to, kiedy skończę moją pierwszą formację, kiedy otrzymam święcenia prezbiteratu. Mańka nie był jeszcze księdzem, nie złożył nawet ślubów wieczystych, był na ślubach czasowych, był jednak wzorem dojrzałego oblata. Wzorem radośnie wiernego oblata aż do końca. W tym może być dla nas inspiracją, szczególnie dla tych, którzy myślą o swoim powołaniu, aby podjąć świadomą decyzję, bez względu na okoliczności.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |