Postulator procesu Rodziny Ulmów: drogą do ich świętości była codzienność
Podstawowym punktem odniesienia w życiu Ulmów była wiara, słowo Boże, które czytali, słuchali, rozważali i którym kierowali się w codzienności. W tym duchu wychowywali również swoje dzieci – mówi w rozmowie z KAI ks. dr Witold Burda, postulator procesu beatyfikacyjnego Rodziny Ulmów.
Małżeństwo Józefa i Wiktorii zostało zamordowane przez hitlerowców za pomoc Żydom. Wraz z nimi rozstrzelano ich sześcioro dzieci, z siódmym Wiktoria była w ciąży. 10 września wszyscy zostaną ogłoszeni błogosławionymi. 24 marca przypada Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Józef i Wiktoria Ulmowie mieszkali wraz z sześciorgiem dzieci w Markowej na Podkarpaciu. W czasie okupacji ukrywali w swoim gospodarstwie ośmioro Żydów. Wszyscy zginęli z rąk hitlerowców 24 marca 1944 r. Oprawcy nie oszczędzili ani Wiktorii, która była w dziewiątym miesiącu ciąży, ani dzieci, z których najstarsze miało 8 lat, a najmłodsze 1,5 roku. W 1995 r. Józef i Wiktoria Ulmowie zostali uhonorowani tytułem „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”. 17 grudnia ub. roku papież Franciszek zatwierdził dekret o męczeństwie całej rodziny. Ich beatyfikacja odbędzie się 10 września w Markowej. Będzie to pierwszy w historii przypadek, kiedy do chwały ołtarzy zostanie wyniesiona cała rodzina, w tym jeszcze nienarodzone dziecko.
>>> Ks. W. Burda: przy beatyfikacji rodziny Ulmów Kościół ogłosi błogosławionym nienarodzone dziecko
Paweł Bugira (KAI): Co czuje postulator procesu beatyfikacyjnego, gdy dowiaduje się, że kilkuletnia praca przyniesie owoc w postaci beatyfikacji?
Ks. Witold Burda: – Odczuwam przede wszystkim głęboką wdzięczność Panu Bogu za to piękne doświadczenie posługi przy procesie beatyfikacyjnym; za możliwość głębszego poznania i – powiem to z onieśmieleniem i z wielką pokorą – możliwość zaprzyjaźnienia się z rodziną Ulmów. Bardzo pięknymi osobami jako ludzie, jako chrześcijanie, jako małżonkowie i jako rodzina. Wdzięczny jestem również mojemu księdzu arcybiskupowi Adamowi Szalowi za możliwość uczestnictwa w procesie beatyfikacyjnym oraz tym wszystkim osobom, które w jakikolwiek sposób pomogły na różnych etapach pracy, żeby doprowadzić do jego szczęśliwego zakończenia.
Siostrą wdzięczności jest oczywiście radość, której tak bardzo doświadczam. Towarzyszy mi też ogromnie dużo nadziei, że ta beatyfikacja wyda wiele pięknych, przewidzianych przez Pana Boga owoców.
Postulatorem został Ksiądz w 2017 r. Jak Ksiądz przyjął tą wiadomość? Czy ta rodzina była Księdzu bliska już wcześniej?
– Wspomniany rok stanowi zasadniczy zwrot w moim życiu. Wcześniej historia rodziny Ulmów była mi znana dość ogólnie, między innymi z tego względu, że pochodzę z Łańcuta, od którego Markowa – miejsce urodzenia i męczeńskiej śmierci Józefa i Wiktorii z dziećmi – jest położona zaledwie 10 kilometrów. O tej sprawie mówiło się od wielu lat w naszych stronach.
Nominacja na postulatora procesu beatyfikacyjnego zmieniła bardzo dużo w moim życiu. Najpierw piękne doświadczenie kursu postulatorów, który organizuje watykańska Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych, a więc poznanie od strony teologicznej, historycznej oraz prawnej tego, jaki jest cel i sens oraz jak przebiegają procesy beatyfikacyjne. A wszystko po to, żeby później rzetelnie, sumiennie i zgodnie z wymogami prawa kanonizacyjnego posługiwać przy procesach beatyfikacyjnych. Było to niezwykłe i bardzo piękne doświadczenie, zarówno duchowne, jak i intelektualne.
Potem przyszedł czas na zaznajomienie się z materiałami z prac na etapie diecezjalnym, a ponadto szukanie tego, co mogło pomóc w zrozumieniu intencji, którymi kierowali się funkcjonariusze żandarmerii niemieckiej, odpowiedzialni za bestialski mord na całej rodzinie Ulmów oraz Żydach, których Ulmowie przyjęli pod dach swojego domu. Pamiętajmy, że aby udowodnić, że jakaś osoba poniosła śmierć męczeńską, przychodzi spojrzeć i dokładnie zbadać postawę dwóch stron. Pierwszą z nich jest ofiara, która dobrowolnie przyjmuje śmierć, poniesioną za wiarę w Chrystusa lub za praktykowanie jakiejś innej cnoty w relacji do Boga. I z drugiej strony mamy prześladowcę, który pozbawia życia ofiarę, kierując się nienawiścią do wiary, wyznawanej przez ofiarę. Ową postawę nienawiści do wiary wyraża łaciński zwrot odium fidei. Odnośnie do rodziny Ulmów chodziło o rzetelne, bardzo dokładne zbadanie tego, co kierowało odpowiedzialnymi za ich rozstrzelanie, czy mamy tam elementy owej nienawiści do wiary wyznanej przez tę rodzinę.
Proszę przybliżyć historię tego procesu.
– 13 czerwca 1999 roku Ojciec Święty Jan Paweł II w Warszawie wyniósł do chwały ołtarzy 108 polskich męczenników II wojny światowej. W dość krótkim czasie po tym wydarzeniu okazało się, że do wielu polskich biskupów i przełożonych zgromadzeń zakonnych docierają informacje, że istnieje jeszcze spora liczba innych osób, których życie nosi znamiona świętości, a śmierć posiada charakter męczeństwa. I ponadto, że cieszą się czcią wiernych, oczywiście w formie prywatnej. W związku z tym w 2001 roku Episkopat Polski podjął decyzję, by utworzyć nową grupę męczenników II wojny światowej (łącznie 105 osób) i dołączyć ją do siedemnastu ofiar niemieckiego terroru pochodzących z diecezji pelplińskiej, których proces toczył się od 1994 roku w Pelplinie. W ten sposób powstała duża druga grupa 122 domniemanych męczenników II wojny światowej, na czele której stanął ks. Henryk Szuman, kapłan diecezji pelplińskiej. Do tej licznej grupy w 2003 roku została włączona rodzina Ulmów. Później, w trakcie prac dotyczących poszczególnych kandydatów na ołtarze, z braku odpowiedniej ilości materiału dowodowego niektórych osób, liczba tej grupy zmniejszyła się do 88.
Na terenie naszej diecezji, zgodnie z wymogami prawa kanonizacyjnego, w latach 2003–2008 został przeprowadzony proces rogatoryjny. Pod tym pojęciem rozumiemy najpierw prace komisji historycznej, która badała czy Ulmowie nie zostawili jakichś dokumentów lub też to wszystko, co do tej pory napisano na temat ich życia i śmierci. Następny krok to praca Trybunału Biskupiego, który podjął się ważnej czynności przesłuchania świadków, przedstawionych przez postulatora. W sumie zostało przesłuchanych 11 świadków, część z nich to bliscy krewni rodziny Ulmów. Następnie Trybunał Biskupi sprawdził czy Słudzy Boży z Markowej nie odbierają kultu publicznego, który jest zabroniony do czasu beatyfikacji. Zebrane dokumenty zostały następnie przesłane do Pelplina. W międzyczasie inne diecezje oraz zgromadzenia zakonne przesyłały materiały dotyczące męczeństwa innych osób.
24 maja 2011 roku odbyła się w Pelplinie sesja zamykająca ogólnopolski proces i materiały zostały przesłane do ówczesnej Kongregacji (dzisiaj Dykasterii) Spraw Kanonizacyjnych. Dwa lata później Kongregacja wydała dekret o ważności kanonicznej, czyli potwierdziła, że etap diecezjalny o wymiarze ogólnopolskim odbył się zgodnie z wymogami prawa kanonizacyjnego. Wówczas rozpoczął się drugi etap – rzymski procesu beatyfikacyjnego tej licznej grupy polskich męczenników II wojny światowej. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych zatwierdziła nominację postulatora oraz mianowała relatora, którym został wybitny teolog, franciszkanin, o. prof. Zdzisław Kijas. Pod jego kierunkiem rozpoczęły się następnie prace nad tzw. Positio, której celem było udowodnienie, że kandydaci na ołtarze ponieśli śmierć męczeńską za wiarę w Chrystusa.
Ksiądz arcybiskup Adam Szal, na podstawie stale wzrastającej opinii o męczeństwie rodziny Ulmów oraz widząc, jakie jest znaczenie tej sprawy najpierw dla Kościoła, a także dla Ojczyzny i świata, 31 stycznia 2017 roku zwrócił się do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych z prośbą, żeby wyłączyć sprawę rodziny Ulmów z dużej grupy polskich męczenników II wojny światowej i ustanowić nowy niezależny proces. Kongregacja przychyliła się do tej prośby i ustanowiła takowy proces, poświęcony Józefowi i Wiktorii Ulmom i siedmiorgu towarzyszom męczennikom, ich dzieciom. Warto podkreślić, że proces ten dotyczy również dziecka nienarodzonego Józefa i Wiktorii.
Stosowny dokument, tzw. reskrypt, został wydany 20 lutego 2017 roku. Wtedy też ksiądz arcybiskup mianował mnie postulatorem, a relatorem ze strony Kongregacji został również o. Zdzisław Kijas. Od tego momentu rozpoczęła się pierwsza faza etapu rzymskiego, czyli faza studyjna: przygotowanie Positio, czyli specjalnego opracowania, którego celem było udowodnienie, że rodzina Ulmów poniosła śmierć męczeńską za wiarę w Chrystusa. Prace zostały zakończone w lipcu 2020 r. Wtedy to rozpoczęła się faza oceny, którą podjęły trzy komisje: historyczna, teologiczna oraz biskupów i kardynałów. Positio otrzymało bardzo pozytywne opinie i na podstawie wniosków tych komisji 17 grudnia 2022 roku papież Franciszek podjął decyzję o beatyfikacji rodziny Ulmów oraz upoważnił Dykasterię Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania stosownego dekretu o ich męczeństwie.
Czy trudno było udowodnić, że Ulmowie swoim życiem oraz śmiercią zasługują na miano błogosławionych męczenników?
– Teologia męczeństwa ma trzy kluczowe aspekty. Chodzi najpierw o aspekt materialny, czyli w jaki sposób umarli słudzy Boży. Tradycyjnie ujmuje się ten aspekt jako śmierć zadaną w sposób nagły, gwałtowny, bardzo brutalny, bez możliwości obrony. I tak dokładnie było w wypadku rodziny Ulmów, więc nie było tutaj trudności. Niezwykle istotne w tym aspekcie są zeznania jednego z naocznych świadków egzekucji oraz innymi cennymi informacjami, związanymi z tym, co wydarzyło się 24 marca 1944 roku w Markowej.
Drugi to aspekt to tzw. aspekt formalny od strony ofiary (ex victimae), czyli intencja osoby, która przyjęła w sposób dobrowolny śmierć za wiarę w Chrystusa. W przypadku rodziny Ulmów chodziło najpierw o zbadanie, co kierowało nimi, że w drugiej połowie 1942 roku podjęli decyzję o przyjęciu pod dach swojego domu ośmiu Żydów, prześladowanych przez okupanta niemieckiego. Ważne w tym aspekcie było również i to, czy Józef i Wiktoria byli świadomi konsekwencji (włącznie z karą śmierci), jakie groziły im za pomoc udzieloną Żydom. Pamiętajmy, że takie okrutne i surowe prawo istniało tylko w Polsce i było w wyjątkowy sposób egzekwowane.
Odnośnie do wyżej wspomnianych kwestii, zasadniczo nie było szczególnych trudności. Wychowanie, jakie otrzymali Józef i Wiktoria w swoich rodzinach, jakimi byli ludźmi, jak swoją wiarę rozwijali, czym kierowali się w życiu małżeńskim, w jaki sposób wychowywali dzieci, opinia, jaką cieszyli się wśród mieszkańców Markowej, ich zaangażowanie w życie parafialne i społeczne – wszystko bardzo wyraźnie potwierdza, że rodzina Ulmów, podejmując decyzję o udzielenie pomocy prześladowanym Żydom kierowała się wiarą i wynikającą z niej ewangeliczną miłością bliźniego. Niezwykle namacalnym potwierdzeniem takiej właśnie intencji jest egzemplarz Pisma Świętego, znaleziony w domu Józefa i Wiktorii. Znajdujemy w nim podkreślone na czerwono dwa teksty, obydwa dotyczą miłości bliźniego.
I jest trzeci aspekt – aspekt formalny od strony prześladowcy (ex persecutoris), czyli kwestia intencji, którą kierowali się żandarmi niemieccy, pozbawiając życia całą Rodzinę Ulmów. Mamy tutaj wspomniany wcześniej termin łaciński odium fidei – nienawiść ze strony prześladowcy do wiary, wyznawanej przez ofiarę. I ta sprawa była szczególnie trudna, było to ogromne wyzwanie. Musieliśmy bardzo rzetelnie zbadać postawę komendanta Diekena, który wydał rozkaz rozstrzelania całej rodziny Ulmów i sam stanął na czele plutonu egzekucyjnego oraz żandarmów, których wybrał, w odniesieniu do wiary, do Kościoła, osób wierzących, kapłanów. Chodziło o to, żeby w bardzo rzetelny sposób sprawdzić, czy w ich postawie można dostrzec elementy wrogiego stosunku do wiary wyznawanej przez rodzinę Ulmów.
Pamiętajmy, że kwestia formacji ideologicznej żandarmerii niemieckiej nie była jeszcze do niedawna przedmiotem dogłębnych prac historyków. Brakowało rzetelnych studiów na ten temat. Sprawa rodziny Ulmów stanowi zatem ważny przyczynek w tej materii. Rzeczywiście takowe badania zostały podjęte, szczególnie dzięki życzliwości pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. Pomocne było także monumentalne dzieło na temat policji porządkowej w okresie III Rzeszy wybitnego niemieckiego historyka prof. Hansa Christiana Hartena. Analiza przeróżnych materiałów krok po kroku doprowadziła nas do wniosku, że intencją, którą kierowali się żandarmi niemieccy, odpowiedzialni za śmierć Rodziny Ulmów, była rzeczywiście postawa nienawiści do wiary.
W procesie beatyfikacyjnym istnieje urząd promotora wiary, zwanego potocznie „adwokatem diabła”, który ma niejako szukać negatywów w życiu kandydatów na ołtarze. Czy miał on dużo pracy w przypadku rodziny Ulmów?
– Mówimy o niezwykle ważnym urzędniku Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, którego zadaniem – tak jak celem każdego procesu – jest poznanie prawdy, czy kandydaci na ołtarze faktycznie zasługują na miano błogosławionych i świętych. Absolutnie nie mówimy o tym, że promotor wiary specjalnie szuka elementów negatywnych w życiu Sług Bożych, ale chodzi o to, żeby wykluczyć jakiekolwiek braki i by nie doszło do najmniejszych nadużyć na którymkolwiek etapie procesu. Osobiście jestem bardzo wdzięczny promotorowi wiary, który jest związany z naszą sprawą za jego bardzo sumienną pracę i za kilka cennych sugestii, które pomogły jeszcze bardziej udowodnić, że prześladowcy kierowali się nienawiścią do wiary, wyznawanej przez Józefa i Wiktorię oraz ich dzieci.
Do tej pory mówiąc Święta Rodzina, mieliśmy na myśli oczywiście Jezusa, Maryję i Józefa, ale wkrótce doczekamy się świętej rodziny z Markowej. Są święte małżeństwa, ale to będzie pierwszy przypadek w historii Kościoła, że beatyfikowana zostanie cała rodzina.
– Rzeczywiście jednym ze szczególnych elementów świadczących o wyjątkowości procesu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów jest fakt, że do chwały ołtarzy zostanie wyniesione nie tylko małżeństwo, ale również wszystkie ich dzieci, a zatem cała rodzina. To piękne przesłanie dla współczesnych rodzin. Mamy rodzinę, którą Kościół pokaże nam jako przykład do naśladowania oraz potwierdzi, że są oni skutecznymi orędownikami naszych próśb u Boga. Docierają do nas świadectwa, że przykład rodziny Ulmów porusza serca współczesnych małżonków i stanowi dla nas niezwykle ważny punkt odniesienia. Jestem przekonany, że nie tylko polskie rodziny znajdą wiele wsparcia i otuchy u tej Świętej Rodziny z Markowej, jak pan redaktor ich nazwał. Podpisuję się pod tym określeniem i modlę się, by ich beatyfikacja przyniosła jak najwięcej owoców.
Co zdecydowało o tym, że błogosławionymi zostaną uznani nie tylko Józef i Wiktoria, ale także ich kilkuletnie dzieci?
– Pogłębienie aspektu wspólnotowego w przeżywaniu wiary w Chrystusa nastąpiło zwłaszcza po Soborze Watykańskim II. Jego fundament stanowi zapewnienie samego Chrystusa „gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię Moje, tam Ja jestem pośród nich”. I ten element wspólnotowy możemy szczególnie dostrzec w przypadku rodziny Ulmów. To jest pierwszy argument przemawiający za tym, dlaczego do grona kandydatów na ołtarze, do rodziców zostały dołączone również ich nieletnie dzieci.
Druga kwestia to piękne wychowanie w wierze, jakie od początku otrzymywały dzieci Józefa i Wiktorii. Mamy na to wiele świadectw i wszystkie one są spójne i wzajemnie się uzupełniają. I wreszcie od początku chrześcijaństwa istnieje piękna tradycja teologiczna dotycząca męczeństwa Świętych Młodzianków, czyli dzieci wymordowanych z rozkazu króla Heroda. Nauczanie Ojców Kościoła od pierwszych wieków po teologów współczesnych stanowi bardzo spójną
całość, która potwierdza, że Pan Bóg na różne sposoby realizuje swoje pragnienie zbawienia każdego człowieka, żeby wszyscy ludzie doświadczyli zbawczych owoców męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
Kolejny ewenement to beatyfikacja dziecka nienarodzonego. Nie znamy nawet jego imienia, ani płci.
– To jest absolutnie najbardziej wyjątkowy i oryginalny aspekt tej beatyfikacji. Pamiętajmy, że jest to decyzja Ojca Świętego, opinie trzech komisji Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych mają formę tylko orzeczenia i prośby, natomiast ostateczną decyzję podjął sam Ojciec Święty.
Popatrzmy najpierw na tradycję biblijną, a w niej na piękną scenę Nawiedzenia św. Elżbiety, czyli spotkania dwóch matek: Maryi i Elżbiety. Obie są w stanie błogosławionym. Ojcowie Kościoła mówią, że nastąpiło wtedy również inne spotkanie, tzn. ich dzieci, które są jeszcze pod sercami swoich matek. Jak wymowne są słowa świętej Elżbiety: „Skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro głos twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się dzieciątko w moim łonie”. A więc dziecku, które nosi Elżbieta pod swoim sercem, są przypisane normalne ludzkie reakcje, postawy, uczucia, zachowania. To dziecko dosłownie podskakuje z radości. Pamiętajmy, że na kartach Ewangelii św. Łukasza, radość to jeden z niezwykle ważnych owoców zbawienia, jakie konkretny człowiek doświadcza w spotkaniu z Jezusem. Scena Nawiedzenia bardzo jednoznacznie pokazuje, że radości ze spotkania ze Zbawicielem – który żyje jeszcze również pod sercem swej ziemskiej Matki – doświadcza nie płód, nie zarodek, nie „coś”, jak to dzisiaj pewne środowiska próbują określać, ale żywy, konkretny, prawdziwy człowiek, prawdziwa osoba ludzka, która ma prawo do życia i zasługuje na szacunek ze względu na swą osobową godność.
Drugi argument, przemawiający za męczeństwem również nienarodzonego dziecka Józefa i Wiktorii, to wspomniana już tradycja świętych Młodzianków. To wszystko jest przypomnieniem prawdy, którą zawsze Kościół głosił z pełnym przekonaniem i z odwagą, że dziecko już od momentu poczęcia to jest nowy człowiek, który powinien być otoczony szacunkiem, troską i ma prawo do życia, prawo do tego, żeby rozwijać swoje talenty, żeby ubogacać ludzkość, żeby cieszyć się życiem i wnosić w społeczeństwo coś pięknego, coś szlachetnego.
O Ulmach zwykło się mówić Samarytanie z Markowej. Dlaczego?
– Po egzekucji w domu Ulmów znaleziono egzemplarz Pisma Świętego, a w nim dwa czerwone podkreślenia. I jak zaświadcza najmłodszy brat Józefa, Władysław, który od tamtego momentu przechowywał tę Biblię u siebie, nikt nigdy w nią nie ingerował, nic tam nie dopisywał, ani nie dodawał. A zatem możemy z co najmniej dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że podkreślił to sam Józef lub Wiktoria, albo zrobili to razem. Jednym z tych podkreśleń jest tytuł, który dosłownie brzmi: „Przykazanie miłości – Miłosierny Samarytanin”. Ten fragment to bardzo konkretny i piękny znak potwierdzający, czym kierowali się Ulmowie, przyjmując pod dach swojego domu ośmiu przedstawicieli narodu żydowskiego, prześladowanego przez okupanta niemieckiego. To była wynikająca z wiary chrześcijańskiej miłość bliźniego. Z tej właśnie racji często określa się Józefa i Wiktorię z dziećmi Samarytanami z Markowej. Ta Biblia aktualnie znajduje się w Muzeum imienia Rodziny Ulmów w Markowej.
A drugi fragment?
– To zdanie z Kazania na Górze z 5. rozdziału Ewangelii świętego Mateusza wiersz 46: „Albowiem jeśli miłowalibyście tylko tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?”. A więc znowu jest mowa o miłości i to już posuniętej nawet do miłości nieprzyjaciół. Bardzo poruszające są obydwa fragmenty.
Saul Goldman z synami oraz Gołda Grünfeld i Lea Didner z córką, którzy zginęli razem z Ulmami, nie byli jedynymi Żydami, którym pomogli Samarytanie z Markowej. Wcześniej również pomagali prześladowanym.
– Owszem. Wiemy między innymi o tym, że Józef i Wiktoria udzielali pomocy kilku żydowskim kobietom, prawdopodobnie z rodziny Tencerów. One ukrywały się na sąsiednim wzgórzu w wąwozach wykopywanych na polu, tzw. jarach. Józef dostarczał im tam żywność i ubrania. Niestety, ktoś na te kobiety doniósł i zostały one rozstrzelane.
Józef i Wiktoria wiedzieli, że przyjęcie pod swój dach Żydów to śmiertelne niebezpieczeństwo. Dlaczego się na to zdecydowali, ryzykując przecież życiem nie tylko swoim, ale i dzieci?
– Z jednej strony, jako ludzie głęboko wierzący, mieli nadzieję że wojna się skończy i że będą mogli normalnie i spokojnie żyć w wolnym kraju; że Pan Bóg ich nie opuści i zawsze przyjdzie im z pomocą. Tę wiarę pielęgnowali i w takim też duchu wychowywali swoje dzieci. Z drugiej strony mieli świadomość zagrożeń i tego, że może ich spotkać najgorsze. Kierując się wiarą, w której każdego dnia znajdowali otuchę i fundament, nad bezduszne prawo okupanta niemieckiego postawili wierność Bożemu prawu i stanęli po stronie tych, którym okupanci niemieccy, obłąkani antychrześcijańską i antyludzką ideologią narodowo-socjalistyczną, odmawiali prawa do życia. To wszystko wskazuje na bardzo szczególną dojrzałość duchową Józefa i Wiktorii.
Czy udało się ustalić, jak Żydzi trafili do Ulmów i czy Józef i Wiktoria byli jednomyślni w decyzji o pomocy im, czy może Wiktoria dowiedziała się o wszystkim później?
– Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, że była to decyzja, którą Józef i Wiktoria podjęli wspólnie. Józef nigdy niczego nie wymuszał na Wiktorii, zawsze bardzo szanował jej opinię i wrażliwość, zawsze liczył się ze zdaniem swojej szlachetnej żony. Liczne świadectwa wskazują na pełną zgodę, głęboką zażyłość małżeńską i jednomyślność, a zatem jednoznacznie wskazują, że tą decyzję podjęli wspólnie. Nie było tu jakiegokolwiek wymuszania, była to decyzja przemyślana, której obydwoje z godną podziwu konsekwencją byli wierni.
Odkładając na bok tragiczne okoliczności śmierci – jaką rodziną byli Ulmowie?
– Z jednej strony zwyczajną, prostą, wiejską polską rodziną z okresu międzywojennego i II wojny światowej. A więc rodziną, która pracowała, wychowywała swoje dzieci i która była bardzo zaangażowana w życie religijne parafii oraz lokalnej społeczności. Ta codzienność była ich drogą do świętości, zawsze byli w niej wierni Panu Bogu.
Podstawowym punktem odniesienia w ich życiu była wiara, słowo Boże, które czytali, słuchali, rozważali i którym kierowali się w codzienności. W tym duchu wychowywali również swoje dzieci. Ich życie charakteryzuje wierność Ewangelii, która zaprowadziła ich do podjęcia heroicznej decyzji, żeby przyjąć pod dach swojego domu ośmiu Żydów, świadomi grożących za to ze strony okupanta niemieckiego konsekwencji.
To była piękna rodzina, bardzo serdeczna. Ich piękna relacja małżeńska, oparta na wzajemnym zrozumieniu, dialogu, postawie uzupełniania się, słuchania się nawzajem, otwartości na życie i niezwykłej troski, uwagi, miłości, atencji wobec każdego przychodzącego na świat dziecka. Ze wzruszeniem lubię wpatrywać się w zdjęcia dzieci Józefa i Wiktorii; zawsze są uśmiechnięte, w ich oczach widać szczęście, ufność i poczucie bezpieczeństwa. Często stawiam sobie pytanie, jak bardzo musiały się czuć kochane przez mamę i tatę, bo takie rzeczywiście były.
Czy Księdza zdaniem, gdyby nie męczeńska śmierć, również mogliby być kandydatami na ołtarze?
– Jestem głęboko przekonany, że tak, patrząc na ich codzienną postawę. Ale z drugiej strony wolę bazować na faktach, bo każdy święty ma swoją drogę, coś szczególnego do przekazania. I w przypadku rodziny Ulmów jest to ich codzienność jako droga do szczytu świętości, jakim jest męczeństwo.
Co wywarło na Księdzu największe wrażenie?
– Przede wszystkim ciepła, serdeczna, bardzo miła, rodzinna atmosfera w ich domu, co zgodnie podkreślają świadkowie, którzy złożyli zeznania na etapie diecezjalnym ich procesu beatyfikacyjnego. Tę atmosferę budowali obydwoje, każde na swój sposób: Wiktoria większość czasu spędzała z dziećmi, Józef dużo pracował poza domem, żeby utrzymać swoich bliskich. W domu wyczuwało się piękną, serdeczną atmosferę. Namacalnym potwierdzeniem tego było to, że mieszkańcy Markowej chętnie zwracali się do nich o pomoc, bo wiedzieli, że tą pomoc zawsze otrzymają.
Drugi aspekt to przeżywana na co dzień wiara, modlitwa z dziećmi, przyjmowanie sakramentów i płynąca z tego codzienna postawa, która była pięknym przykładem, że wiara umacniana w czasie modlitwy osobistej czy różnych nabożeństw, wyraża się i jest przeżywana w konkretach codziennego życia. I tego właśnie się uczyły od Józefa i Wiktorii ich dzieci.
Po trzecie, ta ich niezwykła decyzja i podziwu godna konsekwencja; ile trzeba było mieć siły i hartu ducha. To wszystko jest znakiem ich głębokiej zażyłości z Panem Bogiem.
Czego Ulmowie, żyjący ponad 80 lat temu, mogą uczyć nas? Jakie przesłanie niosą dla współczesnego świata?
– Dla współczesnych rodzin i dla nas wszystkich są wołaniem, apelem skierowanym do naszych sumień, jeśli chodzi o obronę godności każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Ich życie to jest kantyk, to jest pochwała życia, to jest uwielbienie Pana Boga za ten niezwykły dar, jakim jest życie każdego z nas. Józef i Wiktoria oraz ich dzieci to niezwykli świadkowie życia. Są tymi, którzy ten kantyk na cześć życia w niezwykły sposób wyśpiewali i wciąż wyśpiewują.
Po drugie, ich postawa to jest potwierdzenie, że nawet najmniejsze dobro nie idzie w zapomnienie, ono może gdzieś jest do pewnego momentu ukryte, niewidoczne, ale we właściwym i najbardziej odpowiednim czasie wyda przewidziane przez Pana Boga owoce. Warto po prostu być dobrym, a życie Samarytan z Markowej jest niezwykłym potwierdzeniem tej ważnej i pięknej zasady.
Warto też wspomnieć, że Józef i Wiktoria zawsze stawiali w centrum Pana Boga, prymat Bożego prawa, bo jak pięknie powiedział papież Benedykt XVI: jeśli człowiek odrzuci ze swojego życia Pana Boga i Jego prawdziwy obraz, który został nam objawiony w Jego Synu, Jezusie Chrystusie, wtedy sam zajmuje miejsce Boga, a to zawsze niesie dramatyczne konsekwencje. Józef i Wiktoria to są ci, którzy wyśpiewują również kantyk prymatu prawa Bożego nad ludzkim prawem, niestety często bezdusznym. Jeśli prawo inspirowane jest Bożym prawem, wtedy ma sens i wtedy rzeczywiście stoi nade wszystko w obronie ludzkiego życia.
Po czwarte, spójrzmy na dramatyczne wydarzenie za naszą wschodnią granicą. Józef i Wiktoria – jak często mówi nasz ksiądz arcybiskup Adam – udzielili pomocy ówczesnym uchodźcom wojennym. To też dla nas potwierdzenie, że my Polacy zdajemy egzamin z solidarności, jeśli chodzi o pomoc humanitarną prześladowanym, dotkniętym dramatem wojny mieszkańcom Ukrainy. Józef i Wiktoria są potwierdzeniem, że ta pomoc ma sens, że jest potrzebna i że już wydaje, i wyda jeszcze wiele pięknych owoców.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |