Potrzebny dowód, że jesteś człowiekiem [„KAFARNAUM”]
Uhonorowany Nagrodą Jury w Cannes film „Kafarnaum” wywołał najgłośniejsze i najdłuższe (bo aż piętnastominutowe!) owacje podczas festiwalu. Obraz Nadine Labaki chyba nikogo nie pozostawia obojętnym. Cały film, ale przede wszystkim główny bohater Zain (Zain Al Rafeea) zajmuje umysły widzów. Niekiedy bawi (do łez), niekiedy zaskakuje, wzrusza i smuci, też do łez. Byliśmy na polskiej przedpremierze filmu.
Dziecięce dramaty
Zain to uchodźca z Syrii. W filmie zagrał chłopca (i po części samego siebie). W filmie chłopiec pozywa do sądu własnych rodziców. Za co? Za to, że nie byli w stanie zapewnić mu godnego życia. Tu rozgrywa się wielopoziomowy dramat. Dramat chłopca, który nie ma szans na normalny w swoim wieku rozwój: na szkołę, ale i na miłość rodziców. Od ojca czy matki usłyszy tylko wulgarne słowa (w wolnym tłumaczeniu: „wynoś się stąd”). Największy dramat, który przeżywa mały Zain, dotyczy jednak nie jego jego trudnej sytuacji, ale jego siostry, którą rodzice „wydają za mąż” po to, by móc gdzie mieszkać. To też dramat jego rodziców i całej społeczności uchodźców, migrantów, samotnych matek z dziećmi (tu wzruszająca historia Etiopki i jej synka, z którymi zaprzyjaźnił się Zain).
„Jak wyjdzie za mąż, to będzie miała przynajmniej łóżko i jedzenie. U mnie ma jedynie skrawek materaca. Tam będzie miała lepsze życie” (ojciec Zaina o wydaniu za mąż jego siostry).
Intuicyjnie iść za dobrem
Film dotyka bardzo trudnych tematów, nie myślmy jednak, że jest ponury. W czasie seansu publiczność także wybucha śmiechem. Pokrzepiająca jest dojrzałość psychiczna oraz życiowa zaradność głównego bohatera. Dwunastoletni Zain jest mieszkańcem bejruckich slumsów, odmalowanych w „Kafarnaum” z niezwykłą intensywnością. Zgodnie z tytułem, oznaczającym „chaos”, „bezład”, „gmatwaninę”, dzielnica uderza nadmiarem: rzeczy, ludzi, a przede wszystkim dzieci, niewinnych ofiar rzeczywistości społecznej oraz klasowych i ekonomicznych podziałów. Nadine Labaki (autorka znanego w Polsce „Karmelu”) staje w ich obronie – i to dosłownie, wciela się bowiem w filmie w rolę adwokatki Zaina.
Przed sądem chłopak odtwarza swoją historię, przywołuje dramatyczne wspomnienia, ale co najważniejsze, z pasją walczy o siebie i swoją przyszłość. To dziecko ma zdumiewającą odwagę, determinację i siłę, a przez „Kafarnaum” nawiguje go niezawodny moralny kompas. Celnie odróżnia dobro od zła, nie musi do tego znać kodeksów, przepisów, nie musi uczyć się w szkole ani dobrze znać religii (w innej się wychował, inną poznaje, gdy zamieszkuje u przypadkowo poznanej Etiopki). Niezmordowany włóczęga, mały obrońca jeszcze mniejszych i słabszych, w pojedynkę rzuca wyzwanie niesprawiedliwości i krzywdzie. Kogo trzeba – obroni (np. małego etiopskiego chłopca, którym opiekuje się pod nieobecność matki), a komu trzeba – nie owijając w bawełnę – przywali. To tak naprawdę twardy mężczyzna w ciele małego chłopca.
„Kafarnaum” pokazuje, że nawet w bardzo trudnych warunkach naprawdę wiele mogą zrobić „małe rzeczy”: serdeczne gesty, akty współczucia i miłości. To dzięki nim możliwe jest przetrwanie. Filmoznawcy porównują ten obraz ze słynnym „Slumdogiem. Milionerem z ulicy”. Film libańskiej reżyserki nie serwuje jednak łatwych wzruszeń, bo stawia przed nami nie tyle bezbronną, milczącą ofiarę, co chłopca przepełnionego gniewem i umiejącego swój gniew wykrzyczeć (czasami bardzo brutalnie). To także film o bardzo trudnej relacji małego dziecka z matką, której potrafi powiedzieć, że już jej nie chce widzieć, że nie powinna mieć już więcej dzieci, bo nie jest w stanie zaopiekować się tymi, które ma. Proces wytoczony rodzicom jest zaznaczony tylko na początku filmu i kilka razy w trakcie. To nie jest główna oś fabuły. W filmie najważniejsze są one – dzieci. Dzieci, które chcą lepszego świata. Razem myślą, dokąd wyjechać, by było lepiej. Turcja? Szwecja? „W Szwecji miałabym mój pokój i tylko ja bym decydowała, kto może do niego wejść” – mówiła jedna z dziewczyn poznanych na targu.
„Jedźmy do Szwecji. Tam dzieciaki umierają tylko z przyczyn naturalnych”.
Łatwo rzucić kamieniem
Reżyserka spełniła ważne dla dziennikarzy i dokumentalistów warunki – pokazała trudną sytuacją rodziców Zaina. Łatwo byłoby rzucić w nich kamieniem. Gdy jednak słyszymy matkę, która we łzach, na sali sądowej, rzuca w stronę oskarżających: „Nie wiecie nawet, jakie jest moje życie. Dla moich dzieci popełniłabym nawet sto przestępstw. Dla siebie jestem jedyną sędzią”, możemy pełniej zobaczyć sytuację. A ojciec dodaje: „Gdyby to tylko ode mnie zależało, to byłbym lepszy od was wszystkich”.
„Kafarnaum” uzmysławia, jak wszyscy tak naprawdę jesteśmy do siebie podobni (mamy te same podstawowe potrzeby: dach nad głową, jedzenie, poczucie bezpieczeństwa i bliskości), a jednocześnie jak wiele może nas różnić. Te różnice powstają nie przez nikogo innego, jak tylko przez… człowieka. To pieniądze, które kosztem człowieka (albo nawet na nim) chce się zarobić („przynieść pieniądze albo syna”) i dokumenty, które są przepustką do lepszego świata. Sam Zainn nie ma dokumentów, a gdy chce wyrwać się z Libanu, słyszy: „musisz mi przynieść jakiś dowód, że jesteś człowiekiem”. Tak jakby to, że przed nim stoi i z nim rozmawia, nie było wystarczającym dowodem człowieczeństwa. Tak, to film o „dowodzie na bycie człowiekiem”. Kto go może pokazać?
(reż. Nadine Labaki, prod. USA, Liban)
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |