Powolna agonia Wenezueli
W jednym z wenezuelskich miast obrabowano bank. Nikt jednak nie zabrał z niego pieniędzy. Przy obecnej inflacji nie są nic warte. Dziesiątki, a może i setki tysięcy niechcianych przez nikogo banknotów zaśmieciły okoliczne ulice. Zdesperowani ludzie wynosili za to komputery, biurka, krzesła i inne przedmioty, które mogą mieć jakąkolwiek wartość.
– Znów odłączyli nam prąd i możliwe, że nie wróci aż do jutrzejszego popołudnia. Dziś wrócił po ponad dwudziestu godzinach przerwy – mówi o. Rafał Wleklak OMI, misjonarz, który pracuje w Wenezueli. Staram się namówić go na opisanie sytuacji w tym kraju. Nie możemy jednak za długo rozmawiać. – Muszę oszczędzać baterię w telefonie. Od kilku dni nie mamy też Internetu i tylko czasem będę mógł wysłać coś przez WhatsApp, jak uda się złapać trochę zasięgu – wyznaje.
Państwo do góry nogami
W Wenezueli wcale nie brak prądu czy Internetu jest największą bolączką. Od wielu miesięcy kraj ten zmaga się z potężnym kryzysem. Jego korzenie sięgają samego fundamentu struktur państwowych. – Wenezuela nie jest w zwyczajnym kryzysie socjalnym, jakich jest wiele na świecie. Jest dużo gorzej. W tym kraju koncepcja państwa jest postawiona do góry nogami – mówi o. Wleklak. – Krajem nie rządzi jakaś nieudolna partia tylko zwyczajna grupa przestępcza, mafia, która z premedytacją doprowadziła do upadku najbogatszy kraj regionu – dodaje. I choć można skupić się tutaj głównie na wskaźnikach ekonomicznych i gospodarczych, to problem jest znacznie głębszy. Dotyczy wszystkich aspektów życia, w tym także tych dotyczących rodziny czy życia moralnego. Ludzie są zdesperowani i przez to zdolni do wszystkiego, a wiele małżeństw rozpada się przez emigrację.
Korupcja i narkotyki
Jak to zwykle bywa, ryba zaczyna psuć się od głowy. Zepsucie władzy sięga właściwe najwyższych szczebli. – Wenezuela jest rajem dla przemysłu narkotykowego, w którego centrum są najważniejsze i najbardziej wpływowe osobistości w państwie – przyznaje o. Wleklak. To, co w innych krajach spotyka się w potępieniem, w Wenezueli spotyka się z przyzwoleniem i akceptacją. – Zwalczane w Kolumbii grupy paramilitarne FARC i ELN działają tutaj swobodnie i z poparciem wenezuelskiego rządu. Z kolei inne grupy terrorystyczne, chociażby z Bliskiego Wschodu, mają tu swoje przyczółki i finansują działalność dzięki ciemnym interesom – podkreśla polski misjonarz. Już kilka lat temu media donosiły, że administracja ówczesnego prezydenta Hugona Chaveza wspierała terrorystów. Według rządu Kolumbii Wenezuela miała rzekomo przekazać partyzantom FARC 300 milionów dolarów oraz sprzedawać im broń.
Lawina protestów
Nastroje społeczne już od wielu lat są fatalne. Pierwsza fala protestów miała miejsce w 2014 r. Impulsem były przede wszystkim rosnąca skala przestępczości w kraju oraz wzrastające ceny towarów. Inflacja wynosiła wówczas 56%. Oliwy do ognia dodały doniesienia o rzekomym sfałszowaniu wyborów prezydenckich, których zwycięzcą został Nicolás Maduro. Uczestnicy antyrządowych marszów zarzucali również urzędującej głowie państwa stosowane represji wobec przeciwników politycznych. Skorumpowanie władzy, ponowne sfałszowanie wyborów prezydenckich w maju 2018 r. i pogłębiający się wciąż kryzys gospodarczy spowodowały lawinę kolejnych protestów. Większość z nich była pokojowa, ale została krwawo stłumiona przez władzę. Media co jakiś czas donoszą o dziesiątkach ofiar śmiertelnych i setkach aresztowań.
Samozwańczy prezydent
Doszło do zupełnej destabilizacji sceny politycznej. 23 stycznia 2019 r., podczas jednego z protestów przeciwko rządom Nicolása Maduro, tymczasowym prezydentem Wenezueli ogłosił się Juan Guaidó. Powołał się na przepisy pozwalające mu przejęcie obowiązków prezydenta w przypadku stwierdzenia nieważności wyborów. Jeszcze tego samego dnia poparcie dla jego decyzji wyraziły m.in. Stany Zjednoczone, Kanada, Brazylia i Argentyna, łącznie jego mandat prezydencki został uznany przez 50 państw, w tym także Polskę. Guaidó opowiada się rozpisaniem nowych wyborów i demokratyzacją państwa.
Ludzie głodują
Kryzys wciąż się jednak pogłębia. W kraju brakuje dosłownie wszystkiego. Ludzie głodują i nie mają dostępu do potrzebnych leków. Awaria systemu energetycznego doprowadziła do paraliżu państwa. Nie działają nawet szpitale czy lotniska. Głos zabierają również biskupi, którzy apelują o dialog polityczny, ale przede wszystkim o wpuszczenie pomocy humanitarnej, które było blokowane przez Nicolása Maduro. – W tym momencie episkopat jest naprawdę zjednoczony w jednoznacznym potępieniu polityki rządu – mówił Radiu Watykańskiemu bp Ovidio Pérez Morales. – Brak prądu pogorszył i tak już dramatyczną sytuację żywnościową w kraju. Nie działały lodówki ani maszyny do oczyszczania wody – dodaje z kolei sekretarz wenezuelskiego episkopatu. – Trzeba zjednoczyć wysiłki, by uratować nasz kraj. Kryzys jest tak ogromny, że żadna grupa polityczna czy społeczna w pojedynkę nie jest mu wstanie sprostać – podkreślają wenezuelscy biskupi. – Powolna agonia Wenezueli każdego dnia naznaczona jest kolejnymi ofiarami śmiertelnymi – wskazuje ordynariusz San Carlos.
Kryzys gospodarczy
Mieszkańcy wychodzą na ulice, bo są bezradni wobec sytuacji w jakiej się znaleźli. Gigantyczny spadek wartości pieniądza niszczy doszczętnie wenezuelską gospodarkę. Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacuje, że w 2019 r. roczna stopa inflacji osiągnie 10 000 000%. Tymczasem oficjalna płaca minimalna w Wenezueli wynosi 6 dolarów amerykańskich (18 000 boliwarów wenezuelskich) miesięcznie – i jest to dochód dużej części populacji. Nieuniknionym rezultatem jest to, że wielu ludzi nie stać na podstawowe towary.
Wenezuelczycy uciekają za granicę
Rozległy kryzys sięgający właściwie wszystkich warstw społecznych prowadzi do fali emigracji. Wenezuelczycy uciekają najczęściej do swoich zachodnich sąsiadów. – Każdego dnia do Kolumbii przybywa około sześciu tysięcy migrantów z Wenezueli. Niektórzy idą dalej: do Chile, Peru czy Ekwadoru, inni zostają. Szacuje się, że w Kolumbii jest już około 1,5 mln Wenezuelczyków. Kryzys jest ogromny – podkreśla kolumbijski biskup Victor Manuel Ochoa.
Plotki, plotki… #Caracas szumi od plotek. Najnowsza jest taka, ze do #Wenezuela zmierza rosyjska łódź podwodna. Oczywiście o napędzie atomowym.
— Tomasz Surdel (@TomekSurdel) 25 marca 2019
Wenezuela została obrabowana
Tymczasowy prezydent Wenezueli, Juan Guaidó, twierdzi, że jego kraj przez wiele lat był z premedytacją okradany, o czym mogą świadczyć dane dotyczące produkcji ropy naftowej. Wenezuela jest krajem posiadającym jedne z największych złóż ropy na świecie. – Tylko trzy kraje na świecie zainwestowały więcej w przemysł rafineryjny niż Wenezuela w ciągu ostatnich 10 lat: Arabia Saudyjska, która produkuje 10 mln baryłek ropy dziennie, Stany Zjednoczone, które produkują prawie tyle samo, i Rosja, która ma podobną produkcję. Jak to możliwe, że w Wenezueli, która zainwestowała 300 mld dolarów, produkcja spadła z 3,5 mln dziennie do 1 miliona? To największa sztuczka magiczna w historii – ironizował Juan Guaidó. – Wyjaśnienie jest takie, że nas obrabowano. I dlatego panuje ubóstwo – przekonywał w rozmowie z TVP.
Aby wejść na drogę zrównoważonego rozwoju, Wenezuela musi zacząć właściwie i odpowiedzialnie wykorzystywać swoje bogate zasoby. Do tego potrzebne jest jednak dojście do władzy ludzi, którzy zaczną dbać o skarb państwa, a nie o własną kieszeń i ciemne interesy.
Galeria (11 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |