Poznajcie najszczęśliwszego człowieka na świecie

Niesamowicie pozytywny, choć bazujący na trudnej i okrutnej historii. Piękny, choć dramatyczny. Wlewający w widzów nadzieję i wiarę w człowieka i świat, mimo że i człowiek, i świat potrafi zawodzić czy sprawiać ból. Film „The Happiest Man” zobaczyłem w czasie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Żydowskie motywy.

Eddie Jaku to człowiek, który doświadczył w życiu wszystkiego, co okrutne, co może sprawiać ból, co może zmienić człowieka w istotę zgorzkniałą, przepełnioną bólem i poczuciem krzywdy. On mimo wszystko, mimo że miałby prawo do takich uczuć, jest „najszczęśliwszym człowiekiem na świecie”. Jak to robi? Film daje odpowiedź na to pytanie.  

94-latek z 24-latką. O przepisie na dobre życie 

Film to historia podróży reżyserki i głównego bohatera. Jasmin Lord, 24-letnia aktorka (Niemka pochodzenia kolumbijskiego) przygotowuje swój pierwszy film w życiu. Leci do Sydney w Australii, by spotkać, poznać, a nam pokazać historię 94-letniego Eddiego – ocalałego z Holocaustu, który po ponad trzydziestoletnim milczeniu opowiada o tym, jak wyglądała jego przeszłość. Nie robi tego po raz pierwszy w filmie. Już od kilku lat spotyka się z młodzieżą, która odwiedza Muzeum Holocaustu w Sydney. Tam przeprowadza z nimi swoistą lekcję życia. Jedno zdanie zapamiętałem najmocniej: „Nigdy nie nienawidźcie”. Tłumaczy swoim młodym słuchaczom, że można kogoś nie lubić, ale nie można go nienawidzić. To prowadzi do mniejszego lub większego zła, ale zawsze zła. Rani nie tylko „adresatów” złych uczuć, ale i ich „nadawców”. Młodych ludzi pyta o to, kim jest. Oni dają różne odpowiedzi. Mężczyzną? Żydem? W końcu pada jedna, o którą chodzi Eddiemu: „człowiekiem”. Eddie próbuje powiedzieć „swoim przyjaciołom” (tak zresztą nazywa wszystkich ludzi), że po pierwsze i przede wszystkim jesteśmy ludźmi. I to powinno determinować nasze wzajemne relacje.

„Życie jest cenne. Przeszedłem niewyobrażalne cierpienie, ale wciąż wierzę, że istnieje dobro i że ono jest silniejsze. Życie może być piękne, jeśli je takim uczynimy” (cytat z filmu)



Ludzie (znajomi, rodzina), z którymi rozmawiała reżyserka, podkreślają, że Eddie nie chce gloryfikacji samego siebie. Bardziej zależy mu na tym, by dotrzeć do młodych ludzi. By rozmawiać i spotykać się z nimi i by wiedzieli, co w życiu jest najważniejsze. Zauważyć trzeba, że dla Eddiego nie był przeszkodą fakt, że reżyserką jest Niemka. Jednak sam, chociaż wiele razy podróżował do Europy, do Niemiec nigdy nie wrócił. To z Niemiec zostali wywiezieni i wymordowani jego najbliżsi. To on sam został tam brutalnie pobity przez nazistów. Choć sam do Niemców nie chowa urazy, bo – jak sam mówi – to by go zniszczyło, mimo wszystko przez chwilę i u niego spotkanie z Niemką wywołało wątpliwości i obudziło trudne wspomnienia (jeszcze większe u jego żony). Postanowili jej jednak zaufać. Po obejrzeniu filmu zapytałem reżyserkę, czy po premierze miała kontakt z Eddim i jego żoną (żonę poznał w Belgii, później razem wyemigrowali do Australii). – Wysłałam film. Żona przysłała odpowiedź. Tam było jedno zdanie: „Dziękuję, cały czas płaczę”. To było dla mnie bardzo ważne. Ona nie była na początku zadowolona, że chcę nakręcić film o jej mężu. Dzięki tej odpowiedzi poczułam ulgę – mówi portalowi misyjne.pl Jasmin Lorde.  

Nie dość, że sam dokument, samo spotkanie z Eddim wciąga, to i cała otoczka filmu dodaje mu sporo. Reżyserka po raz pierwszy zmierzyła się z tematem Zagłady. Po drugie – poleciała do Sydney „w ciemno”. Próbowała wcześniej skontaktować się z bohaterem swojego filmu. W Australii obowiązują jednak bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące ochrony danych osobowych (nasze RODO próbuje im dorównać). Instytucje i ludzie, z którymi współpracuje Eddie, nie mogły podać kontaktu do niego. Poleciała, spotkała go i tak to się zaczęło. A jak w ogóle go poznała? „Miałam w życiu czas, gdy nie mogłam spać po nocach”. Natknęła się na artykuł o tym człowieku i już wiedziała, że musi go spotkać.

Zdjęcie: Jasmin Lord, reżyserka „The Happist Man”, fot: ajoure.de

 Szczęśliwy mimo wszystko  

Jak ten wiekowy człowiek z tak trudnymi jak Holocaust przeżyciami potrafił przekształcić ból w radość życia? Zobaczcie w filmie. Sporo w nim filozoficznych prawd, które Eddiemu przychodzą po prostu z naturalną lekkością. Momentami mogą wydawać się tak znane, że wręcz banalne, ale sami szybko zorientujemy się, że często i łatwo o nich zapominamy. Jego zasady to bez wątpienia przepis na szczęśliwe życie, wolne od złych uczuć – nienawiści, zawiści, zemsty, rozpamiętywania tego, co złe. Sam mówi, że jego zemstą ma być radość z życia. Jedno jest pewne – jeśli po takich doświadczeniach człowiek może dożyć w zdrowiu i w radości tak sędziwego wieku i nazywać się „najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi”, to dlaczego i my byśmy nie mieli być także „najszczęśliwsi”? „The Happiest Man” został zrealizowany rok temu. Otrzymał nagrodę za najlepszy film dokumentalny na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Kalkucie.

Obraz był prezentowany podczas 14. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Żydowskie motywy”. To kilkudniowe spotkanie z żydowskimi artystami i filmami o tematyce żydowskiej już się zakończyło, ale warto – przy nadarzającej się okazji – powrócić do tych obrazów. Wiele z nich wartych jest uwagi. Krótko o kilku z nich. 

 

 JÓZIO, CHODŹ DO DOMU  

Przyznam się bez bicia, że nie udało mi się dotrzeć na tę projekcję. I wciąż żałuję, muszę to nadrobić. To polska produkcja autorstwa dziennikarza Marcina Chłopasia, jego pierwszy film krótkometrażowy.

„Mówi o sobie Józio z Wałbrzycha. Ale w Wałbrzychu nie był od lat pięćdziesiątych, kiedy z rodzicami wyemigrował z Polski do Izraela. Teraz pracuje tam jako przewodnik – coraz bardziej znany wśród polskich turystów. Ponad pół wieku marzył, by znów zobaczyć kamienicę, w której spędził dzieciństwo. Gdy odwiedził Berlin, zabraliśmy go do domu, po drodze słuchając opowieści o życiu Józia – dziecka ocalonych z Holocaustu, wiele razy, z niezrozumiałych przyczyn, odrzucanego przez innych” (z opisu filmu).

W POSZUKIWANIU PORTRETÓW  

Moshe Rynecki był bardzo aktywnym i płodnym warszawskim artystą, malującym sceny z życia społeczności polsko-żydowskiej w okresie międzywojennym. Został zamordowany na Majdanku. Po wojnie jego żona zdołała odzyskać tylko małą część jego prac, wiele z nich jednak przetrwało bez wiedzy rodziny. Poszukiwania, prowadzoneprzez ponad 10 lat przez prawnuczkę artysty zakończyły się sporym sukcesem. Dokument portretujący trzy generacje jest głęboko poruszającą opowieścią o bogactwie sztuki jednego człowieka, zniszczeniach spowodowanych przez wojnę i nieoczekiwanej drodze do uzdrowienia pewnej kobiety.

DRIVER 

Holocaust – co naturalne – jest wspólnym mianownikiem wielu filmów, ale nie zawsze. Nnahman Ruzumni mieszka na obrzeżach ultraortodoksyjnej społeczności w Bnei Brak w Izraelu. Jako Driver zabiera żebraków do bogatych domów i uczy ich opowiadać swoje historie w sposób skłaniający do dobroczynności. 


Co roku na „Motywy” , przysyłanych jest ponad 300 filmów z całego świata. Festiwal jest organizowany przez Stowarzyszenie Żydowskie Motywy. Powstało 14 lat temu z inicjatywy osób przygotowujących pierwszą edycję festiwalu. I tak to się stało, że wszedł on na stałe do kalendarza imprez kulturalnych w stolicy. Jednak nie samej stolicy się odbywa, zatem co roku warto sprawdzać program festiwalu. Pokazy odbywają się też w wielu innych miastach w kraju, nie tylko wojewódzkich. Stowarzyszenie tworzy też projekty dla licealistów. Główny cel? Poznawanie wspólnej historii i siebie nawzajem Ja już zapisuję w kalendarzu 15. edycję „Motywów”. I Wam też radzę! 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze