Prof. Bogdan de Barbaro: Ewangelia może mieć znaczenie terapeutyczne [ROZMOWA]
W jaki sposób Ewangelia może być wykorzystywana w psychoterapii – mówi w rozmowie z KAI prof. Bogdan de Barbaro psychiatra i terapeuta, profesor nauk medycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek rady naukowej Centrum Ochrony Dziecka.
Piotr Słabek: Rozmawiamy w związku z wydaniem serii Klucze do Ewangelii księdza kardynała Grzegorza Rysia. Jakie może być psychoterapeutyczne znaczenie lektury Ewangelii?
Prof. Bogdan de Barbaro, UJ: – Jeśli chodzi o psychoterapię i lekturę Ewangelii, to sądzę, że dużo jest wspólnych i dużo odrębnych aspektów. Inną rolę będzie spełniał Nowy Testament dla osoby wierzącej, a inną dla osoby niewierzącej. Dla niewierzącej w najlepszym razie może to być rodzaj inspiracji, dla osoby wierzącej jest to tekst źródłowy, w którym szuka wskazówek do tego, jak żyć.
Co jest ważne, terapeuta nie narzuca ani nawet nie wskazuje wartości, a zajmuje się tym, na ile problemy emocjonalne danej osoby utrudniają jej samorealizację, sprawiają cierpienie, powodują konflikty i problemy. Sposób działania terapeuty nie opiera się na wartościach, co nie znaczy, że jest z nimi sprzeczny. Respektuje wartości wyznawane przez klienta, nie kwestionuje ich. Terapia zajmuje się jednak bardziej emocjami i uczuciami oraz konfliktami i problemami emocjonalnymi.
Czy Pan Profesor miał doświadczenia z używaniem biblioterapii – wspomaganiem leczenia przez lekturę książek? Nawiążę tu do napisu umieszczonego nad wejściem do największej biblioteki w starożytności w Aleksandrii „lekarstwo dla umysłu”.
– Traktowanie książki jako źródła wiedzy o samym sobie to popularne i przekonujące mnie podejście. Szukanie mądrości w filozofii, poezji, literaturze pięknej może być cenne, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że nie dla każdego człowieka będzie ono odpowiednie.
Są ludzie, którzy nie sięgają po książki a do terapeuty przyjdą i odwrotnie: są tacy, którzy w życiu do terapeuty się nie zgłoszą a np. świetnie znają dzieła Marka Aureliusza. Są jednak i tacy, którzy sięgają i po jedno i drugie rozwiązanie.
Jakie znaczenie terapeutyczne ma forma przypowieści?
– Można przypowieść traktować jako pewną aluzję czy metaforę, jako pewien obraz, który nie jest nachalny a raczej inspirujący. To jest bardzo przydatne narzędzie w psychoterapii. Bardzo często odwołujemy się do metafory lub obrazu, aby nie narzucać się pacjentowi z własnymi pomysłami i refleksjami, ale raczej tworzyć przestrzeń do swobodnej wymiany myśli. Przypowieści spełniają taką funkcję. Ta metoda jest wspólna zarówno duszpasterzom, jak i terapeutom.
Czy mógłby Pan Profesor terapeutycznie skomentować klika fragmentów Ewangelii? Np.: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7, 12).
– Ten fragment bez kłopotu da się przetłumaczyć na język terapeutyczny. Wierzę mocno, że swego rodzaju otwarcie i życzliwa wzajemność jest fundamentem dojrzałej osobowości. Przykazanie miłości ma swoją nośność terapeutyczną. Kłopot w gabinecie terapeutycznym polega jednak na tym, że nawet jeżeli ktoś wie, że naczelną wartością życia jest miłość, to traumy wczesnodziecięce mogą utrudniać realizację tego postulatu. Z tego powodu terapeuta musi tam sięgać, żeby ten postulat wzajemnej życzliwości, wzajemnej miłości, otwarcia, wsparcia, przyjaźni móc zrealizować. Jest to bardzo trudne zadanie, jeśli ktoś w dzieciństwie był bity przez ojca a matka emocjonalnie była nieobecna. W takim przypadku terapeuta pracuje na tym, żeby rany z przeszłości nie utrudniały realizacji tego postulatu. Takie jest połączenie między drogowskazami ewangelicznymi a tym co robi psychoterapeuta.
Krótki fragment nawiązujący do logoterapii Victora Frankla: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 19-21).
– Logoterapia jest podejściem, w którym rzeczywiście ten krajobraz etyczny jest bliski krajobrazowi psychoterapeutycznemu. W logoterapii i w terapiach egzystencjalnych bardzo istotne jest poszukiwanie sensu. W innych metodach terapeutycznych także jest ono ważne, ale nie jest tak koniecznie bezpośrednio adresowane do pacjenta.
„Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” (Mt 6, 34).
– Za podejściem prezentowanym w tym fragmencie przemawia to, co jest ważne zwłaszcza w terapii gestalt: „tu i teraz”. Ale trzeba na to spojrzeć też z innej perspektywy: Czy rzeczywiście psychoterapeuta mógłby powiedzieć: „Nie martw się o jutro”? Tego nie jestem pewien, bo jednak to jak my dzisiaj działamy, w dużym stopniu zależy od jutra. Gdy mówimy piętnastoletniemu synowi, żeby się uczył, to dlatego że zależy nam, aby miał dobrą przyszłość. Gdybyśmy się zajmowali tylko „tu i teraz”, to poszlibyśmy dziś grać z nim w piłkę na boisko, nie martwilibyśmy się o to, co będzie w przyszłości. Trochę to teraz trywializuję, ale chcę podkreślić, że myślenie terapeuty jest zarówno spojrzeniem na przeszłość jako na przyczynę, jak i na przyszłość jako na perspektywę, która jest obecna – podobnie jak przeszłość – w teraźniejszości. Skoro mówimy o świecie religijnym, to chcę wspomnieć o św. Augustynie, który mówił, że są trzy czasy. Przeszły teraźniejszy, teraźniejszy teraźniejszy i teraźniejszy przyszły. W tym sensie można powiedzieć, że to co się dzieje „tu i teraz” uwzględnia przeszłość i przyszłość.
„Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5, 23-24).
– To będzie z kolei pasowało do podejścia terapii systemowej. W niej akcent jest położony na relacje z bliskimi. Jeżeli na przykład między rodzeństwem jest napięcie rywalizacyjne, to terapeuta będzie chciał najpierw sprawdzić genezę – jak te relacje układały się w dzieciństwie – a potem skupi się na tym, co się dzieje teraz. Będzie starał się pokazać, jak destrukcyjna jest emocja agresywnej rywalizacji. Współzawodnictwo jest w porządku, ale rywalizacja, a zwłaszcza zawiść, to mogą być destrukcyjne dla obu stron. Terapeuta systemowy zgodziłby się z postulatem tego fragmentu, ale byłby świadom tego, że nie wystarczy powiedzieć: „rób to a to”, tylko trzeba jeszcze sięgnąć do źródeł, poznać je głębiej, przepracować i się z nimi uporać.
Wydaje mi się, że to istotne byłoby, by osoba czytająca ten fragment sama odkryła źródło swoich problemów w relacjach. Jeśli usłyszy to od kogoś z zewnątrz, może to potraktować jako cos obcego, coś, z czym nie będzie się identyfikować…
– Owszem, ale terapeuta może katalizować tę osobistą pracę.
„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata„ (Mt 7, 1-5).
– Piękny postulat i dobrze pasuje do terapii. W ogóle można powiedzieć, że terapeuta też posługuje się tą perspektywą. W terapii systemowej zachęcamy do tego, by nie oceniać, a wyłącznie opisywać relacje. Ocenianie bardzo często oznacza unieważnianie, agresję, oznacza zablokowanie kontaktu. A jeśli ja będę chciał drugiego zrozumieć, to równocześnie objawią mi się moje własne wewnętrzne przeszkody w zrozumieniu innych. I znowu będziemy sięgać po przeszłość albo po traumy z przeszłości, które mi to utrudniają. Będziemy sprawdzać, do czego potrzebuję oceniania. Być może potrzebuję go, żeby sobie poradzić z własnymi pęknięciami w autoportrecie. W tym sensie ocenianie jest przeszkodą. W terapii rodzin i par niejednokrotnie staramy się o to, żeby zamieniać ocenianie we wzajemne zrozumienie.
Fragment więc pasuje, ale to nie znaczy, że mogę go wykorzystać w terapii, bo gdy przyjdzie do mnie para, która się kłóci i oskarża wzajemnie, to im nie powiem: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.
Oczywiście, bo byłoby to nakazowe i oskarżające.
– W takim przypadku sprawdzamy przede wszystkim, jakie emocje stoją za potrzebą osądzania drugiego. Na przykład, czujemy się sami osądzani i dajemy się wciągnąć w taki taniec wzajemnego unieważniania się.
„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego” (Mt 5, 21-22) To ostatnie zdanie jest bardzo dosadne.
– Terapeuci piekłem nie straszą. Problem gniewu jest bardziej skomplikowany. Dlatego, że my nie mówimy „stłum gniew”, bo tłumienie gniewu może mieć różne niekorzystne skutki, raczej mówimy: „dotrzyj do źródła gniewu, a potem go w ten sposób się go pozbądź, by nikogo nie skrzywdzić”.
Na przykład, gdy masz w sobie gniew, to sprawdź jego źródła a potem odreaguj. Wyraź go tak, żeby być sobie zgodzie ze sobą, ale nie niszcząc drugiego. Gniewasz się na swego ojca, który dzisiaj ma siedemdziesiąt lat i jest słabo radzącym sobie w świecie seniorem. Nie idź do niego, żeby mu nawtykać, tylko napisz do niego list, którego nigdy nie wyślesz, ale w nim wyraź swój żal i opowiedz o swoich ranach. Być może w taki symboliczny sposób ta rana ci się zabliźni.
Ostatni fragment aktualny dla systemowej terapii: „Dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mk 10, 7-8).
– To jest problem, który w terapii nazywa się kryzysem opuszczonego gniazda. Rodzice z jednej strony nie chcą wypuścić swojego dziecka z gniazda, bo sobie sami między sobą jako małżonkowie nie radzą. Wtedy bycie rodzicem jest łatwiejsze od bycia współmałżonkiem. Z drugiej strony, dla tego młodzieńca czy młodej dziewczyny może być trudne opuszczenie domu rodzinnego. W tym sensie zdanie opuścić ojca i matkę swoją, jest postulatem, który przydałby się w tych rodzinach, gdzie jest trudne nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim emocjonalne, pożegnanie dzieci. Nie chodzi jednak o to, żeby zerwać kontakt, tylko odejść do nowej roli. Odcięcie pępowiny nie powinno oznaczać odcięcia personalnego. To jest często potrzebne, ale trudne dla obu stron.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |