fot. Anna Gorzelana

Prof. Anna Słysz: psychoterapeuta nie zajmuje się kwestią moralną człowieka [ROZMOWA]

Psycholog, psychoterapeuta, psychiatra, a może spowiednik lub kierownik duchowy? Do kogo się zwrócić w danej sytuacji? Tłumaczy to psycholożka i psychoterapeutka, prof. UAM dr hab. Anna Słysz, z którą rozmawia Anna Gorzelana. Zestawia też spojrzenie psychologii oraz chrześcijaństwa na aspekt przebaczenia.

Anna Gorzelana: Podczas wykładu w ramach konferencji „Między egzorcyzmem a psychoterapią” tłumaczyła Pani style osobowości oraz zaburzenia osobowości, także w kontekście życia religijnego. Dlaczego tak istotna jest samoświadomość w tym aspekcie?

Anna Słysz: Jest to na pewno bardzo szeroki temat. Jedną z odpowiedzi na to pytanie jest fakt, że kiedy jesteśmy świadomi tego, co i z jakiego powodu robimy, a tym bardziej: jakie mechanizmy i zachowania powtarzamy (np. gdy wpadamy w błędne koło, które przysparza nam cierpienia w życiu codziennym), to świadomość pozwala nam nie wpadać tak szybko w poszczególne pułapki. Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, co mną kieruje, jak mogę to nazwać i w jakich sytuacjach mogę wpaść we wspomniane błędne koło, to wówczas szybciej mogę temu zapobiec i nie powtarzać pewnych mechanizmów, które są niekorzystne lub mogą nawet powodować cierpienie w życiu człowieka.

Czasem zauważamy mechanizmy, z którymi sobie nie radzimy, albo też pojawia się cierpienie. Mamy bardzo dużo możliwości – czasem może aż za dużo, bo nie wiadomo, którą wybrać. Jeśli czujemy coś niedobrego w naszym wnętrzu, jakie kroki należy podjąć na początku?

Myślę, że w pierwszej kolejności, przed podjęciem kroków w kierunku szukania porady psychologicznej czy pomocy psychologicznej, dobrze byłoby postawić sobie pytanie: czy to mi służy, czy nie służy? Nieraz słyszymy lub czytamy, że coś może być np. niezdrowe w ujęciu psychologicznym. Nie musi być tak jednak u każdej osoby. Może dla kogoś zaobserwowane w sobie zjawisko nie jest źródłem cierpienia i może żadne kroki nie są potrzebne. Jeśli jednak ktoś się jednocześnie orientuje w tym, że aktualny stan sprawia mu trudność i jest to rodzaj „usztywnienia”, które sprawia, że codzienność jest trudniejsza, wówczas dobrze udać się na pojedynczą konsultację psychologiczną i porozmawiać o tej sferze.

Konferencja „Między egzorcyzmem a psychoterapią”, fot. Anna Gorzelana

Wówczas jest też możliwość, aby druga osoba, z drugiego zewnętrznego, obiektywnego punktu widzenia powiedziała, jak widzi dane zjawisko. Czasem bywa tak, że samo wypowiedzenie tego, co jest dla nas trudne, pozwala lepiej zrozumieć, co się dzieje we wnętrzu i może być to już krok do pewnych zmian. W pojedynczej konsultacji możemy usłyszeć o różnych możliwościach. Czasami to jest kwestia tylko kilku konsultacji psychologicznych, podczas których ktoś np. próbował uczyć się nowych technik związanych z relaksacją, bo towarzyszy mu dużo napięcia w życiu codziennym. I to może być coś, co pozwoli mu zrobić mały kawałek, który będzie pomocny.

Podczas konsultacji psychologicznej może się okazać, że potrzeba regularnych spotkań.

Jeśli w toku rozmowy wstępnej ktoś zrozumie, że jest to kwestia związana nie tylko z pewną nieumiejętnością, ale z osobowością i że chciałby w sobie coś zmienić, aby móc w bardziej satysfakcjonujący sposób funkcjonować, wówczas być może warto byłoby podjąć jakąś formę terapii, która jest z założenia długotrwała. Czas jej trwania to kwestia bardzo indywidualna, ale najczęściej potrzeba od pół roku do kilku lat, aby przebudować swoją osobowość, np. poradzić sobie z zaburzeniem osobowości, z jakim mamy do czynienia.

>>> Psycholog: już 6-letnie dzieci mają za sobą próby samobójcze [ROZMOWA]

Chciałabym podkreślić, że wszystkie zmiany, jakie zachodzą w terapii, są wyborem pacjenta i to on mówi, co chciałby w sobie zmienić, a nie jest tak, że terapeuta ma jakiś wzór tego, jak ten człowiek powinien funkcjonować. Specjalista nie przykłada jakiegoś wzoru do pacjenta, a podąża za tym, co dokładnie potrzebuje człowiek, by być bardziej szczęśliwym.

Czy można powiedzieć, że terapia to ciężka praca?

Tak, zgadzam się z tym określeniem, wymaga ona wysiłku i mierzenia się z pewnymi emocjami i wspomnieniami. Źródło trudności bieżących może tkwić w przeszłości, nawet dalekiej. Wówczas to faktycznie jest trudne. Każdy terapeuta też uprzedza o tym od początku, jaki to może być wysiłek, jakie mogą pojawić się zmiany z tym związane w codziennym życiu. Wówczas pacjent podejmuje decyzję, czy chce w to wchodzić, czy nie. Niektórzy mają w sobie chęć i zgodę, a inni stwierdzają, że nie potrzebują takiej długotrwałej pracy nad sobą.

Wspomniała Pani o tym, czym się różni wizyta u psychologa, a czym u psychoterapeuty. Trzecim – też często mylonym specjalistą – jest psychiatra. Kiedy należy się udać do niego?

Faktycznie, te dziedziny są bardzo często mylone. Czasami poziom cierpienia jest na tyle duży, że występują pewne niepokojące objawy, np. ktoś nie ma siły wstać z łóżka – wówczas mielibyśmy do czynienia z objawami depresyjnymi. Albo może ktoś mieć bardzo intensywne myśli, które utrudniają codzienne funkcjonowanie. Bardzo wrażliwe, dość subiektywne i nieraz trudne w ocenie są te kwestie, ale jeśli już poziom trudu i cierpienia jest bardzo duży, warto skorzystać z konsultacji z lekarzem psychiatrą, podczas której można otrzymać pomoc również w postaci środków farmakologicznych. Czasami to może być dobra pomoc na ten najtrudniejszy okres.

Może wystąpić leczenie farmakologiczne zamiast terapii?

Wyniki badań wykazują, że w przypadku wielu problemów psychicznych, najbardziej skuteczne jest dwustronne oddziaływanie: jeśli ktoś bierze leki, dobrze jeśli korzysta też z pomocy psychoterapeutycznej. I w drugą stronę: jeśli ktoś korzysta z pomocy psychoterapeutycznej, a jest trudniejszy czas i nasilenie różnych objawów – wówczas warto udać się na konsultacje do lekarza psychiatry. Nie oznacza to, że ta osoba dostanie przypisane leki, ale zostanie oceniona przez eksperta zewnętrznego.

fot. Anna Gorzelana

Podczas wykładu w ramach konferencji „Między egzorcyzmem a psychoterapią” nawiązywała Pani do kwestii psychologicznych w kontekście życia religijnego. Czasem z aspektami, które powinny być poruszane podczas psychoterapii, katolicy idą do spowiedzi. Chcąc się komuś „wygadać” z tego, co trudne, niektórzy idą do konfesjonału. Jest też problem, że często spowiadamy się z emocji. Jakie jest rozgraniczenie: kiedy spowiedź, a kiedy już psychoterapia?

Nie mówiłabym „albo albo”. Może być i jedno, i drugie, ale różny będzie cel. Jeśli cel jest duchowy – spotkanie z żywym Bogiem w sakramencie – oczywista wydaje się decyzja o spowiedzi. Nawet jeśli ktoś opowiada o swoich problemach i ma to funkcję terapeutyczną, to jest to „efekt uboczny”.

>>> Psychoterapia nie powinna w żaden sposób kolidować z sakramentem pojednania [ROZMOWA]

Z kolei w przypadku pójścia do psychoterapeuty lub psychologa, cel związany jest z polepszeniem kondycji psychicznej. Psycholog czy psychoterapeuta nie zajmuje się kwestią moralną człowieka. Z założenia nie ocenia on postępowania człowieka – czy jest dobre, czy złe – ale skupia się na kondycji człowieka, aby ją podreperować czy naprawić. Cel terapii może też być bardziej rozwojowy – aby bardziej poznać siebie, swoje uczucia i emocje. I te cele też się nie wykluczają, mogą się wzajemnie uzupełniać.

W pracy naukowej badała Pani psychologiczne koncepcje przebaczania. Czy głos psychologii w tym temacie „idzie w parze” z tym, co w kontekście przebaczania nakazuje chrześcijaństwo?

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nawet język psychologiczny nie jest jednolity w kwestii przebaczania. Mam na myśli to, że inna będzie definicja przebaczania z punktu widzenia koncepcji psychodynamicznej, inna z perspektywy humanistycznej czy w kontekście poznania poznawczo-behawioralnego. Psycholodzy głównych nurtów nie ustalili jednej definicji przebaczania.

Koncepcja, którą badałam to model Roberta Enrighta i w tym modelu przebaczanie jest rozumiane w taki sposób, że ktoś może czuć się zraniony, niesprawiedliwie potraktowany – doznał konkretnej krzywdy, a nie pragnie odwetu za to. Potrafi mieć przynajmniej neutralne uczucia co do osoby, która ją skrzywdziła, nie życzy jej źle w sferze myślenia i nie zachowuje się negatywnie. Nie czyni nic, aby się zemścić.

Brzmi dość znajomo.

Tak, ta definicja nie jest sprzeczna z chrześcijańskim rozumieniem przebaczania. Pewnie ta wizja ma szersze znaczenie i oczywiście, że nie jest to dokładnie to samo, ale pewien aspekt jest wspólny i w tej definicji się mieści. Wiadomo, że psychologia nie uwzględnia aspektu duchowego, bo nie dysponuje narzędziami do badania tej sfery. Zupełnie nie widzę jednak sprzeczności między chrześcijańską a tą psychologiczną koncepcją przebaczania. Były realizowane badania, podczas których wykryto, że osoby, które potrafią przebaczać mają lepsze wskaźniki, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne i fizyczne. Do tego stopnia, że umiejętność przebaczania innym i sobie jest czynnikiem chroniącym przed m.in. próbami samobójczymi. Ukazuje to, jak dużą wartość ma umiejętność przebaczania innym ludziom i sobie.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze