fot. unsplash

Prof. Stefan Grajek (kardiolog): wiara i nadzieja to często najcenniejsza rzecz, jaką mają chorzy [ROZMOWA] 

– Jestem osobą wierzącą, więc mnie nigdy nie irytowały krzyże na szpitalnych salach czy duchowni kręcący się po oddziale. Uważam, że musi być dla nich miejsce, bo nadzieja to często najcenniejsza rzecz, jaką mają pacjenci – mówi prof. Stefan Grajek, profesor zwyczajny i kierownik w I Katedrze i Klinice Kardiologii Wydziału Lekarskiego II Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Rozmawia z nim Michał Jóźwiak. 

Michał Jóźwiak (misyjne.pl): Czym jest bycie lekarzem? Pasją, powołaniem, czy zawodem jak każdy inny? 

Prof. Stefan Grajek (kardiolog): – Zdecydowanie to zawód jak każdy inny. Niczym nie różni się choćby od bycia architektem. 

Ale jednak badania pokazują, że osoby wykonujące zawody medyczne są na szczycie listy tych, którym Polacy najbardziej ufają. To spora odpowiedzialność, bo w ich ręce Polacy składają życie i zdrowie, a nie tylko budowę domu. 

– Pacjent oczywiście powinien ufać lekarzowi. A nawet musi mu ufać, bo inaczej oddawanie mu swojego losu byłoby bez sensu. To zaufanie wynika w dużej mierze z naturalnej potrzeby pomocy w kryzysowych sytuacjach. Wierzą, że pomoc, którą otrzymają będzie skuteczna i właściwa. Do tego dochodzi oczywiście, nazwijmy to, tradycyjny społeczny podziw dla niektórych grup zawodowych, w tym właśnie dla lekarzy, nauczycieli czy profesorów. 

Pan Profesor trafił na medycynę… przez przypadek. 

– Chciałem iść na studia humanistyczne. Najbardziej pociągała mnie historia idei. Były to czasy głębokiej komuny, więc warunki nie sprzyjały takim studiom. A ponieważ mój najlepszy przyjaciel i aż jedenaście innych osób z mojej klasy szło na Akademię Medyczną, to stwierdziłem, że też tam pójdę. Chciałem po prostu studiować ze swoimi kumplami.

>>> Lee Strobel. Dziennikarskie śledztwo w sprawie zmartwychwstania Chrystusa

Teraz ma Pan Profesor wieloletnie doświadczenie jako specjalista kardiolog. Eksperci podkreślają, że pandemia wyrządziła nam wiele szkody także pod tym względem, że pacjenci zaniedbali profilaktykę i z lęku przed koronawirusem odkładane były planowane zabiegi. Jak z Pana punktu widzenia wyglądał ten dwuletni sprawdzian systemu opieki zdrowotnej i pracy lekarskiej? 

– Ten sprawdzian wypadł średnio. Można oczywiście próbować ratować system ustawami i rozwiązaniami administracyjnymi, ale to nie zastąpi etyki zawodowej. Duże, miejskie szpitale pracowały pełną parą, ale instytucja lekarza rodzinnego w moim odczuciu się całkowicie skompromitowała. Lekarze nie stanęli na wysokości zadania. Zamknęli się w gabinetach i telefonicznie udzielali porad. To jest skandal. To się ociera o odebranie prawa do wykonywania zawodu. Jestem kardiologiem interwencyjnym i leczę chorych z zawałami – jeździłem trochę po prowincji, robiłem tam dyżury i widziałem, jakie żniwo zbiera pandemia. Pacjenci zgłaszali się do mnie za późno, bo lekarze rodzinni kazali im brać leki przeciwbólowe i czekać kilka dni na zrobienie EKG. W przypadku zawału pacjent powinien być dowieziony do szpitala w ciągu maksymalnie dwóch godzin. Kiedy do mnie ludzie zgłaszali się po kilku dniach to konsekwencje były tragiczne. Kardiologia po latach pracy została zdewastowana. Można wybudować świetne szpitale i kupić rewelacyjne wyposażenie, ale co z tego, jeśli pacjent nie trafi na czas do szpitala z powodu złej decyzji lekarzy?

fot. pixabay

Etyka lekarska jest tutaj fundamentem sprawnego funkcjonowania całego systemu. 

– Jeśli lekarz stomatolog zamknie się w swojej chatce w lesie na dwa lata, to gdzie ma się udać pacjent z chorym zębem? A wielu lekarzy mogło sobie pozwolić na to, żeby przeczekać pandemię i nie pracować nawet kilka lat. Pieniądze nie były dla nich problemem. Tyle że dobro pacjenta dla nich chyba nie istnieje. Są na szczęście tacy lekarze, którzy stawiali czoła pandemii i naprawdę zrobili kawał dobrej roboty. Tyle że jest ich niebotycznie mniej od tych, którzy wybrali święty spokój. 

Zmieńmy może nieco temat. Chciałbym zapytać o wiarę. Jaką rolę odgrywa ona podczas przeżywania choroby? Jest tym, co czasem daje jedyną nadzieję? 

– Jestem osobą wierzącą, więc mnie nigdy nie irytowały krzyże na szpitalnych salach czy duchowni kręcący się po oddziale. Uważam, że musi być dla nich miejsce, bo nadzieja to często najcenniejsza rzecz, jaką mają pacjenci. Mam taką obserwację, że nawet najbardziej zatwardziali ateiści miękną, kiedy usłyszą diagnozę, która zwala ich z nóg. Można im wyrzucać, że to za późno, ale przecież lepiej późno odkryć w sobie wiarę niż wcale jej nie odkryć. Co ciekawe, a wiem to od moich kolegów lekarzy czy księży, na Zachodzie jest o wiele więcej tych, którzy są nieugięci w swojej niewierze. A odrzucenie nadziei to de facto koniec dla człowieka. 

>>> Skompromitowany i piękny [REPORTAŻ]

Nadzieja to siła dająca przetrwanie. 

– I to ogromna siła. Paszport na wakacje w niebie daje tylko pojednanie z Panem Bogiem. 

Lekarz też jest od tego, żeby tę nadzieję dawać? 

– To bardzo indywidualna sprawa, ale ja zawsze staram się dawać nadzieję pacjentom. Jest taka szkoła, która mówi o tym, że lekarz powinien stawiać diagnozę i mówić ją bez owijania w bawełnę, a chory niczym Nietzscheański nadczłowiek dzielnie ją przyjmuje. Nie zgadzam się z tym. Odbieranie chorym nadziei jest haniebne. Nawet jeśli nie widać poprawy, to zawsze mówię pacjentom, że terapia jest w toku i w każdej chwili sytuacja może się odwrócić i nastąpić przełom 

A jeśli pacjent chce prawdę prosto z mostu. 

– Wtedy mu ją daję. 

Nadzieja może znacząco pomóc w wyzdrowieniu? 

– Każdy lekarz zabiegowy powie Panu, że od nastawienia chorego wiele zależy. Jeśli jest optymistą, to już jest 30% sukcesu. 

Czyli mniej więcej 1/3 jest w naszych rękach. 

– Tak, zabiegi osób z pozytywnym nastawieniem idą o wiele lepiej. Sam jestem zabiegowcem i widzę, że jeśli ktoś przychodzi na siłę, jest pesymistą, to organizm zachowuje się zupełnie inaczej i około 25% takich zabiegów wychodzi fatalnie. Trwają dłużej, są po nich powikłania. Lubię chorego, który współpracuje. Chodzi przecież o jego zdrowie i życie.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze