para w kościele

fot. cathopic.com

Skompromitowany i piękny [REPORTAŻ]

„Jakże łatwo cię, Kościele, krytykować, a jednak jakże cię kocham! Ileż razy cierpiałem z twego powodu, a jednak ile ci zawdzięczam! Nieraz myślałem o twoim końcu, a tak potrzebna mi jest twoja obecność! Tyle razy gorszyłem się tobą, a jednak dałeś mi poznać, czym jest świętość! Nie znalazłem w świecie niczego bardziej wstecznego, skompromitowanego i fałszywego, a jednocześnie niczego bardziej czystego, hojnego i pięknego. Ileż razy chciałem zatrzasnąć przed tobą drzwi mojej duszy, a jak często modliłem się, aby mi było dane umrzeć w twych bezpiecznych ramionach. Nie, nie mogę uwolnić się od ciebie, bo jestem twój, choć przecież nie jestem całkiem tobą. A zresztą, dokąd mógłbym pójść? Budować jakiś inny Kościół? Zbudowałbym go przecież z tymi samymi błędami, bo są to błędy, które noszę w sobie samym. I gdybym zbudował taki Kościół, to byłby to mój Kościół, a nie Kościół Jezusa Chrystusa. Jestem wystarczająco stary, by wiedzieć, że nie jestem lepszy od innych”. (Carlo Caretto, „Tajemnice pustyni: antologia”, Kraków 2002)

Poprosiłem ludzi Kościoła, żeby powiedzieli jak się w nim czują i co o nim myślą. To osoby z różnych środowisk, grup i wspólnot. Mają różne doświadczenie Kościoła. Nie dostali ode mnie żadnych dodatkowych pytań. Nie namawiałem do łagodzenia ani upiększania opinii. Poprosiłem o szczere i swobodne przemyślenia.

Agata, 38 lat
Długo nie zgadzałam się z opinią, a nawet zżymałam na tych, którzy mówili, że „są dwa Kościoły w Polsce”. Dziś jednak, choć z bólem, muszę przyznać, że się myliłam. Być może nawet ostrzej to widać, gdy się pracuje w mediach katolickich. Wiemy przecież, że i tu podział przebiega od dawna dość wyraźnie.

Dwóch Kościołów nie ma, gdy kapłani zajmują się głoszeniem Ewangelii. To pocieszające. Cóż z tego, skoro wygląda na to, że coraz mniej jest kościołów, gdzie tak się dzieje? Zachęceni przykładem popularnych biskupów, którzy każde święto gwarantujące im cytowalność wykorzystują do głoszenia mniej lub bardziej ewangelicznych treści, także „zwykli” księża nie mogą powściągnąć emocji i próbują często przemycić kilka własnych ideologicznych czy politycznych przemyśleń i sympatii.

Źle się czuję w takim Kościele. Do wyrobienia własnego zdania wystarczają mi w zupełności świeckie publikacje i media, na Eucharystii czy podczas rekolekcji szukam relacji z Bogiem, a nie z grupą ideologicznie sformatowaną. Przy czym te „niedogodności” może, na dobrą sprawę, załatwić churching – chodzę tam, gdzie mówi się o Bogu, bez polityki i ideologii.

Gorsza sprawa jest z nieuporządkowaną kwestią pedofilii w Kościele. Na nic zdadzą się zaklęcia Episkopatu, że jest inaczej, skoro w praktyce wygląda to naprawdę źle. Media nieprzychylne Kościołowi (głównie one, ale na szczęście nie tylko) wciąż nagłaśniają przypadki, z których wynika, że polski Kościół nie potrafi albo – co gorsza – nie chce sobie z tym problemem raz na zawsze poradzić. Wciąż przeważa narracja „biją naszych” i strach o utratę i tak mocno nadszarpniętej reputacji niż prawdziwa chęć zadośćuczynienia ofiarom. W takim Kościele czuję się jeszcze gorzej, tym bardziej że wśród przyjaciół mam osoby potwornie skrzywdzone przez kapłanów, a wśród znajomych księży mam i takiego, który siedzi w areszcie, oskarżony o wielokrotne czyny pedofilskie. Wcześniej wszyscy, włącznie ze mną, daliby sobie za niego prędzej ręce obciąć niż uwierzyć w jego winę.

Wierząc, że Kościół jednak jest Chrystusowy, a nie ludzki, trwam w nadziei, że „bramy piekielne go nie przemogą”, a jeśli bywa powodem zgorszenia, to sam Chrystus go oczyści. Nam, wiernym, pozostaje pokornie Go o to prosić, wykorzeniając zło przede wszystkim u siebie. I nie zgadzając się na tuszowanie zła czy wykluczającą narrację u tych, którzy mają światu nieść Światło.

>>> Żonaci duchowni w Kościele. W Polsce jest ich trzydziestu

Ania, 28 lat
Kościół to dla mnie wspólnota. Czasami moje wyobrażenia o tym, jak powinna ona wyglądać różnią się od tego, co spotykam w rzeczywistości. Szukam prawdziwych wspólnot ludzi, którzy troszczą się o siebie wzajemnie i się wspierają. Takie też Bóg stawia czasem na naszej drodze, gdy dobrze szukamy. Sił dodaje mi to, że wiem, że zawsze czeka w Kościele ktoś, kto udzieli mi sakramentów. To dodaje sił w codzienności.

Brakuje mi jednak radości wiary, radości księży, uśmiechu wiernych. To ważne. Chciałabym czuć się w Kościele, jak w rodzinnym domu, w którym na pewno wiem, że czeka na mnie ktoś, kto mnie wysłucha i pomoże, gdy zbłądzę. I takich duszpasterzy Bóg postawił na mojej drodze. Chciałabym, żeby inni mogli powiedzieć to samo.

fot. unsplash

Mariusz, 42 lata
Chciałbym, żeby Kościół był miejscem konkretnego działania. Chcę pomagać uchodźcom, biednym, bezdomnym, samotnym matkom, nastolatkom z patologicznych rodzin. A tymczasem proboszcz w mojej parafii organizuje kolejne kółka modlitewne, zamykając plebanię na cztery spusty. Czy to jest Ewangelia? Nie sądzę. Wiem, że są wspólnoty, które prężnie działają i pomagają innym, ale myślę, że potrzebujemy aktywizacji na poziomie parafii. Oczywiście ksiądz nie musi robić wszystkiego. Jesteśmy wspólnotą, świeccy też powinni przejmować inicjatywę, ale duchowni często nie chcą, żeby cokolwiek działo się poza ich ścisłą kontrolą. No i jest, jak jest. Mamy Kościół skostniały, stary, mało aktywny i często obrażony na cały świat, że nic nie jest tak, jak być powinno.

Eliza, 26 lat
Kościół jest dla mnie przede wszystkim domem Boga. I w takim Kościele czuję się dobrze. Zawsze mogę do niego wejść, a przy drzwiach jest kapłan witający się ze wszystkimi. Kocham w moim Kościele to, że są w nim ludzie, którzy chcą tworzyć i działać dużo więcej, którzy chcą budować głębokie relacje i na znak pokoju szczerze się uśmiechają. Lubię w moim kościele kapłanów, którzy wychodzą poza utarte schematy, którzy chcą nieść Jezusa poza granice świątyni, towarzyszą mi w codzienności i odpowiadają na telefony. Myślę, że my wszyscy razem tworzymy Kościół. I najbardziej boli mnie to, że nie wszyscy czujemy się za niego odpowiedzialni.

>>> Rady parafialne – struktury, które (nie) działają?

Alicja, 30 lat
Po wielu latach znalazłam swoje miejsce w Kościele. Ciągle jednak nie mogę pogodzić się z tym, jak ta instytucja w Polsce funkcjonuje. Księżą w zdecydowanej większości są aroganccy, przekonani o swojej nieomylności i despotyczni. Świeccy są dla nich gorszym gatunkiem, z którym nie warto rozmawiać czy załatwiać sprawy po partnersku. To strasznie irytuje i poniża. Tak, bywa, że czuję się przez księży poniżana tym, jak mnie traktują. I nie jest to wcale rzadkość. Wystarczy trochę zaangażować się w życie Kościoła, żeby zobaczyć, jak klerykalne myślenie mamy w Polsce. Światełkiem w tunelu jest papież Franciszek, który z taką mentalnością konsekwentnie walczy. Czuję, że w jakimś sensie jest po mojej stronie, a nie po stronie rozleniwionych i wyniosłych księży, którzy myślą, że na wszystko mogą sobie pozwolić. To mi musi wystarczyć, bo nie wiem, czy możemy coś konkretnego z tym zrobić. Przez lata niewiele się zmieniło.

Jasne, że spotkałam fantastycznych, życzliwych i otwartych księży, ale mogłabym ich policzyć na palcach jednej ręki. Oni jednak pokazali mi, jak warto żyć, zbliżyć się do Boga i działać w Kościele. Najważniejsze jest dla mnie to, że Bóg w takim niedoskonałym, a momentami skompromitowanym Kościele, nadal jest obecny. Bo ja też mam przecież swoje grzechy i mam nadzieję, że pomimo tego nie zostanę przez Niego nigdy odrzucona.

Franciszek, 22 lata
Są rzeczy w Kościele, które mi się nie podobają. Są takie, które mocno bolą. Miesza mi się w głowie, jak widzę nieodpowiedzialnych kapłanów, krzywdę ludzką, pewne zaniedbania, ale z drugiej strony widzę również wspaniałych pasterzy, siostry, które podnoszą bezdomnych z ulicy, domy, w których przyjmuje się tych, których nikt nie chce i widzę, że Kościół to nie tylko mówienie o pewnych wartościach, ale też życie nimi. I to podnosi mnie na duchu. Nie lubię dużego przywiązania do tradycji w Kościele. Tradycja Kościoła jest piękna i głęboka, ale większość ludzi zostaje tylko przy niej zamiast patrzeć na Ewangelię i na to, że mamy kochać siebie i nawzajem sobie pomagać. Jest wiele rzeczy, które mi się nie podobają w Kościele. Są rzeczy, które mnie inspirują. Mógłbym marudzić i narzekać, ale ja sam przecież tworzę Kościół – dlatego staram się go tworzyć jak najlepiej i zmieniać, żeby żył Ewangelią.

>>> Prymas Polski: Kościół nie może być zamkniętą twierdzą [ROZMOWA]

Bartosz, 34 lata
Mam 34 lata, jestem chrześcijaninem z przekonania. Wychowałem się w tradycji katolickiej o bardzo liberalnych zasadach. W naszym domu od zawsze był „Tygodnik Powszechny” i „Gazeta Wyborcza”, a naszymi ulubionymi myślicielami był nieodżałowany ks. Józef Tischner i – Bogu dzięki – żyjący jeszcze ks. Adam Boniecki. Hermetyczny Kościół spod znaku o. Tadeusza Rydzyka i jemu podobnych zawsze mnie odpychał. Niestety, w Episkopacie coraz więcej zwolenników, niż przeciwników tego człowieka. Dla mnie Ewangelia to dobra nowina, a jak dobra nowina to wskazówki do dobrego życia, a nie zakazy i nakazy. Każdy z nas ma swój rozum, swoje sumienie i wolną wolę. Każdy dźwiga swój krzyż i na podstawie tego rewiduje własne poglądy. Nie można nikogo do niczego zmuszać. Nie podoba mi się to, że Kościół coraz bardziej ingeruje w sprawy państwa i zwykłych obywateli. Nie odbieram tego wcale jako troski o zbawienie, a raczej jako chęć ścisłej kontroli nad tym, jakie decyzje ludzie podejmują w swoim życiu. Księża mądrzy są uciszani. Nie tędy droga.

fot. Pixabay

Joanna, 27 lat
Wartości chrześcijańskie przekazali mi rodzice. W ciągu całego mojego życia trafiłam na ludzi i księży, którzy pomogli mi zaprzyjaźnić się z Bogiem. Zaprzyjaźnić do tego stopnia, że doświadczyłam bardzo wielu łask i cudów w konkretnych sytuacjach na zakrętach mojego życia. Kościoła potrzebuje przede wszystkim do zbawienia. Potrzebuję sakramentów. Spowiedź jest dla mnie uwolnieniem i oczyszczeniem, a Eucharystia najpiękniejszym spotkaniem, przy którym zawsze się wzruszam. Potrzebuję braci i wspólnot, które są w Kościele. Potrzebuję ludzi, którzy pomagają mi pogłębiać wiarę i relację z Bogiem. Sprawdzałam – poza Kościołem nikt mi tego nie zapewnia. Po drugie, znam naprawdę świetnych księży, ale znam też księży, od których odbiłam się biurze parafialnym, pogubionych, pogrążonych w kryzysie wiary. Czy jestem od nich lepsza? Nie wydaje mi się. Sama mam chwile, w których „nienawidzę ludzi” albo zwyczajnie brak mi wiary.

To, co mi przeszkadza i na co się nie zgadzam, to zamiatanie pod dywan problemów Kościoła, przede wszystkim kleru. Nie rozumiem, dlaczego Kościół jest obojętny chociażby wobec gorszącej polityki o. Rydzyka. Nie chcę, żeby Kościół mieszał się w politykę i by na niedzielnej mszy świętej zamiast głoszenia kerygmatu była prowadzona agitacja polityczna. Nie chcę, żeby mój Kościół przypisywany był do jakiejkolwiek partii.

Denerwują mnie krytyczne słowa pod adresem Kościoła z ust osób, które od lat do niego nie chodzą. Ale sama jestem zbuntowana na wiele rzeczy. Nie lubię zbierania tacy, nie lubię cenników za sakramenty, a te się czasem zdarzają. Wolę skarbonę, do której każdy wrzuci tyle, ile chce, bez rozpraszania się na mszy w poszukiwaniu drobnych, bądź grubych. Dla mnie być w Kościele, to być z Chrystusem. To największa wartość i szczęście. Kościół jest pełen grzeszników, a nie świętych, stąd to idealne miejsce dla mnie.

>>> Czy Franciszek robi z miłosierdzia płyn do zmiękczania tkanin?

Jacek, 36 lat, ksiądz
Kościół od momentu, gdy zacząłem bardziej rozumować, jawi mi się jako coś zupełnie naturalnego, obecnego, jak naród, i podobnie trudno wyrażalny. Zawsze bliski jako wspólnota i właśnie jako taka nieustannie w drodze, bo wciąż nowa, świeża i potrzebująca łaski miłosierdzia.

Zachwyca mnie, inspiruje i daje niesamowitą przestrzeń odnalezienia prawdy o sobie. Gdybym miał wskazać konkretne rzeczy, które są najbardziej znaczące, to musiałbym chyba przytoczyć całą tajemnicę zbawczą, którą Bóg zamyślił wobec człowieka. Zachwyca prawda o słabości człowieka, która choć niekiedy boli, ale znajduje swoje dopełnienie w łasce pokuty i uświęcenia. Dodaje siły obecność Pana, ta wyrażona w sakramentach i w miłości. Inspiruje jedność, w której jest miejsce na różnorodność. I w końcu wolność, która może wyrażać się w heroicznej miłości.

Boję się, że te pojęcia nie do końca wyrażają całą rzeczywistość, ale ufam, że choć trochę obrazują moje doświadczenie Kościoła, nie wchodząc w ekshibicjonizm konkretnych momentów w życiu. Paradoksalnie to, co wiąże się z ludzką słabością członków wspólnoty dla mnie jest tym bardziej świadectwem na realność Ewangelii i konieczność ciągłego nawrócenia, rozumianego jako zwrot serca ku Panu i miłości względem człowieka. Piotr, Maria Magdalena, Tomasz, Marta, Judasz, Jan, Mateusz, Paweł to postawy uczniów, które są jak najbardziej obecne dzisiaj w Kościele i jak najbardziej obrazują żywotność Ewangelii i uświęcające działanie Bożego Ducha.

fot. Pixabay

Grzegorz, 36 lat
Jak się czuję w Kościele? Mimo wszystko nad wyraz dobrze! Oczywiście, zdaję sobie sprawę ze skali różnych problemów, które trapią współczesny Kościół, ale chyba za dobrze znam jego historię, by uwierzyć w opowieści o „największym kryzysie Kościoła od czasów arianizmu/schizmy wschodniej/schizmy zachodniej/reformacji/wpisz cokolwiek”. Tak, to jest trudny czas, ale nie przesadzajmy. Inne czasy nie były dużo lepsze. Po prostu były inne problemy. Dlatego jeżeli coś mi przeszkadza w Kościele, to jest to nadmiar czarnowidztwa i gorączkowe poszukiwanie cudownych recept na „uzdrowienie Kościoła”. Najczęściej ograniczają się one do wymyślania wszystkiego na nowo, w dodatku często są one skażone grzechem pierworodnym współczesności: pierwszeństwem procedur nad życiem.

Co mnie więc przede wszystkim umacnia w moim byciu w Kościele? To, w czym Kościoła nikt nie zastąpi, czyli sakramenty, na pierwszym miejscu Eucharystia. Dlatego na przykład nie chodzę na mszę świętą do mojego parafialnego kościoła, wybierając zamiast tego sąsiednią parafię lub kościół dominikanów, w którym mogę doświadczyć przemieniającego piękna liturgii. I tu nie chodzi o żadne fajerwerki i wymyślanie mszy św. na swoją modłę, tylko o zwykłą wierność przepisom liturgicznym oraz hojność czasu, środków i zaangażowania dla Boga. I to działa, ponieważ widzę, jak żyją te wspólnoty, w których liturgia jest postawiona na pierwszym miejscu. Ona faktycznie owocuje w ich życiu i zaangażowaniu. I mimo że msza trwa godzinę, świątynia pęka w szwach.

Jeżeli czegoś oczekiwałbym od mojego Kościoła, zwłaszcza polskiego, to więcej odwagi w ciągłym nawracaniu i stawaniu w prawdzie. Niestety, przy okazji różnych mniejszych i większych skandali wychodzi na jaw utajona mentalność kastowa, nakazująca bronić swoich za wszelką cenę. Ale, last but not least, jakkolwiek by to patetycznie nie brzmiało, od dawna wiem, że Kościół jest moją Matką, dzięki której mam dostęp do zbawienia, i w tym duchu chcę trwać w Kościele i dokładać do niego cegiełkę mojego życia.

>>> Księża porzuceni [REPORTAŻ]

Zygmunt, 60 lat
Od kilku lat Kościół coraz silniej (i skuteczniej) stara się mnie przekonać, że jestem w nim niechciany, niepotrzebny, a moje uporczywe w nim trwanie pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Przekonywanie to nie wyraża się oczywiście w słowach, tu słyszę, że posłuszeństwo i zaufanie nawet pomimo wielkich przeciwności każdy dobry chrześcijanin powinien pielęgnować. Nie mówię też o braku właściwiej reakcji na przeróżne nadużycia, z którymi Kościół się dziś boryka, ale o torpedowaniu każdego działania mającego na celu właśnie dobro Kościoła i zbawienie dusz (poza przyjmowaniem pieniędzy naturalnie) oraz o wieloletnim pomiataniu jego członkami. I choć są oczywiście wspaniali księża, są też, choć trudno w to uwierzyć, wspaniali biskupi, to im dłużej człowiek próbuje aktywnie działać w Kościele, tym trudniej jest sobie o tym przypominać.

Marcin, 26 lat
Co mi się najbardziej podoba w Kościele? Po pierwsze słowo Boże, na którym, jak na niczym innym, mogę opierać swoje życie, bo wiem, że w Nim jest prawda. Po drugie, ludzie pełni pasji, zarówno kapłani jak i świeccy, którzy to słowo głoszą, przede wszystkim swoim życiem. Co mi się nie podoba w Kościele? Najpierw wrażenie, że w wielu miejscach pusta religijność wypiera prawdziwą wiarę. Dalej, zachowania ludzi, tak samo kapłanów jak świeckich, które są sprzeczne z przesłaniem Ewangelii. Dlaczego to, co mi się nie podoba w Kościele, mnie do niego nie zniechęca? „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2,17).

Bożena, 73 lata
W Kościele czuję się wyjątkowo dobrze. Modlitwa to coś, co zajmuje dużą część mojego czasu. Mogę sobie na to pozwolić, bo jestem na emeryturze. Opowiadam Bogu o wszystkich moich sprawach i bliskich mi osobach. Czuję, że dzięki temu jesteśmy duchowo razem, choć fizycznie różnie to bywa. Młodzi są dzisiaj zapracowani i zajęci. W parafii mamy wspaniałych i zaangażowanych księży, których podziwiam. Grupy, także dla seniorów, mocno działają i znajduję tam miejsce dla siebie. Bez tego na pewno odczuwałabym wielką pustkę.

*Niektóre imiona zostały zmienione

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze