fot. unsplash

Czy czas może być pułapką?

Czasem zwyczajna komedia może być powodem głębszych przemyśleń. Tak jest z „Palm Springs”. Dzięki temu filmowi zadałem sobie pytanie: czy chciałbym być uwięziony w pętli czasu? 

Rzutem na taśmę w minioną sobotę udało mi się zobaczyć w jednym z warszawskich kin film „Palm Springs”. Od poniedziałku bowiem w województwie mazowieckim zaostrzono ograniczenia pandemiczne i znów zamknięto m.in. placówki kulturalne. Slapstickowa komedia Maxa Barbakowa sprowokowała mnie do wielu głębszych przemyśleń – i to natury egzystencjalnej. Owszem, można ten film odczytać bardzo płytko. Będzie to wtedy zwyczajna komedia z wątkami romantycznymi i science fiction o dwójce bohaterów uwięzionych w pętli czasowej (warto jednak dodać – że bardzo dobra komedia). Bohaterowie po prostu codziennie budzą się i na nowo przeżywają ten sam dzień – dzień ślubu siostry głównej bohaterki. 

fot. mat. dystrybutora, Neon, Hulu

Więźniowie? 

Ten sam dzień, ale za każdym razem przeżywany inaczej, bo bohaterowie starają się, by codziennie scenariusz był inny. Nyles i Sarah jako jedyni są bowiem „świadomi” tego, że tkwią w pętli czasowej. W odróżnieniu od pozostałych gości weselnych wiedzą, co działo się „wczoraj”, „przedwczoraj” itp. Są więźniami pętli czasu, ale starają się jak najbardziej urozmaicić sobie pobyt w niej. Choć są uwięzieni w czasie – to zdecydowanie wykorzystują do cna tę sytuację i robią to, na co pewnie w normalnym życiu by się nie odważyli. Kreatywność bohaterów nie zna granic (pojawia się m.in. bomba umieszczona w torcie weselnym). Pytanie tylko, czy sytuacja w której znaleźli się bohaterowie jest dobra czy zła? Czy lepiej jest utkwić na zawsze w jednym dniu, czy też żyć normalnie – i mieć pewność śmierci?

>>> Co przyniesie jutro? Rozstanie jako nauka cierpienia 

fot. mat. dystrybutora, Neon, Hulu

Nieśmiertelni 

Zastanawiam się, czy wolałbym utknąć w pętli czasu, czy też się z niej wyrwać. Pewnie w każdym z nas jest pokusa nieśmiertelności już tutaj, na ziemi. Przez wieki ludzie szukali przecież różnych artefaktów, które miałyby im zagwarantować życie wieczne. Choćby alchemicy poszukiwali kamienia filozoficznego czy eliksiru życia. Utknięcie przez bohaterów w pętli czasu w pewnym stopniu zapewniło im nieśmiertelność. Wszak każdy dzień bohaterów jest tym samym dniem, czas przestaje płynąć (a raczej płynie, ale ciągle przez te same 24 godziny). W ich świecie wciąż jest 9 listopada. Skoro czas nie idzie do przodu to nasi bohaterowie nie mają jak się zestarzeć. Choć akurat czas ich indywidualnych historii w pewien sposób płynie, bo mają przecież w sobie pamięć doświadczeń z poprzednich dni. Inni nie wiedzą, że przeżywają po raz kolejny ten sam dzień – ale nasi główni bohaterowie tę świadomość mają. W pewnym stopniu to wygodna sytuacja, bo bohaterowie mają zapewnione życie na wieczność (choć niekoniecznie życie wieczne w sensie religijnym). Mogą nawet umierać, ale i tak następnego dnia budzą się na nowo. Na chwilę to mogłaby być nawet ciekawa opcja. Pytanie tylko, czy dałoby się tak przeżyć całe życie. A właściwie całą wieczność… Śmiem wątpić.

Cristin Milioti (filmowa Sarah) i Andy Samberg (filmowy Nyles), fot. mat. dystrybutora, Neon, Hulu

Piekło? 

Dlatego skłaniam się jednak ku wyrwaniu się z pętli czasowej i ku normalnemu życiu (nie będę zdradzał, na co ostatecznie zdecydowali się bohaterowie filmu, żeby nie spoilerować). Ciągłe powtarzanie tego samego dnia byłoby zwyczajnie nudne. Po pewnym czasie miałbym dosyć. Życie przestałoby przynosić radość, a stałoby się udręką. To byłby rodzaj piekła – kto wie, może piekło polega właśnie na ciągłej monotonii, na braku zmian, na ogromnej nudzie? Ja nie chcę się nudzić i chcę normalnie żyć. I to pomimo tego, że wiąże się to z ponoszeniem konsekwencji – dobrych i złych – swoich działań. Bo nasi bohaterowie uwięzieni w pętli czasu tych konsekwencji ponosić przecież nie muszą. Coś, co wydarzyło się wczoraj – dziś jest już wymazane, rzeczywistość się zeruje. Pozostaje jedynie świadomość bohaterów – a niekiedy i wyrzuty sumienia. W pętli można więc żyć, „jakby Boga nie było”. Tylko czy na dłuższą metę jest to wartościowe życie? Byłoby pozbawione tak wielu wartościowych rzeczy, które mogą nas spotkać. Byłoby życiem nijakim. Zmiana jest nam potrzebna, wieczne bycie młodym i pięknym tutaj, na ziemi, wcale nie byłoby takie dobre. Życie każdej istoty – nie tylko człowieka – musi domknąć swój cykl biologiczny. Jesteśmy „zaprogramowani” na życie przez ok. 70-80 lat. I to nie jest przypadek Tyle potrzebujemy, by nasze bycie na tym świecie miało sens, dopełniło się. Ciągle trwanie w tym życiu – nawet jeśli „nagrodą” byłaby nieśmiertelność – byłoby bezsensownym złamaniem cyklu biologicznego.

>>> Czy zbawienie jest dla wszystkich? 

Spotkanie z przyjaciółmi 

Ale nie cykl biologiczny jest tu najważniejszy. Jesteśmy ludźmi wiary. Wierzymy, że Jezus Chrystus nas zbawił – przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Dlatego tym bardziej uwięzienie w pętli czasowej na ziemi, w życiu doczesnym, nie ma racji bytu. Bo tym „kamieniem filozoficznym”, który podarował nam Jezus jest zbawienie. My już jesteśmy istotami nieśmiertelnymi! Ta śmierć na ziemi, która dotknie każdą i każdego z nas – jest tylko etapem. Potem będzie dalsze życie, już przemienione, zupełnie inne i nam nieznane. To będzie życie wieczne. Ale to nie będzie uwięzienie w pętli czasowej. Gdyby tak miało być – to niebo stałoby się dla nas piekłem. A choć nie wiemy jak będzie, to mamy zapewnienie, że będzie dobrze. Że to życie wieczne wielokrotnie przekroczy nasze wyobrażenia o nim. Dobrze mi na ziemi, lubię być człowiekiem i korzystać ze świata. I czasem myślę sobie, że tak mogłoby wyglądać niebo. Ale wiem, że Bóg zaprojektował je znacznie lepiej. Wiem, że tam to dopiero będę zaskoczony! Tam będzie naprawdę dobrze. Wszystkim. Skoro ma to być świat dla nas najlepszy – to znaczy, że nie stracimy ulubionych wartości z tego świata. Ale to też znaczy, że one będą jakoś doskonale przemienione. To znaczy, że nie stracimy relacji, które mamy tu na ziemi – te relacje będą doskonałe. W niebie nie będziemy z kalendarzem w ręku umawiać się z przyjaciółmi na kawę – bo praca, bo nadgodziny, bo porządki, bo dzieci trzeba odebrać itp… Tam z przyjaciółmi będzie można się spotkać od ręki. Wierzę w to. 

>>> Franciszek: niech każdy dzień będzie czasem zbawienia

Wciąż w kinach 

Kiczowata w swej wizualnej formie komedia „Palm Springs” zachęca do zadania sobie naprawdę wielu pytań. Historia z kalifornijskiego miasteczka może przyciągać nas nie tylko upałem w połowie listopada (mógłbym mieszkać gdzieś, gdzie upały są przez 12 miesięcy) i zjawiskowymi, choć dość surowymi krajobrazami. Ona przyciąga przede wszystkim swoją niejednoznacznością. Nie jest ważne to, jak w ogóle powstała pętla czasu. Ona po prostu jest i w pewnym momencie pochłania naszych bohaterów. Dużo ciekawsze jest właśnie to, jakie bohaterowie obierają strategie w zetknięciu z nią. Ciekawie obserwuje się relację, która rozwija się między bohaterami, ale też relację budowaną ze światem. I choć kwestia religii nie jest tematem tego filmu, to w sposób naturalny w osobie wierzącej mogą pojawić się pytania o czas i o życie. O to, co dotyczy każdego z nas. W wielu województwach kina wciąż jeszcze działają. Warto więc wykorzystać szansę i wybrać się na seans „Palm Spring” –  a oglądając ten film zadawać sobie pytania o swoje istnienie na tym świecie. Można dojść do ciekawych wniosków.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze