fot. EPA/Tamas Kovacs

Dyrektor DPS-u na Podhalu: to najtrudniejszy czas w moim życiu

Jego pomoc była dla nas bardzo ważna. W zasadzie jak tylko przyjechał nad naszym Domem pojawiło się słońce, a po odprawieniu pierwszej Mszy św. problemy zaczęły znikać – mówi KAI Marcin Jagła, dyrektor Domu Pomocy Społecznej „Smrek” w Zaskalu na Podhalu, w którym wolontariuszem był redemptorysta z Warszawy.

Marcin Jagła przyznaje, że w placówce przez niego kierowanej pojawiło się duże ognisko koronawirusa SARS-CoV-2. Oprócz podopiecznych zakażeniu uległa znaczna część załogi. – Przed oczami miałem ogólnopolski scenariusz, czyli personel na zwolnieniach lekarskich i brak pomocy z zewnątrz. Na szczęście mój personel zachował się bardzo odpowiedzialnie i wykazał heroizmem. Kilkanaście osób powiedziało, że nie odejdzie od łóżek podopiecznych i na dwa tygodnie zamknęło się z nimi w DPSie – mówi Marcin Jagła.

>>> Misjonarz na Filipinach: postcovidowa bieda dopiero uderzy

Dyrektor DPS-u w Zaskalu zwrócił się też do górali o pomoc w codziennej pracy, bo personel był już bardzo zmęczony. – Zgłosiło się 12 wolontariuszy. Pisaliśmy też ze starostą powiatu nowotarskiego, który jest organem prowadzącym naszą placówkę do wszelkich możliwych zgromadzeń sióstr i braci zakonnych otrzymując odpowiedzi, że mają ten sam problem – izolacje i kwarantanny w związku z licznymi zakażeniami – wspomina Marcin Jagła.

Wśród wolontariuszy był ojciec redemptorysta, który pragnął zachować anonimowość. – Od razu odpowiedział na apel. Spakował się i przyjechał z Warszawy. Jego pomoc była dla nas bardzo ważna. W zasadzie jak tylko przyjechał nad placówką pojawiło się słońce, a po odprawieniu pierwszej Mszy św. problemy zaczęły znikać. Jego posługa obejmowała nie tylko pomoc duszpasterską. Roznosił posiłki, karmił podopiecznych, rozmawiał z chorymi przy łóżkach, wspierał personel. Jak sam powiedział, była to dla niego lekcja żywej ewangelii – opowiada KAI.

Fot. pixabay.com

Pandemia to dla Marcina Jagła wyjątkowy czas, zwłaszcza okres, kiedy w placówce przez niego kierowanej było ognisko koronawirusa. – Osobiście były to dla mnie najtrudniejsze i najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu. Podobnie jak inni pracownicy nie opuszczałem DPS-u. Był to czas walki z niemocą, „stawaniem na uszach”, żeby załatwić potrzebny sprzęt, np. koncentratory tlenu, których brakowało na rynku. Były też chwile zwątpienia. I w tym najtrudniejszym momencie widząc wyczerpanie personelu, nasilanie objawów u podopiecznych – zacząłem się modlić słowami Ojca Dolindo Ruotolo – Jezu Ty się tym zajmij! Zamówiłem też do naszej kaplicy obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, który został zainstalowany i poświęcony przez ojca redemptorystę – wspomina.

>>> Łukasz Miśko OP o pracy w DPS-ie w Bochni: to był nasz mały klasztor

Obecnie w „Smreku” ognisko koronawirusa wygasło. – Pozostaje w moim sercu wdzięczność dla bardzo wielu osób, które nam pomogły. Ich lista jest bardzo długa. W pierwszej kolejności pragnę jednak podziękować pracownikom Domu Pomocy Społecznej „Smrek”, którzy wykazali się odpowiedzialnością, heroizmem i pozostali przy łóżkach podopiecznych oraz tym, którzy przez dwa tygodnie, pracowali w kuchni, pralni i administracji. Dobry zespół jest fundamentem każdego zakładu pracy. Ci ludzie, w praktyce pokazali czym jest miłość do bliźniego. I chwała im za to! – podkreśla dyrektor DPS-u w Zaskalu.

Domu Pomocy Społecznej „Smrek” w Zaskalu niedaleko Ludźmierza przeznaczony jest dla 75 osób w podeszłym wieku. Na co dzień w różnych działach pracuje 43 osobowa kadra, opiekująca się podopiecznymi 24 godziny na dobę.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze