„Gdzie jest mój agent?”: aktorzy, których pokochasz. I z którymi trudno będzie się rozstać…

Tym razem zapraszamy na trochę dłuższy seans. „Gdzie jest mój agent?” to bowiem czterosezonowy francuski serial dostępny na Netflixie. Każdy sezon to 6 odcinków, całość to zatem 24 epizody. Dodajmy jednak, że to świetne epizody i warto poświęcić trochę czasu na tę produkcję.

MACIEJ KLUCZKA: Komedia o sprawach lekkich, serial o świecie showbiznesu, w którym przecież pierwsze skrzypce grają pieniądz i sława. Czy w tym świecie jest miejsce na wartości? Na przyjaźń? Lojalność? Zasady fair play? Okazuje się, że tak. W niezwykły sposób pokazuje to serial „Gdzie jest mój agent”, który w oryginalnej (francuskiej) formie brzmi: „Dix pour cent” („10 procent”). 10 procent to tyle, ile agent gwiazdy filmowej dostaje za podpisanie kontraktu na grę w filmie. To bowiem bardziej serial o agentach niż o samych gwiazdach. Przez cztery sezony możemy śledzić szaloną pracę paryjskiej agencji gwiazdorskiej. Z osobistych rozmów wiem, że to dla ludzi sztuki (teatru czy kina) serial słodko-gorzki. Bo można się pośmiać (niekiedy wręcz zaśmiewać do łez), ale dla ludzi ze środka tego świata to momentami gorzka pigułka. – To świetny serial, który obnaża wiele brudów i ciemnych stron branży filmowej – powiedział mój znajomy aktor.

Praca pełna przygód

Życie agenta to ciągła rywalizacja. To przecież silna konkurencja na rynku (o tych samych aktorów walczą różne agencje), ale to również rywalizacja między kolegami i koleżankami w pracy (kto znajdzie lepszego aktora, kto podpisze dla firmy bardziej intratny kontrakt?). Są jednak ci, którzy mimo tych niesprzyjających warunków potrafią zachować kręgosłup moralny. Praca agenta to praca w ciągle zmieniających się warunkach. A to aktor zachoruje, a to współpraca z producentem filmu się nie układa, a to aktorka nie lubi się z aktorem, z którym ma grać, a to dwa plany filmowe nakładają się na siebie (a aktor i agencja obiecali pracę na wyłączność dla jednego tytułu). Trudne sytuacje, które wymagają natychmiastowego rozwiązania to codzienna rzeczywistość w tej pracy. Dzięki „Agentom” (jak w skrócie nazywam ten serial) sam doszedłem do wniosku, że opresje i zawikłane sytuacje, które spotykają nas w życiu zawodowym najlepiej przyjmować z uśmiechem i potraktować jako wyzwanie, a nie jak koniec świata. Bo tych końców… to możemy przeżyć całkiem sporo.

 >>> Nomadland: na drodze najważniejszy jest człowiek

Fot. YouTube


Wybitni

A teraz o najważniejszym. „Gdzie jest mój agent” to prawdziwy skarbiec wyśmienitych aktorów. Zarówno tych, którzy grają agentów, jak i tych, którzy… grają aktorów. To jeden z głównych atutów serialu. Ci drudzy najczęściej grają samych siebie. W serialu występuje m.in. Monica Bellucci i Sigourney Weaver. To, że zdecydowali się na udział w tej produkcji dowodzi wysokiemu standardowi „Agentów”. A wśród agentów trudno było mi znaleźć ulubionego. Każdy i każda to osobna historia i niepowtarzalna kreacja. Każdy ma swoje słabości, ale i silne strony charakteru. Każdy pracuje z pasji i miłości do kina. Mimo że czasami potrafią na siebie krzyczeć (a wręcz bić się ze sobą), to tak naprawdę nie potrafią bez siebie pracować. Camille Cottin w roli Andrei Martel to homoseksualna, twarda i jednocześnie przezabawna kobieta. Gdy pojawia się problem, zachowuje zimną krew i po prostu sobie z nim radzi. Thibault de Montalember gra szefa agencji Mathiasa Barneville (choć to w czasie rozwoju akcji serialu się zmieni). Bywa nieprzejednany i bywa, że gra tylko na siebie, ale przychodzi moment, gdy zmienia swoją postawę. Gabriel Sarda (w tej roli Gregory Montel) – u niego często króluje artystyczny bałagan i rozterki miłosne. Mimo tego są aktorzy, którzy chcą pracować tylko z nim. I Arlette Azémar, którą gra Lilliane Rovere. To „ta starsza pani z pieskiem” (do pracy zawsze przychodzi ze swym ukochanym Jeanem Gabinem). Swym doświadczeniem bije na głowę wszystkich pozostałych. To czwórka głównych bohaterów, ale i agentów, i asystentów jest więcej.

Binoche, Bellucci i Weaver

HUBERT PIECHOCKI: „Gdzie jest mój agent?” to serial odkrywający przed nami kulisy świata filmu. Opowiada bowiem o prestiżowej paryskiej agencji aktorskiej – ASK. Umiera jej założyciel i główny właściciel, Simon Kerr. Agencja wpada przez to w tarapaty. Główni bohaterowie – czyli agenci ASK oraz ich asystenci – szukają sposobów na uratowanie swojego miejsca pracy. Przez cztery sezony oglądamy więc równolegle walkę o ASK, zmagania prywatne bohaterów, a także historie klientów – aktorów korzystających z usług ASK. I właśnie na tych aktorach – klientach ASK – warto się najpierw skupić. W serialu wyprodukowanym na zlecenie francuskiego publicznego nadawcy gościnnie występuje bowiem plejada wybitnych przedstawicieli kina francuskiego. Wielu z nich to gwiazdy światowego formatu znane dobrze też w Polsce. Na ekranie zobaczymy więc m.in. Juliette Binoche, Isabelle Adjani, Jeana Reno, Jeana Dujardina czy Isabelle Huppert. Pojawiają się także gwiazdy spoza Francji, czyli Włoszka Monica Bellucci, a w finałowym sezonie nawet Sigourney Weaver, która ponoć nawet zabiegała o możliwość wystąpienia w tej produkcji. Co ciekawe, aktorzy ci grają… samych siebie! Choć pewnie lepiej powiedzieć, że są swoimi karykaturami. Postaci są bowiem często mocno przerysowane i mają prezentować często takie stereotypowe zachowanie aktorów, którzy na wiele różnych sposobów „gwiazdorzą”. Klienci ASK nie potrafią zaparzyć herbaty, inni podkreślają tylko walory swojego wyglądu albo obarczają agenta swoimi sprawami osobistymi. Często takie jest właśnie nasze podejście do świata gwiazd i showbiznesu. Twórcy „Gdzie jest mój agent?” odczarowują świat gwiazd – paradoksalnie właśnie przez to, że pokazują nam stereotypowe obrazy aktorek i aktorów. Występy gościnne to pokaz aktorstwa na najwyższym poziomie. Choć twórcy tak operują obecnością gwiazd na ekranie, że te nie kradną też całego show – i popisać mogą się też członkowie stałej obsady.

>>> „Elegia o bidokach”: doświadczenie pokolenia Y

Fot. YouTube


Genialny skład

 To teraz warto przejść do naszych głównych bohaterów. Czterech agentów, trzech asystentów i jedna sekretarka. Jest jeszcze Jean Gabin – pies Arlette – który również jest swoistym czworonożnym bohaterem tej opowieści. Każdy bohater jest inny. I, co charakterystyczne, chyba każdy z nich powtarza też, że dotrzyma sekretu (i potem go nie dotrzymuje). Mają różne podejście do pracy i do życia osobistego. Co ciekawe, wszystkie postaci da się lubić. Nawet trudno wskazać mi postać ulubioną, bo bohaterowie są tak ciekawi i dobrze napisani, że z ekscytacją śledziłem przygody każdego z nich. I bardzo często byłem zaskoczony kierunkiem, w którym rozwija się akcja poszczególnych wątków. Twórcy serialu „Gdzie jest mój agent?” potrafili nieraz mnie zaskoczyć. Bohaterowie świetnie się dopełniają i właśnie jako całość tak bardzo przypadli mi do gustu. Zresztą, duża w tym zasługa aktorów, którzy wcielili się w główne postaci. Dzięki tym wszystkim czynnikom przy oglądaniu serialu „Gdzie jest mój agent?” po prostu dobrze się bawiłem.

>>> Ostatnia wieczerza w XXI wieku. Niezwykłe dzieło polskiego artysty

Fot. YouTube


Niedosyt i przyjemność

 MACIEJ KLUCZKA: A crème de la crème serialu to język francuski i widoki Paryża. Na mnie to działa zawsze rozbrajająco i po prostu sprawia mi wielką przyjemność. Czy to kłótnia, czy to wyznanie miłości, w języku francuskim brzmi dla mnie zawsze pięknie. Świat kina i świetni aktorzy, do tego Paryż ze swymi pięknymi ulicami i świeżo wypieczonymi każdego ranka croissantami. Serial „Gdzie jest mój agent” jest po prostu wyśmienity i smaczny. Polecam!

HUBERT PIECHOCKI: Dobra zabawa – to przede wszystkim temu służy ta francuska produkcja. To kawał dobrze zrobionej rozrywki. Serial, który łączy w sobie wątki obyczajowe i komediowe – i robi to w kapitalny sposób. Humor jest inteligentny, zaskakujący i bardzo zabawny. A pomysły, na które wpadają nasi bohaterowie (dotyczące rozwiązywania problemów kolejnych aktorów i agencji) bardzo oryginalne i kreatywne! W czasach pandemicznych taki serial jest nam potrzebny, bo pozwala na chwilę zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości. Jesienią ukazał się ostatni, czwarty sezon serialu „Gdzie jest mój agent?”. Pojawiają się jednak pogłoski, że może powstać i piąta odsłona tej produkcji. Jestem bardzo za, bo tym serialem nie da się znudzić. Wciąż czuję niedosyt – bo jeszcze tyle mogłoby wydarzyć się w życiu naszych bohaterów! I jeszcze tyle pięknych fragmentów Paryża można byłoby pokazać! I tyle filmowej kuchni w krzywym zwierciadle zaprezentować! Chcę jeszcze!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze