Historia Marii. Czy można dotknąć Boga?
W 2016 r. Natalia Budzyńska pisała, że film ten prawdopodobnie przemknie bez echa, wyświetlony jedynie w kilku kinach studyjnych. Tak się stało. Jednak historia cudu, który naprawdę wydarzył się w ośrodku prowadzonym przez francuskie siostry w latach dziewięćdziesiątych XIX w., nie może pozostać bez echa.
Być może wielu z nas zna niezwykłą historię Helen Keller – niewidomej i niesłyszącej kobiety, która dzięki pracy z Anną Mansfield Sullivan została nie tylko pisarką, ale także pedagogiem i działaczką społeczną. Tą historią zachwycił się także reżyser tego filmu, Jean-Pierre Améris, który właśnie miał kręcić film o niej, gdy natknął się na zupełnie inną, trochę zapomnianą historię.
Język Pana Boga
Wszystko zaczęło się w 1895 r., kiedy do Instytutu Larnay dla głuchoniemych pod Poitiers we Francji (prowadzonego przez Zgromadzenie Córek Bożego Miłosierdzia) została oddana głucha i niewidoma dziewczynka. Siostry edukowały dotąd dziewczynki niesłyszące. Nie wiadomo było, jak dotrzeć do Marii – dziewczyny, która wciąż uciekała, kopała, szarpała i krzyczała, a dodatkowo nie wiedziano, jak z nią się porozumieć. Siostry chciały oddać Marię, jednak nie pozwoliła na to siostra Małgorzata, która miała – jak się później okazało – szczególną relację z Marią. Po kilku miesiącach pobytu, a może raczej walki między Marią a s. Małgorzatą, dziewczyna zaczęła się uczyć. Najpierw prostych znaków, potem słów. Był to cud, lecz nie spontaniczny – dokonany dzięki mozolnej pracy i cierpliwości s. Małgorzaty. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XIX w. do Instytutu zjeżdżali się ludzie, by zobaczyć, jak s. Małgorzata uczy Marię nowego języka. Dzięki francuskiemu profesorowi Louisowi Arnouldowi, który w 1910 r. opublikował obszerne studium na jej temat, zatytułowane „Ames en prison” (przetłumaczone jako „Uwięzione dusze”), przypadek Marii szybko stał się sławny. Książka zyskała popularność, miała potem wiele wydań i przetłumaczono ją na kilka języków.
Gdy reżyser przyjechał do ośrodka Larnay, powiedział:
Trudno opisać, jak się czułem, kiedy spotkałem dzieci, które komunikują się tylko przez dotyk. Chciały poznać moje dłonie i twarz, a ja czułem się bezsilny, próbując się z nimi porozumieć. Poznałem ich rodziców, którzy tłumaczyli mi, na czym polega wyzwanie, z którym musieli się zmierzyć. Podobnie jak sto lat temu ojcu Marii Huertin, także im lekarze wmawiali, że dzieci są upośledzone umysłowo i nigdy nie będą w stanie komunikować się ze światem. Ich rozpacz skończyła się w momencie, kiedy spotkali się z nauczycielami z Larnay.
Dotyk rodzi uczucie
Głaskanie, macanie, szarpanie, bicie, przytulanie czy pocieranie. Dotyk rodzi uczucie. Tak zaczęła się również historia Marii i s. Małgorzaty. Z początku była to walka, a potem przyjaźń. Ekranizacja, jakiej podjął się Jean-Pierre Améris, jest niezwykle piękną, a także bardzo intymną historią niesamowitej relacji. Przyznam, że i mnie nieco zwilżyły się oczy, gdy oglądałam pewne sceny tego filmu. Co jednak niezwykle cenne, ekranizacja ta pokazuje w bardzo prosty sposób, jak może wyglądać relacja z Bogiem. Nie można Go przecież poczuć czy bezpośrednio dotknąć (jak ukazuje jedna z piękniejszych scen w filmie). Można poznać Go za to w zupełnie inny sposób. Jak? Myślę, że ten film w pełni odpowiada na to fundamentalne pytanie.
Zobacz pozostałe recenzje z cyklu #DobryFilmNaWakacje
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |